Błąd, z którym ciężko się pogodzić | Warcraft: Początek

BLOG
1331V
Błąd, z którym ciężko się pogodzić | Warcraft: Początek
Yoorko | 26.08.2019, 15:43
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jakoś nigdy nie złapałem bakcyla Warcrafta. Tak, wiem – w tej chwili w monitor lecą pomidory, a ci bardziej cierpliwi pytają czy mam ja w ogóle rozum i godność gracza. Poczekajcie jednak! Pozwólcie skończyć, nim rozpędzona Horda rozniesie mnie na strzępy. Zdradzam tę słabość po to, aby napisać jak niesamowicie wielki błąd można popełnić, opierając się na recenzjach, zamiast zaufać przeczuciu.

Rozumiem, skąd tak wielki zachwyt serią od Blizzarda. Rozbudowane uniwersum, dobra historia, dopracowana rozgrywka, ogromna społeczność, rewolucyjne – swego czasu – rozwiązania. Ludzie z Zamieci niejednokrotnie udowodnili, że wiedzą, jak zrobić dobrą grę. Po prostu jakoś nigdy – pomimo prób – nie wsiąkłem. Owszem, pierwsze Warcrafty ogrywałem za dzieciaka, jednak był to okres, kiedy do historii opowiadanej w obcym języku nie przywiązywałem większej wagi. Trójka to pojedynki w kawiarenkach, bo sprzęt w domu nie mógł jej udźwignąć, więc kampania niestety odpadała. WoW z kolei przypadł na czasy, gdy miesięczny abonament na grę był poza zasięgiem budżetu, a to czy gatunek MMORPG przypadnie mi do gustu sprawdziłem na innych tytułach. I szczególnie nie przypadł, ale to już temat na inną paplaninę. Niedawno z ciekawości usiadłem do darmowej podstawki i… no nie będę ukrywał, że przyzwyczajenia robią swoje.

Ale kogo to obchodzi?

Ten nieco przydługi wstęp ma za zadanie przybliżyć fakt, iż jestem osobą, która grając dość dużo, jakimś cudem uchowała się od znajomości uniwersum oraz historii stojącej za Warcraftem. Owszem, znam podstawy – ludzie, orki, wojna. I tyle mojej wiedzy. Wybaczcie - nie ze wszystkich wyborów jestem dumny. Dla szanującego się gracza to niemal tak, jakbym stwierdził, że Gwiezdne Wojny to takie tam kosmos, miecze i lasery.

I tu na scenę wchodzi On. Na małym ekranie ale z wielkim przytupem – film „Warcraft: początek” z 2016 r. Oj, przez długi czas będzie to tytuł, na wspomnienie którego będę miał moralniaka. O produkcji usłyszałem oczywiście podczas kampanii promocyjnej i coś zastrzygło mnie za uszami – to może być dobre. Zwiastuny piękne, lubiany aktor w głównej roli, świetne efekty… a przecież Blizzard dba o markę i nie odda fabuły byle komu bez sprawdzenia umiejętności. Jednak pierwsze recenzje, jak i większość kolejnych mówiła jasno – „film dla fanów” „scenariusz pisany na kolanie”. Odpuściłem, z żalem wzruszając ramionami. Z filmami na podstawie gier w końcu już tak jest i widać żaden budżet tego nie zmieni.

Jakiś czas temu tytuł ten pojawił się u mnie ponownie, za sprawą Netflixa i listy polecanych. Jako, iż akurat szukałem czegoś niezobowiązującego do obejrzenia, z lekkim niepokojem o zagospodarowany czas wolny, zdecydowałem się spróbować. I to była jedna z najlepszych decyzji w ostatnim czasie!

>>UWAGA! Poniżej mogą być spoilery zdradzające elementy fabuły.
Film ma już trzy lata, ale dla przyzwoitości ostrzegam. Jeśli zaś jesteś znawcą uniwersum – omiń dla spokoju duszy następne dwa akapity.<<

Produkcja opowiada historię początku konfliktu pomiędzy orkami oraz ludźmi i z pozoru nie wyróżnia się niczym szczególnym. Oto orcze klany zmuszone są opuścić swoją zdewastowaną krainę, a za cel wędrówki, mający stać się ich nowym domem, obierają sobie żyjące w szczęściu i pokoju Azeroth. Kraina zamieszkana przez wiele ras (aczkolwiek widzimy głównie ludzi) nie jest jednak bezbronna. O inwazji dowiadują się i zamierzają stawić jej opór bohaterowie – mężny wojownik Anduin Lothar, pełniący funkcję Strażnika Azeroth mag Medivh, młody adept sztuk magicznych Khadgar oraz pozyskana niespodziewanie jako sprzymierzeniec półorczyca Garona. W tle przewija się jeszcze kilka ważnych dla fabuły postaci, jednak to ta czwórka stanowi trzon po stronie Azeroth.

Jednak by nie było zbyt sztampowo, konflikt narasta także wewnątrz obozu wroga. Władający mroczną magią spaczenia Gul’dan nie budzi zaufania w sercach honorowych wojowników Klanu Mroźnego Wilka i ich watażki Orgrima, będącego drugim głównym bohaterem filmu. Jego historia staje się nie mniej ważnym, niż sama inwazja, wątkiem oraz otwarciem dla kolejnych części produkcji.

Historia dość szablonowa, jednak diabeł tkwi w szczegółach. Spojrzenie na konflikt oczami bohaterów stojących po dwóch stronach barykady nie tylko ciekawie rozwija formułę opowiadanej historii, ale także puszcza oko do graczy. W końcu tam każda ze stron może być „naszą”. A co do samej fabuły? Jest tu wszystko. Konflikt, zdrada, niespodziewane zwroty akcji, ciekawe sojusze, ciężkie wybory moralne oraz zakazany romans. I – co moim zdaniem stanowi o sile historii – nie mamy do czynienia z cukierkowym „wygrali, a potem żyli długo i szczęśliwie”.

Całości towarzyszy doskonała oprawa wizualna. Animacje są perfekcyjne, postacie orków robią wrażenie, podczas walk czuć ciężar spadających ciosów, a efekty rzucanych czarów w końcu nie wyglądają jak malowane na klatkach nagrania za pomocą plakatówek. Ścieżka dźwiękowa również nie zawodzi – nie wiem czy jest zbliżona do tej z gier, jednak świetnie uzupełnia całość, doskonale integrując się ze scenami, którym towarzyszy.

O co był ten hejt?

W recenzjach, które czytałem, krytyka podparta była kilkoma przewijającymi się argumentami:

  • To film, który zrozumieją tylko fani.
  • Za dużo wątków.
  • Sztampowa, pisana na kolanie historia.
  • Brak rozwiniętego tła postaci i świata.

Jak dość dokładnie wyłuszczyłem we wstępie – nie znam uniwersum Warcrafta. Postacie pojawiające się w filmie były dla mnie całkiem obce, miejsca, sceny, wydarzenia, pojawiające się stworzenia – traktowałem to jako element przedstawianego świata, który widzę po raz pierwszy i z niczym (prócz kanonów fantasy) mi się nie kojarzy. I nie miałem najmniejszego problemu ze zrozumieniem czegokolwiek. Wątki były spójne, opowiadana historia nie wymagała uzupełnień, elementy świata przedstawionego traktowałem jako w nim obecne, na takich zasadach, jak w dziesiątkach innych światów fantasy i nie potrzeba było do tego rozbudowanej Wiki.

Wydaje mi się, że argument o tym, iż jest to film niezrozumiały dla niewtajemniczonego odbiorcy ukuli właśnie… fani. Posiadający dużo szerszą wiedzę, niż ta potrzebna do pozytywnego odbioru filmu. Widzący braki w porównaniu do pełnego bogactwa uniwersum. Pojawiające się zarzuty, że niewiele wiemy o spaczeniu, nie mamy rozbudowanej historii bohaterów, są zdecydowanie na siłę. Znam to. Mam tak samo na Gwiezdnych Wojnach i co drugim filmie Marvela/DC. To jednak bardzo dobre porównanie – o mocy w produkcji Lucasa także na początku nie wiedzieliśmy nic, poza ogólnikami. Postacie są wprowadzone w dobry sposób, od pierwszych scen wiemy, z jakim archetypem mamy do czynienia, a i one same po drodze opowiadają – niekiedy nieco na siłę – szczegóły swoich historii, które mogą pomóc widzowi w zrozumieniu ich motywów. Fani na pewno odnajdą tu wiele nawiązań, dodatkowych smaczków, będą lepiej wiedzieli, jak analizować poszczególne elementy ale – czy jest to niezbędne, by film był dobry?

Pojawiały się także głosy, iż historia jest przewidywalna, nieoryginalna i zbyt prosta (przy jednoczesnym zarzucie zbyt wielu wątków). O ile się nie mylę, zarówno fabuła, jak i postacie, są wyjęte prosto z gier. W związku z tym nie mogliśmy spodziewać się nowych historii, tylko opowiedzenia wstępu na potrzeby kinowego uniwersum. Wstępu opartego na fabule tworzonej i uzupełnianej przez wiele lat za pomocą książek, wydarzeń w żywej grze itd. Nie ma możliwości aby ująć w jednej produkcji taki dorobek. Nie ma tez większego sensu. Wątki wzajemnie się uzupełniają i wyjaśniają bez zagłębiania w niepotrzebne szczegóły. A śmiem stwierdzić, że niedopowiedzenia często były celowe aby umożliwić odkrywanie kart w kolejnych produkcjach z serii.

Opowiadana historia niejednokrotnie zaskoczyła mnie rozwiązaniami. Zwroty akcji, konsekwencje decyzji bohaterów, a przede wszystkim zakończenie, w którym poświęcenie i tragiczna ofiara nie mogąca wyjść na jaw, stanowią jedyną nadzieję na osiągnięcie pokoju w dalekiej przyszłości. Są podane z dobrym wyczuciem tempa i sprawiły, że jako fan heroic fantasy naprawdę byłem poruszony.

No szkoda…

I jedyne co mnie smuci, to że ufając recenzentom, nie wybrałem się do kina trzy lata temu. Nie chodzi mi tylko o to, iż tak długi czas byłem uboższy o wrażenia oraz emocje płynące z seansu. Może wraz ze mną na taki krok zdecydowałoby się więcej osób, a teraz pośród blockbusterów moglibyśmy z napięciem oczekiwać kolejnej części tego świetnego widowiska.

[Tekst oryginalnie pojawił się na blogu YGB]

[Tekst został przypadkowo usunięty, dlatego na polecenie administracji wrzucam go ponownie. Wybaczcie zatem dubelek i zniknięcie komentarzy / wyników ankiety.]

Oceń bloga:
9

Jak oceniasz film Warcraft: Początek?

Lepiej nie wspominać przy mnie o tym filmie
409%
Mogłoby być lepiej
409%
Całkiem nieźle
409%
Arcydzieło!
409%
Pokaż wyniki Głosów: 409

Komentarze (24)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper