Starlink: Battle for Atlas, czyli autostopem przez galaktykę.

BLOG RECENZJA GRY
599V
Starlink: Battle for Atlas, czyli autostopem przez galaktykę.
robal121 | 22.02.2019, 07:19
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dosyć spore, niebieskawe pudło widoczne na ekspozycji w licznych sklepach handlowych z pewnością przyciąga uwagę. Oprócz niespodziewanej zapowiedzi na targach E3 w 2018, o grze było jednak stosunkowo cicho aż do samej premiery, przez co kolejna próba połączenia fizycznych zabawek z cyfrową rozrywką przeszła bez większego echa. Wielka szkoda, gdyż ostatecznie nie jest to tytuł, który zasługuje na zapomnienie.

Ubisoft Toronto zaskoczyło nieco dziennikarzy chęcią powrotu do pomysłu, który nie przyniósł oczekiwanych zysków ani twórcom serii Skylanders, ani deweloperom Disney Infinite. Na rynku gier video dla dzieci opanowanym przez gry pokroju Minecrafta czy Fortnite’a, niewiele jest miejsca na przygody dla pojedynczego gracza, nawet te uzupełniane przez prawdziwe zabawki. Cieszy jednak fakt, że tytuł skazany niejako na przynależność do niszy, prezentuje naprawdę wysoki poziom.

 

 

W podstawowym zestawie otrzymujemy grę, statek, 3 bronie, uchwyt do pada oraz plakat. U kolekcjonerów już zapewne pojawia się iskra w oku, którą podtrzymam stwierdzeniem, że wszystko zostało naprawdę świetnie zaprojektowane i wykonane. Figurki są solidne, a ich przymocowanie do pada zwiększa immersję i z pewnością wywołuje uśmiech na twarzach zarówno młodych, jak i starszych odbiorców . Nie potrzebujemy żadnych dodatkowych zabawek, aby cieszyć się grą. Całą fabułę możemy przejść podstawowym statkiem. Fizyczne DLC są jednak miłym urozmaiceniem i jeśli ktoś uwielbia zbierać podobne rzeczy, na pewno będzie zadowolony. Kolejni piloci i bronie wnoszą trochę nowości do naszej rozgrywki, jednak nie są niezbędni. Co więcej nawet podstawowe zabawki są w rozgrywce opcjonalne i jeśli zmęczą nam się dłonie od dodatkowego ciężaru przymocowanego do pada, zawsze możemy odłączyć statek.

 

 

O co w tym tak naprawdę chodzi?

Po wstępie wyjaśniającym najważniejszy aspekt oryginalności gry, warto wreszcie powiedzieć, na czym ona polega. Trafiamy do systemu Atlas jako odkrywcy podążający śladem zaginionej cywilizacji. W międzyczasie jednak wszystko się wali i zostajemy zaatakowani przez złowrogi Legion. Ocena fabuły jest dosyć twardym orzechem do zgryzienia zważywszy na jej grupę docelową. Dla dorosłego będzie ona balansować na granicy prostoty i banału, natomiast dzieci z pewnością wsiąkną w, bądź co bądź, pięknie wykreowany świat. Gra ma pełną polską lokalizację, jednak dialogi, wbrew dobremu pierwszemu wrażeniu, obniżają swój poziom wraz z postępami w fabule. Cała otoczka polegająca na odkrywaniu kolejnych planet systemu, grafika oraz postaci przedstawione dają jednak namiastkę czegoś niezwykłego i przymykając gdzieniegdzie ucho, można błogo latać po pięknej galaktyce (tytuł działa na silniku Snowdrop, tak samo jak The Division). Nasz statek posiada 3 domyślne bronie (karabin, rakiety zamrażające i ogniowy laser - resztę trzeba dokupić), a żonglowanie żywiołami okaże się kluczowe przy okazji walki z wrogiem i rozwiązywania prostych zagadek środowiskowych. Każda planeta oferuje trochę inne środowisko: raz przemierzamy pustynię, by następnie trafić na klimat odpowiedni tylko dla pingwinów, aby potem walczyć o przetrwanie w kosmicznej dżungli. Mnogość flory, fauny, ruin do odkrycia i surowców do zbierania na każdej z planet, zadowoli każdego fana zwiedzania. Dodatkowo jesteśmy odpowiedzialni za budowę kilku rodzajów stacji, które m.in. odkryją część mapy, czy wyślą nam wsparcie, a ostatecznie przyczynią się do wzrostu poparcia dla naszej inicjatywy. Na kolejny plus składa się płynny system podróżowania między planetami. Chcesz zmienić miejsce przebywania? Śmiało! Leć ku niebu, które po chwili zmieni się w surowy kosmos pełen zasadzek i strzelania rodem z gwiezdnych wojen (ilość aktywności jest tam jednak dosyć skromna).

