Mam dostęp do XSX, PS4, 3DS-a, Wii U, Vity, DS-a, PSP, gejmingowego laptopa, ale... najczęściej gram na nerwach – dlaczego? [OPINIA]

BLOG
510V
Mam dostęp do XSX, PS4, 3DS-a, Wii U, Vity, DS-a, PSP, gejmingowego laptopa, ale... najczęściej gram na nerwach – dlaczego? [OPINIA]
Drongal | 21.01.2021, 12:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Zanim odpowiem na pytanie postawione w tytule, warto zastanowić się przez chwilę po co trzymam w domu 3DS-a i gejmingowego laptopa, skoro to prawie jedno i to samo? No właśnie niekoniecznie. Pozwólcie, że przybliżę Wam swoje przemyślenia na temat wszystkich platform, jakie mam w domu – tysiące dni testów, d o ś w i a d c z e ń i zabawy sprawiły, że wiem już, która z nich jest najlepsza.

Nie traktujcie tego jako testu, tutaj podzielę się luźnymi spostrzeżeniami, w dodatku bardzo subiektywnymi, bo w końcu wybieram to, co dla mnie jest najlepsze. Od wielu lat mam wielką przyjemność bawić się z wieloma konsolami różnych generacji i gejmingowym laptopem, a każda z tych platform oferuje odmienne doświadczenia. Gdy już myślałem, że zostanę przy jednej z nich, chwilę potem okazywało się, że druga ma wiele swoich zalet. Finalnie skończyło się na tym, że piszę dla Was ten felieton – jak to w końcu jest z tymi platformami?

Zacznijmy od gejmingowego laptopa – co to za sprzęt i jak się sprawuje

Proces nabycia drogą kupna mojego gejmingowego laptopa rozpocząłem wiele lat temu, gdy jeszcze nikt nie słyszał o pandemii czy problemach małżeńskich Jacka Kurskiego. Aktualnie na moim obrusie pokrywającym mój stój stojący na moich panelach pokrywających moją podłogę stoi czarny gejmingowy laptop Legion Y530 z płytą główną, do tego 16GB RAM, Intel(R) Core(TM) i7-8750H CPU @ 2.20GHz 2.21 GHz i kartą graficzną NVIDIA®GeForce®GTX 1050. Jak możecie się domyślać, taka konfiguracja pozwala na komfortową zabawę w praktycznie dowolnym tytule w rozdzielczości nawet 720p. Takie Elder Scrolls V: Skyrim śmiga na tym gejmingowym laptopie znakomicie na maksymalnych detalach z włączonym antyaliasingiem. Na działanie innych gier również trudno narzekać – na co dzień gram w rozdzielczości 1280x720p, chyba że akurat podłączę się do TV. 

Tutaj właśnie rozpoczynają się strome schody. Gejmingowy laptop, co oczywiste, oferuje najbogatsze i największe możliwości rozbudowy i rozwoju platformy gejmingowej. Nie licząc gejmingowych komputerów stacjonarnych. Niestety, części kosztują, a sprzęt z czasem się przecież starzeje, dlatego raz na dwa, trzy miesiące konieczna będzie stosowna modernizacja. W moim przypadku za 10-14 dni dostępne będą jakieś tam nowe procesory, AMD czy tam jakiejś innej firmy, które mi dadzą dodatkowe 2 FPS w Skyrimie i nie tylko. Tak duże zmiany z pewnością przyniosą olbrzymi wzrost przyjemności z gry. W tym czasie zarówno 3DS, jak i Wii U będą w swojej najlepszej formie, bo wszystkie gry na te konsole już wyszły, więc w lepszej formie nie będą.

Czy zakup nowych części co 3-7 dni jest bolączką laptopowych gejmingowców? Zależy od naszych potrzeb i możliwości finansowych. Można przecież obniżyć detale. Można także bazować na strategii „taniej kupię, drożej sprzedam”, bardzo aktywnej w czasach popkultury, o których śpiewało Myslovitz. Da się tak zrobić, żeby kupować nowe komponenty średnio co 10-14 dni przy minimalnym wkładzie, zyskując sporo na odsprzedaży starych części – trzeba tylko wiedzieć, w którym momencie się ich pozbyć i „przecierpieć” np. 2 godziny na zintegrowanej karcie graficznej. To stare, ale sprawdzone metody laptopowych gejmingowców, by pozostać na topie i cieszyć się najwyższymi detalami podczas grania. No bo dla tych, którzy nie mają takiego parcia na najwyższe detale, wymiana sprzętu często następuje po miesiącu lub nawet dłużej. Czasem co kwartał.

Niestety, nawet posiadanie tak mocnej jednostki nie gwarantuje braku problemów. Każdy, kto miał styczność z mocnym laptopem gejmingowym, wie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Co to znaczy? Im więcej miejsca znajdziemy na dyskach twardych naszych gejmingowych laptopów, tym chcemy mieć go jeszcze więcej. Rozpoczyna się zabawa w usuwanie zbędnych aplikacji domyślnie instalujących się wraz z systemem, kombinowanie i modyfikacje folderu System 32, zgrywanie plików na pendrajwy lub instalacje programów pomagających oczyścić dysk ze zbędnych plików. Oj, ten CCleaner to moja prawdziwa zmora – miałem taki moment, że odpalałem go po instalacji każdej gry i sprawdzałem, czy gdzieś nie mam czasem kilku megabajtów do zaoszczędzenia, bo na przykład taka gra przy instalacji stworzyła sobie jakieś niepotrzebne pliki. Gdy podejrzewałem, że coś jest nie tak, rozpoczynałem poszukiwania. Czy winny jest może folder z sejwami? A może z teksturami i cutscenkami? Możliwe, że problem leżał po stronie oprogramowania, które się ze sobą gryzło. Tak wiele możliwości, tak niewiele cierpliwości. Rzecz jasna robiłem to na własne życzenie – w końcu nikt mi nie kazał modyfikować mojego laptopa gejmingowego, ani tak bardzo uciekać w stronę maksymalnej oszczędności przestrzeni dyskowej. Tylko przyznajcie się – kto z Was by chociaż nie spróbował?

Najgorsze w świecie laptopowego gamingu jest to, że producenci gier sztucznie zawyżają wymagania dla maksymalnych detali. Mam poczucie, że dziś wszystkie najnowsze gry promują najdroższe (i niestety obecnie niedostępne) komponenty. Choćby taki Wiedźmin 3 – gra wygląda przeciętnie, ale do działania na maksymalnych detalach wymaga specjalnej podstawki chłodzącej pod laptopa. Albo Mass Effect 3 czy Far Cry 3. Nawet rekomendowane wymagania dla Skyrima zmieniły się w ciągu kilku miesięcy. Oczywiście na gorsze – bo nagle potrzebujemy wszędzie najdroższej karty, by zagrać komfortowo na najwyższych detalach. A przecież NVIDIA®GeForce®GTX 1050 to dalej mocarne GPU. Podobne kuriozum występuje z wymaganym miejscem na dysku twardym – liczby przekraczające 1, 2, 3, 4, a nawet 5 GB nie są dzisiaj niczym wyjątkowym.

Niestety, PC to nie tylko pompowanie balonika kasowego i wymuszanie zakupu coraz większych dysków twardych. Problem sterowników czy oprogramowania też jest dosyć powszechny i dopada mnie nad wyraz często, a korzystam z oryginalnej, licencjonowanej wersji systemu Windows Vista. Choćby ostatnio, z niewyjaśnionych powodów, przestało działać na moim komputerze zabezpieczenie SecuROM. Próbowałem wszelkich dostępnych w internecie sztuczek, ale żadna z nich nie pomogła, włącznie z najbardziej znaną – odinstaluj i zainstaluj ponownie. Nic nie dawało czyszczenie rejestru czy plików z dokumentów. Ostatnią deską ratunku, by odpalić Final Fantasy VII, było zainstalowanie VPN i połączenie z serwerami w Bangladeszu. Wtedy launcher faktycznie ruszył i mogłem w końcu pośmigać Cloudem po mieście. Co ciekawe, VPN ustawiony na Merkurego czy galaktykę Andromedy… nie przynosił rezultatów.

Innym problemem, który dopadł mnie w najmniej oczekiwanym momencie, była wizyta komornika. Mieliśmy akurat ochotę odpalić do soku jabłkowego ze dwa meczyki w PES-ie 6, zanim mój gejmingowy laptop i konsole zostaną ode mnie zabrane za niespłacanie długów zaciągniętych w celu kupna kolejnych sprzętów. Padów mam w domu kilka, przeniosłem laptopa gejmingowego ze stołu na łóżko, podłączyłem do TV i połączyłem jeden z kontrolerów przez niebieskiząb. PES się odpalił, ale menu zaczęło wariować. Po dłuższej analizie okazało się, że z niewyjaśnionych przyczyn jeden pad przez niebieskiząb wykrywany jest jako dwa. W dodatku ten drugi podwaja ruchy pierwszego, odwracając je jeszcze o 360 stopni. Mogłem na arenie treningowej grać sam ze sobą, ale druga postać robiła wszystko odwrotnie. 

Uznałem, że czas podłączyć tego pada przez kabel – może to połączenie przez niebieskiząb powoduje takie problemy? Rzeczywiście, przewód magicznie rozwiązał sprawę. Mogłem samemu zagrać, więc przyszła pora na podpięcie drugiego pada. Tutaj ani niebieskiząb, ani kabel już nic nie zdziałał. W momencie dodania następnego kontrolera na ekranie wyboru pojawiały się sześćdziesiąt cztery pady. Trzydzieści dwa z nich działały odwrotnie. Przez półtorej godziny kombinowałem z tutorialami na YouTube, jak to rozwiązać (bo problem, jak się okazało, jest dość powszechny). W końcu odpuściłem. Nie miałem jeszcze wtedy dwóch padów do PS4 ani do Wii U – komornik poleciał po swoje PS3. Gdy je przyniósł, to operacja zagrania w najlepszego PES-a trwała może 3 minuty. Mogliśmy tak zrobić od samego początku, ale kto to wiedział? Sok jabłkowy nam się do tego czasu skończył.

Konsole oczywistym ratunkiem? 3DS i Wii U zmieniają podejście do grania

Opisane powyżej sytuacje z gejmingowym laptopem nie są nagminne. Nie zdarzają się każdemu, a u mnie prawdopodobnie wystąpił konflikt oprogramowania – tylko teraz bądź mądry i weź tu znajdź, które ze sobą kolidują. Cenię sobie granie na gejmingowym laptopie - szczególnie na emulatorze w gry z Game Boya Advance'a i Colora, które pobieram nielegalnie z internetu. Zorientowałem się natomiast, że mając tak potężną maszynę w domu, przez pewien czas odpalałem tytuły na Kurniku, jak Szachy, Warcaby czy Chińczyk. Czasem Literaki czy Monopol (bo Oligopol to kompletna porażka). Grałem na nim w to, czego zdecydowanie nie mogę odpalić na 3DS-ie i Wii U. Na konsolach z kolei wolę grać we wszystkie najnowsze i najstarsze, najlepsze i najgorsze produkcje – nawet pomimo gorszej grafiki. Dlaczego?

Właśnie dlatego, że nie występują tutaj tak kuriozalne problemy. Konsole nie są idealne, 3DS i Wii U mają swoje wady, ale przynajmniej gwarantują względny spokój, gdy mam 15-20 minut i chcę odpalić szybki meczyk w Smashach czy usiąść po pracy i zrelaksować się przy wyścigach w Mario Kart 7 albo multiplayerze. Na 3DS-ie i Wii U wszystko odpala się w moment, dwa lub siedem i dalece wyprzedza (albo nie) to, co można osiągnąć na gejmingowym laptopie. Szczególnie pełen podziwu jestem w przypadku konsoli Nintendo 3DS, bo po otworzeniu klapki do zabawy mogę wrócić dosłownie po kilku sekundach. Możliwość otwierania klapki uważam za jedną z najlepszych funkcjonalności, jaka powstała, a płynnie działające zawiasy są dla mnie rewelacyjnym udogodnieniem.

Nie umniejszając Wii U, tutaj również działa to natychmiastowo (albo nie). Chociaż muszę chwilę poczekać na uruchomienie się gry, to jej ładowanie zajmuje moment (albo dwa lub siedem), a konsola włącza się w mgnieniu oka lub tyle, ile trwała orogeneza kaledońska – takiego komfortu oczekiwałem od dawna i szalenie cieszy mnie odejście od starych, koszmarnych kartridży. Na gejmingowym laptopie natomiast najpierw czekamy na włączenie systemu i wszystkich aplikacji, potem z kolei na to, aż przejdą wszystkie logotypy studiów wydawniczych i deweloperskich, i wreszcie możemy wczytać zapisaną grę. Nie przypuszczałem, że po premierze 3DS-a i Wii U sytuacja tak drastycznie odmieni się na ich korzyść.

3DS jest świetnie wykonaną, bezgłośną i w mojej ocenie piękną konsolą. Ten zielonkawy, niewielki składaczek (mniejszy niż na zdjęciach, chyba że otworzycie sobie bardzo małe zdjęcie, to wtedy większy) doskonale komponuje się z salonem w stylu PRL, ale tylko, gdy kładę go na stojaku. Gdy leży luzem, mam wrażenie, że coś jest nie tak. Wtedy wygląda topornie i brzydko. Wii U natomiast projektowano dla krajów trzeciego świata, bo ciężko mi sobie wyobrazić, że Japończycy mogą ten wielki sprzęt komfortowo postawić w swoich niewielkich salonach. To kobyła, której wygląd pozostawiam do indywidualnej oceny. Dla mnie ta konsola jest ładna – brzydsza od 3DS-a, ale ładniejsza. Gdy stoi, jest podobnie okropna (ładna) jak zostawiony luzem 3DS. Ponadto egzemplarz powystawowy, do którego miałem dostęp, miał pewne problemy z jakością wykonania. Plastik po jakimś czasie doznał czarnych przebarwień, a wentylator wewnątrz był wyraźnie słyszalny. Nie wspominając o napędzie, który po włożeniu płyty przypomniał mi czasy jeżdżenia na rowerze po autostradzie.

Kupiłem po jakimś czasie kolejny egzemplarz Wii U, tym razem czarny, i ten pozbawiony jest póki co takich przypadków, bo czarna konsola nie czernieje. Bardzo przemówił do mnie interfejs konsoli – nie dość, że działa w 720p, to jeszcze łatwo i szybko potrafię się w nim odnaleźć. Opcje są jasno opisane, dostęp do profilu szybki i bezproblemowy, a dodatkowe ikonki z listą przyjaciół czy Miiverse znacznie poprawiają zabawę. Nie tylko umożliwiają szybki dostęp do konkretnych elementów, ale przede wszystkim komunikują, że kolegów mamy tylko na konsoli – lub że nie znamy nikogo, kto ma Wii U. Korzystam z tego często i z wielką chęcią. Menu w 3DS-ie jest z kolei… doskonałe - brzydsze niż na Wii U, ale ładniejsze. Działa szybko i rzadko zdarzają mu się przycięcia (ale jednak są, w przeciwieństwie do Wii U, albo ich nie ma), ale odnalezienie tutaj czegokolwiek wymaga chwili zastanowienia i nawet po dłuższym korzystaniu z konsoli miałem problem z dotarciem do niektórych opcji.

Club Nintendo? Usługa znakomita, tylko że… 

Nieaktywna. No szkoda.

Wii U wypada najkorzystniej, chociaż ma swoje wady

Jak wspominałem wcześniej, od gejmingowego laptopa odpychają mnie przeróżne problemy czy sztuczne zawyżanie wymagań sprzętowych. Wii U ma swoje bolączki – brak wsparcia 4K, brak wsparcia dla 4K na Netflixie i obsługi HDR na YouTube oraz problemy z dostępnością 120 Hz we wszystkich grach (znowu brak wsparcia dla profilu kolorów CMYK przy tej częstotliwości). Żeby je włączyć, to musimy się nakombinować, a przecież można było tego uniknąć. Brakuje mi też lepszego dostępu do tego, co robią moi nieistniejący znajomi i większego podkreślenia społeczności, której częścią nie jestem. Uwielbiam za to ten identyczny wygląd konsoli po odpaleniu co przed odpaleniem, bo nie świeci jak tania klawiatura z RGB. Uwielbiam GamePada i nowe menu oraz zdecydowaną większość gier na Wii U – kolejne części Mario, Zeldy, Xenoblade Chronicles X czy Pikmin 3 rozgrzewają moją wyobraźnię po stokroć bardziej od Szachów Infinite, Literaków 2 czy Warcabów 3. Może to jest rozwiązaniem tej zagadki? 

Szkoda, że dalej mamy tak wielki problem z dostępnością Wii U. Moje zamówienie złożone 21 stycznia na portalu OLX dalej nie zostało zrealizowane, chociaż w tym czasie zdążyłem kupić już dwa egzemplarze Wii U, ale czekam cierpliwie. Mam kolejkę chętnych po ten sprzęt, bo w Polsce pobudza on zmysły dużo bardziej od każdej innej platformy gejmingowej. Po pięciu latach testów – wcale się nie dziwię. Ostatecznie to właśnie z tej konsoli korzystam najczęściej, bo jest najprzyjemniejsza w obsłudze, a bogata biblioteka gier jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że warto mieć to wielkie, białe (lub czarne) paskudztwo obok telewizora. Xenoblade Chronicles X2 oraz Pikmin 4 (mam nadzieję) wylądują w moim czytniku. Wtedy gejmingowy laptop i 3DS ponownie pójdą w odstawkę.

PS. O pozostałych konsolach wspomniałem w tytule tylko po to, żebyście wiedzieli, że mnie na nie stać. Pozdrawiam!

PS2. to taka konsola Wpis jest rimejkiem a r t y k u ł u redaktora Zabłockiego, ale w przypadku pozostawienia oryginalnego tekstu w niezmienionej lub niewiele zmodyfikowanej postaci – z poprawioną interpunkcją i innymi rzeczami, bo redaktorowi piszącemu za pieniądze się nie chciało albo nie umie. Pozdrawiam po dwakroć!

Oceń bloga:
22

Komentarze (29)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper