Athrandiel - Mag Błękitnego Kręgu

BLOG
575V
mastek | 26.08.2014, 14:41
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Mam na imię Athrandiel i jestem Magiem Błękitnego Kręgu w służbie jego wysokości króla  Rhodara III.

W moim świecie magowie dzielą się na klasy kręgów. Ja należę do najwyższego Błękitnego. Istnieje parę typów talentów magicznych: są Bestiarzy, którzy potrafią się komunikować ze zwierzętami, są Mówcy potrafiący czytać w myślach ludzkich, następnie są Podróżnicy potrafiący teleportować siebie lub cokolwiek innego na znaczne odległości. Są także Iskry. Iskry kontrolują magię płomieni. Potrafią wzniecać płomienie, zapalać niepalące się rzeczy itp. Ja jestem Iskrą i od 5 lat służę wiernie memu królowi i przełożonym z kręgu. Jednak bycie magiem obciążone jest pewną swego rodzaju klątwą. Żaden z magów, nie wykluczając arcymagów, nie może nigdy w życiu podnieść miecza na innego człowieka. Tak mówi prawo, które my magowie otrzymaliśmy od naszej Bogini Melitelle. Taki jak zazwyczaj, zaczęło się od miecza. Podobno każdy miecz jest przeznaczony jednej osobie. Szczerze jakoś nigdy nie wierzyłem w tego typu brednie…do czasu.

W każdej kulturze jest jakaś historia, mit, legenda lub…przepowiednia. Tak samo w moim świecie jest jedna, która przeraża nawet najbardziej odważnych i bohaterskich Wojowników. Mówi ona o istotach posiadających moce tak przerażające i ogromne, ze potrafią niszczyć światy. Wędrują Oni przez wszechświat, podbijając planety jedna po drugiej, na sam koniec je wyniszczają doprowadzając do całkowitej zagłady. Zależy im tylko na wojnie, mordowaniu istot innych ras, na okrucieństwie i zadawaniu bólu. Nazywają siebie Bellarowie. Przepowiednia mówi, iż Ich przyjście zwiastuje kometa o barwie krwi, którą zobaczy cały świat. Przepowiednia mówi także, że w tym samym momencie mag odnajdzie zakazany miecz „Abadon” i stanie w obronie swego świata. Totalna bzdura - pomyślałem - przecież mag nie może dotknąć miecza!?! Mag i wojownik w jednej osobie?? Bzdura i zabobony!! - Tak sądziłem….aż pewnego dnia…

To był wyjątkowy dzień, piękny i słoneczny. Przemierzałem gościniec w drodze do Gargantua, aby memu władcy przekazać raport z udanej misji. Czułem w sobie wielka dumę gdyż powodzenia tej misji otwierało mi drogę do awansu i lepszego życia. Byłem naprawdę szczęśliwy. Nic nie zapowiadało dalszych wydarzeń…

Na początku ujrzałem dym, potem usłyszałem krzyki. Krzyki mordowanych ludzi. Pognałem w  tamtym kierunku. Moim oczom ukazał się iście dantejski obraz. Na kupców podróżujących gościńcem napadła zgraja rabusiów. Jednak nie byli to zwyczajni ludzie. Ci, jak to myślałem rabusie byli wyćwiczeni w zabijaniu. Precyzyjnym i szybkim zabijaniu. Nie szczędzili ani kobiet ani małych podrostków służących u kupców za tragarzy. Zadziałał instynkt. Pierwszego zbira potraktowałem ognistą kulą prosto w plecy. Umarł zanim padł doszczętnie spalony na ziemie. Reszta ujrzała mój wyczyn i ruszyła wrzeszcząc w moim kierunku. Dwóch znajdujących się najbliżej celowało już do mnie z kusz. Znowu zadziałał instynkt i wyuczonym ruchem stworzyłem przed sobą tarczę ognia. W samą porę. Strzały spłonęły dotykając tarczy. Jednocześnie w  prawej ręce już materializował się ognisty dysk. Ciąłem kusznika przez twarz, drugi natychmiast czmychnął w pobliskie krzaki, następnie skierowałem dysk w stronę nadbiegającej grupy. To już nie była walka…to była rzeź. Gdy było już po wszystkim wyrzygałem się w pobliskich krzakach. Widok kończyn oddzielonych od reszty tułowia oraz zapach spalonego ciała to było za wiele jak na mój żołądek.

- Czy czujesz się dobrze mój panie?? - usłyszałem za sobą.
Co za pytanie?- pomyślałem- przecież właśnie wyrzygałem swój obiad!
- Nic mi nie jest- odrzekłem.

Kupcy szybko pozbierali się do kupy. Zaczęli wyliczać straty, jak to kupcy. Nie przejmowali się mną ani podziękowaniami. Podszedłem do jednego z nienaruszonych wozów.

- Co jest pod derką mości kupcu??- zagadałem jednego z nich.
Popatrzyła na mnie spode łba, zupełnie jak bym był jednym z tych rabusiów.
- A co wam do tego mości magu!?! – jego głos był nie uprzejmy, aż za bardzo.
- Spieprzaj!! – warknąłem. W ręku pojawiła mi się ognista kula.- Odstąp od wozu, bo spłoniesz jak tamci!!

Nie wiem dlaczego, ale musiałem zajrzeć pod tą derkę. Po prostu musiałem. Wlazłem na wóz, odrzuciłem derkę i oczom moim ukazał się… miecz….

-Nie waż się go tknąć – krzyczał jeden z nich.- Zginiesz jeśli to zrobisz!! Wiesz, że żaden z was nie ma prawa go dotykać!!

Wiedziałem. Ale to było silniejsze ode mnie…słyszałem szept w zakamarkach mojego umysłu…nakazywał mi podnieść owe ostrze. To co potem się wydarzyło pamiętam jak przez mgłę. Gdy go tylko dotknąłem ogarnęła mnie furia. Furia tak wielka, że wyzwoliła mój talent, mimo iż tego nie chciałem. Moje ciało stanęło w płomieniach, które o dziwo mnie nie paliły. Spojrzałem na miecz. On także płonął. Wyglądał jak ognisty jęzor któregoś z mitycznych stworów. Poczułem jak wzbiera we mnie moc. Moc jakiej dotąd nie czułem. Krew zagotowała się we mnie. Z moich ust buchnął ogień. Płomień uniósł nas nad ziemie, zaczęliśmy wirować, ja i Miecz. Usłyszałem krzyk, dziki skowyt nie podobny do ludzkiego- to był mój krzyk. Padłem na ziemie. Płomienie zgasły, a ja leżałem nie mogłem przestać krzyczeć. Po chwili uspokoiłem się jednak i spojrzałem na swą dłoń- nadal znajdował się w niej miecz!! Odrzuciłem ostrze od siebie, jak najdalej.

To nie możliwe- pomyślałem- powinienem zginąć!
- to miecz „Abadon”, odnaleziony w starożytnych ruinach miasta Gesper- usłyszałem za sobą głos owego nieprzyjemnego kupca
- jest przeznaczony jednej i tylko jednej osobie. A teraz jest twój!! Weź go!!

Znowu poczułem przedziwną chęć dotknięcia rękojeści tej cudownej broni. Wyciągnąłem rękę i już miałem chwycić za miecz, gdy nagle usłyszałem za sobą wrzask jednego z kupców

- patrzcie na niebo!! Skąd się to wzięło!?!
Spojrzałem w górę i moim oczom ukazała się kometa…czerwona jak krew!!

Oceń bloga:
0

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper