hamburGIER: Dobre bo polskie? Chwila, chwila...

Gry
716V
hamburGIER: Dobre bo polskie? Chwila, chwila...
Paweł Musiolik | 29.07.2011, 11:11

Od pewnego czasu możemy spotkać się tu i tam z twierdzeniami, że polskie gry "podbijają zachód". Głównymi sprawcami owego podboju mieliby być, przynajmniej w teorii, panowie z CD Projekt Red, People Can Fly należącego do Epic Games oraz autonomicznie działającego City Interactive. Ich gry, kolejno Wiedźmin 2, Bulletstorm oraz Sniper: Ghost Warrior, jeżeli wierzyć rodzimym serwisom, górują na listach sprzedaży, wbijają się w świadomość graczy i są "naj, naj i jeszcze raz naj!". Niestety, to gruba przesada, o czym przekonamy się patrząc chociażby na "sylwetkę" najnowszej gry "Chmielarza i spółki"...Od pewnego czasu możemy spotkać się tu i tam z twierdzeniami, że polskie gry "podbijają zachód". Głównymi sprawcami owego podboju mieliby być, przynajmniej w teorii, panowie z CD Projekt Red, People Can Fly należącego do Epic Games oraz autonomicznie działającego City Interactive. Ich gry, kolejno Wiedźmin 2, Bulletstorm oraz Sniper: Ghost Warrior, jeżeli wierzyć rodzimym serwisom, górują na listach sprzedaży, wbijają się w świadomość graczy i są "naj, naj i jeszcze raz naj!". Niestety, to gruba przesada, o czym przekonamy się patrząc chociażby na "sylwetkę" najnowszej gry "Chmielarza i spółki"...

Do napisania tego artykułu skusiły mnie ostatnie doniesienia, że Bulletstorm jednak nie jest takim hitem komercyjnym, jakby pan Chmielarz chciał, a także jakim by miał być w opiniach graczy. Właściwie, to gra sprzedała się grubo poniżej kogokolwiek oczekiwań. Jeśli w jakikolwiek sposób można zawierzyć serwisowi VGChartz.com (a wierzą mu wszyscy, oczywiście kiedy "im pasuje", bo panu Adrianowi "nie pasowało", to uznał, że "nie wierzy i już"), po dziś dzień rozeszło się niecałe milion sztuk na obie platformy, z czego tylko 25% na PlayStation 3. Prawdopodobnie dlatego, że do pudełka w wersji dla X360 dodawany był kod na beta-testy Gears of War 3. Ale to, że niektórzy Bulletstorma kupili tylko dla tego kodu, aktualnie jest nieważne. W ogóle.

Pomijamy oczywiście fakt, że w trakcie pierwszych 30 dni sprzedaży EA miało teoretycznie "upłynnić"840 tysięcy sztuk gry, co w obliczu aktualnego 1 miliona wydaje się być dość frapujące. Bo jak? Gra sprzedała się w 30 dni, a później nagle zabrakło chętnych? Za duża konkurencja? Że w jednym tygodniu jest na szczytach list sprzedaży, a w kolejnym wypada poza TOP 40?



Kogo by nie zapytać, to gra jest "świetna", zawsze "nowatorska" i tylko od czasu do czasu "fajna". Jeśli dołożyć do tego duże wsparcie w kampanii reklamowej Epic Games i samego Cliffa Blezinskiego, teoretycznie powinien być sukces komercyjny. Prawda? PRAWDA!? (tutaj nawiązanie do kampanii reklamowej Bulletstorma). Niestety, nie jest i raczej nie zapowiada się, by kiedykolwiek był. Pamiętacie taką grę jak Painkiller? Dawno temu wydana na PC-ty i później na pierwszego Xboxa była małym objawieniem, nie tylko dlatego, że Polacy potrafili zrobić dobrą grę (serio, wtedy to był szok), ale też dlatego, że mimo że polska, to zdobyła szeroko pojęte "uznanie". Dlaczego o niej wspominam? Bo Bulletstorm to pod względem mechaniki przestarzały Painkiller w kolorowych barwach i dodanymi skillshotami oraz denerwującym, prymitywnym humorem.

Nie zrozumcie mnie źle, gra jest dobra, może czasami z zadatkami na trochę bardziej niż dobra, ale to wszystko co towarzyszyło jej od początku (obśmiewanie Call of Duty, nabijanie się z innych tytułów) kazało oczekiwać czegoś innego. Najbardziej w tym wszystkim mogą bawić buńczuczne wypowiedzi samego Adriana Chmielarza, któremu, fakt faktem, trzeba pogratulować tego gdzie zaszedł. Jednak sprzeczka z polskimi mediami na temat sprzedaży tytułu była totalnie niepotrzebna, bo jak wiemy – media miały rację. Zbawiciela nie dostaliśmy, a gracze nadal lubią grać w "odtwórcze do bólu Call of Duty".


Czy pozycja "kreatora biznesu" nie uderzyła przypadkiem do głowy Adrianowi?

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak dziś pamiętam komentarz Adriana na blogu GamesWorld, który bodajże jako pierwszy "ośmielił się" napisać cokolwiek złego o Bulletstormie. Pozwolę sobie go nawet zacytować:

Mój Boże, zaczyna się typowe polskie biadolenie... Wybaczcie, Panowie - ale brzmi to wszystko jak szukanie sensacji (albo udowadnianie sobie, że Polak nie potrafi). Ze zdania "Po miesiącu według Vg chartz na wszystkie 3 platformy sprzedało się tylko 840 tyś kopii" - mamy jednak zupełnie inną definicję słowa "tylko". Więc uprzejmie proszę o powstrzymanie nerwów na wodzy :) Gratulacje dla Homefronta i Killzone'a (i zdaje się Crysis 2 się bosko sprzedaje), ale nie filtrujcie ich sukcesu jako naszej porażki, bo to "jabłka i pomarańcze". (...) Nie rozumiem zarzutów o "pewności siebie" albo - jak u poniższego kolegi komentatora - o tym jakoby kogoś pouczał (cytat proszę). Takie typowo polskie kopanie po kostkach. Wynalazki typu "200K sprzedanych Bulletstormów w Polsce" to bajdy, Wiedźmin się tyle sprzedał, bo był Wiedźminem, czyli najlepszym polskim wynalazkiem pisarskim od lat, z którego udało się zrobić całkiem niezłą grę. (...) Gdybym kiedyś palnął, że chcę "2 miliony DAY ONE!!!", i nie wyszło, to się czepiajcie i nabijajcie, ile chcecie, ale że tak nie było, to please... :)

Adrian również postanowił wziąć Bulletstorma w obronę "żenujący humor":

Nie grałeś, nie wiesz, jest takie stare powiedzenie o tym, że "w X byłeś, Y widziałeś", ale sobie daruję tłumaczenie X i Y, jeśli nie znasz :) Jeśli najbardziej szanowane pisma na świecie - Game Informer w USA i Edge w UK - dają nam 9/10, to wybacz, ale ewidentnie oznacza to, że gra nie jest "o fiutach", podobnie jak Pulp Fiction nie jest o "fuckach" (mimo, że ich tam nie brakuje)...

A wiecie co ja uważam? Że Bulletstorm sprzedał się słabo, ponieważ nie posiada wydarzonego multiplayera. Tak po prostu. Gracze przeliczyli sobie złotówki wydane na grę, skonsultowali sobie stosunek ceny do jakości i wyszło im, że Killzone 3, posiadające przecież fajne multi, jest inwestycją dużo lepszą, niż dzieło People Can Fly. Zaraz. Chwila. Przecież Killzone 3 również sprzedało się poniżej oczekiwań, bo tylko w 1.7 milionach egzemplarzy. Cholera, gdzie się podziały nasze pieniądze?


Mimo wszystko, Bulletstorm był tytułem naprawdę dobrym i tylko pech chciał, że produkcja nie sprzedała się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Z drugiej strony barykady stoi jednak wydane ostatnio Call of Juarez: The Cartel, kolejna odsłona popularnej serii gier wrocławskiego Techlandu, która radzi sobie całkiem nieźle, prawdopodobnie dlatego że to "któraś z kolei odsłona znanego cyklu". Niestety, bardzo mieszaliśmy z błotem Bulletstorma, a w przypadku The Cartel mamy koronny przykład "pieszczenia" producentów po pupci. Tak. Ocenami. Średnia na świecie to obecnie bodajże 44%. A na polskim poletku? Siódemki z plusem latają "jak z rękawa, nie tylko w polskich magazynach branżowych, ale również na internetowych witrynach zajmujących się tematem. PS3Site okazało się być odrobinę bardziej zdystansowane, wystawiając ostatecznie notę 6+ na 10 możliwych punktów, ale mimo wszystko osobiście (i pamiętajcie, że mówię tylko za siebie!) nie uważam, by tak słaby produkt zasługiwał na tego typu notę. No i gdzie tu sprawiedliwość? Gdy zobaczymy wyniki sprzedaży The Cartel, będziemy mogli to ocenić...

Już mniejsza o same końcowe wytwory, które jednak pchane przez rzeszę rodzimych dziennikarzy mają być „sztucznymi hitami”. Najgorsze co spotyka polskie produkcje to bezkrytyczne podejście do nich. Gra jest nudna? Zasługuje na 5/10 (tak, właśnie na tyle zasługuje moim zdaniem The Cartel)? Ale co tam, to nasze, rodowite, Polskie, dajmy jej 8, ewentualnie 7+ by nie było "zadymy"! Sami sobie szkodzimy, oszukujemy nie tylko samych siebie, ale i graczy. Bo dla nich nie ważne czy gra pochodzi z Polski, Szwecji czy napisało ją zdolne rodzeństwo z Haiti. Gloryfikowanie własnych produkcji jest w moim odczuciu żenujące. Nie popadając z jednej skrajności w drugą uważam, że nie można też być surowym i czepiać się dla zasady. Jakiekolwiek skrajne podejście szkodzi. Ale patrząc na Call of Juarez: The Cartel mam wrażenie, że pomimo słabości gry, niektórzy chcą ją obsypać lukrem i wmówić, że jest fajna. Porównałbym takie zachowanie do rozpieszczania dziecka, które później myśląc, że jest najlepsze a inne dzieci to "plebs", nie wie jak zachowywać się między rówieśnikami. Nie cieszmy się, że CoJ: The Cartel jest na podium list sprzedażowych w UK. Jest sezon ogórkowy, zero nowości i „gracze na głodzie” kupią wszystko co nowe...

Tak więc pozostaje zapytać „Quo Vadis polski rynku?”. Czy chcemy sami siebie zagłaskać twierdząc, że stajemy się potentatem branżowym? Czy może interesuje nas zdrowe i szczere podejście do produkcji niezależnie od kraju jej pochodzenia? Obniżanie ocen gier z Niemiec tylko dlatego, że wywołali oni Wojny Światowe, byłoby idiotyczne... [Musiol]

WASZYM ZDANIEM?




Źródło: własne

Komentarze (38)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper