Snake Eyes: Geneza G.I.Joe (2021) – recenzja filmu (UIP). Dziabnij się

Snake Eyes: Geneza G.I.Joe (2021) – recenzja filmu (UIP). Dziabnij się

Jędrzej Dudkiewicz | 24.07.2021, 20:00

Filmy, jak wiadomo, można podzielić – mniej więcej – na dobre, średnie i słabe. Kategorii oczywiście jest o wiele więcej, w tym dwie specyficzne: produkcje tak złe, że aż dobre (a niekiedy nawet kultowe) oraz te, które są tragiczne, ale niestety trochę im brakuje do tego, by trafić do tej szufladki. Oto recenzja filmu Snake Eyes: Geneza G.I.Joe (2021).

Tytułowy Snake Eyes stracił tatę, gdy miał zaledwie kilka lat. Na chęci zemsty zbudował całe swoje życie. Dlatego, kiedy pewnego dnia pracę proponuje mu niejaki Kenta, twierdząc, że wie, kto jest odpowiedzialny za śmierć ojca, Snake nie waha się zbyt długo. W ten sposób trafia do rodziny Arashikage, której tajemnice ma wydrzeć dla Kenty.

Dalsza część tekstu pod wideo

Snake Eyes: Geneza G.I.Joe (2021) – recenzja filmu (UIP). Dziabnij się

Snake Eyes: Geneza G.I.Joe (2021) – recenzja filmu (UIP). Pół filmu zbędne

Przyznam szczerze, że kiedy zaczął się film Snake Eyes: Geneza G.I.Joe, to po jakichś pierwszych pięciu minutach zacząłem zastanawiać się, czy aby nie pomyliłem sal w kinie. Tak się bowiem składa, że początek to niemal kopia niedawnego Mortal Kombat, a i później w scenariuszu jest zaskakująco wiele podobieństw. A to wcale nie jest największy problem produkcji.

Tak sobie myślę, że w sumie nie jestem w stanie powiedzieć, który problem jest największy, tyle mankamentów można wymienić. Przede wszystkim Snake Eyes: Geneza G.I.Joe jest o wiele za długi, do tego stopnia, że mniej więcej połowę fabuły można by wyrzucić do kosza, bo na dobrą sprawę niczemu nie służy i nie ma specjalnego znaczenia. Żeby było dziwniej, praktycznie z minuty na minutę całość robi się coraz bardziej absurdalna. Do tego stopnia, że momentami zastanawiałem się, czy ktoś nie robi sobie ze mnie jaj. Całość jest też całkowicie przewidywalna, a przede wszystkim niemożebnie nudna. Dość powiedzieć, że w miarę szybko moim głównym zainteresowaniem stało się obserwowanie zmieniającej się blizny na twarzy jednej z postaci.

Inną wadą jest też to, że twórcom zupełnie brakuje pomysłów. Część rzeczy jest wprowadzona wyłącznie po to, żeby mrugnąć okiem do widzów i by mogli oni ucieszyć się, że na ekranie pojawia się coś lub ktoś, co znają lub kojarzą z marką G.I.Joe. Film zupełnie nie sprawdza się też jako akcyjniak, bowiem sceny pościgów oraz – przede wszystkim – walk zostały nakręcone w taki sposób, że albo jest za ciemno, albo kamera lata jak szalona i wprowadza totalny chaos, albo jedno i drugie. Wszystko chyba po to, by spróbować ukryć (nie do końca się udaje), jak bardzo starcia są przegięte. Efekty specjalne również nikogo nie rzucą na kolana.

Snake Eyes: Geneza G.I.Joe (2021) – recenzja filmu (UIP). Marne postacie

To może jest chociaż komu kibicować? Niestety, też nie za bardzo. Jedyną w miarę – ale podkreślam, w miarę – niezłą postacią jest tytułowy Snake Eyes. Wcielający się w niego Henry Golding ma w sobie odrobinę luzu i jest to okej, chociaż powoduje jednocześnie, że niekiedy można odnieść wrażenie, iż gra w zupełnie innej produkcji niż reszta obsady. No i Snake jest bohaterem, który jakkolwiek się rozwija i uczy się czegoś na przestrzeni fabuły. Cała reszta wykonawców jest przeraźliwie zła. Niezależnie o kim mowa, w repertuarze są dwie miny: albo super groźna, albo super poważna. Nie pomagają też dialogi, pełne drewna i kwestii typu „spojrzałem ci w oczy i ujrzałem honor”, czy jakichś bajań o przeznaczeniu, lojalności, etc.

Innymi słowy – po prostu dramat. Snake Eyes: Geneza G.I.Joe tylko momentami zbliża się do kategorii filmów tak złych, że aż dobrych. Są tu bowiem momenty, kiedy człowiek naprawdę ma ochotę się śmiać (mimo że nie było to intencją twórców). Ale jest ich za mało i koniec końców z kina wyszedłem strasznie zmęczony. A potem sprawdziłem, kto był reżyserem tego czegoś i wszystko stało się jasne. Za kamerą stał mianowicie Robert Schwentke, odpowiedzialny między innymi za fatalne R.I.P.D. Agenci z zaświatów. Liczę, że zamiast kontynuacji Snake Eyes: Geneza G.I.Joe spotka to samo, co tę produkcję – zostanie zapomniana.

Atuty

  • Główny bohater jest w miarę okej i czegoś się uczy;
  • Momentami jest to tak złe, że aż zabawne

Wady

  • Cała reszta

Snake Eyes: Geneza G.I.Joe nie jest filmem do obejrzenia i zapomnienia. Raczej tylko do tego drugiego.

2,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper