Blog Vergila: Gracz - uzależniony czy pasjonat?

Gry
590V
Blog Vergila: Gracz - uzależniony czy pasjonat?
VergilDH | 10.10.2012, 12:20

Dzisiejszą notkę postanowiłem poświęcić problemowi, któremu stawiam czoła, kiedy obracam się w "wypranym z graczy" środowisku. Mianowicie, wszystko rozbija się o sposób, w jaki przez takich ludzi postrzegane są osoby, które interesują się grami wideo. Wiecie już o co mi chodzi? Przejdźmy więc do sedna.Dzisiejszą notkę postanowiłem poświęcić problemowi, któremu stawiam czoła, kiedy obracam się w "wypranym z graczy" środowisku. Mianowicie, wszystko rozbija się o sposób, w jaki przez takich ludzi postrzegane są osoby, które interesują się grami wideo. Wiecie już o co mi chodzi? Przejdźmy więc do sedna.

Znam wielu ludzi. Jedni interesują się grami i, podobnie jak ja, poświęcają im jakąś część swojego życia. Inni grami się nie interesują, ale od czasu do czasu lubią sobie w coś popykać, ot, choćby dla zabicia nudy. Jeszcze inni nie dość że się nie interesują, to nigdy nie mieli z nimi styczności, przez co gracz postrzegany jest przez nich jako wyrośnięty dzieciak, który oddaje się „prymitywnym” formom rozgrywki. Niestety, tych ostatnich wciąż jest najwięcej, a każda próba przemówienia im do rozsądku i przekazania im choćby podstawowych informacji na temat tego, jak nasze medium wygląda dzisiaj, kończy się oczywiście niepowodzeniem. Bo przecież chyba każdy dobrze wie, że gry wideo zatrzymały się na poziomie Super Mario Bros. i nie są w stanie zaoferować nam niczego wartościowego (z całym szacunkiem dla tej wspaniałej serii, ale jakimś przykładem musiałem się posłużyć). A jeśli już tacy ludzie zetkną się z kimś, kto nie dość że gra, to jeszcze pracuje w branży... ho ho, uważają, że mają do czynienia z niezwykle ciężkim przypadkiem, któremu potrzebna jest natychmiastowa pomoc. Wszak jeśli ktoś przesiaduje z padem w ręku powyżej trzech godzin dziennie, to już można mówić o uzależnieniu, prawda? A przecież uzależnienia trzeba leczyć, bo są niebezpiecznie!

httpvh://youtu.be/VQMqpvR2ns8

Nie tak dawno temu miałem okazję posłuchać ciekawego wykładu na temat Second Life, które, zgodnie z tytułem, jest nie tyle grą wideo, co drugim, niejako „internetowym” życiem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po zajęciach podeszła do mnie koleżanka i zapytała mnie, czy przypadkiem mnie nie dotyczy ten problem. Nieważne, że gry wideo to tylko wierzchołek góry lodowej składającej się z moich zainteresowań, które, co by nie mówić, są dosyć rozległe. Nieważne, że podstawowy dla nich wskaźnik mojego „nerdowstwa”, czyli ilość godzin spędzonych na Facebooku, ma się nijak do tego, że gram wyłącznie na konsolach, a Facebook to tylko jeden z kanałów komunikacji ze znajomymi (od których dzielą mnie setki kilometrów). Ważne, że jestem graczem i redaktorem portalu poświęconego grom wideo, co pozwala mnie (i nie tylko, obstawiam, że większość z Was spotkała się z sytuacją, w którym osoby trzecie, kompletnie niezaznajomione z tematem, próbują wmówić Wam, że wiedzą najlepiej) zaklasyfikować jako uzależnionego. I na tym dyskusja w zasadzie się kończy, bo gdyby tylko spróbować wytłumaczyć komukolwiek, że wcale tak nie jest, zobaczylibyśmy na jego twarzy jedynie pobłażliwy uśmiech... A jak poradziłem sobie z tą niecodzienną sytuacją? Grzecznie odparłem, że tak, oczywiście, mam w Internecie żonę i dziecko, po czym ładnie się uśmiechnąłem i odwróciłem na pięcie.

Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to akurat gracze mają być uważani za uzależnionych. Ot, znam osoby mające najróżniejsze pasje, którym poświęcają przynajmniej po kilka godzin dziennie. Jeden z moich kolegów uwielbia literaturę, przez co poświęca jej niemal każdą wolną chwilę. Uzależniony? Nie, pasjonat. I za to go podziwiam – ma swoją pasję i konsekwentnie ją rozwija. Znajomy uwielbia malować figurki, czasami przesiadując z pędzelkiem w ręku do późnych godzin nocnych. Uzależniony? Nie, miłośnik. A gdybym powiedział o sobie, że moją pasją są gry wideo i zazwyczaj gram po dwie-trzy godziny dziennie (oczywiście o ile nie mam na głowie żadnej recenzji, bo wtedy sytuacja wygląda nieco inaczej)? Cóż, potrzebuję pomocy, bo przecież zdrowe podejście do gier, to jedna partyjka w Angry Birds w trakcie podróży tramwajem. Nonsens.



Swoją drogą... Dajmy pożywkę ludziom kierującym się stereotypami i przyznajmy się, ile wynosiła największa ilość godzin, jaką spędziliśmy przy konsoli „za jednym zamachem”. W moim przypadku, wartość ta przekroczyła piętnaście, a miało to miejsce w momencie, w którym udało mi się „odkryć” gry z serii Mass Effect, jakie były dla mnie prawdziwym objawieniem. Czy to źle? Cóż, nie tak dawno temu zacząłem przygodę z uniwersum Metro 2033, a kiedy już dorwałem się do książek Glukhovsky'ego, przesiedziałem z nimi grubo ponad dziesięć godzin w ciągu pierwszego dnia. Niektórzy po prostu tak mają, że jeśli już coś ich wciągnie, to na całego. I wcale nie uważam, że przez ten „maraton” uzależniłem się od czytania... Daję głowę, że z Wami jest podobnie – dobrze myślę?

Jak pisze w „Wybuchających Beczkach” Krzysztof Gonciarz, gry wideo „wyszły już z piwnicy” i stały się częścią szeroko pojętego show biznesu. Dzisiaj grać może każdy, bo interaktywne doświadczenia opracowuje się z myślą o najróżniejszych grupach odbiorców. Wystarczy po prostu chcieć i próbować zrozumieć tę stosunkowo młodą gałąź rozgrywki. Nie owijając w bawełnę, to pierwszy krok do tego, by w końcu przestać opowiadać farmazony.

httpvh://youtu.be/PbcctWbC8Q0

Do czego dążę? Ano do tego, że walka z takimi przekonaniami jest walką z wiatrakami. Niemniej, wszyscy powinniśmy budować u ludzi znajomość tej tematyki. Dotyczy to zwłaszcza osób, które, posiadając własne zainteresowania, nie potrafią jednocześnie zrozumieć naszych. Pomijam oczywiście przypadki, które nie interesują się zupełnie niczym, wolny czas spędzając na stronach pokroju Kwejka czy Demotywatorów, tudzież na oglądaniu telewizji, bo nic lepszego nie przychodzi im do głowy. Tych „naprawić” po prostu się już nie da, bo to tylko zwykli śmiertelnicy, których satysfakcjonuje serwowana im medialna papka. My jednak bądźmy od nich lepsi i nie wstydźmy się tego, że jesteśmy graczami, bo to do niczego nie prowadzi. Nośmy z dumą ubrania ozdobione motywami z naszych ulubionych produkcji, tak samo, jak nosimy koszulki z logotypami zespołów lub filmów. Pokażmy ludziom, że gry dadzą się lubić i wcale nie ma w tym nic złego.

P.S. Na koniec mam dla Was śmieszną anegdotkę. Jeden z moich kolegów słusznie zauważył w swoim referacie, że gry wideo „coraz częściej zaopatruje się w warstwę fabularną”. W tym momencie po sali, w której siedziało ponad 150 osób, rozległ się dźwięk, który mógł oznaczać jedno – ktoś „przywalił” facepalma. Szkoda, że byłem to ja... I tylko ja...

Źródło: własne

Komentarze (47)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper