Days Gone jest lepsze niż się spodziewałem

Days Gone jest lepsze niż się spodziewałem

kalwa | 10.07.2021, 10:00

Nie jestem wielkim fanem exów Sony z dwóch ubiegłych generacji. Większość z nich pod wieloma względami prezentuje się najwyżej dobrze, ale nie przeszkadza to branży w wychwalaniu ich pod niebiosa. Nieco inaczej było z Days Gone, które nie spotkało się z wielkim uznaniem. W moim odczuciu jest to natomiast jedna z najciekawszych produkcji wykonanych na rzecz japońskiego giganta.

Spodziewałem się, że Days Gone będzie kolejnym przedstawicielem Sony The Game w otwartym świecie, ale wykonaną gorzej niż pozostałe tytuły wielkiego wydawcy. Założyłem, że napotkam wyeksploatowane do granic możliwości mechaniki, milion znaczników z bezsensownymi aktywnościami sztucznie wydłużającymi czas gry i przeciętną fabułę, która nie opowie nic specjalnego, mniej lub bardziej kopiując od zwłaszcza jednego hitu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Myliłem się. Gra okazała się pod kilkoma względami lepiej zrealizowana niż pozostałe hity Sony z podobnego okresu. W szczegóły wdam się jednak w dalszej części tekstu. Wspomnę tylko jeszcze o swoich odczuciach po tym, jak gra została zapowiedziana. Wtedy skwitowałem to prawdopodobnie (bo już nie pamiętam dokładnie) stwierdzeniem, że będzie to kolejne The Last of Us, tyle że z hordami zarażonych jako główną atrakcją. No i motocyklem. I otwartym światem.

Można więc powiedzieć, że sam zarzuciłem wtórność tej produkcji, która z zewnątrz wyglądała przecież jak każda inna gra będąca zlepkiem sprawdzonych (?) pomysłów. To wrażenie utrzymywało się jeszcze przez pierwsze chwile od uruchomienia, ale stopniowo ustępowało miejsca stwierdzeniu, że to gra ze swoją własną tożsamością i elementami, których na próżno szukać gdzie indziej.

Witaj w Oregonie

Days Gone jest lepsze niż się spodziewałem

Pierwsze co pomyślałem po uruchomieniu Days Gone, było coś w stylu "po cholerę zrobili kolejną grę z apokalipsą zombie?" Tematyka gangów motocyklowych nie jest przecież czymś często spotykanym. Śmiem twierdzić, że zwłaszcza w grach pojawia się mało i rzadko kiedy na pierwszym planie. Z tytułów, które mam za sobą wymieniłbym niektóre części serii Grand Theft Auto, czy produkcję o noszącej miano Road Rash. Głód na grę w klimatach rodem z Sons of Anarchy pozostał niezaspokojony.

To też nie jest tak, że gang motocyklowy, do którego należał niegdyś Deacon i jego najlepszy przyjaciel, to wielce ważny temat fabuły. Osobiście odebrałem to bardziej jako tło, służące nakreśleniu przeszłości protagonisty, jego charakteru i stylu bycia. Trochę szkoda, ale szybko przełknąłem ten "brak". Trudno też oczekiwać, że w podobnym świecie coś takiego dalej będzie czymś ważnym. Wspomniane postacie i tak niejako jeszcze tym żyją i czasem bierze ich na wspomnienia.

Jeśli choć trochę interesowaliście się wspomnianym tytułem, wiecie zapewne, że akcja Days Gone toczy się w Oregonie. Ponad połowa stanu pokryta jest lasami, toteż głównie tego typu tereny zwiedzamy. Jeśli chodzi o bardziej zabudowane obszary, to będą to ośrodki wypoczynkowe, małe osady, farmy, czy choćby tartak. Wszystko oczywiście odpowiednio spustoszone epidemią, która w dużym stopniu wyniszczyła ludzkość i wywróciła ich życie do góry nogami.

Co rusz widzimy jej skutki: zniszczone budynki, drogi zastawione wrakami samochodów i przede wszystkim kręcący się tu i ówdzie zarażeni, którzy ochoczo rzucą się za nami w pościg przy pierwszym kontakcie. Patrząc na drogi nietrudno też zrozumieć, dlaczego w zasadzie każdy z ocalałych dysponuje motocyklem. Drogi są tak zawalone, że nie sposób byłoby komfortowo poruszać się większym pojazdem - co też w pewnym momencie jest przez postacie komentowane.

W zniszczonym Oregonie przeważają świrusy i tym samym to, co po sobie zostawiają. Stosunkowo szybko od rozpoczęcia przygody trafiamy na ich gniazda. Twórcy na tyle pieczołowicie wykreowali ich miejscówki, że unoszący się tam smród wręcz czuć - choć może zasługą tego jest gra aktora wcielającego się w protagonistę. O tym będzie jednak później. Pozostając jeszcze w temacie klimatu gry, ważna jest kwestia pogody. Ta jest wystarczająco zróżnicowana, aby wpłynąć na samą rozgrywkę jak i oczywiście warstwę artystyczną. Uświadczymy tu cuchnących upałów, ulewnych deszczy, czy opadów śniegu.

Wódziarz, jak tam ręka?

Days Gone jest lepsze niż się spodziewałem

Pamiętam, że po obejrzeniu prologu i następnie kilku scenek z właściwego początku Days Gone, stwierdziłem, że głos Deeka jakoś nie pasuje mi do jego wyglądu. Nie mogłem się też przyzwyczaić do jego charakterystycznego stylu mówienia. Do tego, że nie kończy wypowiadanych kwestii, przerywa, czasem rozdrażniony zmienia całkiem ton wypowiedzi. Z czasem się jednak do tego przekonałem, z każdą chwilą coraz bardziej doceniając występ Sama Witwera.

Nie gorzej jest z resztą postaci. Zostały wykreowane bardzo przekonująco i przy tym naturalnie, ale duży wpływ ma na to również to jak napisano dialogi. Podobnie jak w Red Dead Redemption 2 sporo jest tutaj rozmówek w zasadzie o niczym, ale pozwalających nam lepiej zapoznać się ze światem, czy ludźmi walczącymi w nim o przetrwanie. Szkoda tylko, że tak łatwo o usłyszenie tego samego dialogu pomiędzy niezależnymi postaciami stojącymi w tle. Ich rozmówki się powtarzają i tę samą wymianę zdań możemy usłyszeć w dwóch różnych obozach i od całkiem innych osób.

Pochwałę muszę skierować również do charakteru wybranych zadań, które często odbiegają od normy - choćby misje, w których naszym jedynym celem jest udanie się w jedno ważne miejsce i oddanie się wspomnieniom. Było to dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem i między innymi przyczyniło się do tego, że Days Gone stawiam stosunkowo wysoko. Oczywiście mam swoje zarzuty co do niektórych wątków i obu zakończeń, ale podoba mi się to, że twórcy poszli swoją drogą, nie kopiując w zasadzie nic od Naughty Dog.

Warto też zwrócić uwagę na to jak wspólnie przeplatają się zadania główne i poboczne. Nie chcę jednak za dużo zdradzać, dlatego wspomnę tylko, że zrealizowane jest to na tyle dobrze, że czasami trudno oderwać się od produkcji Sony Bend. Cenię to, że nastrój gry często jest przytłaczający, ale jednocześnie ukazane wydarzenia potrafią lekko podnieść na duchu i pokazać, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Składają się na to właśnie te małe, z pozoru niewiele znaczące wątki. Wiele z nich dotyczy samego Boozera i jego przyjaźni z Deaconem.

Na koniec świata

Days Gone jest lepsze niż się spodziewałem

Spodobała mi się konstrukcja otwartego świata Days Gone, choć w tym miejscu ważne są również aktywności, którymi możemy się zająć. Z początku wygląda to bardzo podobnie do pierwszego lepszego Sony The Open World, ale z czasem zauważyłem jak wiele elementów fajnie się wspólnie zazębia, tworząc spójną całość. Dobrym przykładem mogą być tu placówki N.E.R.O., w których możemy zdobyć ulepszenia dla naszego motocyklisty - choćby zwiększenie ilości HP, czy wytrzymałości.

Nie jest to jednak takie proste, bo żeby dostać się do kontenera zawierającego ulepszenie, musimy najpierw przywrócić zasilanie. Do tego potrzebne jest paliwo zwykle znajdujące się w okolicy. Czasem jednak pojawia się więcej komplikacji i w takim wypadku konieczna jest wymiana bezpiecznika. Warto jednocześnie zawczasu zadbać o to, aby przywrócenie energii elektrycznej nie zwróciło zbyt wielkiej uwagi zarażonych kręcących się w pobliżu. Jeśli pominiemy choćby jeden z głośników mieszczących się w lokacji, ściągniemy w najgorszym wypadku hordę, która skutecznie utrudni zebranie łupu.

Hordy to element, który w największym stopniu decyduje o odmienności Days Gone. Na pewno jest to mój ulubiony element rozgrywki. Stosunkowo szybko spróbowałem swoich sił w rozprawieniu się z nimi i miało to miejsce przy wspomnianej placówce, niedaleko torów. Nie wiedząc jeszcze co mnie czeka, przywróciłem zasilanie by następnie usłyszeć z wielkich głośników wygłaszany komunikat. Chwilę po tym do moich uszu dotarł ryk zbliżającej się hordy. Wpadłem w panikę i przez kilka chwil biegałem w kółko mając na ogonie cały tłum wariatów. Ostatecznie udało mi się z nimi rozprawić - choć jednocześnie straciłem niemal całą amunicję i środki lecznicze.

Poza hordami w świecie czyha znacznie więcej zagrożeń, również ze strony ludzi. Nie zliczę ile razy dałem się złapać w pułapkę - choćby za sprawą snajpera na drzewie, który przestrzelił silnik mojego motocyklu, dając tym samym swoim kolegom okazję do osaczenia mnie. Nietrudno też stać się ofiarą agresywnego zwierzęcia, jak choćby wilk, czy zarażony niedźwiedź wielki jak przyczepa kempingowa.

Jeśli zaś chodzi o aktywności - są to wspomniane placówki N.E.R.O., obozowiska bandytów, czy gniazda zarażonych, których zlikwidowanie umożliwia korzystanie z szybkiej podróży. Jest tego stosunkowo niewiele, ale nie oznacza to, że w grze nie ma co robić. Zajęć jest sporo, ale nie za dużo. Za to właśnie muszę pochwalić omawianą grę, bo twórcy zadbali o zachowanie odpowiedniego balansu. Dlatego też wszystko przychodzi naturalnie. Ostatnią grą której nie miałem dość po tak wielu godzinach, było Red Dead Redemption 2. Tutaj również po skończeniu wszystkich zadań, miałem ochotę grać dalej i zabrać się za zlikwidowanie kilku ostatnich hord.

Stalowy rumak i juki pełne ołowiu

Days Gone jest lepsze niż się spodziewałem

Pozostaje jeszcze kwestia poruszania się i walki. Motocykl to dobrze sprawdzający się środek transportu, zwłaszcza po kilku znaczących ulepszeniach. Model jazdy jest przyjemny, choć idealnym bym go nie określił. Większy problem miałem z okazyjnymi błędami, które sprawiały, że z pojazdem działy się dziwne rzeczy, przez co niejednokrotnie umarłem. Na początku też nieco trudno się przyzwyczaić, ale stosunkowo szybko to mija. Warto wspomnieć też o tym, że na to jak się prowadzi wpływają również warunki pogodowe - w śniegu o wiele łatwiej o utratę przyczepności, aniżeli na gorącym asfalcie.

Nie do końca przemyślany jest system zużycia paliwa. Z początku, zanim zadbamy o właściwe ulepszenia, schodzi bardzo szybko, wręcz absurdalnie. Na szczęście stosunkowo łatwo o znalezienie kanistra i uzupełnienie braków. Motocykl może ulec uszkodzeniu, przez co nie będziemy mogli go używać. W takiej sytuacji jedyne co pozostaje to znalezienie złomu i wykonanie naprawy. Ten można znaleźć pod maskami wielu opuszczonych samochodów, choć zamiast tego możemy trafić na części, które posłużą choćby do wytworzenia tłumika do broni palnej.

W grze jest system wytwarzania przedmiotów, co możemy robić w locie. Jest to bardzo przydatne w trakcie rozprawiania się z większymi grupami przeciwników - choćby w sytuacjach, gdy skończą się środki lecznicze, czy różnego rodzaju bomby. W ten sposób możemy też naprawić broń białą - jak choćby bejsbol wyposażony w ostrze do cięcia.

Za każde wykonane zadanie, czy zabitego przeciwnika otrzymujemy doświadczenie, które możemy oczywiście przeznaczyć na rozwój umiejętności Deacona. Za zebrane uszy zarażonych staniemy się bogatsi - choć musimy wybrać, w którym obozie te łupy wymienimy na walutę. Dzięki temu będziemy mogli ulepszyć swój motocykl, zmienić jego wygląd, kupić amunicję, czy choćby granaty. Każdy obóz ma swoją ofertę i choćby z tego powodu warto inwestować w ten, który wydaje się najbardziej opłacalny.

Walka jest niczego sobie. Mamy do dyspozycji oczywiście broń palną różnego rodzaju, począwszy od jednoręcznych pistoletów, a na potężnych snajperkach kończąc. System strzelania jednak nie do końca mi przypasował i powiedziałbym, że stoi na poziomie Uncharted, czy The Last of Us. Średnio jest z odczuwaniem mocy broni, co pogarsza się wraz z progresem. Z czasem dostajemy silniejsze bronie, ale samą ich moc możemy odczuć jedynie poprzez zauważenie faktu, że przeciwnicy umierają od jednego pocisku, niekoniecznie w głowę.

Pomijając już inteligencję zarażonych, kiepsko jest z myśleniem ludzkich przeciwników. Owszem, zdarza im się zajść Deacona od flanki, ale przez większość czasu czekają po prostu na śmierć, nieskutecznie chowając się za osłonami, czy prowadząc nieprzekonujący ostrzał. Największym zagrożeniem w moim przypadku okazali się wariaci podbiegający z maczetami. Wtedy musiałem bowiem wstać i narazić się na ostrzał tych bardziej oddalonych.

Z początku gra starała się mnie też nauczyć grania po cichu, ale to w zasadzie jedyny moment kiedy uskuteczniałem podobne podejście. Szybko znudziło mi się czekanie na to, aż rutyna danego przeciwnika zaprowadzi go w pożądane przeze mnie miejsce. Skradanie również nie jest mocną stroną Days Gone. Na szczęście walki nie są na tyle złe, że ubolewałem nad samym ich istnieniem. O wiele przyjemniej by mi się strzelało gdyby nie to przeklęte przybliżenie podczas celowania, z którym mam do czynienia w większości strzelanek TPP. Dlatego cenię Rockstar za to, że jeszcze swojego modelu strzelania w podobny sposób nie opracowują.

Dni utracone

Days Gone jest lepsze niż się spodziewałem

Z Days Gone spędziłem około 90 godzin, grając na poziomie normalnym i sprawdzając część zawartości dodatkowej. Przez większość czasu było zbyt prosto i nieco ubolewałem nad tym, że nie mogę zwiększyć trudności. Z czasem zaakceptowałem ten stan rzeczy, zwłaszcza że kilka ogromnych hord naprawdę dało mi popalić. Zwłaszcza ta w tartaku.

Grałem na PlayStation 4 w wersji Slim i nie miałem zbyt wielu spadków animacji. Zdarzyło się natomiast, że czasem nie wczytała mi się nawet część lokacji. W jednym z ostatnich obozów pani zbierająca uszy świrusów nie miała przed sobą stołu, a całe otoczenie wokół niej było rozmazane. Nie wpłynęło to jednak na odbiór całości.

Days Gone to naprawdę udana gra, choć kilka rzeczy mogłaby zrobić znacznie lepiej. Polubiłem Deacona i jego znajomków, ale nie wiem czy chciałbym kolejnej opowieści z ich udziałem. Days Gone 2 zasłużyło sobie na istnienie, ale osobiście preferowałbym chyba innego typu opowieść. Ta zdaje się domknięta. Taka sama zdawała się jednak ta opowiedziana w Horizon Zero Dawn, a jednak doczekaliśmy się zapowiedzi kontynuacji. Szkoda, bo zdecydowanie wolałbym zobaczyć Deacona w nowej opowieści. Aloy nie chcę widzieć.

cropper