 

 

Mogę już postrzelać?

Samej walki jest tu całkiem sporo, jednak początkowe dobre pierwsze wrażenie ustępuje powtarzalności (chyba że dokupiliśmy nowy sprzęt). Czeka na nas kilka typów przeciwników (wg mnie trochę za mało), a ich „żywiołowa” natura skłania do sięgnięcia po różne uzbrojenie. Legion co rusz rzuca w nas wielkimi robotami do pokonania (Pierwsi) i krążownikami do zniszczenia (Drednoty). Z tego wszystkiego emanuje mikroskopijny system RPG, który pozwala na dosyć skromny rozwój postaci, okrętu ekspedycji i naszego statku. Do tego dochodzą poziomy wrogów, przez co starcie z przeciwnikiem, którego cyferka jest wyższa niż nasza, kończy się z reguły źle. Śmierć cofa nas do poprzedniego stanu zapisu, chyba że posiadamy inny statek – wtedy zostajemy odrodzeni w miejscu, w którym polegliśmy. Niski poziom trudności nie da nam jednak umrzeć więcej niż kilka razy w ciągu całej opowieści.

 

 

Przejście gry na 100% zamknie się w okolicach ok. 30h, co jest wynikiem przyzwoitym jak na grę skierowaną do dzieci. W tym jednak tkwi też pewien problem, gdyż w tytule brakuje solidnych aktywności endgame’owych, które zachęciłyby graczy do zakupu kolejnych zabawek. Jeśli kupiłeś wszystkie statki i oczekujesz długiej rozgrywki, to niestety po odkryciu wszystkiego, możesz najwyżej walczyć z tymi samymi przeciwnikami, którzy odradzają się w nieskończoność lub wykonywać kolejne, powtarzalne misje. Przejście gry sprawia więc, że zakupione figurki lądują na półce. Niestety wtórne zadania pojawią się już w trakcie fabuły, a konieczność rozbudowy planety któryś raz z kolei, w celu wypełnienia paska inicjatywy, może wywołać znużenie. Widać, że twórcom zabrakło trochę kreatywności, aby wszystkim aktywnościom nadać trochę głębszy sens.

Koniec końców dostaliśmy tytuł, który cieszy oko, daje swobodę i wprowadza młodszego odbiorcę w gry z otwartym światem. Jeśli jesteś rodzicem, który chce spędzić trochę czasu przed konsolą ze swoją pociechą – śmiało dodaj jedno oczko do oceny (jest split-screen!). Dla całej reszty gra zostanie ciekawostką, którą jednak polecam, gdyż dobre promocje (gra kosztuje ok. 70-80zł) sprawiły, że za takie pieniądze grzech w ten tytuł nie zagrać i nie postawić ładnych figurek na półce.

 

Ciekawostki:

Niedawno ukazał się patch dodający tryb fotograficzny, kilku nowych wrogów oraz kolejne elementy flory i fauny. Twórcy co jakiś czas pozwalają także wypróbować inne statki w ramach darmowych weekendów.

Użytkownicy Switcha na start otrzymują inny zestaw zawierający ekskluzywny statek i postać StarFoxa.

Oceń bloga:
1

Atuty

  • Pięknie wykreowany świat
  • Swoboda i przyjemność z eksploracji
  • Dzielony ekran
  • Zabawki cieszą...

Wady

  • ale na dłuższą metę nie mają sensu
  • Dla dorosłych zbyt prosta fabuła
  • Powtarzalne misje

Michał Janusz

Starlink jako gra Ubisoftu wypada nad wyraz ambitnie i powinna ucieszyć dzieci zmęczone Fortnitem, które zaproszą rodzica na wspólną eksplorację przy konsoli.

7,0

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper