1140 sekund ze Split/Second

Gry
866V
1140 sekund ze Split/Second
SoQ | 29.03.2010, 02:37

24-minutowy pokaz zbliżającego się wielkimi krokami Split/Second: Velocity nie pozwolił mi bezgranicznie uwierzyć, że oto nadchodzi nowy król arcade'owych wyścigów. Jeśli jednak twórcy nie wpadną w sidła własnego pomysłu, to miłościwie panujący na tym poletku Burnout doczeka się w maju godnego konkurenta.

24-minutowy pokaz zbliżającego się wielkimi krokami Split/Second: Velocity nie pozwolił mi bezgranicznie uwierzyć, że oto nadchodzi nowy król arcade'owych wyścigów. Jeśli jednak twórcy nie wpadną w sidła własnego pomysłu, to miłościwie panujący na tym poletku Burnout doczeka się w maju godnego konkurenta.

Dalsza część tekstu pod wideo

xxxxx

 

Chłopaki z Black Rock Studio, którzy w ciągu ostatnich dziesięciu lata zjedli zęby na ścigałkach, najwidoczniej są znudzeni tradycyjnymi grami z tego gatunku. W swojej najnowszej produkcji twórcy udanego Pure serwują nam bowiem masę wybuchów, latającego gruzu oraz giętej niemiłosiernie blachy, a także solidny zastrzyk adrenaliny mający sprawić, że mocniej zaciśniemy dłonie na padzie. Mimo wszechobecnej demolki to nadal wyścigi, choć w wydaniu jakiego jeszcze nie było.

 

 

 

Koncept wokół którego zbudowano gameplay w to efekciarskie, telewizyjne reality show z samochodami w roli głównej. Gumy palimy na zamkniętych trasach, które zbudowano na wzór planów filmowych, a naszym podstawowym orężem są tutaj zagrania zwane "power plays". Odpalenie takowych pozwoli nam np. wezwać helikopter, który przeprowadzi desant z wybuchających beczek, lub za pomocą podczepionego na linie... buldożera, rozwali w drobny mak sufit tunelu, zasypując tym samym jadących przed nami rywali gradem betonowych odłamków. To jednak mniejsze z atrakcji. Nabijany za pomocą driftów czy mijania rywali o włos pasek ma trzy poziomy. Gdy naładujemy choć jeden z nich, nad będącymi w zasięgu rywalami pojawią się stosowne ikony, a wtedy bum i po sprawie. Jednak dopiero nabicie maksa pozwala na naprawdę konkretną rozpierduchę. Wówczas to możemy choćby wysadzić w powietrze ogromną wieżę, a następnie przejechać w jej środku, gdy ta gruchnie o asfalt przygniatając potencjalnych konkurentów w walce o podium. A co powiecie na wykolejenie pociągu, jadącego obok nas na zawieszonych nad ulicą torach, który następnie sunie po asfalcie w snopie iskier? Te akurat zagrania widzieliśmy na prezentowanej trasie, ale w pełnej grze nie zabraknie choćby takich smaczków jak samolot majestatycznie spadający nam tuż przed maską. "Power plays" to sól , a gra ma podkreślać szczególnie efektowne elementy wyreżyserowanymi ujęciami kamery i zwolnieniem tempa. Rozpierducha sprawia, że na każdym kolejnym okrążeniu trasa naprawdę wygląda inaczej, jednak tu kryje się owa pułapka, o której wspomniałem na wstępie. Wszystkie te akcje wyglądają bowiem na mocno skryptowane i z czasem wyścigi mogą po prostu stać się przewidywalne, choć twórcy zapewniali, że sposobów na uprzykrzanie życia rywalom dostaniemy mnóstwo i o rutynie nie ma mowy. Pożyjemy, zobaczymy. Dobrze, że chociaż scenerie będą się zmieniać. Miejscówek ma być pięć (nam pokazano miejskie ulice, z filmików da się wyłowić jeszcze port, lotnisko i fabrykę, choć bardzo możliwe, że to nadal elementy tylko jednego terenu), a każda zaoferuje kilka tras. Poza tym ścigania się czeka nas sporo, bo twórcy obiecują dwanaście epizodów, po sześć eventów w każdym.

 

 

 

W rozbijamy się trzema klasami aut: super cars, muscle cars i trucks. Furki opisane są czterema parametrami - prędkość maksymalna, drift, wytrzymałość i przyspieszenie. Niestety, autka to nie odpowiedniki prawdziwych modeli, a jedynie wymysł twórców. Zapomnijcie również o drobiazgowej wizualizacji zniszczeń znanej z Burnouta. Tutaj albo zarysujemy sobie lakier, albo całkiem skasujemy brykę co kończy się respawnem. Trochę szkoda. Produkcja Black Rock Studio wyróżnia się natomiast czymś innym - umiejętnym przemodelowaniem HUD'a. Tutaj wspomniany nabijany pasek oraz informacje o liczbie okrążeń i zajmowanej pozycji umieszczono pod zderzakiem auta. Wygląda to naprawdę bardzo schludnie i zapewnia maksymalną widoczność, choć już pewnie przy innych widokach kamery (oprócz ujęcia zza auta, mają pojawić się widok ze zderzaka i maski) nie tak nowatorsko będzie się to prezentować. W finalnym produkcie ma znaleźć się pięć trybów gry, ale póki co poznaliśmy trzy z nich - wyścigi, time trial oraz survival. O co chodzi w dwóch pierwszych wie nawet średnio inteligentny szympans, zatem skupmy się na ostatnim. Zabawa polega na omijaniu beczek - niebieskich, zabierających cenne sekundy i czerwonych, wybuchowych - wypadających z jadącej przed nami "wielkiej, złej ciężarówki". Wyprzedzanie kolejnych tirów nabija licznik combo, a przeszkadzają nam rywale i tykający zegar. Po upływie czasu aktywuje się "nagła śmierć", a my gramy do pierwszej wtopy. Survival rozgrywał się będzie na dedykowanych trasach, ale na pierwszy rzut oka wygląda mało finezyjnie. Wszystkie tryby będą dostępne zarówno offline jak i online, a sieciowych zmaganiach nie zabraknie wszelkiej maści rankingów. Ponadto za zdobyte achievementy lub trofea otrzymamy naklejki do upiększania naszych fur.

 

 

Przyznam, że pokaz nie rozwiał wszelkich wątpliwości, kłębiących mi się pod kopułą przed premierą najnowszego dziecka Black Rock Studio. Niemniej Split/Second nadal ma u mnie spory kredyt zaufania, zwłaszcza w obliczu tego, że nie do końca podszedł mi ostatni Burnout. Osobiście uważam, że grze zaszkodził otwarty świat, przez co stała się ona nieco zbyt "rozwodniona". Tutaj dostaniemy skondensowaną porcję odjechanych emocji w konkretnej pigule, co powinno znacząco wpłynąć na intensywność doznań. Choć musicie nastawić się na nieco słabszą niż w tytule Criterion oprawę graficzną. Oby jednak gra nie poległa na innym polu. Piguła akcji może bowiem okazać się gorzka gdy wyjdzie na jaw, iż do rozgrywki wkradnie się monotonnia wynikająca z faktu, że po kilkukrotnym przejechaniu danej trasy znamy wszystkie jej tajemnice.

 

Split/Second może mieć jeszcze jednego asa w rękawie - obsługę PlayStation Move. Tytuł Anglików znalazł się bowiem niedawno na oficjalnej stronie nowego kontrolera Sony wśród gier, które mają korzystać z jego dobrodziejstw. Co prawda szybko go z listy usunięto, ale nie omieszkałem o ten fakt zapytać twórców. Ci tylko nieśmiało się uśmiechnęli i po chwili namysłu odparli, że póki co nie mogą potwierdzać wszystkich rzeczy związanych z grą. Czyli pewnie coś jest na rzeczy. Czekamy zatem do maja.

Źródło: własne

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper