Wszystkim w głowie PS5, a ja... z rozrzewnieniem wspominam PS3

Wszystkim w głowie PS5, a ja... z rozrzewnieniem wspominam PS3

Iza Łęcka | 24.12.2020, 17:00

Kiedy dzisiaj rozsiadam się wygodnie przed PlayStation 5, po raz kolejny bujając się na sieci w stroju Milesa Moralesa, z łezką w oku wspominam moje growe początki, które nie miały miejsca aż tak dawno. W świat wirtualnych opowieści serwowanych przez deweloperów z całego świata wkroczyłam bowiem dzięki sprzętowi, który nie zapisał się na kartach branżowej historii rewolucyjnym wynikiem, a mowa o... PlayStation 3.

Początki bywają trudne, bywają też takie chwile, gdy zgłębiając pewien temat po raz pierwszy, czuje się zaskakującą mieszankę podekscytowania, niewiedzy i ciekawości. W świat gier wideo z impetem wkroczyłam przez przypadek, mając za plecami całkiem dobrego przewodnika, który dokładnie wiedział, jak mnie podejść, bym z przyjemnością utonęła... W najbardziej przejmujących historiach.

Dalsza część tekstu pod wideo

Muszę przyznać się Wam do jednego: nigdy nie miałam możliwości zatopić się w tytułach z pierwszego PlayStation oraz PlayStation 2 – te sukcesy Sony i wiele klasyków ominęły mnie szerokim łukiem. Za dzieciaka nowinki techniczne były mi całkowicie obce, chociaż na półce pod telewizorem dumnie stał Pegasus, na którym nieraz ciupało się z rodzicami. Wracając jednak wspomnieniami do tego czasu mogę śmiało stwierdzić, że nikt nie zaszczepił mi bakcyla, dzięki któremu minuty spędzane przy grach zamieniały się w godziny, a te szybko przeradzały się w zarywane nocki, zdawanie relacji przy trzepaku czy wspólne sesje z kolegami lub koleżankami. Nie żyłam kolejnymi tytułami, ba często nie przypuszczałam nawet, co moim rówieśnikom spędzało sen z powiek. Oczywiście, później przyszedł i czas na bezsenne noce przed monitorem, jednak były to chwile, kiedy na biurku gościł pecet, a jako dzieciak zagrywałam się w najbardziej popularną serię symulatora życia.

W 2007 roku daleko było mi do fanki, która wpatrzona w ekran telewizora samotnie lub w większym gronie poznawałaby najbardziej kultowe japońskie czy amerykańskie marki. Wtedy nie miałam bladego pojęcia o wcześniejszych, głośnych problemach Xboksa, z którymi gigant z Redmond całkiem sprawnie sobie poradził, by w momencie europejskiej premiery PS3, Xbox 360 już miał komfortową pozycję na rynku, jaką nie zachwiało mozolne i nie pozbawione wpadek wkroczenie kolejnej generacji Sony. Przełom nastąpił kilka lat później...

Wszystkim w głowie PS5, a ja... z rozrzewnieniem wspominam PS3

Kim był Zabójca Origami?

Święta 2010 roku wspominam wyjątkowo, choć wcale się tak nie zapowiadały. Spędzone miały zostać jak najbardziej tradycyjnie – w gronie rodzinnym oraz z moją ówczesną sympatią. Nie mając jednak zbyt wiele do roboty, kiedy między kolejnymi banalnymi: „A może dokładki sałatki lub pierożków?” czy „Jak Wam w szkole idzie?”, padła nieśmiała propozycja: „Wiem, że nie grasz, ale mam od pewnego czasu u siebie grę, która może ci się spodobać. Sprawdzimy ją razem?”. Tą pozycją była jedna z najbardziej kultowych produkcji Quantic Dream, która idealnie wpisała się w ówczesny, ciężki od niezręcznych pytań wąsatego wujka, barszczu i karpia, klimat. W duecie wkroczyliśmy w świat Heavy Rain, szukając odpowiedzi na wiele wątpliwości, które w trakcie śledztwa się nasuwały. O ile już wtedy kilkukrotnie zdarzało mi się być widzem niejednego przejścia gry, o tyle w przypadku produkcji Davida Cage'a, w końcu to ja otrzymałam pada w dłoń.

Heavy Rain wywołało u mnie spore emocje i to nie tylko ze względu na znakomitą, jak na tamte czasy, grafikę. Połączenie wciągającej, emocjonującej historii, w której nie brakowało niedopowiedzeń i przystępny dla takiego laika, jakim byłam, system sterowania, stanowiły na korzyść gry. Poprowadzenie fabuły i wykorzystane sztuczki sprawiły, że nie raz, nie dwa, z coraz większym podekscytowaniem trzymałam pada w ręku. Rzemieślnicy z Quantic Dream wykonali swoje zadanie bardzo dobrze, a na mnie ta przynęta zadziałała pierwszorzędnie. Nie wiem, czy to sentyment, ale do produkcji Francuzów pałam tak silną sympatią, że w późniejszym czasie Beyond: Dwie Dusze i Detroit: Become Human stały się dla mnie pozycjami obowiązkowymi.

Wspólnie w Święta połknęliśmy sprawę Zabójcy Origami, a mój apetyt rozhulał się na dobre do tego stopnia, że romantyczne chwile zostały zastąpione popołudniami i nocami spędzanymi przy konsoli. Musze w tym miejscu naprawdę pochwalić mojego towarzysza – miał chłopak nosa do większości proponowanych mi marek i gatunków, gdyż niemal wszystkie z nich łykałam bez popity, spędzając kolejne godziny przed ekranem i szkoląc się. Szybko z pozycji nastawionych na mocne historie przeskakiwałam do platformówek, wyścigów i bijatyk, wśród których najczęściej uruchamianą był Tekken Tag Tournament 2, z Lily na czele. Ukoronowaniem kilkudziesięciu godzin była moja pierwsza platyna i ogromna satysfakcja z pokonywania największych badassów online. I choć w późniejszych latach stawałam na wielu arenach spod szyldu NetherRealm Studios, Arc System Works czy Capcomu, Bandai Namco zajmuje specjalne miejsce w mym sercu.

Wszystkim w głowie PS5, a ja... z rozrzewnieniem wspominam PS3

Jak zaczynać to z najlepszymi

Wizytówką marki Sony od lat są pozycje ekskluzywne – i co do tego nie możemy się spierać. Japończycy mają nosa do zespołów, które kreują coraz to nowsze światy, charakternych, mocnych bohaterów i dopracowane historie. Jest tak w przypadku obecnej generacji i lata wcześniej nie było inaczej, dzięki czemu momentami czułam się niczym dziecko w sklepie z zabawkami. Dalszą drogę rozpoczęłam od produkcji, które wpisały się w kanon PS3: paluchy ćwiczyłam na God of War III tak intensywnie, że do dzisiaj pamiętam walkę z ostatnim bossem, przy którym natrudziłam się przeokrutnie, wielokrotnie rzucając mięsem pod nosem. W następnej kolejności kontynuowałam swoją przygodę w stajni Sony, poznając dorobek Naughty Dog. Może narażę się wielu fanom Drake'a, jednak pomimo ogromnej sympatii do jego przygód, moje serce zaskarbiło sobie ich inne IP, a mowa o The Last of Us. Końcówka żywota ósmej generacji była czasem, kiedy brakowało mi tchu, bowiem przygoda Joela i Ellie wycisnęła z oczu niejedną łzę.

Konsoli coraz bardziej brakowało mi jednak u siebie – niejedni z Was na pewno wiedzą jak gorzkim uczuciem jest dzielenie się sprzętem z innymi domownikami, co w owym czasie coraz mocniej doskwierało mojemu ukochanemu, a babie odmówić często nie chciał (lub obawiał się mniej przyjemnych konsekwencji ;)). Po kilku tygodniach zapadła poważna decyzja: chcę PS3 u siebie. Rozpoczęło się szukanie okazji, aż w końcu po bardzo korzystnej cenie, udało wyrwać się "chlebaka", który zajął stosowne miejsce na moim kwadracie, stanowiąc swego czasu jeden z poważniejszych samodzielnych zakupów. Pierwsza konsola zapoczątkowała późniejsze zakupy sprzętowe, choć skutecznie się przed nimi opierałam.

Wszystkim w głowie PS5, a ja... z rozrzewnieniem wspominam PS3

PlayStation 3 nie było konsolą pozbawioną wad, ba, rzekłabym nawet zdecydowanie, że Sony, stawiając na kilka technologicznych nowinek, wyższą od konkurencji cenę, podzieloną premierę i niesprzyjający deweloperom proces tworzenia gier, bardzo utrudniło sobie zadanie w czasie generacji. Mnie jednak ta konsola od zawsze będzie kojarzyć się dobrze – z rozpoczęciem przygody z grami, wielokrotnie pełnej największych emocji. Przygody, która trwa już od 10 lat i jest kontynuowana do dzisiaj. Po spotkaniu z rodziną ponownie w zaciszu salonu chwycę pada w ręce i uruchomię kolejną grę. Na PS3 nie skusiłam się na Demon Souls, może PlayStation 5 będzie dobrą platformą do budowania następnych wartościowych wspomnień?

A jak to było u Was... Jak pamiętacie PlayStation 3?

Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper