Resident Evil: Village - pierwszoosobowa inkarnacja "czwórki"?

Resident Evil: Village - pierwszoosobowa inkarnacja "czwórki"?

Krzysztof Grabarczyk | 08.05.2021, 11:00

Gdyby przed 2005 rokiem spytano mnie o obecność opuszczonych wiosek, członków wielopokoleniowej sekty i odpowiedników klasycznego Leatherface'a w formie adwersarza - wyśmiałbym pytającego, jednocześnie sięgając pamiętnych czasów RE2/RE3. 

Nawiązując oczywiście do Resident Evil 4 - pięknej metamorfozy w całym przemyśle gier, jej dziedzictwo upomina się o swoje. Robi to wraz z prawie obecnym, ósmym numerycznym odłamem cyklu i drugim rozdziałem historii wplatającej nadal tajemniczą sylwetkę Ethana Wintersa oraz długoletniego gwiazdora, Chrisa Redfielda. Narracja według dotychczas prezentowanych zwiastunów fabularnych, stawia byłego członka jednostki specjalnej S.T.A.R.S. w wątpliwej roli. Znacznie większą atencją cieszyła się pierwsza oficjalna zapowiedź.

Dalsza część tekstu pod wideo

Insajderzy wprawdzie dociekali się planowanego włączenia transylwańskiego folkloru, lecz jeszcze nie do końca wierzono w takie ujęcie świata gry. Założenie na pierwszy rzut oka mogłoby się bardziej wpasować w podserię Revelations. Kilka dni przed światowym debiutem, powraca uczucie obcowania z urokliwym Pueblo. Czy Resident Evil: Village jest więc czymś w rodzaju REinkarnacji z numerem 4? Złośliwi stwierdzą inaczej. 

Klasyczna ucieczka

Resident Evil: Village - pierwszoosobowa inkarnacja "czwórki"?

Czy znany już z czwartej odsłony Osmund Saddler oraz tajemnicza Mother Miranda mogą mieć jakikolwiek wspólny element? Tak, mają. Oboje są kultywowani w swojej skrajnie pozbawionej barier społeczności. Kult jednostki w najbardziej wymownym stylu objawił się w Resident Evil 4, lecz zręby stanowiło RE Zero wraz z sylwetką Jamesa Marcusa. Miernik podobieństwa skutecznie winduje w stronę czwartego rozdziału z racji zbliżonych realiów w Village. Pytanie brzmi czy to miałaby być faktycznie jakaś uciążliwość? W przypadku klasycznej trylogii odtwórczość mechanik nie stanowiła żadnej przeszkody w fantastycznym przyjęciu społeczności. Być może nie mieliśmy wtedy zbyt wygórowanych wymagań a nowe lokacje, postacie i narracja stawały się wystarczające? W kreatywnym środowisku deweloperskim inspiracja często przekracza granicę. Dzieje się tak wówczas gdy twórcy mocno czerpią z wcześniejszych dokonań. Village robi to ostrożnie, dodając od siebie rzeczy wcześniej niewyobrażalne dla tradycjonalistów. Wilkołaki, wiedźmy i wampiryzm? Sięgając po folklor zachowano tradycyjną dla cyklu atmosferę w nowych okolicznościach.

Jeśli wielokrotnie wymieniania przez zapowiedzi Miranda jest tym czym w czwartej odsłonie stał się Saddler, to jak interpretować panią Dimitrescu? Gdybym miał wymieniać nagminne podobieństwa, wskazałbym na znanego z RE4, Bitoreza Mendeza. Pełnił rolę lokalnego watażki, który kilkukrotnie pojawiał się jedynie w formie scenki przerywnikowej. Dopiero przed wejściem do zamku scenariusz przewidywał jego definitywny udział. Popularność Alciny i córek już jest na tyle duża, że graczom zrobi się przykro, jeśli twórcy dość szybko wyłączą je z gry. Oby tak się nie stało. Sądząc po zachowaniu kolejności miejsca, akcji i czasu względem Resident Evil 4 - panie dworu zjawią się dopiero podczas eksploracji zamczyska. Od czasów misji ratunkowej Leona, nie było nam dane buszować w zamkowych lochach czy ornamentowych wnętrzach. A dźwięk rozpadających się wazonów wskutek machnięcia nożem, brzmi w Resident Evil: Village tak samo dobrze jak przed 16 laty. Pojawienie się bardzo charakterystycznego sprzedawcy również jest tutaj nieprzypadkowe i stanowi kolejny ukłon w stronę kultowej gry. 

Intensyfikacja grozy 

Na koniec, jeszcze przed zagraniem warto się zastanowić, czy Capcom postanowił nieco odpuścić elementy zastraszenia? Po tym co udało się osiągnąć w Resident Evil 7, tendencja musi przynajmniej stać na zbliżonym poziomie. Chociaż farma Bakerów charakteryzowała się klimatem obrazów pokroju Evil Dead, koncentrując wzorem z filmu akcję wokół kilku postaci, w jednym miejscu. Przy zastosowaniu filtra imitującego erę VHS. Czy Village także inspiruje się RE4 w kwestii nacisku na akcję? Obecność sklepu już sama w sobie daje ku temu podstawy. Większa obszerność lokacji z drugiej strony nie może średnio co kilka minut oferować jumpscare'ów i uderzać nieprzerwanie straszydłami.

Przypomina się podobna sytuacja z polskim Layers of Fear, gdzie obłęd i paranormalność projekcji w umyśle bohatera okazała się tak nachalne, że gracz zbyt szybko oswajał się z takim przebiegiem gry. Balans to jak zawsze klucz do sukcesu. Decyzja o odwołaniu ogólnej atmosfery do ostatniej odsłony szykowanej przez ojca serii, Shinjiego Mikami, jest mimo wszystko trafna. Choć nie korzysta bezpośrednio z tych samych założeń, skutecznie przemyka pod radarem krytyki stosując zbliżoną scenerię i narrację środowiskową. Być może mniej jest tutaj straszących motywów, lecz wciąż siłę napędową stanowi fundament rozgrywki, który już poprzednio niemal wzorowo zdał egzamin. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Resident Evil Village.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper