Chyba się zakochałem! A wcale nie jest w moim typie | Brawlhalla

BLOG O GRZE
555V
Chyba się zakochałem! A wcale nie jest w moim typie | Brawlhalla
Yoorko | 01.09.2019, 17:23
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Bardzo zdziwiłem się, kiedy obudziłem się po pierwszej sesji z omawianym dzisiaj tytułem. Brawlhalla, pomimo iż nie ma żadnej cechy, którą cenię sobie w grach, przykuła mnie do monitora na długi czas a każda kolejna potyczka, nawet ta przegrana, kończyła się siarczystym „Jeszcze raz”.

Nie lubię gier sieciowych. Nie przepadam także za bijatykami. Oczywiście nie wrzucajcie mnie do szufladki narzekających na toksyczną społeczność i brutalność wyżej wymienionych kategorii. Nie dogadaliśmy się z obydwoma gatunkami głównie dlatego, że po prostu brak mi umiejętności i cierpliwości do wypracowywania skilla, który w obydwu przypadkach jest niezbędny, aby porządnie cieszyć się tytułem.

Jestem fanem rozrywki relaksującej. Dlatego nastawione na rywalizację gry „easy to learn hard to master” jakoś nigdy nie były moim konikiem. Dobra opowieść, aktywna pauza i możliwość spokojnego planowania działań sprawiły, że gatunki, które pochłaniam najchętniej to wszelkiej maści gry ekonomiczne, RPG i tytuły typowo fabularne (RiP Telltales). Owszem, zręcznościówki i akcyjniaki także znajdują się na mojej liście ulubionych, ale nie dość, że w zdecydowanej mniejszości, to im bardziej odnoszą się do gry z żywym przeciwnikiem, tym niżej spadają.

Dlaczego tak jest, paplałem już poniekąd w pierwszym wpisie na moim blogu, dlatego tym razem oszczędzę tego tematu. Chciałbym za to przedstawić Wam tytuł, który jest w moim prywatnym rankingu zaskoczeniem roku. Brawlhalla to prosta bijatyka 2D, która jest jak ta cicha koleżanka ze szkoły średniej. Nigdy nie zwróciła Waszej uwagi, ale kiedy znaleźliście się przypadkowo sami na przystanku, a do najbliższego autobusu była kupa czasu, nagle okazało się, że doskonale spędza Wam się czas w swoim towarzystwie.

Niech dzieło broni się samo

Brawlhalla nie kusi skomplikowaną historią (tak właściwie to nie ma jej wcale). Nie zanęca kosmiczną grafiką, do obsługi której potrzebny jest sprzęt NASA (oferuje ładne, komiksowe 2D). Nie ma także skomplikowanej mechaniki, do opanowania której potrzebne są kalkulatory pozwalające stworzyć odpowiedni build. Tu masz bohatera, tam masz arenę, tym skaczesz, tym uderzasz słabo, tym mocno. Walcz. I już. Wiecie wszystko, co potrzeba aby zagrać. Reszta… reszta przychodzi jakoś sama.

Oczywiście gdyby tak prosta obsługa nie dawała w połączeniu z pozostałymi elementami dużych możliwości, nie otrzymalibyśmy tak miodnej rozgrywki. Na czym więc polega siła tytułu?

Easy to learn hard to master

Może od początku. Brawlhalla to (jak sama nazwa podpowiada) bijatyka, gdzie na niewielkiej arenie potyka się 2-4 graczy. Do walki wykorzystują pięści, różne typy broni oraz specjalne gadżety pojawiające się niekiedy na planszy. Każdy z bohaterów ma przypisane dwa rodzaje śmiercionośnego wyposażenia – główną i dodatkową, które należą do jednego z dwunastu typów. Mamy tu miecze, łuki, lance, ale także magiczne kule, armaty i blastery. Bronie różnią się pomiędzy sobą zasięgiem, szybkością i sposobem atakowania. Każdy z bohaterów (tu nazywanych Legendami) charakteryzuje się także czterema cechami – siłą, zręcznością, obroną i szybkością, które znacząco wpływają na sposób prowadzenia walki oraz obsługę broni.

Ekran przeglądu Legend

Nie mniej ważnym elementem wpływającym na przyjemność okładania przeciwników po cyfrowych zadkach jest sterowanie. Do wyboru mamy atak szybki i ciężki. Szybki zadaje podstawowe obrażenia, z kolei ciężki może być ładowany, dzięki czemu potrafi zadać ich więcej oraz mocniej odbija przeciwnika. I tu leży clue rozgrywki. Naszym zadaniem nie jest bowiem pozbawienie wroga paska życia, lecz wybicie go poza planszę. Przeszkadzać ma nam w tym, po pierwsze, wspomniany pasek życia – im mniej uszczuplony, tym nasze ataki gorzej odrywają przeciwnika od wpływu grawitacji oraz zwinność palców gracza i jego umiejętność manewrowania postacią po planszy.

Dynamizm odmieniony przez wszystkie przypadki

Brawlhalla opiera się w głównej mierze na walce w ciągłym ruchu. Efekt udało się osiągnąć dzięki wprowadzeniu trójskoku o bardzo dużym zasięgu. Po każdym dotknięciu podłoża mamy szansę odbicia się dwa razy w powietrzu. Wprowadza to możliwość lawirowania po planszy wokół przeciwnika, ratowania się z podbramkowych sytuacji, gdy po otrzymaniu silnego ciosu wylecieliśmy daleko poza bezpieczny teren oraz wyprowadzania ataków w i z powietrza. Dodajmy do tego delikatne przyklejanie się do ścian i otrzymujemy możliwość prowadzenia skomplikowanego tańca z wrogiem.

Jednak nawet gdybyśmy mogli latać wokół oponenta nic by to nie dało, gdyby nie powiązana z tym mechanika walki. W zależności od sytuacji, w jakiej się znajdujemy, mamy możliwość wyprowadzania różnych rodzajów ataków kierunkowych oraz specjalnych, uzależnionych od broni, z której korzystamy. Wszystko to jest jednak bardzo łatwe, nie są wymagane żadne skomplikowane kombinacje, każdy atak sprowadza się do przycisku kierunku + ataku. Gdy dobrze wyczujemy Legendę i jej broń, pozwala to na naprawdę piękną, strategiczną walkę, w której o zwycięstwie lub przegranej może zadecydować jeden błąd.

Zrób to dobrze albo wcale

Często niestety świetna koncepcja i miodny gameplay rozbijają się o słabą realizację lub chciwość twórców. W tym przypadku na szczęście nie ma o tym mowy. Tytuł jest bardzo płynny, postacie zostały świetnie zbalansowane a komiksowa grafika 2d jest bardzo czytelna. Platformy, na których przyjdzie nam się potykać nie są skomplikowane, dzięki czemu za przeciwnikiem nie trzeba biegać, ale zarazem pozwalają na kombinowanie, nie nużą monotonią i często wprowadzają jakiś ciekawy układ lub mechanikę ruchu, dzięki czemu zmieniają się subtelnie w trakcie walki.

Brawlhalla to tytuł darmowy. Twórcy postanowili więc zarabiać na mikropłatnościach. W grze dostępne są dwie waluty: zarabiane podczas walk złoto, za które możemy kupić Legendy – co tydzień zmienia się grupa dostępna za darmo a jeśli którąś postacią gra nam się szczególnie dobrze, możemy wydać na nią uzbierane monety. Cena nie jest wysoka, nie trzeba na nią grindować tygodniami, jednak nie jest także zbyt niska, dzięki czemu czuć satysfakcję ze zdobytej nagrody. Wszystkie legendy możemy także odblokować zakupując je za ok. 80 PLN. Prócz tego dostępna jest waluta premium, pozwalająca na wyposażenie elementów kosmetycznych, pośród których główną grupę stanowią skórki postaci i broni.

sklep Mallhalla

Szczególnie warte wyróżnienia są tzw. crossovery – zestawy zmieniające wybrane Legendy w postacie z innych produkcji. Mamy tutaj bohaterów gier (np. Showel Knight), animacji (np. Pora na przygodę), filmów (np. Hellboy) itp. Najnowszy event wprowadził z kolei czterech zawodników WWE. Crossovery nie ograniczają się do samego wyglądu postaci, zmieniają także wygląd broni, animacje itd. Jednak pod tym wszystkich do czynienia mamy z mechaniką walki przypisanej im Legendy, dlatego nie ma tu mowy o specjalnych, płatnych postaciach prowadzących do p2w. Przyznam, że moim zdaniem jest to bardzo uczciwy układ, jeśli chodzi o model płatności.

A co tu można robić?

Last but not least – jak możemy się bawić? Tytuł oferuje kilka trybów rozgrywki. Mamy zatem dostępne: walki Free for all (4 graczy), 1v1 w którym walczymy trzema różnymi legendami, towarzyskie oraz rankingowe 2v2 ze znajomym, rankingowe 1v1 oraz tryby eksperymentalne 1v1. Prócz tego twórcy oferują tryb Brawl of the Week, w którym prezentują jakiś urozmaicony tryb rozgrywki (np. w tygodniu premiery postaci WWE walczyliśmy 2v2 na ringu zaopatrzonym w gumowe bandy). Nie zabrakło także trybów offline do treningu oraz możliwości ogrania tytułu ze znajomymi na kanapie, dzięki czemu Brawlhalla jest doskonałym imprezowym niszczycielem przyjaźni.

I tak naprawdę to wszystko. Tylko tyle i aż tyle. Prosta mechanika poskładana do kupy w sposób sprawiający, że syndrom jeszcze jednej walki atakuje natrętnie niczym wyposzczona komarzyca. Tytuł ukazał się na PC, PS4, Nintendo Switch i XBO, dzięki czemu każdy może skosztować jak smakuje zwycięstwo. Nie pozostaje mi nic innego jak zakrzyknąć LET’S BRAWL! I zaprosić Was do skosztowania tej zacnej produkcji.

[Tekst pojawił się oryginalnie na blogu YGB]

Oceń bloga:
6

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper