Darkest Dungeon - historie nieznane

BLOG RECENZJA GRY
1878V
Darkest Dungeon - historie nieznane
skurch | 25.01.2017, 20:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Drogi wędrowcze pozwól tu na chwilę, a usłyszysz opowieść wartą złotego talara. Moja historia zaczęła się kilka lat temu, gdy na szlaku zostałem zaczepiony przez nieznajomego. Skusił mnie monetą, którą władał w imieniu znamienitej rodziny mającej swoje siedlisko w posiadłości na urwisku. W przybytku tym i jego okolicach zaległa się cała masa plugastwa, a moim celem miałoby być pozbycie się tego tałatajstwa. Zaciekawiłem Cię? Rzuć talara to usłyszysz więcej.

Mówisz talara dasz, gdy usłyszysz całą opowieść? No dobra, to teraz poratuj chociaż piwem. Także tego… do posiadłości dotarliśmy na pokładzie nędznego i klekoczącego wozu. Nieznajomy nie próżnował i wraz ze mną jechało kilkoro zwerbowanych awanturników: łucznik, rewolwerowiec i medyczka. Na miejscu zastaliśmy kilku osiłków, okultystę i tego dziwnego człowieka, który ponoć umiał zmienić się w wilka. Muszę Ci powiedzieć była to charakterna zgraja rzezimieszków i typów spod ciemnej gwiazdy, ale byli też błędni rycerze i wszelkiej maści bigoci. Naszym zadaniem, jak już wspomniałem, było oczyszczenie posiadłości z plugastwa które zaległo się w jaskiniach, borach i ruinach wokół budynku. Gdy już wyczyścilibyśmy te miejsca, to na końcu mieliśmy zabrać się za sam dom. Wysyłali nas zawsze czwórkami, a każdy znał swoje miejsce w szeregu. Niestety te obrzydłe monstra często rozpieprzały nam szereg i wtedy walczyło się ciężko, ale my nie byliśmy im dłużni i też, często mieszaliśmy im szyki. A jak już mówię o potworach, to nie uwierzysz, ile było tam tego tałatajstwa, co chwile to nowe okropności: larwy i pająki, gule, gargulce, parszywe świnie, duchy i oczywiście opryszkowie wszelkiej maści. Dobrze że mieliśmy ze sobą pochodnię, gdyż dzięki niej już z daleka widzieliśmy co nas czeka. Problem był taki, że pochodnia dosyć szybko wypalała nam się i wtedy mocno się stresowaliśmy. A stres, drogi kolego, to oprócz potworów największy wróg poszukiwacza przygód. Nie raz widziałem jak moi bracia broni ginęli na zawał spowodowany napiętrzającym się stresem. Ale jakoś sobie z nim radziliśmy, a to błazen zagrał na lutni, a to pocieszaliśmy się w trakcie obozowania – dało się jakoś przeżyć. Z czasem posiadłość rozbudowywała się: był kowal ulepszający nasze bronie i zbroje, w barakach ćwiczyliśmy nowe umiejętności, a dla zmniejszenia stresu chadzaliśmy na piwo i dziwki. Ci bardziej pobożni chodzili się modlić, ale to nie dla mnie. Ja wole zapić swoje problemy. No właśnie polałbyś wędrowcze, jako że zaschło mi w gębie od tego gadania. Powiem Ci że sporo ludzi tam się przewinęło, a co tydzień przybywali nowi śmiałkowie poszukujący monety i chwały, dzięki czemu jakoś nam szło to czyszczenie posiadłości. Niestety, im dalej w las tym ciemniej i im dalej się zapuszczaliśmy tym było trudniej. Nowych rzucaliśmy na łatwiejsze tereny, gdzie niestety monstra wracały na swoje siedliska, a my stare wygi, zapuszczaliśmy się głębiej i głębiej w tę szatańska posiadłość.

Mówię szatańska a tak naprawdę piękna. Pomimo tego, że okolica była bardzo zapuszczona to można było sobie wyobrazić jak kiedyś musiało tu być pięknie. Niestety wszystko zostało zaniedbane i teraz prezentowało się w szaroburych barwach. Może to co powiem zabrzmi dziwnie, ale te skurwysyny które nas atakowały, pięknie się ruszały. Niektóre z nich zachwycały kolorami i gracją, ale niech Cię nie zwiedzie ich wygląd bo potrafiły nieźle przypieprzyć. Zresztą to przez nie zakończyłem swoja „karierę”, ale zawsze czułem i dalej czuje do nich respekt. Jak widzisz nie jestem kompletny, ale i tak cieszę się ze straciłem tylko rękę, a nie jak niejeden z mych współtowarzyszy, życie. A było to doborowe towarzystwo, do dziś wspominam przemierzanie niezliczonych labiryntów w otoczeniu jęków, syków czy rzężenia potworów które tylko czekały, aby nas zaatakować. Chłopaki i dziewczyny ruszały się nie gorzej niż atakujące nas potwory, dlatego też przeważnie z labiryntów wychodziliśmy cało. Jednakże często była to loteria, gdyż nigdy nie widzieliśmy jak mocno nam dowali dany potwór i jak mocno będziemy w stanie mu oddać. Widać taki urok tej przygody, a ta nieprzewidywalność dodawała jej tylko smaczku. Jeśli taka losowość nie jest dla Ciebie, to omijaj tę posiadłość z daleka. Drugim problemem było to, że często musieliśmy wracać do już spenetrowanych labiryntów, gdyż musieliśmy uzupełnić zapasy lub wytrenować nowo przybyłych rekrutów. No ale cóż, taka dola weteranów że muszą uczyć nowych.

Z tego co wiem to posiadłość dalej werbuje śmiałków, bo dalej jest tam co robić; plugastwo nic ino się mnoży i mnoży. Jeśli chcesz przeżyć przygodę życia, zasmakować wybornej, lecz trudnej walki to polecam Ci żebyś tam się wybrał i sprawdził swoje siły, a nie pożałujesz. Pomimo tego, że to ciężki kawałek chleba to nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż poczucie dobrze wykonanej roboty. Na pewno poczujesz to, gdy pierwszy raz wrócisz z lochów i będziesz umorusany krwią oraz szczątkami potworów, będziesz krwawił i chorował, a stres będzie zżerał każdy kawałek Twojego ciała. Jednak nic nie zastąpi tego uczucia, gdy już usiądziesz sobie w barze i walniesz dobrego ale’a lub stouta i poczujesz taką satysfakcje, której nie można porównać z niczym innym. Jak widzisz ja ciągle powracam myślami do tamtych czasów, gdyż to była jedna z najlepszych przygód mojego życia, a teraz dolej mi piwa bo robię się sentymentalny. I nie zapomnij zostawić złotego talara, bo za taką historię na pewno się należy!

 

Więcej recenzji na: krukkonsumujekulture.pl

 

Oceń bloga:
1

Atuty

  • Klimat
  • Oprawa
  • System walki
  • Gameplay

Wady

  • Czasami RNG
skurch

skurch

Gameplay w najczystszej postaci.

9,0

Komentarze (0)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper