"Gry wideo nigdy nie będą sztuką" - polemika

Gry (plotka)
1012V
"Gry wideo nigdy nie będą sztuką" - polemika
Bartosz Dawidowski | 21.04.2010, 00:33

Roger Ebert to amerykański odpowiednik naszego Tomasza Raczka. Facet napisał 15 książek i od 1967 roku pracuje dla Chicago Sun-Times, zajmując się nieustannie oceną i komentarzem kolejnych dzieł filmowych. Od 5 lat nasz sławny Roger jest też na ścieżce wojennej z graczami.

Roger Ebert to amerykański odpowiednik naszego Tomasza Raczka. Facet napisał 15 książek i od 1967 roku pracuje dla Chicago Sun-Times, zajmując się nieustannie oceną i komentarzem kolejnych dzieł filmowych. Od 5 lat nasz sławny Roger jest też na ścieżce wojennej z graczami.xxxxx

Pięć lat temu Roger Ebert opublikował tekst, w którym dowodził, że gier wideo nigdy nie będzie można nazywać sztuką. Gracze odpowiedzieli na jego zarzuty z ogromną żarliwością i gwałtownością. Na blogu pisarza pojawiły się tysiące (!) komentarzy z głosami sprzeciwu od scenarzystów, game designerów, producentów i oczywiście samych graczy. Na prośbę jednego z czytelników, by pisarz spojrzał przychylniejszym okiem na cały czas raczkujące medium gier wideo, Ebert odpowiedział w następujący sposób:

"Uważam w istocie gry wideo za poślednie medium w stosunku do filmu i literatury. Powodem tego jest pewna strukturalna przyczyna: gry, poprzez samą swoją naturę, wymagają wyborów gracza, co stanowi przeciwieństwo filozofii poważnych filmów i literatury, które potrzebują pełnej kontroli ze strony autora. Jestem przygotowany by uwierzyć, że gry potrafią być eleganckie, subtelne, wyszukane, ambitne i zachwycające wizualnie. Ale wierzę, że istota tego medium nie pozwala mu wyjść spoza rzemieślniczego stanu do postaci sztuki. O ile dobrze wiem, nikt z branży gier lub spoza niej, nie był po dziś dzień w stanie wymienić gry wideo, która byłaby porównywalna z dziełami wielkich dramaturgów, poetów, reżyserów, pisarzy czy kompozytorów. To, że gra może aspirować do bycia ważną, jako doświadczenie wizualne - to mogę zaakceptować. Nie zmienia to jednak faktu, że dla większości graczy gry są tylko straconymi godzinami życia, które nam przeznaczono, a które moglibyśmy poświęcić na wzbogacenie swojej kultury, współczucia czy wiedzy".

W zeszłym tygodniu Roger Ebert powrócił do tematu z tekstem: "Gry wideo nigdy nie będą sztuką". Zaczynem dla powrotu do tych rozmyślań był film z odczytu Kellee Santiago, która jest game designerem w thatgamecompany (twórcy Flower i flOw). Wykład, który możecie obejrzeć poniżej, był polemiczny z poglądem Eberta - wg. Kellee Santiago gry wideo już teraz są prymitywną formą sztuki, która w tej chwili przechodzi gwałtowny proces ewolucji (tak jak wszystkie formy sztuki w przeszłości). Santiago wymienia jako przykłady gier, które wzniosły się na poziom sztuki, Flower i Braid.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

 




Roger Ebert pozostaje jednak niewzruszony i zadaje jedno fundamentalne pytanie: "Dlaczego gracze są tak bardzo przejęci tym, by nazywać gry sztuką? Bobby Fischer, Michael Jordan i Dick Butkus nigdy nie powiedzieli, że uważają swoje gry za formę sztuki. Nie powiedział też tego zwycięzca World Series of Mah Jong, który zgarnął pół miliona dolarów. Dlaczego gracze nie mogą ograniczyć się do grania w swoje gry i po prostu bawienia się nimi?"

Oczywiście wynikło z tej polemiki dużo gaworzenia o tym, czym jest właściwie sztuka. Ludzie, którzy wchodzą w ten temat mają jednak spory problem do przeżucia: nikomu, od czasów Platona, nie udało się stworzyć jednoznacznej definicji tego słowa (przynajmniej nie w sensie, do którego odwołujemy się dzisiaj). Nie chcę więc tutaj wchodzić do zaczarowanego okręgu błędnych definicji, tylko zastanowić się czy rzeczywiście coś jest na rzeczy, w tym co pisze znany krytyk filmowy z USA?

Ebert uznaje gry wideo za formę działania, która może wytwarzać piękne efekty wizualne, ale ogranicza się tylko do nich. Tak jak kalejdoskopu czy pięknego wygaszacza ekranu nie uznajemy za sztukę, tak gry wideo nie mogą być niczym więcej. Z tym można się warunkowo zgodzić. Ale należałoby zadać pytanie Ebertowi, czy zagrał chociażby w Final Fantasy Tactics, Valkyrie Profile: Covenant of the Plume czy w Chrono Cross, których scenariusze śmiało mogłyby wejść w szranki z takimi dziełami filmowymi, jak "Władca Pierścieni", a swoim uniwersalizmem dotykają często kwestii o podłożu filozoficznym i głęboko humanistycznym. Do tego pisane są coraz lepszym, wyszukanym językiem (tutaj jednym tchem wymieniam Valkyrie Profile: Covenant of the Plume na "głupiego" dla wielu osób DS-a).

Gry mają jeszcze przed sobą długą drogę rozwoju. Z tym chyba nikt z nas nie będzie się kłócił. Ale ja widzę możliwości ich wzrastania w siłę nie poprzez małpowanie filmów. Popełnia się dzisiaj ten sam błąd, co w przypadku wielu wczesnych niemych filmów, które podpierały się odwołaniami do poetyki teatralnej. Film również był przez krytyków teatralnych uznany za formę poślednią, odpowiednią dla głupiego tłumu, ludyczną. Trudno mi uwierzyć, że Roger Ebert nie potrafi rozszerzyć swojego horyzontu myślowego o tę perspektywę. Ten krytyk filmowy zachowuje się dokładnie, jak jego koledzy, teoretycy teatru, sprzed 100 lat...

Pytania jednak pozostają: czy fakt, że gry są medium interaktywnym, że się w nich aktywnie uczestniczy, uniemożliwia przemienienie ich w dzieła sztuki? I czy właściwie w ogóle musimy stawiać te pytania? Może za 20 lat kwestia będzie tak samo bezsporna, jak nasze dzisiejsze uznawanie filmów za sztukę?

Szykuję większy tekst do PSX Extreme, ocierający się, między innymi, o powyższe zagadnienia. Wasze wypowiedzi mają więc dużą szansę ukazać się na łamach magazynu. Go!

 

Źródło: własne

Komentarze (46)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper