Sony i przywilej jakości - o ostatniej polityce firmy

Sony i przywilej jakości - o ostatniej polityce firmy

Krzysztof Grabarczyk | 17.07.2021, 18:00

PlayStation gwałtownie się zmienia. Postępująca amerykanizacja korporacyjnego oczka w głowie całego Sony staje się widoczna coraz bardziej z roku na rok. Z czego to wynika? Przede wszystkim, znaczna część wewnętrznych studiów pochodzi już spoza Japonii. 

Japan Studio zostało rozwiązane kilka miesięcy temu, co uczyniło obecnego CEO wrogiem publicznym numer jeden. Zresztą, trudnych do zaakceptowania przez społeczność decyzji zapadło być może o kilka za dużo. Część z nich wskutek oburzenia graczy, została nawet cofnięta. Szefowie się zmieniają, wraz z nimi przychodzą zmiany w toku myślenia. Gry to przede wszystkim biznes. Przypadek Sony jest o tyle interesujący, że firma nie bardzo może polegać na innych gałęziach odpowiedzialnych za przychody. Dekadę temu koncern planował z hukiem wdrożyć telewizory 3D, jak to się skończyło - dobrze wiemy. Silna pozycja wypracowana dzięki kapitalnej generacji w wykonaniu PlayStation 4 pozwoliła na uprzywilejowanie w oczach grającej braci. Teraz, kiedy obserwuję coraz śmielsze kroki stawiane w kierunku maksymalnego (wy)zysku, zastanawiam się, czy zakorzeniona w japońskiej kreatywności firma, nie nadużywa owego przywileju jakości. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Cięcie

Sony i przywilej jakości - o ostatniej polityce firmy

Zanim przejdziemy do wątku głównego, przypomnijmy od kogo tak naprawdę wyszedł szeroko pojęty trend na odświeżanie klasycznych tytułów? Oczywiście od Sony. Proceder ma swój początek wraz z wybitnymi grami wprost od Fumito Uedy. Pierwszym, zremasterowanym pakietem okazało się Team Ico Collection (2011, Sony Japan Studio). Następnie mieliśmy trylogię Uncharted, po drodze Insomniac dostarczyło kosmetyki dla Ratchet and Clank z epoki hegemonii PS2. Niedługo potem, wraz z nadejściem 8. generacji konsol, już na starcie wydawcy podchwycili temat, fundując usprawnione wydania. Innymi słowy, to się po prostu sprzedawało, i sprzedaje nadal. Remasterowanie jednak udało się zastąpić. Wielu zachodziło w głowę, czy uda się znaleźć adekwatny, rynkowy zamiennik. Czasem kluczem do rozwiązania jest po prostu chwytliwe nazewnictwo, sugerujące ogrom dodatkowej zawartości. Na odpowiedzi nie musieliśmy czekać zbyt długo. Wszystko zaczyna się od Ducha Cuszimy, zapowiedzianego w świetle wersji reżyserskiej. Trudno podważyć ogrom pracy ze strony dewelopera, Sucker Punch - włożony w malowniczy wygląd ostatniego tytułu w katalogu PS4.

Jeszcze pod koniec ubiegłego roku, samurajska krucjata przeciw mongolskim najeźdźcom została kosmetycznie upiększona dla szczęśliwych wówczas posiadaczy PS5. Co natomiast dzieje się obecnie? Standardowa edycja Ghost of Tsushima podstępnie znika z oferty PlayStation Store. W odpowiedzi, Sony rzuca nam możliwość zakupu droższej, rozbudowanej wersji Director's Cut lub możliwość płatnej aktualizacji. W tym miejscu dochodzimy do ciekawej konkluzji. Większość z nas, najpewniej rzadko sięga po cyfrowe wydania, jeśli te nie znajdują się akurat w promocji. Ceny wydań cyfrowych bardzo często są zawyżone, więc czy na pewno jest nad czym płakać, skoro czesto rezygnujemy z zakupu? Teraz rozumiem sens wydawnictwa modelu Digital. Cenę dodatkowego pakietu ustalono na poziomie 84 złotych. Dużo czy nie, oceńcie sami. Edycja w pudełku to już druga, bardziej bolesna kwestia. Podobny los czeka fanów Death Stranding, ponieważ kojimiści nie przejdą obok reżyserskiego wydania obojętnie.

Tudzież zdecydują się ponieść dodatkowe koszty na drodze lepszej jakości. Katalog pozycji do "reżyserskich poprawek" jest całkiem liczny i daje Sony spore pole manewru. Choć wielu narzeka na tę nową/starą politykę firmy, znajdzie się również niejeden chętny do zakupu. Choćby z uwagi na fakt, że uwielbiamy ogrywać poprawione edycje znanych hitów. Potwierdza to ilość graczy lubujących się w next-genowej rozgrywce na drodze aktualizacji. Nawet docinki ze strony konkurencji nie powstrzymają Sony przed możliwością ponownego zysku. Kwestia ulepszonego Death Stranding również nie jest dziełem przypadku. Gra nie do końca sprostała oczekiwaniom wydawcy, w kwestii ogólnego bilansu sprzedaży. Nikt tego otwarcie nie przyznał, lecz wyników praktycznie nie publikowano. 

Cena jakości

Sony i przywilej jakości - o ostatniej polityce firmy

Jim Ryan właśnie stwierdził, że firmę interesują wyłącznie najlepsze produkty. Innych gier już nikt nie pamięta. Cóż, Ameryki nie odkrył. Raczej potwierdził, że japoński wydawca staje się coraz mniej japoński. Oburzenie wywołało zamknięcię Japan Studio, dzięki któremu mieliśmy przyjemność doświadczać interaktywnego piękna dzięki dziełom Fumito Uedy czy samego Bloodborne - aktualnie lidera w oczekiwaniu na usprawnienia, choć te chyba nie nadejdą. Ewentualnie z ambitnym dopiskiem "Director's Cut". W tej garści ironii jednak odnoszę wrażenie, że wielu czytających dzisiejszy wpis, rychło zdecydowałoby się na zakup jednej z najlepszych gier spod warsztatu Miyazakiego we wzbogaconym wydaniu. Tutaj właśnie dochodzimy do istoty sprawy. W ciągu kadencji PlayStation 4, lub wcześniej, firma ugruntowała pozycję na drodze jak najlepszej jakości. PlayStation stoi przede wszystkim dokonaniami deweloperów, wykorzystaniem możliwości danego systemu, stawiając na drugim miejscu sektor usługowy. Wszystko ma jednak swoją cenę. Hype train do stacji PlayStation 5 wydaje się niepowstrzymany.

Z drugiej strony, Jim Ryan próbuje z uporem maniaka wygenerować zyski, gdzie tylko się da. Podwyżkę cen tłumaczył coraz lepszą jakością. Rodzi się zatem pytanie. Skoro PlayStation skupia ludzkie zasoby na produkcji dużych gier, czy dla nas oznacza to kres produkcji tytułów o mniejszej skali? Dawniej w zachwyt wprawiały takie osiągnięcia jak Flower, Journey czy jeszcze mniej znane Rain. Ryan skupia uwagę na blockbusterach. Wersja reżyserka The Last of Us: Part II jest według mnie kwestią czasu. Domagają się tego również gracze. Wspominałem w jednym z wcześniejszych wpisów o zjawisku "amerykanizacji PlayStation". Punktem odniesienia staje się obecna polityka wydawnicza Sony. Rozwiązania są często adaptowane od konkurencji, czyli Microsoftu. Spójrzmy na to przez pryzmat wersji PC gier pokroju Horizon: Zero Dawn czy Death Stranding. Kilka lat wstecz było to nie do pomyślenia. Zmienia się punkt widzenia na korporacyjnych szczeblach. Wewnętrzne studia PlayStation to dzisiaj przecież wyraźna dominacja Zachodu. Czyżby The Last Guardian był faktycznie ostatnim, tak wysokobudżetowym, wschodnim tytułem szykowanym wyłącznie dla rodziny Sony?

Wiele na to wskazuje. W ramach zachowania równowagi, Sony dostarcza konsekwentnie nowogeneracyjne doświadczenie, czego dowodem jest Demon's Souls, Returnal oraz Rift Apart. W wersjach reżyserkich być może dostrzegamy drugie dno. Niemal wszystkie zapowiedziane na dalszą część obecnego roku gry dedykowane PlayStation 5 - zaliczają obsuwę. Na drodze oczekiwania, w obliczu rosnącego braku zainteresowania płatnymi remasterami, zdecydowano o edycjach Director's Cut. Iluzoryczne poczucie obcowania z nową zawartością nieco przyćmi okres oczekiwania. Gracze chętnie kupują gry Sony, lecz nie premierowo. Obecnie nowy Ratchet and Clank zalicza udane tygodnie w Wielkiej Brytanii, choć minie za chwilę miesiąc od premiery. Drugą stroną medalu jest fakt, że gra jest dodawana do konsoli. Te wyprzedają się na pniu, natomiast grę da się nabyć w cenie niższej od sklepowej. Sony zatem korzysta z przywileju jakości, póki może. Wersje reżyserskie, wyższe ceny, większa koncentracja na wielomilionowych projektach. Łatwo o wypadek w takich warunkach, prawda? 

Źródło: własne
Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper