Alkohol i Holywood, czyli wielkie gwiazdy walczą z nałogiem

Alkohol i Holywood, czyli wielkie gwiazdy walczą z nałogiem

Dawid Ilnicki | 19.06.2021, 14:00

Związki alkoholu i Hollywood są tak stare jak sama kinematografia. Wiele gwiazd ekranu w przeszłości miewało problem z uzależnieniem od różnych substancji psychoaktywnych, o czym informowały widzów głównie plotkarskie media. Ogromnej większości z nich udawało się z nich wyjść, a ich przykład służył później innym jako przestroga. 

W zeszłym tygodniu do polskich kin trafił w końcu ostatni film Thomasa Vinterberga “Na rauszu”, oczekiwany od dłuższego czasu, nie tylko ze względu na prestiżową statuetkę Oscara za najlepszy film zagraniczny. Rzadko zdarza się, by obraz intrygował za sprawą samego, króciutkiego rozwinięcia fabuły, które tym razem zapowiadało niezwykle ciekawą produkcję. Otóż grupka przyjaciół, uczących w miejscowym gimnazjum, postanawia na własnej skórze przetestować teorię mówiącą, iż mała ilość alkoholu, wypijanego codziennie, nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz pomaga w życiu. To co niektórym mogło się wydać oryginalną wersją słynnego amerykańskiego cyklu “Kac Vegas” w rękach duńskiego mistrza zmieniło się rzecz jasna w mocno specyficzny komediodramat, wiele mówiący o ludzkich zmaganiach na pewnym etapie życia. Cytowane przez jednego z bohaterów tezy pewnego uczonego - które od razu można złośliwie porównać do ustaleń mitycznych “amerykańskich naukowców” - stają się oczywiście wygodną bazą do racjonalizacji -  zakamuflowanego pod postacią uczestnictwa w badaniach - picia alkoholu, które ma pomóc w realizacji codziennych obowiązków i bycia znośniejszym dla otoczenia. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Wielką wartością filmu Vinterberga jest pokazanie życia na granicy, pomiędzy pełną trzeźwością a alkoholowym upojeniem, które rzeczywiście momentami przynosi ulgę w zmaganiach z rzeczywistością. Co prawda ów stan grozi nieopatrznym wpadnięciem w ścianę i złamaniem nosa, ale jednocześnie pomaga w pracy, bo dzięki niemu łatwiej nawiązuje się kontakty, zwłaszcza z pokoleniem od siebie młodszym, lepiej znosi  trudy życia codziennego, a nawet pomaga on skontaktować się ze swym dawnym “ja”. Pogodniejszą i aktywniejszą wersją samego siebie, która sukcesywnie, z roku na rok, ginęła gdzieś pod ciężarem trudów życia codziennego. Oczywiście owej granicy nie sposób nie przekroczyć, a ustalone wcześniej 0.5 promila rośnie z kieliszka na kieliszek, co ostatecznie skutkuje kacem i to nawet podwójnym, bo do zwyczajowego bólu głowy i fatalnego samopoczucia szybko dołącza także ten moralny.

Bohaterami “Na rauszu” są ludzie tacy jak my, zwyczajni mężowie, ojcowie, bracia i przyjaciele, mający duże problemy ze znojem i trudem codziennych wyzwań. Często niepogodzeni z tym, że nie zrealizowali potencjału na wcześniejszym etapie życia. Zupełnie inną grupą, mającą na pewnym etapie życia problemy z alkoholem, są ludzie będący na świeczniku, wciąż obserwowani przez media, czyli najpopularniejsze gwiazdy ekranu. Problemy z życiem codziennym biorą się tu zarówno z chwilowego zachłyśnięcia sławą, jak i z momentów kiedy nie potrafią oni znaleźć sobie miejsca po zakończeniu cieszącej się sławą produkcji. W powrocie na właściwą drogę naturalnie nie pomaga ich status, ciągłe zainteresowanie mediów, które lubują się w nieustannym donoszeniu o kolejnych ekscesach z udziałem światowych celebrytów. Choć jednak ów problem kojarzymy raczej z czasami mediów działających 24 godziny na dobę, podobne przypadki zdarzały się dużo wcześniej.

Alkohol w starym Hollywood

Alkohol i Holywood, czyli wielkie gwiazdy walczą z nałogiem

Temat suto zakrapianych imprez, na których często pojawiali się aktorzy jest stary jak świat i sięga początków kina. Często wiąże się go z tematem grup towarzyskich, które były znane z licznych bankietów, często kończących się dużym kacem. Jako jedno z pierwszych, w tym kontekście, pojawia się nazwisko Humphreya Bogarta, który miał być założycielem pierwszej tego typu grupy, nazywanej “The Rat Pack”, do której należeli m.in. reżyser John Huston, legendarni Lauren Bacall i Frank Sinatra, a sam aktor miał zwyczaj picia aż do momentu, gdy usnął przy barze. Problemy z alkoholem kosztowały go udział w kilku produkcjach, ale jednocześnie był przez lata tak wielką gwiazdą, że nie wpływały one na jego status, a dziś wspomina się je raczej jako anegdotę z dawnych czasów.

Bardzo podobnie traktowano przypadki z Errolem Flynnem, któremu wspomina się m.in. libację alkoholową z Fidelem Castro, jeszcze sprzed czasów rewolucji kubańskiej, przynoszenie na każdy plan zdjęciowy specjalnego zestawu “medycznego”, na który składały się ⅖ litra wódki, a także specjalne pomarańcze, w które zawczasu wstrzykiwano alkohol. W związku z coraz większym problemem gwiazdora, na jednym z planów interweniował sam Jack Warner, który zadecydował o zamknięciu barku; w przeciwnym razie realizatorzy mogliby bowiem nie skończyć produkcji na czas. Flynn w wieku 32 lat miał dostać od lekarza diagnozę, mówiącą o tym, że jeśli nie zmieni trybu życia może umrzeć za pięć lat. Według ówczesnych doniesień aktor nie przejął się nią, ale też zdecydowanie przebił granicę wyznaczoną przez medyka, bo zmarł w wieku 50 lat.

Innym gwiazdorem tamtych lat, mającym problemy z alkoholem był Robert Mitchum, również mający opinię człowieka często zaglądającego do kieliszka. Sam aktor określił realizację filmu “Za wszelkę cenę” z 1955 roku mianem “gorzelni” współpracując wtedy m.in. z Lee Marvinem i Broderickiem Crawfordem. Cztery lata wcześniej upojenie alkoholowe doprowadziło do prawdziwej bitwy, na planie filmu “Jego typ kobiety”, pomiędzy nim a kaskaderami. Pijany Mitchum zapomniał bowiem o tym, że ma jedynie udawać i w scenie napadu grupki ludzi, po prostu zaatakował kilkoro z nich, co skończyło się ogromną awanturą i zniszczeniem dużej części dekoracji. Aktor długo miał opinię awanturnika, jednak w jego przypadku niezdrowy tryb życia wcale nie wpłynął na niego negatywnie gdyż dożył sędziwego, zwłaszcza w tych latach, wieku 79 lat.

Jednym z najbardziej znanych odtwórców, mających problemy z alkoholem był słynny Richard Burton, a stopniowo pogarszający się stan zdrowia mocno widać w jego ostatnich filmach. Jednym z nich jest sequel do słynnego “Egzorcysty” zrealizowany przez Johna Boormana w 1977 roku, w którym gwiazdor zagrał główną rolę. Ze wspólnej pracy na planie szczególnie cieszyła się młoda Linda Blair, która uwielbiała aktora i zgodziła się na występ w kontynuacji głównie ze względu na niego. Wkrótce okazało się, że wybór Burtona do tej roli był fatalny. Pogrążony w nałogu gwiazdor często zapominał swoje role i choć pracę na planie zaczął całkiem dobrze później często zjawiał się na nim pijany. Zmarł w 1984 roku na krwotok śródmózgowy, którego jednym z powodów było nadużywanie alkoholu.

Zachłyśnięcie się sławą

Alkohol i Holywood, czyli wielkie gwiazdy walczą z nałogiem

Liczne ekscesy gwiazd dawnego Hollywood były oczywiście z lubością opisywane przez ówczesne tabloidy, które nie przepuściły okazji, by skrytykować nielubianego odtwórcy, ale sytuacji tej nie da się porównać z dzisiejszymi czasami, gdy media działają praktycznie 24 godziny na dobę, a najwięksi aktorzy są pod ich ciągłym ostrzałem. Muszą się zatem mocno pilnować, by nie popełnić jakiegoś błędu. Szczególnie na nie narażeni są aktorzy nie mający długiego stażu, a zatem również doświadczenia, dla których nagła i ogromna popularność jest czymś zupełnie nowym. Taką osobą był bez wątpienia Wes Bentley, który nie tak dawno przyznał się, że nie poradził sobie z ciężarem wielkiego sukcesu po roli w “American Beauty” i przez kolejną dekadę zarabiał pieniądze niemal wyłącznie po to, by kupować kolejne działki twardych narkotyków, które pozwalały mu przetrwać każdy następny dzień. Podobnych świadectw jest dużo więcej, najbardziej szokujące były jednak przypadki odtwórców bardzo młodych.

Niemal każdy fan kina niestety dobrze zna przypadek Macaulaya Culkina, który po występie w “Kevinie samym w domu” stał się jednym z najpopularniejszych aktorów młodego pokolenia, co oczywiście wiązało się z ogromną popularnością, na którą ten bardzo młody człowiek nie był jeszcze przygotowany. Trudno zresztą o tym mówić, skoro za rolę w sequelu do “Kevina…” młody gwiazdor miał otrzymać 4.5 miliona dolarów, o które zresztą toczyła się batalia pomiędzy jego rozwodzącymi się rodzicami. W przypadku Macauleya głównym problemem było rosnące uzależnienie od narkotyków, których posiadanie stało się zresztą powodem aresztowania aktora, o którym donosiły wszystkie portale plotkarskie. Po długim okresie pełnym skandali ostatnio wydaje się, że wychodzi on na prostą, z rzadka grając w filmach, a większe kariery robią ostatnio jego młodsi bracia Kieran i Rory. Nadal pozostaje on jednak przykładem tego jak destrukcyjny potrafi być sukces odniesiony w życiu bardzo wcześnie.

Podobnym przypadkiem jest Drew Barrymore, której nazwisko odnosi bezpośrednio do czasów starego Hollywood, jako że pochodzi ona z artystycznej rodziny. Jej ojciec John Drew Barrymore był oczywiście w swych czasach bardzo znanym i aktywnym towarzysko aktorem, co wiązało się oczywiście z licznymi i żywo komentowanymi ekscesami. W przypadku córki kluczowy dla jej przyszłych problemów okazał się wielki triumf - odniesiony w wieku zaledwie siedmiu lat - za sprawą występu w słynnym “E.T.” Stevena Spielberga. Ogromna popularność i porównania do Shirley Temple miały jej otworzyć bramy do wielkiej kariery, a tymczasem okazała się początkiem wielkich problemów, na początku z alkoholem, a następnie także narkotykami. Zdecydowane zahamowanie jej kariery było najmniejszym problemem, które opisywano w głośnej biografii “Little Girl Lost”, wydanej już w 1991 roku, czyli w momencie gdy miała 16 lat. Dwa lata wcześniej po raz pierwszy trafiła na odwyk. W kolejnych dekadach artystka powoli wracała jednak do równowagi i w ostatnich kilkudziesięciu latach wystąpiła w kilku znanych produkcjach.

Szerokim echem odbił się wywiad jakiego w 2012 roku udzielił kolejny aktor, którego twarz bardzo wcześnie powiązano z jednym bohaterem. Mowa o Danielu Radcliffie, który wyznał, że jeszcze w czasach realizacji filmów z serii o Harry’m Potterze miał problemy z alkoholem i często przychodził pijany na plan, znajdując przy tym zrozumienie ze strony Gary Oldmana, również mającego wcześniej tego typu problemy, który stał się kimś w rodzaju jego powiernika. Młody gwiazdor nie mógł sobie poradzić z tak dużą popularnością i ciągłym monitorowaniem swojego zachowania przez media, co spowodowało wejście w nałóg, który aktor bardzo długo ukrywał przed najbliższymi. Sam twierdzi, iż dopiero interwencja rodziców i przyjaciół sprawiła, że wypracował zupełnie inne sposoby radzenia sobie z dużym stresem, a także statusem celebryty i od tego czasu nie pije alkoholu, przy okazji w udany sposób stara się zerwać z łatką odtwórcy przypisanego do jednej roli. 

Życiowe zakręty

Alkohol i Holywood, czyli wielkie gwiazdy walczą z nałogiem

Czytając o problemach młodych gwiazd ekranu, które zetknęły się z międzynarodową sławą na wczesnym etapie swojej kariery, nietrudno zrozumieć skąd się one brały, zwłaszcza jeśli zna się przypadki starszych, bardziej doświadczonych kolegów z planu, którzy również miewali podobne epizody w życiu. Wspomniany już wcześniej Gary Oldman to człowiek, któremu udało się wygrać z nałogiem, niestety są też przykłady tragiczne. Jednym z nich jest niewątpliwie Robin Williams, którego przyjaciel John Belushi, zmagał się z kolei z nałogiem narkotykowym i umarł z przedawkowania w 1982 roku. Sam wielki komik miał z kolei ogromne problemy z alkoholem i depresją, które niestety doprowadziły do tragedii w 2014 roku, uświadamiającej przy okazji, że uśmiechnięta twarz często kryje za sobą życiowy dramat. 

Na szczęście nie każdy przypadek ogromnego uzależnienia kończy się tragicznie, a aktorzy często wychodzą z niego wzmocnieni. Do podobnych problemów przyznała się w którymś z wywiadów Edie Falco, najbardziej znana jako Carmela Soprano z “The Sopranos”, której w decydującym momencie pomogła rodzina. Aktorka powiedziała, że wykorzystała swoje wcześniejsze doświadczenia w kreacji siostry Jackie, w popularnym serialu, która z kolei była osobą uzależnioną głównie od leków. Innym podobnym przypadkiem jest Robert Downey jr., któremu przed 2008 rokiem nikt nie wróżył tak wielkiej kariery, bo aktor był na dużym zakręcie. Mimo świetnych ról przełom wieków upłynął w jego przypadku głównie na kolejnych odwykach, a pomimo tego, że zapewne niemal wszyscy mocno kibicowali mu w szybkim powrocie, początkowo był postrzegany jako czarna owca i dopiero niespodziewany angaż w pierwszym blockbusterze w jego karierze: “Iron Man” wyznaczył początek końca jego prywatnych problemów.

Downey jr. przyjaźni się zresztą z Melem Gibsonem, który w 2009 roku również miał podobne problemy i także z nich wyszedł. Jak powiedział w jednym z wywiadów: “Mówi się, że są tylko trzy opcje: wpadniesz w szaleństwo, umrzesz albo po prostu to rzucisz”. Na szczęście wybrał to trzecie i też zalicza ostatnio udane role. Podobnie z nałogiem udało się wygrać Matthew Perry’emu, gwieździe - zaliczającego teraz prawdziwy renesans zainteresowania - serialu “Przyjaciele”. Sam przyznał się on do problemów z alkoholem i uzależnieniem od leków przeciwbólowych, które jest dużym problemem w Stanach Zjednoczonych, opisywanym również w książkach, takich jak choćby wydane w Polsce “Dreamland: Opiatowa epidemia w USA”. 

Podobne przykłady pozwalają z nadzieją patrzeć na innych odtwórców, którzy mają obecnie problemy z alkoholem i przeżywają prywatne dramaty. Takim odtwórcą jest z pewnością Ben Affleck, którego całkiem udane role Batmana w mocno nieudanych filmach, zostały ostatnio przyćmione przez problemy osobiste i powrót na odwyk. W swym ostatnim filmie “Droga powrotna” Affleck wcielił się zresztą w mającego problemy, byłego koszykarza, który powraca w roli trenera lokalnego zespołu koszykówki, co komentowano przez pryzmat jego ostatnich doświadczeń. Z nałogiem zmagał się ostatnio również także Colin Farrell, który podczas realizacji filmu “Dumbo” również zameldował się w specjalnej klinice, pomagającej zmagać się z efektami długotrwałego zażywania substancji psychoaktywnych. Choć wspominanym już wielokrotnie minusem życia w dzisiejszych czasach jest stała obserwacja mediów, jakiej podlegają gwiazdy ekranu, plusem jest z kolei coraz większa świadomość problemów psychologicznych, z jakimi zmaga się większość z nas, ukazanych choćby w filmie Thomasa Vinterberga. To sprawia, że dziś przy doniesieniach o kłopotach celebrytów nie dominuje już śmiech czy krytyka, a raczej zrozumienie ludzkich słabości, które są w końcu nieodłącznym składnikiem bycia człowiekiem.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper