O wszystko zadbam (2020) – recenzja filmu (Netflix). Naciągaczka

O wszystko zadbam (2020) – recenzja filmu (Netflix). Naciągaczka

Jędrzej Dudkiewicz | 22.02.2021, 21:00

Wiem, że po raz kolejny napiszę to samo – serwis Netflix ma spore problemy z realizacją naprawdę dobrego filmu, udaje się raz na jakieś dziesięć prób. Niestety kolejnym tego przykładem jest całkiem dobrze zapowiadający się film O wszystko zadbam (2020) w reżyserii J Blakesona.

Marla Grayson znalazła swoją kopalnię złota – pracuje jako opiekunka prawna, pod której pieczę trafiają kolejni starsi ludzie. Nie dość, że Marla okrada swoich podopiecznych, to jeszcze cieszy się nieposzlakowaną opinią i wszyscy uważają, że jest wspaniałą osobą. Pewnego dnia trafi jej się wyjątkowo „łakomy kąsek” w postaci Jennifer Peterson.

Dalsza część tekstu pod wideo

O wszystko zadbam (2020) – recenzja filmu (Netflix). Naciągaczka

O wszystko zadbam (2020) – recenzja filmu (Netflix). Podróbka Finchera

Jak łatwo się można domyślić, Jennifer Peterson tylko z pozoru będzie łatwym celem i szybko okaże się, że tym razem Marla będzie mieć ogromne problemy. Zadarła bowiem z nieodpowiednią osobą, która ma potężnych sojuszników.

Odnoszę wrażenie, że twórcy O wszystko zadbam, przede wszystkim reżyser i autor scenariusza J Blakeson, są mocno zapatrzeni w samego Davida Finchera. I chociaż jak najbardziej rozumiem fascynację jego dziełami, to jednak nie wystarczy próba imitacji tego, co robi, by osiągnąć sukces. Przez cały seans nie mogłem pozbyć się wrażenia, że w wizji Blakesona O wszystko zadbam miało być czymś na kształt Zaginionej dziewczyny. Świadczy o tym nie tylko udział Rosamund Pike, ale też na przykład muzyka. Problem w tym, że Fincher nie tylko jest o wiele zdolniejszym reżyserem, ale pracuje też z o wiele lepszymi scenariuszami.

Tutaj podstawa do nakręcenia filmu była bardzo słaba. Na dobrą sprawę jest to typowa opowiastka kryminalna z pojawiającymi się w tle banałami o tym, że amerykański sen premiuje socjopatów, świat to dżungla, a jak ktoś mówi, że robi coś dobrego, to pewnie wcale tak nie jest. Bowiem nie ma przecież dobrych ludzi, wszyscy mamy w sobie pierwiastek zła i tylko nie mamy odwagi, by coś z tym zrobić. Prawdę mówią mam trochę dość powtarzającej się do znudzenia w tego typu produkcjach mantry, że ludzie dzielą się na dwa typy (bo przecież życie jest czarno-białe). Głębi jest tu więc tyle, co kot napłakał, za to o wiele więcej absurdów i głupich zachowań bohaterów. Przede wszystkim zaś nie ma żadnego napięcia.

O wszystko zadbam (2020) – recenzja filmu (Netflix). Porządne aktorstwo

Jednego na pewno nie można odmówić filmowi O wszystko zadbam – udało się zatrudnić naprawdę dobrych aktorów. Rosamund Pike już we wspomnianej Zaginionej dziewczynie pokazała, że ma w sobie coś niesamowicie niepokojącego, że za chłodną, niemal nieruchomą miną kryć się może sporo bardzo nieprzyjemnych rzeczy. Nie bardzo tylko wiem czemu twórcy w pewnym momencie zakładają, że widz powinien kibicować Marli – niezależnie, co jej się przytrafia, to wciąż jest paskudna osoba. Dobry jest też Peter Dinklage jako gangster, z którym ma na pieńku Marla. Nie dość, że jego bohater przynajmniej momentami zachowuje się logicznie, to jeszcze scena jego konfrontacji z Marlą jest chyba najlepszą w całym filmie. Solidne – ale też bez przesady – występy zaliczają również Eiza Gonzalez czy Dianne Wiest.

To, co w sumie jest dość dziwne w filmie O wszystko zadbam, to fakt, że z jednej strony bywają tu momenty dość nudne, z drugiej całość utrzymana jest w niezłym tempie i ogląda się tę produkcję bez wielkiego bólu. Nie jest ona całkowicie nieudana, to po prostu raczej banalna historyjka jakich każdy widział już wiele. Obejrzeć niby można, ale prawdę mówiąc, już teraz ledwo pamiętam, co działo się w tym filmie.

Atuty

  • Dobre aktorstwo;
  • Scena konfrontacji Dinklage’a z Pike;
  • Niezłe tempo

Wady

  • Banalna fabuła, do tego bohaterowie często zachowują się głupio;
  • Sporo absurdów;
  • Zero napięcia;
  • Pewnie dałoby się skrócić ten film bez większego uszczerbku dla całości

O wszystko zadbam (2020) na pewno nie jest najlepszym filmem Netflixa, ale też nie należy do najgorszych. Ot, typowy średniak.

5,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper