South Park: W tył ku... lepszemu? Nie do końca

BLOG O GRZE
325V
South Park: W tył ku... lepszemu? Nie do końca
Dwutlenek | 05.12.2020, 22:53
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

South Park powrócił, jednak czy ma się dobrze? Czy kreskówkowy król gier wciąż dumnie dzierży berło, a raczej wszechpotężny Kijek Prawdy? Na to pytanie znajdziecie odpowiedź w poniższym tekście.

The Stick of Truth pojawił się troszkę znikąd, z miejsca wpasowując się w gusta graczy. Obsidian po raz kolejny pokazał, że jest mistrzem gatunku i wie jak robić gry. Sam pierwszą część ogrywałem całkiem niedawno - napisałem nawet mały tekst, więc nie będę się tu jakoś rozpisywał, a wam zostawiam tutaj do niego link ( https://www.ppe.pl/blog/75290/16131/wszystko-co-warto-nadrobic-po-south-park-the-stick-of-truth-kultura-gry-3.html ). Jednak podsumowując, Kijek Prawdy zaskoczył tym, że - za przeproszeniem - nie pier***ił się w tańcu. Jechał ostro z każdym i ze wszystkim, na nikim nie zostawiając suchej nitki - więc dusza serialu została jak najbardziej oddana.

I tu występuje mój pierwszy problem z drugą grywalną odsłoną South Parku, gdyż jest zaskakująco... grzeczna. Ale nie zrozumcie mnie źle - W Tył Ku Akcji to wciąż gra przeznaczona jedynie dla dorosłego odbiorcy, zalewająca nas tonami fekalnego humoru, wulgaryzmami i innymi, delikatnie mówiąc, raczej niepoprawnymi politycznie scenami. Dość powiedzieć, że w tym tytule przywołasz Mojżesza, pobijesz się z Morganem Freemanem jak i Księżmi-pedofilami. Ale "dwójka"(jakkolwiek to by nie brzmiało w kontekście tej gry) nie posiada tak mocarnych sekwencji, jak to było w Kijku Prawdy. Pamiętacie aborcje, atak nazi-płodów, zesłanie Jezusa na Ziemię z AK-47? No, to tutaj takich momentów nie ujrzycie. Nie wiem czym jest to spowodowane, być może tym, że zmienił się wykonawca projektu, bo tego tytułu nie opracowywał Obsidian. Albo może po prostu tym, że poprzednia część za bardzo przegięła pałkę i twórcy nie chcieli ponownie okrajać produktu na konsole z kilku scen, aby mogła przejść certyfikację. Cytując jedną z kwestii z Kiepskich, wypowiedzianą przez Krzysztofa Dracza - "ja nie wiem, ja się pytam".

I o ile brakuje takich totalnych, bzdurnych i głupkowatych odpałów, wykonywanych przez dobrze nam znanych serialowych wariatów, o tyle kampania fabularna wciąż jest wciągająca i zabawna. Pod kątem historii - w mojej opinii nawet momentami przewyższała poprzedniczkę. Fabułę zaczynamy w tym miejscu gdzie się kończyła - podczas wielkiej wojny. Cartman cofa się w czasie i namawia chłopaków do zabawy w superbohaterów, bo to jest fajniejsze, a poza tym jest do zdobycia nagroda za znalezienie kota. Absurdalne i proste - zupełnie jak serial.

Tak jak już zdążyłem napomknąć - fabuła naprawdę daje radę. Choć tutaj działa też cała otoczka historii - mi bardziej pasują klimaty superhero, aniżeli growa adaptacja osiedlowej zabawy w RPGa. Każda postać to tak naprawdę mniejsza lub większa parodia jakiejś postaci z MCU bądź DC Universe. Jimmy to Flash, Timmy to Brainac , a Scott to Hulk. Jedynie nasza postać - Nowy - to tak naprawdę mieszanka, choć przy wybraniu odpowiednich umiejętności oraz ciosów, można się do jakiegoś bohatera upodobnić, gra w tej kwestii daje wolną rękę. Jest to moim zdaniem bardzo dobra decyzja - teraz nie porównujemy broni ale efektywność, bądź efektowność uderzenia. Na początku uważałem to za raczej minus, gdyż ciężko mi było się do tego przyzwyczaić, jednak po kilku godzinach gry zacząłem dziękować deweloperom, gdyż to choć trochę opóźniło monotonię, jaką można odczuwać w gameplayu. Ta występuje, ale stosunkowo późno, bo gdzieś tak w okolicach końca gry. W tym momencie rozgrywki zacząłem już rzygać kolejnymi, tymi samymi animacjami ataku. Nie pomaga również w tym endgame - ten jest niesamowicie przedłużony. Robi się dziwnie (nawet jak na standardy South Parku), plot twist plot twista plot twistem pogania, a nadmiar wszystkiego zwyczajnie przytłacza. No c'mon Ubisoft - miało być luźno!

Ale dopóki starcia nie zaczynają się nudzić, dopóty gra potrafi sprawić sporo frajdy. Każdy z nich zaskakuje na swój sposób pomysłowością - na szczególną uwagę zasługują ciosy specjalne, najmocniejsze uderzenia bohaterów, okraszone odpowiednią cut-scenką. Mnie najbardziej podobał się Cartmana, ale nie będę żadnej sekwencji opisywał - każdy powinien te niespodzianki od twórców odkrywać sam. 

Wracając - każda z postaci ma swoje 3 umiejętności/ciosy, plus ULT. Z reguły są to uderzenia, choć niektóre postacie mogą leczyć, zamienić się miejscami z określonymi herosami na polu bitwy lub po prostu opancerzyć siebie lub przyjaciół. To akurat jest bardzo podobne do tego, co było w poprzedniej części. To, co jednak odróżnia The Fractured But Whole od protoplasty, to mała rewolucja w stosunku do systemu walki. Początkowo podszedłem do niego jak pies do jeża, z dozą niepewności i... z troszkę negatywnym nastawieniem. Dlaczego? Otóż nie lubię zmieniania czegoś, co po prostu się sprawdza. System z TSOT był łatwy, prosty i przyjemny. Jednak po spędzeniu kilku godzin w świecie gry, po stoczeniu kilku osiedlowych bitew, po obiciu oprychów w burdelu i w kościele stwierdzam, iż ta walka jest re-we-la-cyj-na. Rejon walk to szachownica, a na niej jesteśmy my i wrogowie, niby pionki. O ile na początku gry poziom trudności pojedynków jest dosyć niski, gdyż twórcy starają się nas raczej powoli zapoznać z mechaniką, coby nie przestraszyć i nie przytłoczyć gracza, o tyle później trzeba będzie wytężyć mózg i na bieżąco analizować pobojowisko. Dobrze podjęta decyzja o tym kogo spacyfikować pierwszego, może nam w niedalekiej przyszłości uratować życie. A przypominam, że jeśli wszyscy towarzysze broni zginą, zaczynamy całą potyczkę od nowa, nie ma zmiłuj.

Audiowizualnie jest wciąż kapitalnie, całość przypomina jeden sezon serialu, lub długi film/odcinek specjalny. Oczywiście pojawia się tu większość dobrze nam znanych drugoplanowych postaci z serialu - Randy, Towelie, czy Pan Niewolnik - to tylko kilka z nich. Wszystkim bohaterom głosy podkładają oryginalni aktorzy, tym bardziej zwiększa to immersję uczestniczenia w tym świecie. Warto też zauważyć, że tym razem w grze nie mamy South Parkowego odpowiednika Facebooka, bo otrzymaliśmy CoonStagram - czyli oczywiście kreskówkowy Instagram. Ponownie nasi znajomi dodają tam swoje relacje z misji, bądź życia codziennego. No właśnie - znajomi - tych dodajemy do grona przyjaciół za pomocą aparatu. Podchodzimy do delikwenta, klikamy odpowiedni przycisk, robimy zdjęcie i cyk - mamy nowego kumpla. Wspomnę jeszcze o optymalizacji: grałem na PS4, tytuł jest niesamowicie płynny (stałe 60 klatek), a rozgrywka była co najmniej przyjemna. Nawet loadingi były stosunkowo krótkie. No ale W Tył Ku Akcji nie jest też jakoś zaawansowany technicznie, choć z drugiej strony - nie takie porty branża widziała.

Jednak w tym wszystkim brakuje takiej nutki szaleństwa. Tego czegoś co miała "jedynka", tego przywalenia sensacją i kontrowersją z siłą młotu Buttersa w głowę gracza. Fractured But Whole jest dosyć poprawny jak na standardy franczyzy, przez co mało scen zostało mi w głowie po skończeniu gry. Ostatniego bossa nie pamiętam w ogóle, przez nienaturalne rozciągnięcie końcowej fazy tytułu. Ale mimo wszystko South Park ma w sobie ten pierwiastek gry Ubisoftu - otrzymany kawałek kodu po prostu daje frajdę i jest przyjemny (spędziłem w tej grze ponad 20 godzin). Z bananem na twarzy poznawałem nowych bossów, raz po raz łapiąc się za głowę, z powodu kreatywności twórców. Mam nadzieję, że ta produkcja sprzedała się należycie mimo "grzeczniejszej formy". Chciałbym jeszcze raz odwiedzić te małe miasteczko w Kolorado, być może już na nowej generacji konsol. Jeśli jednak twórcy myślą o kolejnym sequelu, muszą odświeżyć formułę - ta zaczęła już się wyczerpywać. 

Oceń bloga:
2

Komentarze (0)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper