25-lecie Resident Evil

BLOG
2181V
user-84305 main blog image
hrabia | 01.08.2021, 08:17
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Legendarna seria horrorów kończy w tym roku 25 lat! Dodatkowo, dokładnie dzisiaj - 1 sierpnia mija równo 25 lat od europejskiej premiery wersji PAL. Otwórzmy szampana, wyciągnijmy zakąski i rozsiądźmy się wygodnie w fotelu, wspominając początki tej cudownej historii.


Seria Resident Evil przeżywa obecnie drugą młodość, a kolejne jej części (7 i 8) oraz remake’i zbierają najwyższe oceny i gwarantują ogromne przychody. Japońskie studio Capcom odpowiedzialne za tę markę, po raz kolejny przemianowało styl i gatunek serii aby dopasować się do najnowszych trendów i upodobań graczy. Resident Evil to bowiem historia pełna wzlotów i upadków, gdzie gry absolutnie wybitne i wyznaczające nowe standardy w branży, przeplatają się z totalnymi crapami i odsłonami o których twórcy woleliby zapomnieć. Zapraszam na nostalgiczną podróż w czasie, w trakcie której powspominamy sobie pierwsze odsłony serii.

  Screen z Wikipedii przedstawiający oś czasu wychodzących gier z serii Resident Evil. Między rokiem  1996 a 2021, powstało ich łącznie 28 – 13 w głównej serii (pogrubionym kolorem) oraz 15 spin-offów. Oprócz tego uniwersum jest systematycznie uzupełniane niezliczoną ilością filmów, animacji, książek, komiksów itd. Potężna historia i nieporównywalna z żadną inną serią gier sinusoida, gdzie poziom kolejnych gier na zmianę osiąga absolutny szczyt lub totalne dno. Kto kosztował odsłon pobocznych, ten wie że pomimo iż stoi za nimi Capcom, to gry te potrafią sięgnąć poziomu rynsztoka. Wiele z nich najlepiej gdyby w ogóle nie wyszło. Czy przy takiej eksploatacji było to nieuniknione? Historia branży nieraz udowodniła że wypluwanie ze studia kolejnych części taśmowo, co roku albo nawet i częściej, nigdy nie idzie w parze z jakością. Przekonał się o tym swego czasu Ubisoft, przekonało Activision oraz przekonał się omawiany tutaj Capcom. Czy to coś zmienia? Absolutnie nie. Najważniejsze że studio jest w dalszym ciągu zdolne do tworzenia perełek. A te gorsze odsłony? Fani są w stanie wybaczyć. Reszta szybko zapomni.


Resident Evil (1996)

Z pierwszą częścią Residenta miałem do czynienia po raz pierwszy na konsoli Sega Saturn, w której to posiadaniu była moja ciocia (sprzęt sprowadzony z Niemiec). Nie mam pojęcia który to był rok, ale prawdopodobnie okolice 1998-99. TAK, dobrze czytacie! Rozpocząłem przygodę z tą serią od najgorszego portu, najgorszej z głównych części. Wtedy nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo ta gra i tak była totalnym przełomem! Zwłaszcza dla gówniarza jakim wtedy byłem, mając wcześniej doświadczenia jedynie z Alone In The Dark 2. Chłonąłem klimat rezydencji całym sobą, a każde starcie z wolno sunącym zombie było mega wydarzeniem. Gry przez wiele tygodni nie potrafiłem ukończyć. Ze względu na pewne ograniczenia umysłowe (a głównie językowe), tak charakterystyczne dla ówczesnego małolata – zagadki środowiskowe były barierą nie do przejścia. Pamiętam że ścianą dla mnie był pokój z obrazami, które trzeba było przeklikać w odpowiedniej kolejności. Siedem obrazów przedstawiało cykl życia człowieka – od niemowlaka aż do trumny. Wystarczyło je poprzyciskać chronologicznie. Tylko że jak się nie zna języka, to niestety... 7 obrazów tworzy niemożliwą do przejścia ilość kombinacji. Dopiero gdy ciotka wykombinowała od kogoś czasopismo z obszernym opisem przejścia – daliśmy radę.

 


Skrót fabularny dla niewtajemniczonych:

Resident Evil to opowieść o oddziale S.T.A.R.S. Alpha Team (oddział specjalny policji miasta Raccoon City), który udaje się z misją do lasu na obrzeżach miasta, aby odnaleźć zaginionych towarzyszy z drużyny Bravo, którzy przybyli tu dzień wcześniej i słuch o nich zaginął. Po dotarciu na miejsce okazuje się że po okolicy grasują zmutowane psy, a bohaterowie uciekając przed śmiercią znajdują schronienie w pobliskiej posiadłości. Ogromna rezydencja okazuje się ich największym koszmarem – w całości jest opanowana przez zombie oraz zmutowane zwierzęta jak psy, pająki, węże, wrony itd. Odkrywając tajemnicę tego miejsca, trafiamy do podziemnego laboratorium, gdzie prowadzone były wieloletnie badania nad pewnym wirusem.


Głównymi bohaterami są Jill Valentine oraz Chris Redfield – członkowie przybyłej ekipy ratunkowej Alpha Team. Przed rozpoczęciem zabawy wybieramy jedną osobę z tej dwójki. W zależności od wybranej postaci, różni się trochę przebieg fabuły, poziom trudności czy zakończenie. Grając Jill, mamy w trakcie naszej przygody zdecydowanie łatwiej. Panna Valentine ma więcej miejsca w ekwipunku, podczas gry znajduje lepszą broń oraz posiada wytrych, dzięki któremu nie potrzebujemy tylu kluczy. Gra Chrisem jest znacznie trudniejsza. Jest gorzej uzbrojony, paradoksalnie może „unieść” mniej przedmiotów oraz spotyka na swojej drodze więcej przeciwników. Można powiedzieć, że jest to opcja hard. Dodatkowo grając Chrisem, mamy urozmaicenie w postaci Rebecci Chambers – ocalałej członkini zespołu Bravo, którą mamy okazję również sterować.

Akcja przedstawiana jest ze statycznych kamer, znajdujących się w rogach pomieszczeń. Takie rozwiązanie ma swoje wady i zalety. Zdarza się czasami, że dany korytarz jest zbyt długi aby objęła go jedna kamera. Idziemy więc jak gdyby nigdy nic, a gdy kamera się zmienia , jesteśmy już w objęciach zombiaka.  Z drugiej strony, wymusza to w nas odruch nie tylko patrzenia, ale i nasłuchiwania, czy czasem za rogiem coś się nie rusza. Wraz z nastrojową muzyką towarzyszącą nam w wielu pomieszczeniach, świetnie potęguje to niepokój oraz poczucie strachu.

Dzisiaj oczywiście możemy się ponabijać z drętwych dialogów, tragicznej gry aktorskiej czy topornego sterowania, ale w tamtych czasach to było coś przełomowego. Nikt wcześniej nie pokazał horroru w ten sposób. Nie ma nic przesadzonego w stwierdzeniu że to właśnie ta gra tak naprawdę stworzyła i spopularyzowała gatunek survival horror. Gdyby nie Resident Evil, nie wiadomo czy w ogóle powstałyby takie perełki jak Silent Hill czy Dino Crisis. Śmiem twierdzić po latach, że nie. Intro nakręcone jako film z prawdziwymi aktorami to również ewenement, nie tylko w tej serii ale branży gier w ogóle. I nawet dzisiaj przechodzą mnie dreszcze gdy oglądam końcowe przestawienie bohaterów. Ubolewam że w kolejnych odsłonach nie wykorzystano tego motywu – dla mnie bomba.

Ciekawostka:

W Japonii gra wyszła w 1996r. pod nazwą Biohazard. Gdy kilka miesięcy wcześniej Capcom planował wydać ją na zachodzie – okazało się że pod tą nazwą nie będzie to możliwe, gdyż nazwa jest zastrzeżona w Stanach przez amerykańki zespół metalowy o tej samej nazwie. Gra wyszła więc jako Resident Evil. O dziwo Capcom przy kolejnej częściach nie starał się tego ujednolicić, tylko brnął dalej w tą rozbieżność i aż do dnia dzisiejszego seria wychodzi jako Biohazard w Japoni, a jako Resident Evil poza nią.

Ciekawych zagłębienia tematu powstania pierwszej części, zachęcam do obejrzenia krótkiego dokumentu z 2018 roku z cyklu „Making of Resident Evil”, w którym fajnie jest pokazany proces twórczy oraz jak powstawała gra od wersji beta.

Czy dzisiaj warto zagrać w tak starego klasyka? Odpowiem nietypowo. Dla ludzi nieobeznanymi z serią – NIE! Jeśli chcecie poznać historię strasznej rezydencji od której wszystko się zaczęło – zagrajcie w RE Remake z 2002 roku, który jest bez problemu do kupienia na Steamie oraz w PS Store na PS4 i PS3. Jest nieporównywalnie lepszy w każdym możliwym aspekcie. Jeśli jednak jesteście ciekawi „prawdziwego” początku serii, lub jeśli lubicie tytuły retro – spróbujcie! Być może również złapiecie bakcyla i będziecie chcieli ograć kolejne odsłony.

Pierwszy Resident Evil na zawsze pozostanie w moim sercu jako przepiękna przygoda z dzieciństwa i początek jednej z mojej ulubionych serii gier. Znam ją na pamięć i nawet dzisiaj co jakiś czas lubię ją sobie odświeżyć na emulatorze PSX’a. Było w tym myślę sporo przypadku, ale wypadałoby podziękować mojej cioteczce, którą z tego miejsca bardzo pozdrawiam! Gdyby nie Ty i to że pozwoliłaś mi w to grać „za dziaciaka”, prawdopodobnie nigdy bym się nie zainteresował nie tylko tym tytułem, ale horrorami w ogóle. Dzięki!



Resident Evil 2 (1998)

Dla większości graczy to właśnie ta część jest najlepszą z oryginalnej trylogii. Ma to swoje uzasadnienie – gra nie tylko rozwija konwencję zapoczątkowaną dwa lata wcześniej, ale w znaczący sposób rozbudowuje sposób opowiadania fabuły i wprowadza rewelacyjnych bohaterów, którzy są z nami w serii po dziś dzień. Z tą częścią mam osobiste porachunki, bo napruła mi sporo nerwów za młodu. Nie – tym razem nie chodzi o nieumiejętność jej przejścia. Gra była wydana na dwóch płytach CD (po jednej dla każdej z postaci) i aby zobaczyć prawdziwe zakończenie gry, trzeba było przejść jedną postacią scenariusz A, a następnie wrzucić kolejną płytkę i ograć scenariusz B drugą postacią (tak jak w Remaku z 2019 roku). Problem w tym, że kopie gry którymi operowałem, zawsze miały jedną płytę wadliwą! Próbowałem żonglować płytkami pochodzącymi z różnych wersji – ale nie działało. Gra z jednego kompletu nie rozpoznawała save’a z innego. I teraz najgorsze – pobliska wypożyczalnia kaset video, gdzie wypalano i sprzedawano gry na PSX (nie patrzcie tak – to były prawdziwie złote czasy polskiego piractwa i każdy jak jeden miał na osiedlu przerobioną konsolę!) liczyła sobie 20 zł od każdej wypalonej płytki. Czyli automatycznie gry, które były na dwóch płytach CD (m.in. RE2, Parasite Eve 2, Metal Gear Solid), kosztowały 40 zł, a zdarzały się i gry na 4 płytach (seria Final Fantasy, Fear Effect) – wówczas kosili z nas 8 dyszek. Jakby tego było mało - nie dało rady kupić tylko jednej płyty! Bierzesz komplet, albo nic. Dla dzieciaka w tamtych czasach, 40 zł to był majątek, więc już chyba rozumiecie... Trauma gwarantowana!


Skrót fabularny dla niewtajemniczonych:

Akcja Resident Evil 2 ma miejsce trzy miesiące po feralnym incydencie w rezydencji i przenosi nas do centrum Raccoon City. Do miasta przybywają Leon Scott Kennedy - świeżo upieczony policjant, który ma rozpocząć służbę na tutejszym komisariacie oraz Claire Redfield – siostra bohatera pierwszej części - Chrisa, która nie potrafiąc nawiązać z nim żadnego kontaktu przybywa do miasta w celu odnalezienia go. Trafiają na siebie przypadkiem, akurat w momencie w którym okazuje się że miasto zostało opanowane przez zombie i jedyne co im pozostaje, to znalezienie sposobu na bezpieczne wydostanie się z niego. Pierwszym pomysłem bohaterów jest schronienie się w pobliskim komisariacie policji, gdzie mają nadzieję jest bezpieczniej. Nic bardziej mylnego.


Capcom wykorzystał tutaj świetny motyw – poprowadził dwa scenariusze równolegle do siebie, dając graczowi wrażenie że spajają się one w jedną, większą całość. Mało tego! W zależności od tego którym bohaterem rozpoczniemy – mamy opowiedzianą trochę inną historię. Tak więc kombinacja scenariuszy Leon A + Claire B jest inna od Claire A + Leon B. Daje to co najmniej cztery unikatowe przejścia. Wielka szkoda że twórcy nie skorzystali już później z tego rozwiązania (częściowo zaadoptowali je jedynie w Code Veronica – ale tam gramy postaciami na zmianę i scenariusze składają się na jedno przejście gry). Nowością w wydaniach na PSX są dodatkowe tryby – Extreme Battle, The 4th Survivor i Tofu Survivor, odblokowywane po zdobyciu na wszystkich scenariuszach najwyższych ocen. Celowo wspominam tutaj o wersji na Playstation, gdyż dodatkowy tryb Battle Game pojawił się już w pierwszej części, jednak tylko w wydaniu na Segę Saturn. Miałem okazję ją ograć wielokrotnie za młodu i potem się dziwiłem, dlaczego w żadnej wersji na PSX czy PC tego nie ma. Zagadka rozwiązana!

Wracając do drugiego Residenta, gra pod wszystkimi niemal aspektami przebijała swojego poprzednika. Renderowane tła składające się na miasto Raccoon są tutaj dużo bardziej szczegółowe, gra jest zdecydowanie bardziej dynamiczna, t.j. możemy spotkać korytarz z nawet 5-6 zombie do ubicia (w jedynce max to 3), a nowy typ przeciwników – oślizgłe Lickery, są świetnymi następcami Hunterów. Fabuła wyjaśnia co tak naprawdę stało się w mieście i odkrywamy że zarówno za zagładą miasta jak i rezydencji z pierwszej części, stoi korporacja farmaceutyczna – Umbrella. Są genialni naukowcy tworzący nowe wirusy, są tajni szpiedzy próbujący wydobyć z miasta próbki wirusa i jest biedna dziewczynka którą musimy się zaopiekować – wszystko co potrzebne do zrealizowania fabuły świetnego filmu akcji.

Soundtrack to wybitne dzieło sztuki. Posłuchajcie The Front Hall Theme. Ci co grali – łezka w oku gwarantowana:

Podobnie jak przy części pierwszej, nowicjuszom lub osobom chcącym rozpocząć przygodę z serią – polecam ogranie Resident Evil 2 Remake z 2019 roku. Rewelacyjne odświeżenie wybitnego dzieła, gdzie zachowano wszystkie najistotniejsze części składowe gry i podano we współczesnej, znacznie zjadliwszej formie. Osobiście uważam Remake RE2 za najwybitniejsze dzieło Capcomu i najlepszą odsłonę w długiej historii serii. Oryginał ciągle jednak jest wspaniały i warty poznania. Jeśli nie przeszkadzają Wam archaiczne mechaniki i statyczna kamera, nie będziecie zawiedzeni!



Resident Evil 3: Nemesis (1999)

Kopia trzeciego Residenta trafiła do mnie dzięki uprzejmości mojego świętej pamięci wujka Tomasza, który pewnego dnia wpadł w odwiedziny, przynosząc dwie gierki na szaraka. Pierwszą była słaba platformówka Pandemonium 2, na drugą zaś moja mordka rozbłysła świetlistym bananem - Resident Evil 3! Powiedział żebym sobie ją zatrzymał, bo on nie potrafi jej uruchomić i że chyba są potrzebne jakieś kody. Wtedy niczego się nie domyślałem, ale po latach wykombinowałem pewną teorię. Gdy pojawia się ekran startowy gry, domyślnie ustawiona jest opcja Load game. Klikając w to przenosiło go do maszyny w której nie było żadnych zapisów. A wystarczyło wcisnąć lewo i podświetlało się New game. Biedny wujek potrafiący po angielsku tylko "ok" nie rozumiał oczywiście w czym problem, więc rezygnował. Tak - to tylko teoria, ale szalenie prawdopodobna. O grze wiedziałem już wtedy bardzo wiele - naczytałem się o niej tysiące razy we wszystkich możliwych magazynach. Miałem nawet skromną kolekcję plakatów z Jill. Eh te fantazje dwunastolatka.... W Residenta oczywiście wsiąkłem bez reszty. Grę przeszedłem niezliczoną ilość razy, w późniejszym etapie zaliczając nawet pierwsze przygody ze speedruningiem. Ale wiecie jak to na konsoli - nie ma szybkiego resetu, więc czasy wykręcałem raczej marne. No chyba że z nieskończoną wyrzutnią rakiet!


Skrót fabularny dla niewtajemniczonych:

Jill Valentine od momentu traumatycznych przygód w rezydencji, próbuje zebrać dowody ujawniające kto stoi za niebezpiecznymi eksperymentami w Raccoon City. Niestety w mieście dochodzi do kolejnej epidemii, tym razem obejmującej terytorium całego miasta. Jill po raz kolejny musi walczyć o przetrwanie. W znalezieniu drogi ucieczki, może liczyć jedynie na pomoc ocalałych żołnierzy oddziałów U.B.C.S. Tymczasem korporacja Umbrella, wiedząc o wydostaniu się morderczego wirusa T z podziemnego laboratorium, postanawia wykorzystać sytuację i dostarcza do miasta swój najnowszy projekt - potężnego mutanta o kryptonimie Nemesis. Zakodowane ma tylko jedno zadanie - wyeliminować wszystkich pozostałych w mieście członków oddziału S.T.A.R.S.


Akcja trzeciej części rozgrywa się w tym samym czasie co jej poprzedniczki, tyle że jest rozciągnięta na około 3 dni. Rozpoczynamy przygodę zanim jeszcze Claire i Leon przybyli do miasta, a kończymy gdy tamta para bohaterów jest już poza nim. W Remaku z 2020 znacznie lepiej zaakcentowano ten upływ czasu. W oryginale jest on ledwie zaznaczony w jednym momencie. Tym razem mamy do ogrania tylko jeden scenariusz, tyle że z możliwością uzyskania różnego zakończenia (choć różnice są kosmetyczne - nie ma tutaj typowego good i bad ending).

Przemierzając ulice Raccoon, główna bohaterka mierzy się z całą plejadą znanych potworów jak zombie, psy, pająki, huntery. Twórcy zaimplementowali w tej części wiele nowych mechanik. Dwie najważniejsze to możliwość robienia uników (odskoku lub przewrotu) gdy z odpowiednim timingiem wciśniemy kombinację klawiszy oraz wybory QTE, gdy w obliczu zagrożenia wybieramy jedną z dwóch ścieżek. Zwłaszcza ta druga mechanika wyszła rewelacyjnie. Dzięki nim każde nasze przejście może wyglądać inaczej, w zależności jakich wyborów dokonamy.

W trakcie wędrówki po ulicach miasta, naszym śladem ciągle podąża tytułowy Nemesis. W najmniej spodziewanych momentach wskakuje przez okno, zeskakuje z dachu lub po prostu wchodzi drzwiami i przechodząc w szaleńczy sprint rusza w naszą stronę. Jest szybki, nieustępliwy, a w niektórych fragmentach gry dodatkowo uzbrojony w wyrzutnię rakiet. Horror z prawdziwego zdarzenia! To właśnie z tą częścią Residenta mam związane najstraszniejsze wspomnienia w serii. Mimo iż byłem starszy niż przy ogrywaniu części pierwszej, bałem się nieporównywalnie bardziej. Właśnie przez NIEGO! Niezliczoną ilość razy gdy wskakiwał na arenę ocierałem się o zawał serca, a po kolejnej ucieczce odkładałem spoconego pada żeby dojść do siebie. Mimo braku jednego zamkniętego środowiska znanego z poprzednich części, bieganie ulicami Raccoon było przez to o wiele bardziej przerażające. Jedynie zamglone ulice Silent Hill wywołały później u mnie większy strach. Można więc zarzucać trójce że poszła bardziej w akcję, ale tak - horrorem to ona z całą pewnością również była.

Fajnym smaczkiem była możliwość odwiedzenia ponownie komisariatu policji z części drugiej. Co prawda tylko w ograniczonym wymiarze, ale zawsze był to miły gest ze strony twórców i łączy się on niejako z faktem, że w dwójce możemy spotkać Brada w wersji zombie w podziemnym tunelu prowadzącym do głównego wejścia (Jill i Brad byli tu pierwsi!). Poza budynkiem R.P.D. zwiedzamy kilka mniejszych lokacji jak redakcja gazety, restauracja, szpital, opuszczona fabryka czy słynna wieża zegarowa (TA wieża, której w Remake'u zabrakło...). Mimo iż brak tu otwartych przestrzeni, a miasto jest de facto zlepkiem wąskich korytarzy - uważam że urządzono je bardzo dobrze i nawet dzisiaj robi dobre wrażenie. O ile oczywiście lubimy renderowane tła.

To właśnie w tej części narodził się kultowy tryb The Mercenaries, który jest najlepszym dodatkiem do głównej gry, jaki do tej pory Capcom wymyślił. Gracze byli nim tak zachwyceni, że twórcy wykorzystali ten pomysł w prawie wszystkich późniejszych odsłonach Residenta! I choć formuła tego trybu delikatnie się zmieniała w kolejnych latach, to właśnie tutaj narodziła się koncepcja zbierania bonusów czasowych za ubijanie potworów. W trójce wybieramy jedną postać z trójki najemników Umbrelli i naszym celem jest przebiegnięcie w limicie czasowym przez prawie całe miasto, ratując po drodze jak największą ilość cywili. W nagrodę otrzymujemy walizkę z pieniędzmi, za które możemy odblokować broń z nieskończoną amunicją do głównej gry - karabin szturmowy, gatling gun oraz wyrzutnię rakiet. Fantastyczny tryb, który wspominam równie ciepło co główną historię.

Resident Evil 3: Nemesis jest odsłoną w pewnym sensie nierówną. Gra spotkała się z pewną krytyką po premierze. Że krótsza, że tylko jeden scenariusz, że bardziej akcja niż horror. I to wszystko prawda! Nie sprawia to jednak z automatu że jest ona grą gorszą (przynajmniej w moim odczuciu). Zwyczajnie postawiono tutaj na inne akcenty. Trójka dokłada sporo świetnych nowości które jeszcze bardziej dynamizują rozgrywkę. Dzięki świetnie poprowadzonej fabule, spaja ona i kończy piękną historię o mieście Raccoon City i wg mnie dobrze się stało, że to właśnie przygody Jill otrzymaliśmy w ramach części trzeciej. Dla mnie osobiście jest to najlepsze zamknięcie trylogii i na zawsze będę wspominał tą odsłonę z wypiekami i ogromną nostalgią. Co przeżyłem w mieście Raccoon City to moje. So long, RC...



Resident Evil CODE: Veronica (2000)

Na Code Veronice niestety czekałem dosyć długo, jako że w domu PS2 pojawiło się bardzo późno. Z perspektywy czasu to rozumiem i będąc w pełni szczerym, to powinienem być wdzięczny mojej rodzinie, że w ogóle czarnulka u nas zagościła! Pierwsze lata na rynku był to cholernie drogi sprzęt. Zwłaszcza na polskie warunki. Szlachetne pochodzenie nie zawsze szło zaś w parze z dobrobytem. Gdy już się jednak konsola u nas pojawiła – obowiązkowo jedną z pierwszych gier musiał być kolejny Resident! Tak też się stało. Do dzisiaj mam zresztą w swojej kolekcji oryginalne wydanie tej gry na PlayStation 2 z tamtych lat.

Ciekawostka:

Gra na premierę była tytułem ekskluzywnym na konsolę Sega Dreamcast. Zmieniło się to dopiero 17 miesięcy później, gdy premierę miała wersja na PlayStation 2.


Skrót fabularny dla niewtajemniczonych:

Claire Redfield po wydarzeniach z części drugiej, kontynuuje poszukiwania swojego brata. Trop zaprowadził ją do Paryża, gdzie bohaterka wtargnęła do tajnego kompleksu badawczego Umbrelli. Po wybuchowej próbie ucieczki zaprezentowanej w intrze, Claire zostaje pojmana i wywieziona na odległą wyspę Rockford Island, gdzie również mieści się placówka Umbrelli. Jak to zwykle bywa, pech chciał że przybycie Claire zbiega się z niekontrolowaną epidemią wirusa T i cały kompleks zostaje opanowany przez zombie. Claire po raz kolejny musi stawić czoło koszmarowi, przy okazji rozwiązując zagadkę rodzeństwa Ashford – potomków jednego z założycieli korporacji. Tymczasem dzięki meilowemu wezwaniu o pomoc, tropem Claire podąża stary znajomy, który odegra kluczową rolę w starciu z bronią biologiczną Umbrelli.


CODE: Veronica to jedna za najdłuższych gier w całej serii, a biorąc pod uwagę jedynie „erę statycznych kamer” – zdecydowanie najdłuższa! I nieporównywalnie trudniejsza od pozostałych. Nawet dzisiaj, gdy mam zacząć new game w tej odsłonie jestem pełen obaw, wiedząc jaka desperacka walka o każdy drogocenny nabój i o każdą zieloną roślinkę mnie czeka. Ciasne korytarze, przeogromna ilość przeciwników, wieczne puste magazynki i bieganie z „danger”. Tutaj to norma. Capcom podkręcił poziom trudności do niesamowitego poziomu i z żadną inną częścią nigdy nie miałem takich problemów jak z tą. Fani wyzwań – zapraszam, wykażcie się!

Analizując tę odsłonę warto pamiętać, że jej proces produkcyjny odbywał się mniej więcej w tym samych czasie co RE3: Nemesis, dlatego części mechanik tam zastosowanych tutaj nie uświadczymy (jak np uników czy produkcji amunicji z prochu), ale za to znalazły miejsce inne, jak np możliwość strzelania z dwóch pistoletów jednocześnie w dwóch różnych przeciwników. Nie pytajcie jak to działa. Największą zmianę jednak odnotować można w warstwie estetycznej - jest to bowiem pierwsza gra w serii, która zrezygnowała z renderowanych teł. Całe otoczenie jest pełnym, trójwymiarowym modelem. Kamera również nie zawsze pozostaje statyczna, są miejsca gdzie obraca się horyzontalnie lub porusza się płynnie wzdłuż pomieszczenia wraz z bohaterką. Oczywiście takie rozwiązania stały się możliwe dzięki przeniesieniu serii na nową generację. I choć Capcom wycisnął maksa z konsoli PS2 dopiero 4 lata później, przy okazji części czwartej, już tutaj widać ogromny postęp graficzny i przepaść w stosunku do 5-tej generacji. Z kolei w ramach szóstej, gra wyszła na wszystkich dostępnych platformach - PlayStation 2, Sega Dreamcast oraz na Nintendo GameCube. Tylko portu PC do dzisiaj brak...

Ciekawostka:

Resident Evil CODE: Veronica miała w jednym z pierwszych zamysłów być trzecią częścią serii! Przez to że Capcom pracował nad kilkoma grami jednocześnie, to w pewnym momencie zrobił się straszny burdel z numeracją. Odsłona którą dzisiaj znamy jako trójka – miała być spin-offem o nazwie Resident Evil: Nemesis, projektowana trójka jednak miała zostałać w przyszłości czwórką, a projektowana czwórka tak bardzo odbiegła od residentowych korzeni, że została przemianowana na grę o nazwie Devil May Cry. Pod koniec produkcji Capcom zdecydował że jednak lepiej będzie jeśli kompletna trylogia będzie na jednej platformie. W ten sposób Nemesis awansował na pełnoprawną główną część i przydzielono mu numer 3. Veronica zaś została bez numerka.

Pomimo tego warto pamiętać że CODE: Veronica nie jest spin-offem, a pełnoprawną częścią będącą w głównym kanonie serii!

Gra składa się z kilku dłuższych etapów i jako pierwsza w serii wprowadza dwa bardzo odległe od siebie miejsca akcji. Pierwsza część to wyspa Rockford gdzie Claire trafia na początku gry. Oprócz więzienia zwiedzamy tu m.in. kompleks wojskowy oraz pokaźną rezydencję rodziny Ashford. Drugie miejsce do ośrodek badawczy Umbrelli na Antarktydzie, gdzie ma miejsce druga część gry i jej zakończenie. Jest to moje najmniej lubiane miejsce w całej residentowej sadze. Gdy tylko co jakiś czas postanawiam sobie odświeżyć tę część, pierwsze godziny gry przechodzę z prawdziwą przyjemnością, natomiast drugą połowę prawie zawsze muszę przemęczyć. Lokacja ma swój klimat, nie można jej tego odmówić, ale nie do końca on do mnie przemawia. Podobnie jak nie przemawia do mnie tymczasowy partner Claire - Steve Burnside, którym mamy okazję również sterować. Gorzej przemyślanym bohaterem jest tylko pewna córka prezydenta, której każdy fan Residenta (rym niezamierzony!) najchętniej wpakowałby kulę w łeb. Steve jednak swoim irytującym zachowaniem niewiele od niej odstaje.

Twórców równie mocno poniosła fantazja w kwestii projektowania bossów. Do tej pory mieliśmy w każdej odsłonie dwóch/trzech większych przeciwników. W Code Veronice jest ich znacznie więcej i są o wiele potężniejsi. Już sam fakt posiadania skromnych zasobów lecząco-strzelających jest wystarczającym utrudnieniem. Mało! Capcom stwierdził że bossowie muszą być dodatkowo ultra potężni i posiadać irytujące ataki. Do dzisiaj moim znienawidzonym koszmarem jest Nosferatu - eksperyment naukowy przeprowadzony na jednej z osób rodu Ashfordów. Kto walczył - ten zna mój ból...

Czas spędzony z RE CODE: Veronica wspominam po latach bardzo ciepło. Przechodziłem grę wielokrotnie zarówno na PS2, jak i później na emulatorze. Choć nie mam do niej aż takiej nostalgii, jak do trylogii z PSX'a, uważam że spokojnie trzyma poziom tamtych odsłon. Pomimo pewnych felerów które wymieniłem wyżej, gra jest ciągle świetnym tytułem. Fabularnie jest jedną z najważniejszych odsłon w kanonie serii i jeśli ktoś jeszcze nie grał - polecam gorąco! Teoretycznie jest to teraz najstarsza część Residenta, która nie otrzymała jeszcze remake'u i jestem zdziwiony, że dużo częściej słyszy się plotki o odświeżeniu części czwartej.



Resident Evil Remake i Resident Evil 0 (2002)

Remake pierwszej części oraz zerówkę wrzucam w jeden rozdział, jako że dzieli ich bardzo podobna historia. Obie miały premierę w 2002 roku na konsoli GameCube i przez ponad dekadę były grami ekskluzywnymi tylko dla konsol Nintendo (w międzyczasie wychodząc jedynie na Wii w 2009 r.). Dopiero w 2015 (a w przypadku zerówki w 2016) postanowiono podzielić się tymi tytułami z resztą świata i stworzono porty na PC, PS3, PS4, Xboxa 360 oraz Xboxa One. Całe szczęście, gdyż są to rewelacyjne odsłony, których brak na innych platformach mocno doskwierał wielu fanom serii. W tym i mnie, jako że z konsolami Nintendo nigdy nie było mi po drodze. Gdy wreszcie pojawiły się na Steamie - brałem w ciemno i ograłem natychmiastowo!


Skrót fabularny dla niewtajemniczonych:

Akcja Resident Evil 0 ma miejsce dzień przed wydarzeniami z części pierwszej. Oddział S.T.A.R.S. Bravo Team udaje się na obrzeża Raccoon City aby wyjaśnić sprawę niewyjaśnionych morderstw i zniknięć w tamtym rejonie. Niestety śmigłowiec którym lecieli ulega awarii i zmuszeni są do awaryjnego lądowania. Załoga postanawia rozdzielić się i przeszukać pobliski teren w poszukiwaniu śladów byłego żołnierza - Billego Coena. Rebecca Chambers, początkująca medyczka trafia przypadkiem do zatrzymanego pociągu, który docelowo zabierze ją w pobliże rezydencji w której wszystko się zaczęło.


Remake pierwszej części to dokładnie ta sama opowieść, w której fabuła została podrasowana kilkoma nowymi szczegółami m.in. o architekcie rezydencji oraz jego rodzinie. Kilka elementów rozgrywki pozmieniano, a kilka całkowicie nowych dodano.  Z nowości mamy m.in broń defensywną (sztylet, paralizator), zmiany w zagadkach środowiskowych czy postać Lisy Trevor, którą możemy spotkać w niektórych miejscach. Rezydencję delikatnie przeprojektowano, dodając parę korytarzy i pomieszczeń. Dodano poziomy trudności (zarówno dla Jill jak i Chrisa mamy ich aż 4!) oraz nowe tryby po ukończeniu głównej gry - Real Survival i Invisible Enemy. Pierwszy to standardowa gra na poziomie hard, z tą różnicą że skrzynie na przedmioty nie są ze sobą magicznie połączone. Drugi to jak sama nazwa wskazuje - gra z niewidzialnymi przeciwnikami. Obydwa są świetne i jeśli lubicie wyzwania - warte ukończenia!

Oprawa wizualna zapiera dech. Jeśli ogrywaliście oryginalną pierwszą część, to tutaj dosłownie spadniecie ze stołka. Rezydencja w tym wydaniu to branżowe dzieło sztuki. Dom jest przepiękny, wspaniale udekorowany, a dodatkowe korytarze przemyślane i świetnie wkomponowane w całość. Mrok, gra świateł i odgłosy burzy - mistrzostwo świata. Żaden z najnowszych Remake'ów nie może się równać z nastrojowym klimatem zbudowanym w tej odsłonie. Mógłbym tak chwalić oprawę audiowizualną przez 10 akapitów, ale nie odda to tego czym odświeżona rezydencja jest - musicie sami się przekonać! Polecam Wam bardzo gorąco, zwłaszcza że dzisiaj ta gra jest tak łatwo dostępna na wszystkich platformach - nawet na Switchu.

Resident Evil 0 został wykonany na tym samym silniku co powyższy Remake i tak samo bryluje w kwesti wizualnej. Teraz wygląda to wyśmienicie, a wyobraźcie sobie jak ta grafka musiała wbijać w fotel w 2002 roku. Gameplayowo Capcom pozwolił sobie tutaj na pewien eksperyment, który wielu graczom nie przypadł do gustu. Przez znaczną część czasu kierujemy bowiem dwoma postaciami jednocześnie, przełączając się z jednej do drugiej nawet gdy są w całkowicie innych lokacjach. Nowością jest także brak skrzyń na przedmioty - w RE0 wszystko możemy wyrzucić na ziemię! Mało tego - po wyrzuceniu, dana rzecz będzie leżała tak do końca gry i w dowolnym momencie możemy podnieść ją ponownie. Z jednej strony bardzo realistyczne i życiowe, z drugiej generuje czasami masę niepotrzebnego backtrackingu. Sterując dwoma bohaterami możemy oczywiście dowolnie wymieniać przedmioty między nimi.

Fabularnie gra znajduje się na samym początku linii czasowej i zapoczątkowuje przygodę Rebecci Chambers, członkini drużyny S.T.A.R.S. Bravo Team. Gdy w pierwszej odsłonie grając Chrisem trafiamy na młodą policjantkę - jest ona już po konkretnych przejściach ukazanych właśnie w tej odsłonie. W grze oprócz początkowej lokacji - pociągu, trafiamy do kolejnej rezydencji, tym razem dr. Jamesa Marcusa, jednego z założycieli korporacji. Posiadłość mieści się nieopodal willi Spencera znanej z części pierwszej i ma podziemne połączenie z tajnym laboratorium Umbrelli pod Raccoon City. Trafiamy nawet na fragment tamtej lokacji, która jest znana z Resident Evil 2. Ci którzy przeszli oryginalną dwójkę z pewnością rozpoznają znajome platformy i drzwi wejściowe do Nest.

Ciężki klimat grozy jest tu świetnie zrealizowany nie tylko za pomocą świetnej grafiki i gry świateł, ale również fantastycznymi ujęciami kamer i wysokim poziomem trudności (do Veronici się jednak nie umywa). Zerówka jest znacznie trudniejsza od Remake'u jedynki, nawet w wersji hard. Nie wszyscy będą jednak zadowoleni z zastosowanych tutaj rozwiązań, gdyż jest to unikatowe doświadczenie, znacznie różniące się od innych odsłon. No i mamy tutaj najmocniejszego Tyranta w serii - T-001 z którym walczymy na czterech metrach kwadratowych - polecam!

REmake i Resident Evil 0 to obowiązkowe tytuły dla fanów serii. Pierwszy to jeden z najlepiej zrealizowanych remake'ów w historii gier i najlepiej od niej rozpocząć przygodę z serię RE. Drugi tytuł to świetne uzupełnienie historii w którym dowiadujemy się nie tylko o wcześniejszej przygodzie oddziału Bravo, ale również sporo nowych informacji o poznanych wcześniej bohaterach, jak William Birkin czy Albert Wesker. Gry te dzisiaj ciągle wyglądają przepięknie i warto przełknąć toporne sterowanie aby poznać początki najlepszej serii klasycznych survival horrorów w branży.



Podsumowanie

Marka Resident Evil jest z nami już ćwierć wieku i jestem szczęśliwy, że mogę od samego początku śledzić jej losy i przeżywać kolejne przygody bohaterów poznanych w pierwszych odsłonach serii. Dziękuję za kawał dzieciństwa spędzony przy konsoli i za fantastyczne uniwersum, które wyszło spod ołówka genialnego Japończyka. Shinji Mikami, mimo iż nie jest już w ekipie Capcomu, na zawsze będzie kojarzony głównie z tą serią i z ogromnym wkładem w rozwój branży, a zwłaszcza gatunku który jego gry reprezentowały.

W niniejszym artykule dałem Wam garść własnych doświadczeń i przemyśleń odnośnie wszystkich odsłon "pierwszej ery Residenta", czyli gier które bazowały na byciu przede wszystkim horrorem i opierały się na pokazywaniu akcji statycznymi kamerami. Od części czwartej Resident przeobraził się w serię gier akcji z elementami horroru, co również wyszło im świetnie i przez lata bawiło kolejne rzesze graczy. Ale ten okres omówimy sobie przy następnym jubileuszu - tym razem okrągłym! O ile dotrwam z Wami do tego czasu ;)

A jakie są Wasze doświadczenia z serią Resident Evil? Jakie są Wasze wspomnienia z dawnych lat, za co lubicie bądź nie lubicie tych gier? Powspominajmy razem w komentarzach. Ja tym samym dziękuję za poświęcony czas i za dotrwanie do końca. Do usłyszenia!

P.S. Na koniec, jeśli ktoś jeszcze nie zna to polecam Wam kanał Resident Evil Polska na YouTube, autorstwa wielkiego fana Residentów - Mr.Revila. Świetna robota pasjonata tego uniwersum - masa ciekawych filmików i ogrom wiedzy przekazanej w bardzo przystępny sposób.

Oceń bloga:
44

Komentarze (62)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper