Nintendo powinno wrócić do Virtual Console. Fani retro muszą mieć dostęp do ulubionych klasyków!

Nintendo powinno wrócić do Virtual Console. Fani retro muszą mieć dostęp do ulubionych klasyków!

Igor Chrzanowski | 01.08.2021, 10:00

Od czasów Nintendo Wii japoński koncern kultywował świetną ideę cyfrowej sprzedaży kultowych klasyków ze starszych konsol, które są już dziś w dużej mierze niedostępne. Tak zwane Virtual Console dostępne było na Wii, 3DS i Wii U, jednak na Nintendo Switch rewelacyjna usługa po prostu zniknęła.

Spośród wszystkich producentów konsol, swego czasu to właśnie Nintendo oferowało najlepszą usługę dla miłośników retro, którą była tak zwana wirtualna konsola, czyli po angielsku Virtual Console, które zapoczątkowało swój żywot już 19 listopada 2006 roku na cyfrowym sklepie Nintendo Wii. Dziś porozmawiamy sobie o tym dlaczego była to tak dobra inicjatywa i dlaczego Nintendo powinno zrobić coś w kierunku jej wskrzeszenia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kawał pięknej historii

Nie ma co ukrywać, że klimaty retro mają zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników, ale nikt nie zaprzeczy temu, że jest to ogromny kawał naszej branżowej historii, który powinien zostać zachowany dla potomnych. Gdy w rzeczonym 2006 roku Japończycy wyruszyli z serwisem Virtual Console, miłośnicy starusieńkich klasyków mogli zanurzyć się w odmętach nostalgii tkwiących w produkcjach z NES, SNES, N64, SEGA Mega Drive, TurboGrafx oraz PC Engine. Początkowo w Japonii usługa wystartowała z 38 tytułami, USA i region Ameryki Północnej dostał 12 startowych produkcji, zaś Europa i inne strefy PAL otrzymały aż 17 gier.

Całość była systematycznie rozwijana z tygodnia na tydzień, kiedy to co wtorek na serwerach lądowała co najmniej jedna nowa produkcja. Gdy na rynku pojawiło się Nintendo 3DS oraz następnie Wii U, obie konsole również otrzymały dostęp do rewelacyjnej i szalenie chwalonej przez społeczność retro usługi, chociaż z mocno ograniczoną względem Wii biblioteką. Przez blisko 10 lat Wii otrzymało dostęp do najważniejszych staroci z NES, SNES, N64, TurboGrafx-16, Sega Master System, Sega Genesis (Mega Drive), Neo Geo, Commodore 64 oraz MSX-a, co dało nam łącznie możliwość zakupu aż 659 hiciorów - jeśli było się oczywiście mieszkańcem Japonii, bo nasz zapomniany przez Nintendo region mógł liczyć na wsparcie "tylko" 385 klasyków, bez dostępu do MSX-a.

Posiadacze Wii U mieli o tyle lepszą sytuację, że mogli z poziomu swojej konsoli wejść w tryb Wii i śmigać w dostępne na nim klasyki, a oprócz tego sam next-genowy eShop oferował dodatkowy dostęp do aż 101 hitów z przenośnych konsol takich jak Game Boy Advance (70 gier w Europie) oraz Nintendo DS (31 gier w Europie). Tradycyjnie Japończycy mogli liczyć na więcej, bowiem aż bonusowe 133 tytuły.

Najgorzej Virtual Console radziło sobie niestety na Nintendo 3DS, gdzie posiadacze handheldu Japończyków mieli możliwość zakupu retro perełek z NES-a, SNES-a (tylko na modelach typu "New"), TurboGrafx-16 (tylko w Japonii), Game Boy, Game Boy Color, Game Boy Advance oraz Sega Game Gear. Łącznie było to 256 tytułów dla mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni oraz 178 klasyków dla Europejczyków.

Ogromny krok wstecz!

Nie wiedzieć czemu jeden z największych powodów Nintendo do dumy został przez japońską korporację porzucony jak PS Vita przez Sony - firma odcięła się od swego dziedzictwa i wraz ze startem Nintendo Switch zapowiedziała wielkie zmiany w swojej retro polityce. Moim zdaniem zmiany na gorsze.

Gdy sam kupiłem Wii U i zacząłem przeglądać cyfrowe półki wirtualnego sklepu eShop, swoją liczącą aż 200 pozycji Listę życzeń zapełniłem po brzegi przede wszystkim klasykami z Virtual Console! Dodatkowo ze wszystkich zakupionych tamże cyfrówek posiadam w 99% gry retro. Jak zatem widać klienci tacy jak ja napędzali Nintendo sprzedaż bardzo leciwych już tytułów, których utrzymanie nie kosztowało firmę zbyt wiele - co najwyżej konserwację serwerów od Virtual Console i opłaty licencyjne. Ponadto nadal planuję nabyć mnóstwo starszych perełek, które nie są dziś już na przykład dostępne na Nintendo Switch, którego retro biblioteka to w porównaniu z VC dosłownie śmiech na sali!

Obecnie bowiem w ramach abonamentu Nintendo Switch Online możemy zagrać w jedynie 88 klasyków z Nintendo Entertainment System oraz 56 gier z Super Nintendo Entertainment System - oczywiście w obu przypadkach mamy regionalne blokady, więc sumarycznie jest tego mniej jeśli nie zamierzamy bawić się w czytanie krzaczków. Łącznie daje nam to zaledwie 144 "starocie" do ogrania, co samo w sobie złą liczbą nie jest, ale jest ogromnym krokiem wstecz względem tego co firma oferowała kiedyś. 

Niby każdy z nich został dostosowany do współczesnych standardów, ma aktywny tryb wieloosobowy oraz możliwość zapisania rozgrywki w chmurze, ale nie rekompensuje to gigantycznych braków w bibliotece. Gdzie są bowiem klasyki z Game Boy'a, DS-a, N64, GameCube'a, czy nawet innych retro konsolek Segi tudzież Commodore'a 64? Jako konsumenci naprawdę zasługujemy na to, aby mieć dostęp do setek, jeśli nie tysięcy klasyków, które naprawdę powinny zostać odświeżone i przedstawione nowym pokoleniom graczy.

Co prawda Nintendo coś tam przebąkuje o dalszym rozwoju Nintendo Switch Online, ale nie kwapią się jakoś do rozszerzenia biblioteki o nowe konsole, a sama usługa rośnie średnio o zaledwie 2-3 gry miesięcznie. Teoretycznie abonament Nintendo ma ponad 26 milionów subskrybentów (dane na wrzesień 2020), aczkolwiek fani są zdecydowanie niezadowoleni z tego jak postępuje japoński gigant. Ostatnie ogłoszenie gier trafiających do NSO zaliczyło prawie 16 tysięcy łapek w dół względem 3,6 tysiąca pozytywnych ocen. Kto wie, może Nintendo wyciągnie z tego jakieś wnioski?

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper