Kieszonkowy laptop pogromcą Switcha?

BLOG
3415V
Kieszonkowy laptop pogromcą Switcha?
lechu | 26.10.2018, 12:52
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Gdy w 2005 roku na rynku pojawiło się PlayStation Portable, zawsze zastanawiałem się jak wyglądałby kieszonkowy Xbox. Niestety, amerykanie nigdy nie byli zainteresowani sektorem konsol przenośnych. A mimo to, dziś, po ponad 13 latach chyba wreszcie znam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.

Rynek handheldów, podręcznych, czy wręcz kieszonkowych urządzeń do gier w ostatnich latach wyraźnie się skurczył. Nie ulega wątpliwości że w dużej mierze jest to zasługa ekspansji urządzeń typowo mobilnych takich jak smartfony i tablety, które dla wielu osób są wystarczająco dobrymi aby zastąpić dedykowane urządzenie do gier poza domem bądź w podróży. Osoby które chcą czegoś więcej okazują się wcale nie być tak dużą grupą docelową co dość dobitnie pokazała ostatnia generacja systemów kieszonkowych pod postacią 3DSa i Vity. Ten pierwszy okazał się być umiarkowanym sukcesem, ta druga - spektakularną porażką. Niezależnie od tego na którą z w/w platform nie popatrzymy, wyraźnie widać jednak pewną dość bolesną prawidłowość - żaden z tych systemów nie odniósł sukcesu choćby porównywalnego do swoich poprzedników. Prawidłowość tą zauważyli główni aktorzy tej sceny, zarówno Sony jak i Nintendo. Ci pierwsi podwinęli ogon i raczej nie prędko przedstawią swój kolejny kieszonkowy system do gier. Ci drudzy, jak to zwykle mają w zwyczaju postanowili podejść do problemu w sposób kreatywny, prezentując Switcha, pierwszą w historii konsolę-hybrydę. Co prawda ja nadal uparcie twierdzę że to bardziej handheld, no ale mniejsza o to. Sęk w tym że po odpuszczeniu sektora przenośniaków przez Sony, po raz kolejny dochodzimy do sytuacji nie koniecznie korzystnej dla nas, graczy. Nintendo staje się monopolistą. To zresztą widać – Switch, nawet bez konkretnych premier nadal sprzedaje się znakomicie, a wykluczyć się nie da że jednym z tego powodów jest po prostu brak sensownej alternatywy dla najnowszej konsoli Japończyków. Ale co w sytuacji kiedy biblioteka Switcha do nas nie przemawia, jeżeli gry Nintendo nam nie zawsze pasują, a zalew indyków i wciąż wyjątkowo oszczędne wsparcie ze strony poważnych zespołów 3rd party to dla nas za mało? Okazuje się że jest wyjście. Nie jest ono tanie, być może z natury rzeczy nie dla wszystkich będzie też satysfakcjonujące, ale jest.

Z pomysłem zakupu GPD WIN 2, bo gdyby ktoś jeszcze się nie zorientował, to o sprzęcie tym traktował będzie niniejszy wpis, nosiłem się już od jakiegoś czasu. W zasadzie to już w 2016 roku rozważałem zakup modelu pierwszej generacji. Ten jednak z kilku względów nie do końca mnie przekonywał, a w chwile później na horyzoncie pojawił się właśnie Switch. WIN 2 pojawił się na rynku w momencie w którym najnowsza konsola Nintendo akurat wytraciła całą dynamikę lineupu jaką miała od premiery systemu aż do początku bieżącego roku. Początkowo dałem sobie jednak spokój. Problemy z dostępnością urządzenia oraz wysoka cena najnowszej propozycji GPD skutecznie mnie odstraszyły. Sytuacja uległa zmianie dopiero z samym końcem września kiedy to ni z tego ni z owego wszedłem na allegro sprawdzić czy ktoś w ogóle u nas tym handluje. Brak oficjalnej dystrybucji sprawia bowiem że urządzenia nie kupimy w pierwszym lepszym sklepie i warto mieć to na uwadze. Nie każdy będzie też chciał bawić się w bezpośredni import z Chin, zwłaszcza że po ostatnich ruchach rządu w sprawie opodatkowania takich przesyłek, zabawa taka może się okazać również mało opłacalna. Oferta na popularnym portalu aukcyjnym wprawdzie była tylko jedna, ale moją uwagę przykuły dwie rzeczy - dziwnie znajomy nick sprzedającego oraz adnotacja w treści ogłoszenia "jedna sztuka dostępna od ręki". Transakcja przebiegła błyskawicznie, kilka maili i telefonów, szybka wpłata na konto sprzedającego i ekspresowa wysyłka dzięki czemu zaraz następnego dnia cieszyłem się nowym gadżetem. Osoba o której natomiast wspominam pisząc o znajomym nicku, to nikt inny jak nasz portalowy kolega wojtekmarchewka. Bardzo sympatyczny i sensowny jegomość z którym zupełnie przy okazji ucięliśmy sobie nieco dłuższą pogawędkę przez telefon. Gorąco pozdrawiam!

Wracając jednak do sedna sprawy - część z Was zapewne już miała okazję słyszeć o tym urządzeniu, dla niektórych może to być jednak zupełne novum, stąd nim przejdę do konkretów, kilka słów wyjaśnienia. GPD WIN 2 to najprościej rzecz ujmując miniaturowy laptop do gier. Urządzenie stworzone zostało w oparciu o typowo PeCetowe podzespoły, mamy więc tutaj miniaturową choć pełnoprawną klawiaturę QWERTY, podzespoły Intela, a na tylnym panelu prócz gniazda słuchawkowego i slotu na kartę microSD znajdziemy też popularne porty takie jak USB-A, USB-C czy mikro HDMI. Całość pracuje pod kontrolą chyba wszystkim już znanego systemu Windows 10. Opcjonalnie możliwa jest również instalacja innego OS-u, tu jednak drobna uwaga - jeżeli chcecie korzystać z Windowsa, Win10 jest jedyną oficjalnie wspieraną opcją. Intel nie oferuje bowiem sterowników pod starsze wersje systemu okienkowego dla CPU napędzającego GPD WIN 2. To co jednak najważniejsze dla nas - graczy, to że urządzenie posiada wbudowany gamepad z grubsza zgodny z tym od Xboxa One, a jego rozmiary (urządzenia, nie gamepada) zbliżone są do gabarytów konsoli Nintendo 3DS XL, co z kolei oznacza że bez większych problemów zmieści się ono w kieszeni spodni.

Dla osób zainteresowanych suchą specyfikacją techniczną, wygląda to następująco:

  • CPU: dwurdzeniowy, czterowątkowy Intel Core M3-7Y30 64-bit x86 (taktowanie 1,0 do 2,60 GHz)
  • GPU: Intel HD Graphics 615 (taktowanie 300 do 900 MHz)
  • RAM: 8GB LPDDR3-1866
  • Dysk: 128GB SSD M2 (z możliwością wymiany)
  • Wyświetlacz: pojemnościowy H-IPS o przekątnej 6" i rozdzielczości 1280x720, 60Hz
  • Bateria: 2x4900 mAh

Wiele osób zapewne zastanawiać się będzie jakie przełożenie powyższa specyfikacja ma na faktyczną wydajność w grach. Odpowiedź na to pytanie nie będzie łatwa i taka oczywista z uwagi na to że mamy tu do czynienia z architekturą typową dla PC. Porównując jednak Win 2 do chyba najbliższego mu sprzętowo konkurenta - Nintendo Switcha, mamy tu wyraźnie mocniejszy CPU i teoretycznie dwukrotnie więcej RAM-u, chociaż pamiętać należy o tym że Windows 10 zajmie znacznie więcej pamięci niż np. OS konsoli Nintendo. Jeżeli dobrze kojarzę to w przypadku NS system konsoli rezerwuje sobie pomiędzy 750MB a 1 GB pamięci operacyjnej, co z kolei oznacza że na potrzeby gier pozostaje między 3 a 3,25 GB RAM. W przypadku niezaśmieconego Windowsa 10, system powinien zadowolić się ok 2 GB RAM, co oznacza że pozostałe +/- 6 GB powinno być dostępne na potrzeby gier, a to już blisko dwa razy więcej niż w przypadku konsoli Japończyków. Drugim punktem gdzie handheld GPD wyraźnie punktuje Switcha, jest moc obliczeniowa. Zintegrowana grafika Intela robi tu bardzo przyzwoitą robotę osiągając przy maksymalnym taktowaniu zegara aż 345.6 GFLOPS dla pojedynczej precyzji. Co prawda zastosowany tu układ Intela potrafi z siebie wykrzesać nawet 400 GFLOPS, ale tak wysokie taktowanie zegarów GPU nie jest dostępne w przypadku WIN 2. Prawdopodobnie z uwagi na temperatury i system chłodzenia kieszonkowego laptopa. Tak czy inaczej nie ma co narzekać. Dla porównania układ Tegra X1 będący sercem konsoli Nintendo, w trybie handhelda maksymalnie osiąga raptem 196 GFLOPS. Wartość ta co prawda ulega podwojeniu w przypadku zadockowania konsoli, ale wydaje mi się że podpinanie WIN 2 pod duży wyświetlacz/TV potraktować raczej należy jako ciekawostkę lub opcję dodatkową, a nie jak jedno z ważniejszych zastosowań, tak jak ma to miejsce w przypadku konsoli Big N.

Tyle w teorii, a jak sprawy mają się w praktyce? Przyznaję że sam do końca nie byłem przekonany co do jakości gier na WIN 2. Większa moc obliczeniowa niż w przypadku najmocniejszej obecnie konsoli przenośnej na rynku to dobra wróżba, ale konsola zasadniczo ma jedną, bardzo istotną przewagę nad PC - gry pisane pod dany system są bardzo dobrze optymalizowane pod jego kątem. W przypadku GPD ciężko natomiast liczyć na jakąkolwiek optymalizację, wszak na rynku PC jest to po prostu jedna z miliona możliwych konfiguracji. Dość licha nawiasem mówiąc. Dlatego po kilku tygodniach z tym większym zdziwieniem i zadowoleniem mogę stwierdzić że to na prawdę działa i na prawdę ma sens. Oczywiście większość uruchamianych gier, przynajmniej tych które mnie interesują, tj. klasy AAA, aby uzyskać jakiś zjadliwy, pozwalający na komfortową zabawę, framerate, uruchamiana jest na ustawieniach średnich, niskich bądź najniższych. Ale po pierwsze na 6" ekranie na prawdę nie robi to jakiejś większej różnicy, a po drugie - ta biblioteka gier... Co by nie mówić, tym co sprawiło że faktycznie zdecydowałem się na zakup GPD WIN 2 jest właśnie dostępna biblioteka gier. Oczywiście że ciężko tu liczyć na to że najnowsze szpile 3xA zadziałają bezproblemowo, nic z tych rzeczy, choć również i tu zdarzają się zaskakujące wyjątki. Patrząc jednak na swój backlog z siódmej generacji, oraz na to jak wiele jest gier do których chciałbym wrócić, a nie specjalnie mam czas i ochotę na ponowne ogrywanie ich na TV - dla mnie decyzja była oczywista. Bo jakkolwiek cieszę się że developerzy 3rd party supportują Switcha swoimi tytułami i gry takie jak Skyrim, Doom, Wolfenstein II, LA Noir, Dark Souls czy Diablo 3 są miłymi dodatkami dla biblioteki tej konsoli, tak tytułów tych wciąż jest po prostu bardzo mało i prawdopodobnie nie prędko się to zmieni. A skoro tak to po co mam czekać na Rockstar w nadziei że Ci zdecydują się przenieść kolejne swoje hity na NS, skoro już teraz mogę ściągnąć je ze Steama i zagrać na urządzeniu mieszczącym się w kieszeni? Po co męczyć kulawy port Borderlandsów na Vicie, skoro mogę mieć pełnoprawną odsłonę na WIN 2? Po co czekać na Square-Enix w nadziei że kiedyś zdecydują się przenieść przygody Lightning na konsolę Nintendo, po co czekać na Ubisoft i kolejnego po Liberation pełnoprawnego AC w kieszeni skoro tu i teraz mogę ograć wszystkie odsłony serii aż po Rogue włącznie, czy wreszcie dlaczego ograniczać się do (bądź co bądź udanych) portów Resident Evil Revelations 1 i 2 na NS, jeżeli na WIN 2 mogę ograć w zasadzie wszystkie odsłony serii po RE7 i REmake jedynki? Wiedźmin w kieszeni? Nie ma problemu. No dobra, w przypadku trzeciej części są, ale na upartego - da się. Monster Hunter World? Capcom jednoznacznie stwierdził że port tej gry na NS jest technicznie nie wykonalny i być może nawet mają rację. Ale na GPD WIN 2 ta gra działa. Fakt - wymaga nieco kompromisów i tak aby otrzymać mniej więcej stabilne 30 klatek, będziecie musieli zwiększyć pobór mocy urządzenia, zejść do minimalnych ustawień graficznych a rozdzielczość ograniczyć do poziomu +/- 500p, ale hej - ten tytuł działa i jest grywalny, a mówimy o grze AAA która wyszła raptem kilka miesięcy wstecz. Przykłady mógłbym oczywiście mnożyć jeszcze długo, ale nie w tym rzecz - po kilku powyższych, większość już chyba załapała o co mi chodzi. A skoro tak to przejdźmy do rzeczy.

Nie chcę Was tutaj zanudzać serwując kolejną suchą recenzję sprzętu, zwłaszcza że tych wartościowych znajdziecie na sieci co najmniej kilka. Dlatego ograniczę się do opisania tego co w sprzęcie tym mnie urzekło jak i tego co mi się nie podoba. Zady i walety jak kto woli. A więc (tak, wiem że nie zaczyna się zdania od "a więc", ale na pohybel polonistom, to mój blog, ja tutaj rządzę i będę sobie pisau jak mnie się żywnie podobie, o!)...

To co urzekło mnie już na wejściu to na prawdę solidne wykonanie urządzenia. Nie ma tutaj miejsca na tanie, chamskie i tandetne plastiki jakie często gęsto były domeną np. konsol Nintendo. Elementy są ładnie spasowane, materiały dobrej jakości, nic nie skrzypi, nic nie trzeszczy. Jedyną wadą może być dość duża waga urządzenia, w dużej mierze będąca zapewne wynikiem zastosowania aż dwóch baterii o łącznej pojemności 9800 mAh. Wg danych katalogowych waga WIN 2 to 460g. Może się wydawać nie wiele, ale to ponad 120g więcej niż bardzo zbliżony gabarytowo 3DS XL. Wierzcie lub nie, ale grabki męczą się wyraźnie szybciej niż w przypadku konsoli Nintendo. Jak ktoś ma w zwyczaju nosić konsolę w kieszeni spodni, a ma przy tym chudą dupę, dobrze mieć to na uwadze i za w czasu wyposażyć się w stosowny pasek do gaci ;-)

Problematyczna okazuje się też być ergonomia urządzenia. Mimo że bryła jest mi bardzo dobrze znana właśnie za sprawą handheldów Nintendo (obudowa typu "mydelniczka"), tak tutaj dłuższą chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do rozmieszczenia przycisków. Powody tego są dwa. W przypadku głównego panelu, znaczną jego część zajmuje pełnoprawna klawiatura w układzie QWERTY. Siłą rzeczy d-pad, analogi i cztery przyciski ułożone zostały w jednej linii pod wyświetlaczem. Dodatkowo grzybki analogów znajdują się po zewnętrznej stronie. Rozwiązanie to ponoć jest ukłonem producenta w stronę feedbacku użytkowników WIN pierwszej generacji. Ciężko mi z tym dyskutować aczkolwiek w mojej ocenie bardziej naturalnym było by właśnie ułożenie takie jakie zastosowano w poprzedniku. Drugą kwestią są przyciski umieszczone na tylnym panelu urządzenia. Nintendo 3DS miało tam jedynie dwa "klawisze" - L i R. Zmieniono to w modelu new 3DS gdzie Nintendo zastosowało układ podwójnych klawiszy dodając przyciski ZL i ZR. GPD poszło jeszcze o krok dalej dając tam aż po trzy przyciski. Na tylnym panelu mamy więc L1/2/3 i R1/2/3. Rozwiązanie samo w sobie nie jest złe, ale wymaga dłuższego przyzwyczajenia. Nawet teraz, po kilku tygodniach zabawy, wciąż łapię się na tym że niekiedy w ferworze walki błądzę paluchami szukając tego jednego właściwego przycisku. Być może lepszym rozwiązaniem było by jednak dodanie L3 i R3 jako wciśnięcie gałki? W sumie nie wiem dlaczego projektanci GPD nie zdecydowali się na tak oczywiste rozwiązanie. A skoro już jestem przy kontrolerze, to ostatnią rzeczą, choć właściwie pierdołą jednak dość skutecznie uprzykrzającą życie jest... kolorystyka przycisków. Podobno każdy facet to daltonista, a przynajmniej tak twierdzi moja luba. Być może coś w tym jest, wszak po dziś dzień skręca mnie gdy słyszę wymyślne nazwy kolorów pokroju łososiowy czy seledynowy. Dla mnie to po prostu różowy i zielony więc ewidentnie „się nie znam się”, ale mimo to tutaj muszę zaprotestować. Główne cztery klawisze wyraźnie nawiązują do układu znanego z gamepadów XO i PS. Ba, mają nawet stosowne podwójne oznaczenia: A/iks, B/kółko, X/kwadrat i Y/trójkąt. Dlatego tym bardziej zrozumieć nie umiem dlaczego zamieniono kolorystykę przycisków A i Y względem tej stosowanej od lat przez Microsoft. Pozorna pierdoła która już kilkukrotnie wprawiała mnie w zakłopotanie, gdy w trakcie zabawy na ekranie widzę ZIELONĄ ikonę przycisku A, podczas gdy ja na padzie mam przycisk A ale w kolorze żółtym. Umysł podświadomie płata figle poddając w wątpliwość to czy gra oczekuje ode mnie wciśnięcia A, czy może jednak Y. Śmiesznostka? Być może, idźmy dalej. Trochę do życzenia pozostawia też wspomniana wyżej klawiatura. Same przyciski chociaż malutkie, są dobrze wyprofilowane a ich wciśnięcie odbywa się z wyraźnym i przyjemnym kliknięciem. Problematyczne okazuje się jednak wprowadzanie polskich znaków diakrytycznych, w szczególności "ó" i "ł" co jest wynikiem układu miniaturowych klawiszy. Trzymając urządzenie oburącz po prostu nie sposób jednocześnie wcisnąć kombinację klawiszy alt+o czy alt+l. Oczywiście traktując WIN 2 jako urządzenie do gier, nie jest to jakaś wielka wada. Gorzej jeżeli ktoś wpadnie na pomysł aby zainstalować na tym pakiet Office i będzie chciał wykorzystać malca jako narzędzie do pracy. Jasne, nic nie stoi na przeszkodzie aby podpiąć tutaj bezprzewodową mysz i klawiaturę, wszak do dyspozycji mamy standardowy port USB-A. Tyle tylko że takie rozwiązanie wyraźnie kłóci się z kieszonkową ideą hardware’u.

Kolejną rzeczą o której warto wspomnieć w przypadku handhelda GPD, jest kultura pracy. Element który bardzo długo spychany był gdzieś na margines i podnoszony głównie w przypadku mocarnych PeCetów, dziś nabrał trochę innego wymiaru dla braci konsolowej. Posiadacze PlayStation 4 zapewne doskonale już wiedzą do czego piję, Ci którzy nie wiedzą albo mają konsolę w wersji Slim albo czym prędzej powinni udać się do lekarza celem rozpoznania ubytków słuchu ;-) Jak wygląda to w przypadku WIN 2? Otóż system potrafi wydzielać z siebie wcale nie małe pokłady ciepła. Co więcej, na wysokich obrotach wyraźnie słyszeć daje się również wentylator urządzenia. Nie jest to oczywiście poziom głośności PS4, do tego wciąż mu BARDZO daleko. Niemniej jednak jak na takiego mikrusa, w przeciwieństwie do niemal bezgłośnego Switcha, handheld GPD potrafi dać o sobie znać. Wieczorem, gdy wszyscy domownicy już śpią, wyraźnie daje się usłyszeć cichy szum pracującego wiatraka. Zaskoczeniem dla wielu może się też okazać spory apetyt na prąd. Jeszcze przed premierą NS głośno i wyraźnie dało się słyszeć głosy krytyki wymierzone pod adresem Big N w sprawie krótkiego czasu pracy na jednym ładowaniu akumulatora. Mając na uwadze ponad dwukrotnie większą pojemność baterii WIN 2, można by się spodziewać że miniaturowy laptop pozwoli na co najmniej 6 do 8 godzin niczym nie skrępowanej zabawy. Czy faktycznie? Okazuje się że wcale tak różowo nie jest. Wszystko zależy oczywiście od tego w co gramy i jak duże obciążenie konkretna gra generuje dla podzespołów naszego handhelda. W przypadku mocno wymagających gier okazuje się jednak że akumulatory potrafią rozładować się w czasie nawet 3 godzin osiągając wynik zbliżony do krytykowanego w tym aspekcie Switcha. Niestety, jak widać na załączonym obrazku, wieloletni zastój na rynku ogniw jednakowo daje się we znaki wszystkim, a dwukrotnie większa wydajność w tym wypadku wprost przekłada się na dwukrotnie większe zużycie energii. Oczywiście dla osób chcących osiągnąć jak najdłuższy czas pracy na baterii, zawsze można ograniczyć TDP. Osobiście nie polecam takiego rozwiązania gdyż realnie sprawdza się ono tylko w tych mniej wymagających tytułach pokroju Minecrafta, gdzie silnik gry potrafi generować więcej klatek animacji niż jest w stanie fizycznie wyświetlić ekran GPD (60 Hz).

Pierwsze uruchomienie GPD WIN 2 to standardowy proces inicjalizacji systemu Microsoftu. Urządzenie bazowo przychodzi bowiem z preinstalowanym Windowsem 10 w wersji Home. Nie ma tu nic odkrywczego, proces przebiega szybko i sprawnie - jak już tylko połapiecie się w tym że przyciski L1/R1 odpowiadają za lewy i prawy przycisk myszy. Wbrew pozorom mi chwilę to zajęło... Być może to moja niefrasobliwość (wszak butony mają wytłoczone oznaczenia), a być może dlatego że Chińczycy tym razem poskąpili na papierze i urządzenie w przeciwieństwie do swojego poprzednika nie zostało wyposażone w absolutnie żadną instrukcję obsługi. Z jednej strony jest to zrozumiałe - technicznie mamy bowiem do czynienia z regularnym, choć miniaturowym w swojej formie laptopem. Z drugiej - jakaś krótka ulotka, choćby na zasadzie "pobierz i zainstaluj" na prawdę by się przydała, tym bardziej że jest to urządzenie typowo do gier. Na szczęście GPD WIN 2 tak jak i jego poprzednik cieszą się dość dużą popularnością wśród użytkowników zarówno YouTube'a jak i Reddita, stąd znalezienie krótkiego tutoriala nie było szczególnie wymagające. Po zmianie kilku ustawień w samym systemie oraz zainstalowaniu Intel XTU, klientów Steama, Uplay i paru pomniejszych pierdółek byłem gotowy do zabawy. Na pierwszy ogień postanowiłem wziąć w obroty chyba najbardziej nielubianą odsłonę głównego nurtu serii Final Fantasy. Niesławna XIII, gra którą ogrywałem jeszcze na x360, a której nigdy nie skończyłem. Być może po prostu mnie znudziła, nie wiem, nie pamiętam. I prawdę mówiąc, był to błąd. Nie żeby z grą było coś nie tak. Pierwsza przygoda Lightning, choć przez większość zabawy aż do bólu korytarzowa, jest nawet przyjemna w odbiorze. Co więcej, z racji tego że gra ma już swoje lata, na WIN 2 wygląda i działa wprost znakomicie. W czym rzecz? Otóż w tym że wersja ze Steam zajmuje bagatela 50 GB. To w zestawieniu z Windowsem 10 i świeżo zainstalowanymi Fable III oraz Assassin's Creed Rogue sprawiło że ilość wolnego miejsca na dysku nagle skurczyła się do raptem kilku GB. W tym momencie uzmysłowiłem sobie pierwszą rzeczywistą wadę WIN 2. Standardowy dysk 128 GB dla takiego urządzenia jest po prostu za mały. Oczywiście, co zresztą bardzo wychwalają recenzenci, dysk można wymienić. I faktycznie, fizycznie jest to bardzo prosty zabieg. Wystarczy odkręcić jedną śrubkę, ściągnąć zaślepkę i viola. Sęk w tym że GPD WIN 2 korzysta z dysków w mało popularnym formacie 22x42mm. Dyski te mają dwie dość istotne wady. Po pierwsze ich popularność, a co za tym idzie - dostępność jest znikoma, po drugie ich cena również nie należy do najniższych. O ile zwykły dysk SSD 512 GB kupić można już za ok 400 złociszy, o tyle dysk m2.2242 o tej samej pojemności to już wydatek rzędu tysiąca PLN. Na szczęście jest tańsza, choć nieco wolniejsza i mniej wygodna alternatywa. GPD obsługuje również popularne karty microSD. Szczęściem w nieszczęściu kilka miesięcy wstecz wymieniałem kartę pamięci w swoim Pstryku, co zaowocowało tym że została mi niezagospodarowana karta o pojemności 128 GB. Tylko... no właśnie, gdzie ja ją dałem? Kur#a, nie do wiary, wyobraźcie sobie że szukałem tego małego gówna po mieszkaniu przez bite 3 dni… No nie ważne, ważnym jest to że te dodatkowe 128 GB dało mi rezerwę konieczną do instalacji kilku kolejnych gier. Do wyżej wymienionych pozycji wkrótce dołączyły więc Wiedźmin 2, Far Cry 3, Fallout 3 GOTY, Ultra Street Fighter 4, Alan Wake, Tomb Raider Underworld, Ori and Blind Forrest, Resident Evil 6 oraz Monster Hunter World. Co najważniejsze - wszystkie z wymienionych gier działają bardzo dobrze, choć większość uzyskuje jedynie okolice konsolowych 30 FPS.

Aby nie ograniczać się wyłącznie do gier "natywnych", zainstalowałem również aplikację Remote Play. Tym sposobem na jednym urządzeniu mogę ogrywać zarówno gry odpalane bezpośrednio na WIN 2, jak i tytuły stremowane z PS4 oraz XO (systemowa aplikacja Xbox). Na razie odpuściłem sobie wszelkiej maści emulatory gdyż nie jest to coś za czym przepadam, niemniej jednak jeżeli kogoś interesuje ta kwestia to wedle wszelkiej mojej wiedzy GPD WIN 2 doskonale sprawdza się i w tym zakresie, emulując praktycznie wszystko aż po Nintendo Wii. Wracając jednak na chwilę do kwestii streamingu, muszę przyznać że tu spotkało mnie niezbyt miłe zaskoczenie. Otóż o ile streaming z PS4 działa wprost znakomicie przez co WIN 2 chyba i w tym względzie zastąpi mi wysłużoną Vitę, tak streaming z XOS nie dość że jest wyraźnie gorszy jakościowo niż ten z maszynki Sony (wyraźnie większe rozmycie obrazu), to na domiar złego potrafi łapać regularną czkawkę a input lag jest wyczuwalny. W szczególności widać to w szybkich grach takich jak Forza Horizon 3 gdzie raz na kilkanaście do kilkudziesięciu sekund obraz zatrzymuje się na ułamek sekundy, w zasadzie uniemożliwiając rozgrywkę. Nie wiem czym może to być spowodowane bo obie konsole podpięte są kablem do tego samego routera, działają w tej samej podsieci etc. Póki co dla mnie jest to nie najlepsza wróżba dla MS-u który jak wieść gminna niesie za chwilę chce się zacząć bawić w cloud gaming pełno gębo, no ale nie uprzedzajmy faktów.

Wracając do gier, praktycznie wszystkie zainstalowane przeze mnie tytuły działają w natywnym 720p (jedyny wyjątek to MHW o czym pisałem wyżej) uzyskując te +/- 30 fps. Jasne że zdarzają się tutaj drobne wahnięcia, gdzieś tam na chwilę animacja spadnie do 27 klatek, innym razem bez locka podskoczy do poziomu powyżej 40. Nie jest to jednak coś nad wyraz dziwnego, wręcz można by rzecz że standard do którego przez ostatnią dekadę z okładem zdążyły nas już przyzwyczaić zarówno komputery jak i konsole maści wszelakiej. Dla odmiany, miłym zaskoczeniem okazał się być USF4 który praktycznie bez większych cięć w grafice uzyskuje stałe 60 FPS. To co jednak w tym wszystkim najważniejsze – wszystkie odpalone przeze mnie gry są w pełni grywalne, a mały, sześciocalowy ekran doskonale maskuje większość graficznych niedoskonałości. Jednocześnie uspokoić więc mogę wszystkie osoby obawiające się poważnego grania na takim kieszonkowym PC. Nie licząc MHW którego zainstalowałem głównie na potrzeby testów, jak i chcąc sprawdzić czy i jak faktycznie tytuł ten zadziała na WIN 2, w żadnej z pozostałych gier nie musiałem posługiwać się dodatkowymi sztuczkami, tweakami, modami, grzebać w configach, żonglować rozdzielczością czy zmieniać domyślnej wartości TDP. Wszystkie gry z automatu ustawiały wartości domyślne dla ustawień grafiki które po prostu działały tym samym obalając mit o wszechobecnych problemach związanych z graniem na PC. Oczywiście, jak na blaszaka przystało, nadal mamy tu znacznie więcej możliwości dostosowania jakości grafiki do własnych potrzeb i widzimisię, ale czy w czasach kiedy już nawet gry na konsolach oferują możliwość wyboru rozdzielczości i docelowego klatkażu, na prawdę jest to takie dziwne i straszne? Chyba nie...

A jak w praktyce wypada porównanie gier z WIN 2 do Switcha? Wbrew pozorom ciężko znaleźć tu wspólny mianownik. Porównywanie indyków, nawet tych bardziej wymagających nie bardzo ma sens z uwagi na to że w większości są to gry nie robiące szczególnego użytku z mocy obliczeniowej obu maszynek. I tak wyjątkiem nie jest tu np. Yooka-Laylee które przy standardowych ustawieniach na obu maszynkach wypada po prostu bardzo podobnie. Minimalnie lepiej na GPD WIN 2 zdaje się działać L.A. Noir notując nieco lepsze jakościowo cienie, stałą rozdzielczość i stabilniejszy framerate. Dużo wyraźniejszą różnicę miedzy dwoma systemami daje się z kolei zauważyć np. w Wolfenstein II. Gra na konsoli Nintendo używa dynamicznej rozdzielczości która to w niektórych momentach potrafi spaść do naprawdę niskich wartości rzędu nawet 360p, zachowując jednak przy tym mniej więcej stałe 30 klatek. Na WIN 2 ta sama gra przy niskich detalach uzyskuje 45-60 fps przy stałej rozdzielczości 720p. Jak zatem widać, handheld GPD w grach radzi sobie naprawdę dobrze, a na pewno nie gorzej niż konsola Nintendo.

Czy zatem wobec wszystkich za i przeciw warto kupić GPD WIN 2? To zależy i na to pytanie każdy będzie musiał odpowiedzieć sobie sam. Z całą pewnością jest to świetne urządzenie. Bardzo dobry hardware i wprost ogromna biblioteka dostępnych gier w moim prywatnym rankingu zdetronizowały Switcha jako najlepszego handhelda do gier. Dla mnie WIN 2 to wręcz taki kieszonkowy Xbox, spełnienie marzeń sprzed ponad dekady, ot handheld Microsoftu którego Microsoft nigdy nie wydał. Prócz całej litanii multiplaform znanych z małych i dużych konsol, mamy tu bowiem gry dotąd dość jednoznacznie kojarzone z platformą MS, takie jak Alan Wake, Quantum Break, Fable, Ori, Cuphead, Halo, Gearsy czy State of Decay. Wiele osób narzeka na strategię MS-u, na to że Xbox został w zasadzie obdarty z jakiejkolwiek ekskluzywnej zawartości. Sam narzekałem i dla jasności – nadal uważam że dla konsoli amerykanów był to błąd. Ale MS podchodzi inaczej do sprawy, chce integrować rynek konsolowy z rynkiem PC i cholera, na przykładzie takiego WIN 2 widać że to działa i faktycznie ma jakiś głębszy sens. Mam jednak świadomość tego że nie każdy będzie tak zachwycony tym urządzeniem jak ja. Dla wielu największym problemem w zakupie z pewnością będzie zaporowa cena. Ta aktualnie waha się pomiędzy 2,5 a 3 tys. złotych. To mniej więcej dwukrotność ceny Switcha. Konsoli która zdaniem wielu już i tak jest za droga. Na osłodę mogę jedynie napisać że granie na PC, a więc i na GPD WIN 2 jest wyraźnie tańsze od grania na konsolach. Nie chcę tu wchodzić w popularną choć kłopotliwą tematykę piractwa na PC, ale nawet będąc legalnym, wiele gier można wyrwać za śmieszne grosze w porównaniu do ich konsolowych wydań. O ile tylko nie kupujemy na premierę. Przykłady? Proszę bardzo: Wiedźmin 2 - 8,50 PLN, MGS V - 16,50 PLN, Tomb Raider (2013) - 10,00 PLN. A to tylko kilka z przykładów promocji na jakie natknąłem się na przestrzeni zaledwie ostatniego tygodnia.

Być może zatem w świecie gier gdzie dedykowane handheldy powoli zaczynają odchodzić do lamusa, nadal jest miejsce, dla bardziej egzotycznych i niszowych, a jednocześnie dużo bardziej zaawansowanych niż przeciętna słuchawka z Androidem urządzeń, które w grach mogą sprawdzić się równie dobrze jeśli nie lepiej od pełnoprawnej konsol? Wygląda na to że tak. GPD weszło przebojem na rynek i chociaż nie można mówić tutaj o takich wynikach sprzedaży jak choćby w przypadku konsol Sony czy Nintendo, urządzenia te już teraz zaskarbiły sobie sympatię wielu graczy na całym świecie, a kolejna generacja WIN zdaje się być bardziej niż pewna. Nie zapominajmy też o SMACH Z, aka SteamBoy, który wedle ostatnich doniesień powinien zadebiutować na rynku w przyszłym roku, a specyfikacja topowej wersji naprawdę robi wrażenie (AMD Ryzen, Radeon Vega i 16 GB RAM). Problemem nadal jest cena, ale z drugiej strony czy w świecie w którym durny ajFon w topowej wersji kosztuje 7,5 tys. PLN, a Chińczycy wpychają nam swoje flagowce po „4 koła”, wydanie raz na kilka lat 3 kafli na solidnego malca do gier naprawdę jeszcze dziwi? A może za kilka lat problem sam się rozwiąże i cloud gaming w połączeniu z technologią 5G raz na zawsze rozwiąże problemy grania poza domem? Odpowiedzi na te i inne pytania jak zawsze przyjdą z czasem.

Oceń bloga:
48

Komentarze (87)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper