The Last of Us - ewolucja gier i emocjonalne zderzenie

The Last of Us - ewolucja gier i emocjonalne zderzenie

Krzysztof Grabarczyk | 03.01.2021, 18:00

Emocje. W świecie gier towarzyszyły nam od najmłodszych lat. Podróżując jeszcze przez 8-bitowe światy odczuwaliśmy radość i satysfakcję płynące z grania, jako dzieci. Postęp technologiczny i mentalny jaki dokonywał się przez lata rozwoju w kreacji cyfrowych uniwersów spowodował, że gry zaczęliśmy przeżywać. 

Na drodze ewolucji całego przemysłu powstał niejeden grywalny epos o śmierci, przetrwaniu, zemście czy odkupieniu. Coś co niegdyś kojarzono głównie z synonimem dobrej zabawy po ciężkim dniu pracy wykiełkowało jako przedmiot licznych rozważań, przemyśleń i emocjonalnych konfrontacji. Jednym z najlepszych współczesnych przykładów takiej myśli twórczej jest cykl The Last of Us. Wprawdzie mówimy tutaj jedynie o dwóch produkcjach, ich rozmach i przesłanie stanowią pole do wielu ciekawych dyskusji i zderzeń poglądów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sytuacja mocno nabrała tempa po premierze części drugiej w czerwcu minionego roku. Wszystkim nadal sterują emocje związane z obiema wielkimi grami od Naughty Dog. Oto historie połączone ze sobą konsekwencjami wyborów, lecz zupełnie inne w swoim przekazie. Emocjonalne zderzenie jakiego próżno szukać gdzie indziej. Tekst może zawierać częściowe spojlery, więc zainteresowanych ukończeniem historii tradycyjnie zapraszamy po zapoznaniu się z całokształtem tej wielkiej przygody.

Trudna relacja

The Last of Us - ewolucja gier i emocjonalne zderzenie

Po zakończeniu prac nad Uncharted: Fortuna Drake'a (2007, PlayStation 3) w licznych wywiadach, pracownicy Naughty Dog podejmowali dyskusję o kreacji nowych światów. Podczas tworzenia zupełnie nowego IP pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Kiedy wszystko pod koniec zaczyna ze sobą współgrać, tworzy się historia na oczach twórców. I to właśnie historia stała się motorem napędowym sukcesu pierwszego The Last of Us (2013, PlayStation 3). Jeszcze przed premierą byłem mocno zainteresowany wyzwaniem podjętym przez ojców serii Crash Bandicoot. W końcu dotychczasowa renoma studia opierała się na bardziej groteskowych, cukierkowych i nawet nieco disneyowskich klimatach (trylogia Uncharted). Tymczasem zapowiedziano wielki, poważny i dosadny projekt. Zainspirowane dokumentem ze stacji BBC "Planet Earth" oraz ciekawą filmoteką, w skład której weszły takie obrazy jak "To nie jest kraj dla starych ludzi", The Last of Us zapewniło nam prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Dlaczego? Oprócz fantastycznie zrealizowanej wizji artystycznej i warstwy technicznej, to historia o wielkiej przeprawie przez nieznane, w cieniu trudnej początkowo relacji dwojga bohaterów. 

Rzekłbym nawet, że ten pandemiczny świat wykreowano jakby na potrzeby budowania napięcia między Joelem a Ellie. Dzięki temu uwagę skupiono na autentyczności bohaterów, nawet tych drugoplanowych. Emocjonalna podróż przez zainfekowane Stany Zjednoczone pochłonęła niemal każdego. Narastające w Joelu poczucie utraconego ojcostwa w kontekście Ellie daje sporo do myślenia, zwłaszcza patrząc przez pryzmat zakończenia części pierwszej. Owy finał scenariusza początkowo zostawił spory niedosyt wśród graczy, głównie przez brak możliwości wybrania zakończenia. Jak stwierdził jeden z reżyserów, Bruce Strailey, brano pod uwagę dodanie opcji wyboru, lecz sam przyznał iż ten mógł być tylko jeden. The Last of Us pomimo obecności wielu desperackich chwil walki o życie, jako chyba pierwsza gra tego typu, starała się wnieść prawdziwe światełko w tunelu. Stąd w grze pojawia się wiele zabawnych komentarzy i sytuacji, wszystko tworzy emocjonalną więź, dojrzewającą relację. Nie udałoby się tego osiągnąć bez wielkiej improwizacji aktorów, Troya Bakera oraz Ashley Johnson. Ich emocjonalny wkład w połączeniu z napisaną historią i światem przedstawionym uczyniły prawdziwie ambitny tytuł. 

Jedną z bardziej poruszających i jednocześnie motywujących scen okazało się widoczne pod koniec gry stado żyraf. Odpowiedzialny za pomysł na tę scenę John Sweeney w wywiadach określił, że owy fragment miał pokazać chęć dalszego życia Ellie oraz przewagę sił natury ponad wszystko. Ten piękny motyw zyskuje jeszcze bardziej na znaczeniu kiedy przyjdzie bohaterowi mierzyć się z arcytrudnym wyborem po dotarciu do szpitala Salt Lake. The Last of Us jest zatem mieszanką emocji pozytywnych i negatywnych, opiera się na budowie silnej więzi, nie miesza postaci drugoplanowych, nie rozwarstwia pozostałej w grze plejady. Wszystko wydaje się być doskonałym tłem dla obecnych na pierwszym planie Joelu oraz Ellie. Część druga stanowi w tym kontekście absolutne przeciwieństwo. 

Byliśmy gotowi?

The Last of Us - ewolucja gier i emocjonalne zderzenie

"Nie jesteście na to gotowi" - takie słowa padły z ust samego Troya Bakera tuż przed premierą The Last of Us: Part II. Trzeba przyznać, że pojawienie się gry na rynku w połowie czerwca spowodowało niesamowity podział wśród społeczności. Absolutnie nie chodziło tutaj o kwestie techniczne, ponieważ to produkt dopracowany co do każdego pojedynczego piksela. I nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady. Rzecz dotyczy o wiele bardziej złożonego scenariusza niż poprzednio. Oczywiście, motywem przewodnim w pierwszej połowie scenariusza jest zemsta. Zdawałoby się, że to dość oklepany patent. Nie w przypadku drugiego The Last of Us. Zdecydowano się na kompletnie inne doświadczenie emocjonalne. Gra już w pierwszych trzech godzinach sprzedaje odbiorcy fabularnego prostego. 

Fani pierwszej części w tej konkretnej chwili mogli poczuć albo wściekłość albo rozczarowanie. I tak to miało wyglądać. Na temat "gry w golfa" napisano setki opinii, nagrano niejeden filmik w Internecie. Gniew to uczucie towarzyszące niemal przez większość czasu gry. Narracja opiera się tutaj na ciągłym żalu i wspomnieniach oraz obsesyjnej chęci wymierzenia sprawiedliwości. Całkowitą iteracją bezsensu jakim niekiedy jest niepohamowana chęć zemsty może być finałowe starcie. Pozbawione nadziei i motywacji, staje się nawet swoistymi torturami psychicznymi i fizycznymi. Takie jest prawie całe The Last of Us Part II, obarczone smutkiem i bezsensowną miejscami przemocą. Z tą grą poniekąd mierzymy się sami. Blisko dwukrotnie dłuższa opowieść wymusiła obecność wielu postaci z drugiego planu. O ile poprzednik koncentrował się na dwójce głównych bohaterów, tak część druga wyraźnie wybiega o wiele bardziej w kierunku innych osobowości. Historia nie daje nam bezpośredniego wyboru, lecz niedosłownie każe zdecydować o słuszności działań każdej ze stron. To prawdziwa konfrontacja na polu sentymentu i oczywiście emocji. Zemsta i odkupienie. 

Te dwa określenia możliwie najtrafniej oddają charakter historii przedstawionej w ostatnim dziele Naughty Dog. Wielu odbiorców nie pogodziło się z pewnymi decyzjami reżysera, nierzadko krytykując wizję Neila Druckmanna, zdecydowanie bardzo popularnego od kilku miesięcy. Odwaga w podjęciu ciężkich politycznie i społecznie tematów przez pryzmat ukazywanych portretów psychologicznych to również wyzwanie zarówno dla twórców jak i graczy. Wydaje się nawet, że gra wręcz promuje inność w relacjach międzyludzkich. Czy tak w istocie jest? Oceńcie sami. Dostaliśmy wraz z sequelem zupełnie inne doświadczenie na polu wyrażania emocji, pomijając już grę aktorską na najwyższym poziomie. Mocny i czasem trudny w odbiorze scenariusz dał początek wielu rozważaniom nad naszą własną mentalnością i poglądami. Czy faktycznie byliśmy na to gotowi? 

Life goes on

Ta idea przyświecała twórcom podczas realizacji świata części pierwszej. Ciąg dalszy również stara się kontynuować przyjętą koncepcję, o czym świadczy ponownie otwarty charakter zakończenia. Teraz jednak musimy odpowiedzieć na jedno pytanie: która opowieść działa bardziej na nasze emocje? Odpowiedź jest dosyć trudna. To dwie zupełnie odmienne na polu relacji historie. Pierwsza z nich opiera się na wzajemnym przebijaniu początkowych uprzedzeń względem siebie, natomiast druga nie pozostawia złudzeń co do nienawiści i żalu. Oryginał wprowadza jednak miejscami chwile pozytywnej energii, podczas gdy sequel wypacza do reszty wszelkie poczucie nadziei, z wyjątkiem fragmentu w Santa Barbara. Dzięki takiemu podejściu, cykl The Last of Us oferuje zupełnie różne doświadczenie emocjonalne. Gdyby jednak ponownie chodziło w części drugiej o przeprawę przez pół Stanów w celu dostarczenia "przesyłki" z podobnym motywem relacji ojca i córki? Wtedy ludzie narzekaliby, że to więcej tej samej fabularnej treści.

Minie najpewniej jeszcze kilka lat zanim w ogóle zobaczymy pierwszy teaser z części trzeciej. Naughty Dog z Neilem Druckmannem na czele już teraz projektuje najważniejsze składowe gry. Sam pewnie ukończę obie przygody jeszcze nie raz. Oprócz festiwalu ciekawych osobowości, pochłania świat i jego lore. Widoczne zwłaszcza w sequelu, kiedy spośród notatek i ogólnego projektu lokacji wyłania się obraz wielu dramatów i pouczających historii. Który rozdział tej opowieści pełnej emocjonalnych zderzeń poruszył Wami bardziej? Czy może faktycznie ciężko wskazać zwycięzcę? The Last of Us: Part III może raz na zawsze rozstrzygnie ten spór.  

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper