Battlefront II, czyli kiedyś i dziś

BLOG
1333V
Battlefront II, czyli kiedyś i dziś
Dwutlenek | 23.11.2019, 18:12
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

736 dni temu doszło do premiery Star Wars Battlefront II. Gracze oraz fani franczyzy Gwiezdnych Wojen nie mogli się doczekać premiery tej gry. EA tylko dolewało oliwy do ognia hucznymi zapowiedziami trybu fabularnego i długotrwałym wspieraniu gry. Mikropłatności jednak brutalnie sprowadziły ten tytuł na ziemię. Ale nie uprzedzajmy faktów. Zapraszam do lektury.

Dawno, dawno temu...

Cofnijmy się w czasie aż do 2015 roku, gdy doszło do premiery gry Star Wars Battlefront I. Restart serii Battlefront, ogromne nadzieje na genialny tytuł oraz potężny hype. Przepiękne trailery i gameplaye tylko podsycały starwarsowych świrów. I owszem, gra miała fenomenalną grafikę nawet jak na 2019 rok, ale gra odniosła porażkę. Brak zawartości, dodatki dzielące graczy, zero jakiejkolwiek fabuły, której przecież gracze domagali się najbardziej. Dostaliśmy jedynie misje single player, ale umówmy się - ile osób to tak naprawdę obchodzi. 

Oczywiście - gra miała klimat. Bitwy na Hoth, Tatooine, Jakku czy na moim ukochanym Endorze to jest coś niesamowitego. Battlefront rewelacyjnie odtworzył atmosferę znaną nam z oryginalnych części uniwersum. Feeling strzelania jest świetny. Dostaliśmy całkiem spory wybór karabinów oraz pistoletów, czy chociażby granatów. Sam zagrywałem się w ten tytuł przez niemałą liczbę godzin. Bo jeśli jesteś fanem historii rodu Skywalker'ów i lubisz sieciowe rozgrywki, to tak - ta gra cię wciągnie jak bagno. Niestety na ograniczoną liczbę godzin, bo po jakimś czasie zacznie wkradać się nuda. Wtedy nie pomaga ani klimat czy nawet spotkanie Ewoka na Endorze. Po prostu po jakimś czasie w tej grze nie ma co robić. 

Na domiar złego, nie wszystko pykło. Człowiek, który wpadł na pomysł zbierania żetonów po mapie, dających nam broń, możliwość wejścia do AT-AT, AT-ST czy myśliwca Imperium lub Republiki lub wcielenia się w Bohatera lub Złoczyńcę, mam nadzieję że już tego nie robi. Dochodziło do sytuacji, że ludzie - niczym snajperzy - kampili i czekali na żeton. Odbijało się to na statystykach - kierujący AT-AT (mimo czasowego ograniczenia) znajdowali się w czubie tabeli. No i oczywiście, największy grzech EA, wręcz wołający o pomstę o nieba. Bo jednak, szanujmy się, ale 249 polskich złotych za tytuł który oferuje 4 mapy (Electronic Arts twierdzi że 12) i tylko sieciową rozgrywkę? Słabo, żeby nie powiedzieć tragicznie. 

I niestety, po raz kolejny Electronic Arts pokazało swoją chciwość. Pewnie, DICE wykonało świetną robotę w kwestiach technicznych, za to dla nich ogromny props, ale jeśli chodzi o resztę... Sami wiecie jak było. 

Ostatecznie, przynajmniej na konsolach, tytuł miał pełne serwery do premiery drugiej części. Nie posiadam niestety informacji, jak to wygląda od tego momentu. Na PC-tach, cóż, gra praktycznie padła po niecałym miesiącu. Zabił ją brak contentu. Oczywiście, EA wypuszczało dodatki, jeden był nawet darmowy (było to Jakku, ale nie była to zbyt dobra mapa), tylko co z tego, skoro EA zamiast stworzyć jedną, wielką, zwartą społeczność, dzieli ją kolejnymi płatnymi DLC-kami. Dodatkowa zawartość była ciekawa, dostaliśmy chociażby fenomenalną Gwiazdę Śmierci czy Scarif przy kinowej premierze Łotra 1. Tylko płacić 249zł na premierę a potem drugie tyle za Season Pass, serio EA? Co ciekawe, dodatki były później darmowe i wtedy je sobie ograłem. Niestety, zagranie innego trybu niż standardowe Podboje znane nam dobrze z Battlefield'ów były niemożliwe. Powód? Zbyt mała ilość graczy.

EA obiecało poprawę. Jakie były tego efekty?

 

I have a bad feelings about this

Przy premierze pierwszej części, zaufanie graczy zostało nadszarpnięte. My - gracze, doskonale jednak to znamy - mamy krótką pamięć do grzechów developerów. Electronic Arts obiecywało sporo. Jeszcze lepszy multiplayer, dodanie postaci oraz miejscówek z nowych trylogii, zerwanie z płatnymi dodatkami i przede wszystkim - marzenie wszystkich graczy zafascynowanych franczyzą - porządna kampania. Hype był duży. Udzielił się również mi - chciałem nawet złożyć preorder. Powstrzymały mnie ostatecznie przedpremierowe doniesienia o tej grze. 

Zacznijmy od kampanii. Nie ukrywajmy tego - była słaba. Nawet momentami bardzo zła. Zapowiadało się dobrze, ba - nawet początek tej kampanii jest niezły. Sterujemy Iden Versio, postacią z Imperium. To już zachwyciło graczy - w końcu konflikt zostanie przedstawiony z innej strony, może nawet ukażą Rebelię jako "tych złych"? Wszak niedawno wyszedł Rogue 1, który chciał nam to przekazać. [SPOILER] Niestety, twórcy postawili na najbardziej oklepaną do bólu przemianę bohaterki. I zrobili to okropnie. Bo nagle nasza Iden dowiedziała się, że robi źle. [KONIEC SPOILERÓW]

I to było ohydne zagranie EA. Kampania została zrobiona po łebkach, byleby jakaś była. Pewnie, twórcy są cały czas w pewnym sensie ograniczeni, bo Disney nakazuje aby wszystko było kanoniczne. Ale to nie jest przecież wymówka. Nie czepiam się tego że jest krótka, bo się tego spodziewałem. Ale uważam, że zasługujemy na porządną historię w tym uniwersum po skasowaniu (*płacz i ściśnięte gardło*) Star Wars 1313. Dostaliśmy później dodatek do kampanii, ale tam również nie działo się nic interesującego. Nie powstało już więcej rozszerzeń fabularnych, może to i dobrze.

No i przechodzimy teraz do sedna problemu tej gry. Do momentu, który, choć trochę, zmienił graczy i twórców gier. Proszę państwa, przed wami - Mikropłatności! 

Przed premierą Battlefronta 2 dostaliśmy dwie niepokojące wiadomości odnośnie tej gry. Pierwsza - kampania to nie jest wspomniane Star Wars 1313 i możemy być rozczarowani. Druga - ta poważniejsza - EA stworzyło produkt w cenie pełnej gry, który jest wypełniony wzdłuż i wszerz chamskimi mikropłatnościami i systemem pay-to-win. Tytuł zwyczajnie zmuszał do grindu. I te wieści ostatecznie pogrzebały moje myśli o pre-orderze. Podobna historia spotkała inny tytuł od naszych kochanych Reniferków - NFS Payback, tylko tam to nie było tak inwazyjne jak w Gwiezdnych Wojnach. EA - po raz kolejny zresztą - opluło fanów. 

Nie mógł tego uratować nawet naprawdę dobry multiplayer. Dostaliśmy klasy do wyboru, granie postaciami specjalnymi oraz wejście do pojazdów było o wiele lepiej przemyślane. Dodano nowe mapy, które są po prostu piękne. Kolory w tej grze to majstersztyk. Standardowo - EA dowiozło grę graficznie. Również standardowo dla EA - jest to po prostu piękna wydmuszka. Gra została doszczętnie zmasakrowana w premierę. Kilka dni przed deadlinem, zaczęły wychodzić brudy. Niektórzy, chcąc zachować spokój - twierdzili że Elektronicy jeszcze to zmienią. Tylko jak to zmienić w kilka dni, skoro ta gra została zbudowana właśnie od mikropłatności?

Battlefront II został doszczętnie zmasakrowany w premierę, zarówno przez recenzentów jak i graczy. EA żeby uratować sytuacje musiało w pocie czoła szykować patche. Ale wtedy już było za późno. Konsumenci czuli się oszukani, a Kanadyjczycy po raz kolejny nam udowodnili, dlaczego są znienawidzeni przez graczy. Oprócz kampanii i zagrywek mających na celu wyłudzenie pieniędzy, polska społeczność narzekała na dubbing. I ciężko się nie zgodzić. Chociaż, to też jest ciekawy temat bo EA Polska regularnie chwaliła nam się filmami z nagrań polskich głosów.

 

A NEW HOPE

Czy EA z tego wybrnęło? I tak, i nie.

W tej chwili w grze nie ma już inwazyjnych mikropłatności. Możemy kupić jedynie rzeczy kosmetyczne. Gra jest cały czas wspierana, nie jest problemem znaleźć kompanów do gry. Serwery są pełne. Ale niesmak pozostał...

Bo tak - Battlefront 2 od strony technicznej jest kapitalny. Feeling strzelania jest jeszcze lepszy, same potyczki jeszcze ciekawsze i bardziej emocjonujące. Mamy większy wybór w postaciach. Wyżej wymieniane mapy są przepiękne. Jak już wspominałem - mamy klasy a więc każdy znajdzie coś dla siebie (ja klasycznie gram supportem). Również model walk w powietrzu został przemyślany i zmieniony. Widać tu rękę Criterion Games, którzy znowu kapitalnie wykonali swoją robotę i genialnie odwzorowali jazdę pojazdami. Trzeba też oddać, że jest niesamowicie klimatyczna.

Z czasem zaczęły pojawiać się różne wiadomości, że gra którą dostarczyło DICE wyglądała zupełnie inaczej, lepiej, a Elektronicy kazali Szwedom zmienić pewne aspekty produktu. Myślę jednak, że prawda leży gdzieś po środku. Odnoszę takie wrażenie po ostatnich wydarzeniach z BioWare i Anthem, ale oczywiście mogę się mylić.

EPILOG

Battlefront 2 (choć można to też podpiąć pod "jedynkę") był oczywiście skokiem na kasę. Nie było tu czegoś takiego jak przypadek. Gra została zbudowana na fundamentach rodem z gier mobilnych czyli mikropłatnościach i systemach P2W. Co ciekawe, ta sytuacja odcisnęła piętno na branży. Gracze nie dają już sobie wcisnąć byle czego (pewnie do czasu), dokonujemy bardziej świadomych wyborów. Gry z mikrotransakcjami są od razu atakowane przez społeczność. Nawet w Kanadzie poszli po rozum do głowy i w końcu, po tylu latach marnowania licencji, wydali pełnoprawną grę single player w świecie Gwiezdnych Wojen. Czaicie? Zajęło im to z ponad 5 lat. No ale - lepiej późno niż wcale. Dostajemy Upadły Zakon od Respawn, na silniku Unreal. Da się zrobić singla na 20 godzin na licencji i nie na stwarzającym problemy silniku Frostbite? No oczywiście, że się da. I oby jak najwięcej takich ruchów.

Jedyne czego się boje - to wyników sprzedaży. Wiecie jak to jest - gra może być rewelacyjna, ludzie mogą wznosić tą grę pod niebiosa, ale na sam koniec decydujemy portfelem. Martwię się, że gra sprzeda się słabo i kolejną tego typu grę zobaczymy jak świnia niebo. Mimo tego, życzę sobie i wam, aby takie EA wydawało jak najwięcej tytułów nastawionych na opowieść dla jednego gracza i żeby porzucili ten nieszczęsny Frostbite (on nie działa nawet w Fifie). 

Dzięki za przeczytanie!

Oceń bloga:
14

Komentarze (23)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper