Sony na własne życzenie oddaje graczy Microsoftowi [Opinia]

Sony na własne życzenie oddaje graczy Microsoftowi [Opinia]

Igor Chrzanowski | 18.04.2021, 12:23

Sony ma dziwną tendencję do nabierania zbyt dużej pewności siebie po tym, jak osiągnie jakiś duży sukces w pewnej dziedzinie - zwłaszcza w branży gier wideo. Tak jak to było przy początkach PS3, tak i teraz firma oddaje graczy konkurencji.

Sony miewa w swojej historii bardzo różne okresy, a różnice pomiędzy nimi można przyrównywać do piekła i nieba czy też wody i ognia. Dwa skrajnie odmienne obrazy tej samej korporacji sprawiają, że w jednym momencie jest zachwalana przez wszystkich, w innym zaś odwraca się do wszystkich plecami i zachowuje jak Gollum z Władcy pierścieni.

Dalsza część tekstu pod wideo

PlayStation 4 - wzór dobrego traktowania

W ostatnich 10 latach Sony najlepiej moim zdaniem spisywało się podczas promowania premiery PlayStation 4, gdy całą kampanię oparło o motywy nostalgiczne, tematykę retro i współpracę z największymi producentami tej branży. Pamiętne #PlayStationMemories wywoływały niemały uśmiech radości i łezki nostalgii u niejednego z nas, a wszelkie próby odbudowania dobrego wizerunku po marketingowej klapie PS3 tylko zmuszały Japończyków do kreatywnego myślenia. Główne hasło #4theplayers również pokazywało, że to właśnie dobro graczy jest teoretycznie na pierwszym miejscu.

Po tym jak Xbox 360 zgarnął więcej uwagi na poprzedniej generacji konsol, PS4 musiało już na dzień dobry pokazać fanom, że teraz liczyć się będą prawdziwe i zróżnicowane gry. To właśnie podczas prezentacji z PlayStation Meeting w 2013 roku poznaliśmy Kingdom Hearts 3, Infamous Second Son, Deep Down, Killzone: Shadowfall, Knacka i kilka innych bardzo obiecujących projektów od samego Sony i jego partnerów. Następnie na E3 2013 firma doskonale wbijała szpile Microsoftowi po jego nad wyraz nieudolnej prezentacji Xbox One z koniecznością bycia zawsze online i wariacką fiksacją na punkcie hasła "Xbox, TV".

Przez kolejne lata Sony udowadniało, że PS4 jest idealnym miejscem dla fanów bijatyk, jRPG-ów, slasherów, przygodowych gier akcji oraz oczywiście mocarnym sprzętem z bazą wielu fantastycznych gier na wyłączność. Ba, nawet swego czasu Japończycy dali pstryczka w nos panom z Konami, którzy to wydalili z swoich szeregów Hideo Kojimę, a sami przyjęli go pod swoje skrzydła i potraktowali niczym celebrytę. Shawn Layden okazał się być naprawdę bardzo dobrym prezesem gamingowego działu Sony i jawnie pokazywał wszystkim dookoła, kto jest jego zdaniem w tym wszystkim najważniejszy - my, gracze.

PlayStation 5 - pierwsze symptomy choroby?

Gdy 2 lata temu Shawna Laydena chyba zastąpił Jim Ryan, nikt nie spodziewał się, że Sony Interactive Entertainment zacznie iść w zupełnie odwrotnym kierunku niż w czasach świetności PlayStation 4, ponownie obierając kurs na zbyt wielką pewność siebie i powtórkę z PlayStation 3. Sam zacząłem myśleć, że coś powoli dzieje się w Sony nie tak jak powinno, gdy firma przeniosła europejskie centrum zarządzania do swojej amerykańskiej siedziby i tym samym odcięła się mentalnie od Starego Kontynentu. O ile premiera samego PlayStation 5 zapowiadała się bardzo dobrze, a zestaw gier przygotowanych na wyłączność okazał się być sporym sukcesem, tak ostatnie doniesienia z kwatery głównej SIE napawają lękiem.

Po pierwsze decyzja o zamknięciu Japan Studio. Sony od samego początku swojego istnienia głosiło, że Zachodnie studia są od tego, aby robić blockbustery i tym samym zachęcać do konsol graczy pragnących mocnych wrażeń, zaś Wschodnie oddziały takie jak Japan Studio mają na celu przygotowywanie unikalnych oraz kameralnych historii, które trafią do serc tej drugiej grupy wiernych graczy. Tak było od 1994 roku aż do teraz, gdy zaślepiony wizją większych zarobków Jim Ryan zamknął kultowe studio deweloperskie i pozbawił PlayStation jednego z najważniejszych atutów - części prawdziwej duszy.

Już nigdy więcej PlayStation nie otrzyma tak cudownych produkcji jak Ico, Shadow of the Colossus, Puppeteer, Tokyo Jungle, Rain, czy nawet Gravity Rush. No ale to jeszcze można ewentualnie przełknąć, albowiem podobne doświadczenia mogą zaserwować nam deweloperzy niezależni. Jednakże gdy przeczytałem, że Sony naprawdę chce zrobić remake The Last of Us i poświęciło w tym celu sporą część zasobów Naughty Dog oraz zmuszało do pracy nad grą Bend Studios, zacząłem się mocno niepokoić. Wiadomo, historia Joela i Ellie jest piękna, wyjątkowa i chwyta za serce jak nic innego, ale no na litość boską, ile można. Oryginał, remaster, remake... potem remaster remake'u i może jeszcze remake remastera remake'u? 

Swego rodzaju "obsesja" jaką ma nowe szefostwo Sony na punkcie wielkich blockbusterowych produkcji jest straszna i o ile sam cenię PlayStation za przesuwanie granic jakościowych dla swoich najlepszych tytułów, tak bardzo zaniepokoiło mnie, że firma skasowała takie Days Gone 2, które na bank okazałoby się sprzedażowym hitem, nawet jeśli nie miałoby na metacriticu więcej niż 90 punktów na 100 możliwych.

Phil Spencer na ratunek

Swego czasu Xbox bardzo ucierpiał na fikołkach wykonywanych przez Dona Mattricka, ale Phil Spencer stał się dla marki Xbox tym samym człowiekiem co dla Sony Shawn Layden - doskonale rozumie graczy, stawia nas na pierwszym miejscu i stara się być alternatywą dla obu konkurencyjnych platform, bez jednoczesnego odcinania się od nich. Wszystko zaczęło się tak naprawdę od usługi Wstecznej kompatybilności, bez wprowadzenia której na Xboksie One, na bank nie mielibyśmy jej dostępnej na PlayStation 5 - tutaj Sony musiało ugiąć się pod naporem milionów graczy, którzy bardzo chętnie sięgają po starsze klasyki.

Tutaj jednak Microsoft robi doskonałą robotę wskrzeszając nawet gry z oryginalnego Xboksa, podczas gdy Sony chamsko odcina PS3, i PS Vitę od jakichkolwiek sieciowych usług, w tym możliwości pobierania aktualizacji do i tak już kupionych przez nas gier. To istny skandal i o ile mogę zrozumieć zamknięcie witryny PSN dla starych sprzętów, gdzie mało kto już cokolwiek kupował, tak odcięcie nas od patchy i innych kwestii jest wręcz niewybaczalne. Teoretycznie platformą do grania w retro produkcje ma być PlayStation Now, ale jakoś się na to zbytnio nie zanosi.

Kolejnym argumentem przemawiającym za kupnem Xbox Series X/S względem PlayStation 5 jest Xbox Game Pass, którego śmiesznie niska cena i ogromna zawartość sprawiły, że sam czekam na odpowiedni moment i zakup konsoli Microsoftu w najbardziej atrakcyjnym zestawie z Halo Infinite. Ba, jako wieloletni orędownik Sony i marki PlayStation, teraz komu tylko mogę polecam zakup Xboksa lub Nintendo Switch, stanowczo odradzając na razie PS5. PlayStation Plus Collection to istny żart względem tego co oferuje XGP, a rzekoma odpowiedź Sony na usługę "Zielonych" musi być czymś więcej niż dodaniem do Plusowej paczki kilku dodatkowych produkcji.

No i kwestia podejścia do deweloperów. Podczas gdy Sony ciśnie swoich mistrzów kodu o robienie jakichś kleksów na siłę, pozbawiając ich wolności kreatywnej, tak Microsoft pozwala nowo nabytym zespołom na pracowanie nad takimi tytułami, nad jakimi tylko sobie zapragną. Oczywiście wciąż trzeba dbać o Halo, Gearsy, Forzę i Fable, ale doskonale wiemy już, że każda ekipa ma pełną swobodę i może szykować dla nas iście unikalne doświadczenia, takie jakich obecnie będzie brakowało na PS5. Dlatego też wielu doświadczonych graczy raczej zacznie kupować Xboksy zamiast PlayStation, a gdy dostaniemy już pierwsze nowe hiciory od Microsoftu, ten trend tylko się umocni. No bo wiecie, Uncharted jest spoko, ale dajmy sobie trochę przestrzeni na jakieś nowe doświadczenia.

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper