Blog Vergila: Dlaczego akurat Gothic?

Gry
561V
Blog Vergila: Dlaczego akurat Gothic?
VergilDH | 29.08.2012, 18:30

Kiedy ekipa Piranha Bytes pracowała nad dwoma pierwszymi odsłonami serii Gothic, nikt chyba nie przypuszczał, że stworzą legendę, której przez kolejne lata nie będą w stanie dogonić. Gothic III niestety zawodził na całej linii, nie mówiąc nawet o Arcanii, za którą zabrało się zupełnie inne studio. To właśnie do zamierzchłych czasów, w których twarde, niemieckie gry cRPG, w pewnym sensie wyznaczały standardy, chciałbym powrócić w swojej dzisiejszej notce. Ciepłe przyjęcie drugiego Risena świadczy o tym, że takie produkcje wciąż mają swoich zagorzałych zwolenników, którzy za zasłoną dość siermiężnej mechaniki, są w stanie dostrzec gigantyczny wręcz potencjał.Kiedy ekipa Piranha Bytes pracowała nad dwoma pierwszymi odsłonami serii Gothic, nikt chyba nie przypuszczał, że stworzą legendę, której przez kolejne lata nie będą w stanie dogonić. Gothic III niestety zawodził na całej linii, nie mówiąc nawet o Arcanii, za którą zabrało się zupełnie inne studio. To właśnie do zamierzchłych czasów, w których twarde, niemieckie gry cRPG, w pewnym sensie wyznaczały standardy, chciałbym powrócić w swojej dzisiejszej notce. Ciepłe przyjęcie drugiego Risena świadczy o tym, że takie produkcje wciąż mają swoich zagorzałych zwolenników, którzy za zasłoną dość siermiężnej mechaniki, są w stanie dostrzec gigantyczny wręcz potencjał.

Fakt, pierwszy Gothic był niemal w stu procentach liniowy, bo wszystkie podjęte przez gracza decyzje, i tak prowadziły do jednego finału. Niemniej, to właśnie warstwa fabularna stanowiła najmocniejszą stronę tej produkcji, nawet jeśli pod koniec przygody okazywało się, że wszystko zmierza do standardowego „musisz uratować świat!”. Trafialiśmy tu do Górniczej Doliny Khorinis, w której funkcjonowała kolonia karna, do jakiej ludzie (głównie mężczyźni), trafiali za najdrobniejsze przewinienia. Arcymagowie postanowili otoczyć ją magiczną barierą, by uniemożliwić więźniom ucieczkę, jednakże coś poszło nie tak, i cała dolina została dosłownie odcięta od świata. Wraz z nią oczywiście, zapuszkowani zostali również sami wykonawcy tego jakże trafionego pomysłu, zamykając się tam nie tylko z górnikami i przedstawicielami władz, pełniącymi rolę stróżów prawa, lecz także rozmaitymi kreaturami, od których roiło się w tamtym rejonie. Jakby tego było mało, mieszkańcy jednego z obozów postanowili obudzić Śniącego, starożytne bóstwo, co miało zagwarantować im zniszczenie bariery i wyjście na wolność. Gracz wcielał się tu w bezimiennego bohatera, który w miarę postępów w fabule piął się po szczeblach obozowej kariery, by ze zwykłego kopacza przekształcić się… no właśnie, w wysłannika boga Innosa, mającego zaprowadzić w dolinie porządek.

httpvh://youtu.be/H2yTTJmxt7Q

W drugiej części serii natomiast, trafialiśmy w przepiękne, porośnięte roślinnością okolice miasta Khorinis. Niestety, sielanka nie trwała długo, bowiem sama Górnicza Dolina została doszczętnie zniszczona przez smoki, które pojawiły się tam dosłownie znikąd. Jakby tego było mało, królestwo Myrtana prowadziło trwającą od dziesięcioleci wojnę z orkami, która ostatnimi czasy coraz bardziej dawała się we znaki jego mieszkańcom. Patrząc na to z perspektywy kilku długich lat, śmiało można stwierdzić, że tematyka ataku skrzydlatych, ziejących ogniem stworów, została tutaj potraktowana znacznie ciekawiej, aniżeli miało to miejsce choćby w The Elder Scrolls V: Skyrim. Moment, w którym po raz pierwszy trafiamy na stare śmieci i widzimy, że wszystkie ludzkie siedziby zostały tu zrujnowane, a otoczenie, dawniej zielone i tętniące życiem, spalone do gołej ziemi, zapadał w pamięć na długo.

Tym, co odróżniało Gothica i Gothica II na tle innych produkcji, był klimat osamotnienia i świadomość tego, że jesteśmy tu zdani całkowicie na siebie. Co prawda od czasu do czasu spotykaliśmy osoby sprzyjające naszym poczynaniom, jednakże koniec końców i tak do wszystkiego musieliśmy dojść sami. Poruszanie się po niewielkim, ale bardzo urozmaiconym świecie, początkowo utrudniał brak jakiejkolwiek mapy – jeśli takowej potrzebowaliśmy, musieliśmy sami się w nią zaopatrzyć, co oczywiście wymagało od nas posiadania gotówki. Osoba czekająca na wielką przygodę, która już na samym początku zabawy postanowiła wyruszyć w niezapomnianą podróż na drugi koniec którejkolwiek z tych krain, mogła się tam najzwyczajniej w świecie zgubić, o co wcale nie było tu trudno, bo w ferworze walki, kiedy zabrakło mikstur leczniczych, trzeba było ratować się ucieczką… niekoniecznie w pożądanym przez nas kierunku.

httpvh://youtu.be/L5Dt48VFDY4

Tak się jakoś złożyło, że zabawę z serią rozpocząłem od jej drugiej odsłony i kiedy po raz pierwszy przekroczyłem wejście do Doliny, zupełnie nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Dookoła panowała ciemność, którą przebijało światło emitowane przez płomień trzymanej przeze mnie pochodni, a strzegący wejścia strażnik zapewnił mnie, że dookoła roi się od orków, więc jeśli chcę dotrzeć do zamku, zdecydowanie nie powinienem iść w najbardziej oczywistym kierunku (czyli, na wprost). Niewyposażony w mapę postanowiłem więc krążyć, aż dotrę do celu i… utknąłem na kilka długich godzin, uciekając przed ścigającym mnie czarcim pomiotem, którego rzeczywiście było tutaj pełno. Kiedy w końcu trafiłem tam gdzie chciałem, dowiedziałem się, że muszę odwiedzić trzy, wciąż funkcjonujące kopalnie i dowiedzieć się, jak górnikom idzie wydobywanie rudy…a przy okazji znowu stawić czoła nieskończonym ilościom orków, harpii i innego tałatajstwa. Dlatego też, nikogo nie powinno zdziwić, że po takiej wycieczce (i niezliczonej ilości wypitych miksturek, na które straciłem cały majątek), na długo zaszyłem się w tętniącym życiem Khorinis (na szczęście, już zaopatrzony w mapę) i nie miałem najmniejszej ochoty na opuszczenie jego bezpiecznych murów. Zresztą, nie było i po co, bo za dnia miałem ręce pełne roboty. A kiedy zapadał zmrok, można było przecież usiąść sobie przy ognisku i posłuchać, co też mają do powiedzenia starzy wyjadacze, którzy na starciach z orkami zjedli niejeden komplet zębów…

Ciekawy był także bezklasowy system rozwoju postaci. W grach funkcjonowało bowiem kilka frakcji, do których mogliśmy dołączyć. Nie było więc żadnego problemu, by jako Mag Ognia (magia opierała się tutaj na sile żywiołów), zasilić również szeregi Najemników, czy chociażby Strażników Miejskich, by później awansować na królewskiego Paladyna. Oczywiście, na wszystko potrzeba było czasu, pełnych sakiewek i punktów doświadczenia.

httpvh://youtu.be/P9dbPa04jVA

Gry traktowały gracza w sposób iście bezlitosny, a sama walka była tutaj niesamowicie wymagająca, choć w założeniach sprawiała wrażenie prostej (ot, kilka podstawowych ciosów mieczem). Zwłaszcza, jeśli porównać ją z tą, którą może się pochwalić chociażby Dark Souls… Bohater (obojętnie, czy mówimy o pierwszym czy drugim Gothicu), był na początku niesamowicie słaby i w niczym nie przypominał standardowego pogromcy zła. A przecież doświadczenie, potrzebne do zdobycia punktów nauki, które mogliśmy wydać na zgłębianie tajników sprawnego posługiwania się mieczem, czy naukę nowych zaklęć, trzeba było w jakiś sposób pozyskać… Na szczęście z czasem, kiedy stopniowo rosnęliśmy w siłę, wchodziliśmy w posiadanie coraz lepszego ekwipunku i uczyliśmy się coraz ciekawszych umiejętności, które gwarantowały nam „jakąś” przewagę w starciach z najróżniejszej maści oponentami, wszystko zaczynało nabierać rumieńców… by zasadzić nam istnego kopa z półobrotu, gdy po raz pierwszy napotkaliśmy na swej drodze… smoka. Bydlaki były niesamowicie silne, mając Bezimiennego dosłownie na jeden, może dwa strzały. A przecież pojedynki trzeba było jakoś wygrać, by pchnąć do przodu fabułę. Co w takim wypadku? Ano, decyzja należała do gracza. Można było iść i zająć się wybijaniem słabszych wrogów, podejmować się wykonywania różnych, nierzadko równie niebezpiecznych, zadań lub próbować walczyć aż do skutku…

Tym, na co wówczas narzekano najbardziej, było miło (o dziwo) przeze mnie wspominane sterowanie (według mnie, pad sprawdziłby się tam wręcz idealnie) i ogólnie pojęta „toporność” rozgrywki, która w dobie dzisiejszych, bardzo wygodnych cRPGów, sprawiała wrażenie struganej z drewna przy użyciu tępych narzędzi. Niemniej jednak, wiele tych elementów zostało przeniesionych do drugiego Risena i, jak widać, również w dzisiejszych czasach (na konsolach!), sprawdzają się one całkiem nieźle.

httpvh://youtu.be/Y2GUbuQkN2c

Zarówno pierwszy, jak i drugi Gothic, nawet dzisiaj sprawiają wrażenie dosyć ładnie wyglądających produkcji. Oczywiście, nie ma co ukrywać, że kanciaste modele postaci i bardzo proste otoczenie mogłyby odrzucić graczy przyzwyczajonych do graficznych fajerwerków, ale oprawa bynajmniej nie przeszkadza w rozgrywce. Czy jest na to szansa? Raczej nie, choć nigdy nie wiadomo, co przyjdzie do głowy posiadaczom praw do tej marki…

Dwie pierwsze odsłony omawianej serii to gry, jakich dzisiaj niestety już się nie robi. Wymagające od gracza olbrzymiego zaangażowania, skomplikowane, a przede wszystkim pochłaniające całą masę czasu. Na szczęście, twórcom udało się wynagrodzić włożony w rozgrywkę trud, choćby poprzez ciekawą fabułę, wyraźnie widoczny wpływ statystyk na faktyczny stan bohatera, czy po prostu ciekawy świat, w którym ciekawe zadania czekały dosłownie za każdym rogiem. To właśnie dzięki temu zapisały się one złotymi literami na kartach historii gier wideo. Osobiście, choć daleko mi do miana gracza spod znaku "kiedyś było lepiej", chciałbym wrócić do tamtych czasów i jeszcze raz, zupełnie na nowo, przeżyć tę niezapomnianą przygodę...

P.S. Czekam na Wasze opinie dotyczące tej serii, bo wiem, że wielu z Was miało z nią do czynienia. Czy Wasze wspomnienia są równie pozytywne co moje, czy też macie na jej temat zupełnie inne zdanie?

Źródło: własne

Komentarze (29)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper