Retro: Zabytki na licencji

Gry
1975V
Retro: Zabytki na licencji
redakcja | 15.01.2011, 12:50

O współczesnych grach opartych na znanych licencjach, podobnie jak o filmach na podstawie gier, trudno najczęściej powiedzieć coś dobrego. Jednak w czasie panowania "króla NES-a" ukazało się dużo gier bazujących na znanych seriach, które nie dość, że nie przysparzały hańby swoim oryginałom, to jeszcze były jednymi z najlepszych w swoich kategoriach gatunkowych.

O współczesnych grach opartych na znanych licencjach, podobnie jak o filmach na podstawie gier, trudno najczęściej powiedzieć coś dobrego. Jednak w czasie panowania "króla NES-a" ukazało się dużo gier bazujących na znanych seriach, które nie dość, że nie przysparzały hańby swoim oryginałom, to jeszcze były jednymi z najlepszych w swoich kategoriach gatunkowych.xxxxx

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Wiele z nich bazowało na licencjach Disneya, ale dobre gry bazujące na komiksach czy nawet zabawkach też się zdarzały. Nie ma co liczyć na ich współczesne porty, dlatego, że właśnie z powodu licencji trudno dzisiaj stwierdzić do kogo należą prawa do produkcji danej gry - itp. itd. Ale ale... nie wchodźmy już w prawnicze dyskusje - zamiast tego zatopmy się w świat licencji początku lat 90.

 

1. Punisher

 

Gra podobna do omawianego kiedyś tutaj Cabala, jednak osadzona w brudnym i ciemnym świecie znanego bohatera komiksów Marvela. Na dole ekranu tkwią plecy Franka Castle, możemy się nim poruszać po płaszczyźnie poziomej, przytrzymacie fire – możecie ruszać celownikiem. Zasadnicza różnica polega na tym, że w Cabalu mieliśmy statyczne plansze, po wyczyszczeniu całej – szliśmy dalej. W Punisherze ekran cały czas powoli porusza się w prawo, co utrudnia celowanie, ale i pozwala lepiej wczuć się w klimat, zobaczyć Nowy Jork i jego okolice, w których przyszło żyć (i zabijać) Frankowi. Procedura wyboru planszy też może się podobać – celowniczkiem nakierowujemy na plakat niemilca, który jest bossem danego poziomu. Castle następnie kilkoma zdaniami opisuje sytuację (warto czytać te wtręty, są naprawdę klimatyczne) i lądujemy na planszy. Do wytłuczenia mamy egzotyczną mieszankę murzynów z Bronksu, mafiozów, żołnierzy, terrorystów, ninjasów i wszystkich innych wrogów wolnego handlu i praw człowieka, a kiedy zostawimy już za sobą stosy trupów, docieramy wreszcie do pana z plakatu. Kiedy zlikwidujemy draba (pojedynki są kombinacją klasycznego strzelania i prostego mordobicia widzianego zza pleców protagonisty a la Punch Out!!), na "plakacie wyboru planszy" pojawia się sympatyczne "R.I.P", po czym nasz przyjemniaczek rzuca jakimś wrednym tekstem (pokroju tych, którymi później zasłynie niejaki Duke N.), wybieramy kolejny level - i tak aż do pojedynku z nemesis Punishera. Kto komiks czytywał, ten wie o kim mowa (kto nie czytał, niech się wstydzi).

 



 



2. Chip'n Dale Rescue Rangers / C'nD RR2

 

Fabuła tych dwóch platformówek opiera się na akcji disneyowskiego serialu o tym samym tytule, z sympatycznymi wiewiórami w roli głównej. Tytułowi bracia wraz z bandą koleżków (i szczurzą lasencją) tworzą drużynę Rescue Rangers (w polskiej wersji zwaną bodaj Ryzykownego Ratunku), której zadaniem jest ochrona miasteczka, w którym toczą się ich gryzoniowate (w jednym przypadku musze) życia, przed bandą zwierzaków-oprychów. Na czele "złych" stoi niejaki Fat Cat, gruby kocur wzorowany na włoskim mafiozie i to on będzie naszym głównym przeciwnikiem w obydwu grach. Ich fabuła jest, co tu dużo kryć, mało odkrywcza – w „jedynce” ruszamy przeciwko grubasowi, by go zapuszkować. W „dwójce” Kocur ucieka z więzienia, a wiewióry przemierzają miasto by go złapać. Zanim jednak skopiemy futrzaty kuper Grubego przyjdzie nam odwiedzić kilkanaście plansz, w tym tak egzotyczne lokacje jak chłodnia (na wydostanie się z niej mamy limit czasu, inaczej zamarzniemy) czy nawiedzony dom (światła zapalają się i gasną utrudniając pokonywanie platform). W C'nD mamy dużą dowolność w kwestii wyboru poziomów (do finału prowadzi kilka tras), w drugiej części gra tylko w jednym momencie pozwoli nam wybrać kolejność przejścia kilku plansz. Sterowanie jest klasyczne, bohaterem poruszamy "krzyżakiem", pod A mamy skok, pod B atak. No właśnie, przecież nie wiecie jeszcze w jaki sposób wiewióry zwalczają przestępczość. Mianowicie, na planszach walają się stosy skrzyń, jabłek i innych obiektów, które możemy podnieść i cisnąć w przeciwników. Idąc z pociskiem ładujemy go, co pozwala na wykonanie podkręconego rzutu, rażącego znacznie większe pole. W obu częściach występuje też „cover system”. Gdy trzymamy karton i wciśniemy dół postać schowa się do środka. W ukryciu jesteśmy niewrażliwi na ataki, dodatkowo w takich momentach SI przeciwników (i tak niezbyt mądrych) szwankuje i zaczynają biec na nas z pianą oraz śpiewem na ustach, tylko po to, by zginąć od kontaktu z naszą osłoną. Swoją drogą, ciekawe czy Kojima swój pomysł ukrywania postaci w pudle pożyczył właśnie z tej serii. Jak to w pegasusowych platformówkach zwykle bywało, zaimplementowano multiplayer. Nasz towarzysz wciela się w drugiego wiewióra i pomaga nam kasować przeciwników. Postaci mogą się nawzajem podnosić i rzucać (nie można się „schować” w drugim graczu, na szczęście), co stwarza nowe możliwości taktyczne. Np. grając z casualem możemy mu pomóc przebrnąć przez ciężkie momenty. Ba, nie ma żadnych przeciwwskazań, by nie przenieść "niedzielnego" przez co trudniejsze etapy. Partner może też w ten sposób oszczędzać nadszarpnięte zdrowie, gdyż w przypadku trafienia obrażenia otrzymuje tylko niosący. Z drugiej strony łatwo zaadaptować ten system do naszych core'owych, krwawych zachcianek i momentalnie spokojna gra przeradza się w swoisty deathmatch. Wykorzystywanie się nawzajem jako żywe pociski, kasując przeciwników kosztem zdrowia drugiego gracza jest na porządku dziennym. A gdy głód krwi woła, a wrogów na horyzoncie „ani widu”, wystarczy cisnąć drugiego w przepaść. Graficznie, jedynka mocno dźga w oczy, oprawa jest prymitywna nawet jak na NES-a. Teł właściwie brak, a modeli przeciwników jest tylko kilka. C'nD2 to duży skok jakościowy w stosunku do pierwowzoru, tła są bogatsze, lokacje ciekawsze, a postacie lepiej animowane. Każdy level ma też swoją własną muzyczkę, utwory są chwytliwe i często złapiecie się na jej nuceniu wraz telewizorem. Na Dzikim Zachodzie usłyszymy country, w hali fabrycznej industrial, a w wieży zegarowej będzie nam towarzyszyć motyw oparty o kukanie kukułki. Gierki nie zestarzały się bardzo, grafika jest co najmniej znośna (zwłaszcza w drugiej części), a ilość zabawy z niej płynąca niemiłosierna.

 



 

 

 



3. Duck Tales / DT2

 

Kolejna seria platformówek oparta o kreskówki Disneya, tym razem inspiracją były "Kacze opowieści". Wcielamy się w Sknerusa, drobiowego odpowiednika Lary Croft, który systematycznie grabi każde miejsce na Ziemi (i nie tylko) ze skarbów. Kaczor, poza klasycznym skokiem, korzysta z unikalnego wachlarza zagrań oferowanego przez noszoną przez niego laskę. Można wykorzystać ją jako pogo stick (wydłuża zasięg i wysokość skoku, pozwala rozdeptywać przeciwników niczym w Mario), do przeciągania i uderzania skrzynek i innego gruzu leżącego na planszy też się nada. Warto też wspomnieć o, wprowadzonych w drugiej części elementach a la metroidvania. Zdolności McKwacza można rozwijać, czy to za pomocą bonusów kupowanych za kasę zagrabioną z plansz, jak i dzięki dodatkom wręczanym przez naszych Siostrzeńców poukrywanych na niektórych levelach. Szkoda tylko, że do raz ukończonych poziomów nie możemy wrócić, by spróbować na nich ulepszonych umiejętności. Jeśli przy sarkaniu jesteśmy, to trzeba powiedzieć szczerze – obydwie gry są bardzo krótkie (po 6 plansz każda). Na szczęście każdy poziom jest bardzo dobrze zaprojektowany, zwykle jest kilka sposobów na jego ukończenie (zależnie od posiadanych umiejętności). Co krok znajdujemy zagadki, bywa, że ich rozwiązanie całkowicie zmienia oblicze planszy po której się poruszamy, np. Atlantydę da się osuszyć, odblokowując zalane wcześniej poziomy, a w piramidzie ukryty jest skarbiec faraona. Jak to w NES-owych grach na podstawie seriali Disneya, możemy liczyć na fenomenalną muzykę, przykład poniżej (film nr 3).

 


 

 


 

 


 

 


4. Micro Machines

 

Gra o której często piszecie w komentarzach, nic dziwnego zresztą, bo to chyba najlepsza ścigałka na Pegasusie. Oglądane z góry wyścigi malutkich pojazdów grzejących po planszach rozrzuconych po całym domu zdobyły serca wielu fanów. Skąd ta estyma? Po pierwsze, w odróżnieniu od większości gier, MM było dystrybuowane w Polsce niemal oficjalnie – wchodziło w skład kultowej "Złotej Piątki", więc miało szansę trafić pod relatywnie dużą liczbę strzech. Po drugie, w zależności od pojazdu jakim przyszło nam prowadzić, grało się zupełnie inaczej. Czołg był ciężki i powolny, ale można było walić z działa do przeciwników, warrior posiadał wielki zderzak, którym również można było załatwić oponentów, a śmigłowiec był lekki, zwrotny i bardzo szybki. Każdy typ pojazdu miał swój określony rodzaj planszy, np. jeepami zawsze ścigaliśmy się po stole w kuchni (trasa wyznaczona poprzez Cheeriosy, a plamy miodu i szklanki jako przeszkody), a miejscem wozów formuły 1 był stół bilardowy. Do gracza należał też wybór kierowcy, a każdy z sympatycznej zgrai degeneratów miał swoje ulubione i znienawidzone klasy pojazdów, więc nie była to decyzja czysto kosmetyczna. No i nie sposób nie wspomnieć o trybie gry w dwie osoby, znane są przypadki, gdzie całe przyjęcie urodzinowe urządzano wokół grania w "Microsy". Słodycze wypełniające stoły stały nietknięte, a rodzice solenizanta mieli spokój (względny, bo jednak podczas gry rzadko kiedy było cicho), bo wszyscy gromadzili się wokół telewizora i tłukli o to, kto jedzie następny. Zaraz, a gdzie tu licencja, zapytacie? Ano, Micro Machines to praktycznie nieznana w Polsce seria miniaturowych modeli samochodów, konkurencja popularnych również u nas "Matchboxów" (jednak MM były od nich sporo mniejsze, zwykle miały rozmiar temperówki). Interesujący jestrównież fakt, że mimo, iż zabawki przestano produkować już w połowie lat 90., to gry z serii pojawiały się nadal (ostatnia odsłona serii została wydana na obydwie współczesne konsole przenośne w 2006 roku).

 



 



5. Darkwing Duck

 

Ostatnia z ważnych serii Disneya, która znalazła się na Pegasusie (choć nie ostatnia gra spod uszatego znaku w ogóle, bo później pojawiły się jeszcze gradaptacje "Księgi Dżungli" i "Króla Lwa"). Ta platformówka, kładąca dużo większy nacisk na strzelanie niż poprzednie dwa tytuły Disneya na tej liście, bazuje na mało znanym w Polsce serialu "Dzielny Agent Kaczor" / "Przygody Agenta Kupra" (w oryginale "Darkwing Duck"). Głównym powodem, dla którego ten spin-off "Kaczych Opowieści" nie jest tak rozpoznawalny, jest fakt zdjęcia go z anteny TVP po emisji zaledwie kilku odcinków (KRRiT uznała go za zbyt brutalny, by nadawał się dla dzieci). W skrócie – Darkwing to taki bajkowy superbohater, w ciągu dnia szarak opiekujący się adoptowaną kaczko-córką, w nocy, przy pomocy Śmigacza i garści gadżetów walczący z kaczym złem prześladującym jego rodzinne St. Cannar. I o tym właśnie jest gra – biegamy i skaczemy kaczką w  pelerynie, pacyfikujemy armie animowanych, choć wciąż nikczemnych łotrów. Potem przychodzi pora na likwidację bossa, w czym wydatnie pomagają dodatkowe bronie (jak granatnik czy prądnica). Najmniej charakterystyczna gra z gatunku "disneyowskich platformówek" (może z powodu mniejszej rozpoznawalności), która jednak niweluje ten defekt dużą liczbą zróżnicowanych plansz, pamiętnymi bossami (walczymy np. z kretem-mechanikiem, który poza tłuczeniem nas kluczem francuskim może naprawiać miotacze ognia ulokowane w strategicznych punktach planszy – dajcie ślepakowi chwilę, a usmaży Was nie gorzej niż The Fury w MGS3). No i klasycznie, dobra muzyka.

 




 


 

Jesteśmy w połowie drogi w niniejszym temacie - proponuje więc tradycyjną przerwę i zapraszam na drugą część zestawienia za tydzień.

Źródło: własne

Co waszym zdaniem powinno zgarnąć nagrodę dla najlepszego doświadczenia tygodnia?

Polowanie na Czarownice
27%
Thorgal Strażniczka Kluczy
27%
The 7th Steel - Palace
27%
Agent Carter - A Sin to Err
27%
The Flash - The Nuclear Man
27%
Arrow - Canaries
27%
Grimm - Marechaussee
27%
Thorgal Słoneczny Miecz
27%
Gra Endera
27%
Gotham - Rogue's Gallery
27%
Gotham - What The Little Bird Told Him
27%
Gotham - Welcome Back, Jim Gordon
27%
Pokaż wyniki Głosów: 27

Komentarze (59)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper