Branża growa jest niedojrzała, czyli o braku rozstrzału w recenzjach

Branża growa jest niedojrzała, czyli o braku rozstrzału w recenzjach

kalwa | 13.06.2021, 16:00

Już przez dość długi czas widać, że coraz więcej wysokobudżetowych gier dostaje coraz wyższe noty. Mówi się o niekorzystaniu z całej skali, czy o tym, że gry poniżej 80% średniej nie są warte zakupu na premierę, lub w pełnej cenie. Różnie można to nazywać - mi pierwsze co przychodzi do głowy, to swoista niedojrzałość.

Problem ocen. Czasami są za niskie, innym razem zbyt wysokie. Jeśli ich nie ma też źle, bo jak tu szybko polecić dany produkt? Jak jako odbiorca tegoż, szybko się przekonać, czy to co mamy zamiar kupić, faktycznie jest dobre? Bez czytania opinii, bez przedzierania się przez tysiące znaków w kolejnych recenzjach. Bez oglądania reklam, czy materiałów od kolejnych jutuberów. No nie da się - widzimy 5 gwiazdek, same dziesiątki i (nawet podświadomie) stwierdzamy, że nie wzięło się to znikąd. Skoro większość mówi, że to jest dobre, to najwidoczniej tak właśnie jest. Tylko o czym tu mowa, skoro cena 3.99 działa na ludzi o wiele lepiej niż 4?

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie jestem jednak w najmniejszym stopniu ekspertem w sprawach psychologii, podświadomości, czy oddziaływania na wybory tłumów. W poniższym tekście chcę przedstawić swoje zdanie, wypowiedzieć się o rzeczach, które według moich obserwacji mają miejsce od dłuższego czasu i niestety nie prowadzą do niczego dobrego. Jednocześnie wydaje mi się, że problem o którym będę tutaj biadolić, dotyczy przede wszystkim branży gier wideo - pozostając w temacie rozrywki, a nie produktów codziennego użytku. W dużym skrócie mówiąc: rzecz dotyczy braku rozrzutu w recenzjach, przynajmniej jeśli chodzi o największe hity, tudzież produkcje rozpowszechniane przez pewnych wydawców. Najczęściej towarzyszy im powszechny zachwyt.

"Wszystkie zmiany są cudowne. Nie mam żadnych zastrzeżeń"

Branża growa jest niedojrzała, czyli o braku rozstrzału w recenzjach

Wychodzi więc kolejny hit, na który miliony ludzi czekało kilka lat. Kolejna odsłona lubianego cyklu, mającego dobrą renomę od lat. Nieważne jednocześnie jest to, że formuła serii uległa zmianie, te same postacie mają inny charakter, a rozgrywka już nie opiera się na tych samych zasadach co kiedyś. Nie musi to być też kontynuacja znanej i cenionej serii - może pochodzić po prostu od gwarantującego wysoką jakość wydawcy, tudzież studia. Nie zapominajmy jeszcze o marketingu, który nie jest przecież niczym innym jak reklamą. (Pamiętacie Cyberpunk 2077? Było coś takiego). (Naprawdę).

W powyższym akapicie o zmianach zachodzących w seriach, nie wspominam dla hecy. Czysto teoretycznie - jeśli bardzo lubimy daną formułę, nie chcemy, aby się zmieniała. Weźmy na przykład daną postać: ma określony charakter i motywację i w większości przypadków to właśnie ona nadaje styl danej grze. Tomb Raider nie byłoby tym samym bez zimnej, eleganckiej i nie liczącej się wręcz z nikim, Lary Croft. Kingdom Hearts bez dobrodusznego, bezinteresownego i naiwnego Sory, nie miałoby tego pozytywnego wydźwięku, których jednych żenuje, a drugich doprowadza do łez. Max Payne nie byłoby tak charakterystyczną i nawet ciężką w odbiorze grą, gdyby nie talent i problemy tytułowego bohatera.

Część serii przez zmiany przechodzi, inne przez lata pozostają takie same (choć też ewoluują), a jeszcze kolejne po prostu wymierają z różnych powodów. Najczęściej jednak okazuje się, że recenzentom wprowadzone zmiany nie przeszkadzają w zasadzie wcale. Nie wiem jak Wam, ale mi się to wydaje podejrzane. Dziwi mnie, że wśród recenzujących w zasadzie nie widać osób, które ubolewają nad zmianą mitologii w najnowszym God of War (2018), czy pozbawieniu Kratosa tego, z czego słynął. Dziwi mnie, że nikt nie ubolewa nad tym, że Lara Croft z eleganckiej damy uwielbiającą przygodę, stała się wiecznie jęczącą i niezdarną marudą, która grobowców nie lubi. Nie wspominając o tym, że tytuł serii nagle przestał mieć znaczenie, bo zwiedzanie grobowców, to atrakcja dodatkowa.

Dziwi mnie to, bo przecież wśród odbiorców znajdują się różni ludzie. Niektórym wspomniane zmiany będą pasować, innym nie. To jest fakt, z którym nie da się dyskutować. Widać to też zresztą po opiniach graczy. Wciąż, ci mniej pozytywnie nastawieni są w mniejszości (ciekawe dlaczego?), ale istnieją. Dziwnym trafem wśród recenzentów gier przodują osoby zachwycające się niemal wszystkim. Zwłaszcza widać to dzisiaj. Dawniej osiągnięcie średniej na poziomie 90% było nie byle jakim osiągnięciem, które pamiętało się przez kilkanaście kolejnych lat (niektóre z tych gier do dzisiaj uchodzą za arcydzieła). Dzisiaj taką średnią może się pochwalić niemal każda większa gra wydana przez Sony.

"Pff, 7/10? Tylko? Cofam pre-order. Szkoda, że to jednak średniak"

Branża growa jest niedojrzała, czyli o braku rozstrzału w recenzjach

Efekt tego zjawiska jest taki, że w końcu te maksymalne noty, przestają mieć swoją siłę. Choć, czy aby na pewno? Odnoszę wrażenie, że ten Pociąg Wiecznego Podniecenia ciągle jedzie i zyskuje nowych pasażerów. Rozsądek podpowiada, że kiedyś musi się on zatrzymać - jeśli nie normalnie, to jakąś kraksą. Patrząc jednak na to ile czasu jego przejazd trwa, zaczynam się martwić, że nigdy to nie nastąpi.

Już od dłuższego czasu możemy zauważyć, że ocena rzędu 7/10 to wręcz obelga dla niektórych gier. Nawet 8/10 to nie do końca satysfakcjonująca nota, która może odwieść potencjalnych nabywców od kupienia gry. NO BO PRZECIEŻ MIAŁ BYĆ HIT. Tymczasem jest jedynie BARDZO DOBRA GRA. Albo "tylko" dobra. "ACH, JEDNAK NIE DOWIEŹLI, CHOLERCIA". Tymczasem, gdyby było normalnie, oceny tego typu nie byłyby niczym złym. Wciąż oznaczałoby to tyle, że warto się zainteresować.

Osobiście uważam, że ocena rzędu 9/10 lub 10/10 powinna być zarezerwowana tylko i wyłącznie dla arcydzieł. Tytułów przełomowych (wprowadzających coś nowego), bardzo dobrych pod każdym względem. Wciąż będą tu jakieś niedoróbki, małe potknięcia, ale będzie to coś, co dane medium wzniesie wyżej. Nie chcę teraz debatować nad tym, czy te gry, które otrzymały takie noty, faktycznie na nie zasłużyły. Wiele z nich nie, ale to już na inną okazję. Jednak nawet wśród arcydzieł są twory, które nie znajdą swoich entuzjastów i wielka szkoda, że growe recenzje w ogóle tego nie oddają. Nie można tego samego powiedzieć jednak o filmach, czy muzyce. Tam rozstrzał w recenzjach jest i to ogromny.

Najczęstsze co widzę w przypadku oceniania gier, to zachwyty nad bardzo dobrze wyglądającymi produkcjami. Jeśli przy tym działają odpowiednio (czyli są poprawnie wykonane) i mają sensowną fabułę, to najpewniej otrzymają bardzo wysokie noty. Nieważne już, że rozgrywka to mało porywająca kopia pozostałych hitów, że w scenariuszu można znaleźć multum błędów, a sama tematyka została poruszona malutkim i delikatnym dmuchnięciem. To wszystko nie ma znaczenia, bo zachwala się wartość produkcyjną. Coś, co po prostu powinno być oczekiwanym standardem.

Dziwna sytuacja, bo to tak samo jak zachwycanie się tym, że dany blockbuster filmowy ma dobre efekty specjalne i dobrze brzmiącą ścieżkę dźwiękową. Te przecież zachwala się dopiero jeśli przekraczają ustanowiony standard. Krytykuje się wtedy, jeśli tego standardu nie trzymają. To samo tyczy się pozostałych elementów. Oczywiście z podziałem na przynależność gatunkową i budżetową, żeby niszowych dzieł nie oceniać w takich samych kategoriach jak najdroższych produkcji i ich w ten sposób nie krzywdzić.

Z grami jednak jest zgoła inaczej. Większość recenzji gier z kategorii AA krytykuje je za to, że nie dosięgnęły standardów gier AAA. Mało w tym przecież sensu, bo to przecież inna liga, rządząca się swoimi prawami. Choć z drugiej strony - produkcje tego typu powinny być tańsze od tych najdroższych, często jednak nie są - przynajmniej z punktu widzenia odbiorcy chcącego kupić wspomnianą grę w dniu premiery.

"Żyjemy w najlepszych czasach dla branży"

Branża growa jest niedojrzała, czyli o braku rozstrzału w recenzjach

Tutaj pojawia się kolejna rzecz, która mnie mierzi. Jeśli w ciągu roku przesłuchamy 15 płyt mainstreamowej muzyki metalowej, wszystkimi będziemy zachwyceni? Wydaje się to mało prawdopodobne. Nawet jeśli wszystkie będą bardzo dobrze wyprodukowane. Nie będzie pasować nam styl wszystkich wykonawców, teksty niektórych piosenek, riffy, solówki, czy dokonania wokalisty, albo innego członka zespołu. To przecież całkowicie normalne. Podobnie jest z filmami, książkami i... powinno być z grami.

Tym bardziej, że jako ludzie przyzwyczajamy się do pewnych rzeczy. Zwłaszcza wtedy, gdy sporo obcujemy z przedstawicielami danego medium. Pewne rzeczy przestają po jakimś czasie robić wrażenie, bo przecież już to gdzieś widzieliśmy. Myślę, że jeśli ktoś jest krytykiem gier, to swoje widział, bo ograł kilkaset gier i raczej trudno go zadowolić. Skąd więc te powszechne zachwyty nad co drugą większą grą? Być może ci krytycy dopiero zaczynają swoją przygodę z grami? Myśl wydaje się absurdalna.

To nie moja teoria, ale spotkałem się ze stwierdzeniem, że recenzenci dobierani są według klucza - czyli tacy, którym dana gra na pewno się spodoba. Jednak, czy osoba obracająca się wśród danych tworów nie powinna być bardziej krytyczna? Fan gatunku jRPG mający za sobą wiele różnych gier, zauważy brak rewolucji (lub właśnie jej obecność), nudną zachowawczość, czy fakt, że dany kompozytor ma na swoim koncie lepsze kompozycje. Jeśli natomiast ktoś wlepia wysoką ocenę z miejsca, bo jest fanem gatunku/serii/studia - nigdy nie powinien być recenzentem.

Bezkrytyczność w stosunku do tak wielu gier powoduje też inną rzecz: zastój. Twórcy mogą nawet nie wiedzieć, że coś robią źle. No bo co mogą robić źle, skoro posypało się blisko 80 perfekcyjnych ocen? Tymczasem wiele rzeczy można poprawić, zmienić, czy nawet usunąć. Tylko po co to robić? Nie ma krytyki i żadnej konkurencji. Wszystko jest cudownie. Nie pozostaje nic innego jak się cieszyć.

Prawda?

Źródło: własne
cropper