Historia mobilnego grania Epizod III: Nowa Nadzieja

BLOG
340V
Historia mobilnego grania Epizod III: Nowa Nadzieja
NPol41 | 22.01.2019, 23:23
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

2004. Cóż to był rok dla fanów handheldów. Dawna marka przestała istnieć, a na rynek wkroczył król poprzedniej i obecnej stacjonarnej generacji. Ale przejdźmy do rzeczy...

     Anno Domini 2004, ludzie przecierają oczy ze zdumienia. Koniec linii GameBoy! Nowy Nintendo nosi zupełnie inną nazwę - Nintendo DS. Dziwne to było wtedy urządzenie. Wyposażone w dwa ekrany, z których dolny był dotykowy przywodziło na myśl pradawne urządzenie Game&Watch Donkey Kong. Sprzęt zadebiutował z ceną 150 "zielonych", o 100 niższą od głównego rywala. Tym razem Ninny postanowiło nawiązać dialog także z osobami które nigdy wcześniej w nic nie grały z tytułami skierowanymi zarówno dla małych dziewczynek jak i do ich dziadków nie zapominając przy tym o swych wiernych fanach. Oprócz kolejnych odsłon Pokemon bez których żadna kieszonsolka od Nintendo nie mogła się obejść, mogliśmy opiekować się wirtualnym pupilem w Nintendogs, wysilić szare komórki w Brain Training, pobawić się w gangstera w kolejnym Grand Theft Auto zatytułowanego Chinatown Wars oraz oczywiście ratować księżniczkę w New Super Mario Bros. Gracze (i nie gracze) oszaleli. Na NDS grali wszyscy, wysoka jakość gier do jakich Nintendo nas przyzwyczaiło sprawiła iż grać mógł i chciał każdy. Konsolka doczekała się trzech ulepszonych odsłon: mniejszego i lepiej zarządzającego energią DS Lite; posiadającego system operacyjny, slot na karty SD, kamery i niestety pozbawionego kompatybilności z GBA - DSi, oraz jego większy wariant z dopiskiem XL. Nintendo DS sprzedało się w ponad 153 mln egzemplarzy stając się drugą (zaraz za PS2) w historii najlepiej sprzedającą się konsolą.                                                            

                                                            

     Była to pierwsza mobilna generacja w której pozycja Nintendo na rynku handheldów była zagrożona. Podobnie jak w przypadku konsol stacjonarnych winowajcą było Sony. W 2004 roku zaprezentowali swoją propozycją, skierowaną do osób znudzonych "dziecięcymi" produktami z Kioto. Ich PlayStaion Portable przeznaczone było do typowego, zachodniego odbiorcy. Takiego, który posiadał już w domu PlayStation 2 i chciałby doznać podobnych wrażeń na małym ekranie urządzenia mieszczącego się w kieszeni. Na papierze sprzęt robił niesamowite wrażenie, parametry podobne do mającego 4 lata PS2 musiały robić wrażenie. Futurystycznie wyglądał nawet sam nośnik na którym wydawane były gry - UMD. Składał się z małej płytki o pojemności ok. 2GB zamkniętej w przeźroczystym "kartridżu". Zastosowanie nietypowego nośnika, którego "czystego" w sklepach dostać nie było sposób wynikało z chęci Sony o zapobiegnięciu piractwu które stało się zmorą na ich stacjonarnych sprzętach. Jednak jak pokazała historia, "przedsiębiorczy" gracze znaleźli sposoby i do końca swego żywota PSP (i NDS) borykało się z piractwem na ogromną skalę. Na konsolkę wydano od groma wartych uwagi pozycji, a wszystkich tutaj wymienić nie sposób. Dostaliśmy aż 3 odsłony GTA: znane ze sprzętu Nintendo - Chinatown Wars oraz 2 produkcje z podtytułem Stories Vice City i Liberty City. Dla fanów Kratosa przygotowano Ducha Sparty i Chains of Olympus. Little Big Planet stanowiło (dość marną mym zdaniem) platformówkową alternatywę Mario, a Gran Turismo i Need for Speedy koiły spragnione prędkości nerwy.
PSP dzięki swej mobilności mocy stało się doskonałym przenośnym odtwarzaczem muzyki i filmów (były swego czasu wydawane na UMD) oraz ulubionym narzędziem hakerów. Sprzęt sprzedał się w 76mln egzemplarzy. Dwukrotnie gorzej od konkurencyjnego DS'a ale i tak doskonale jak na debiutanta.

                                                         

          Piractwo, termin zanany każdemu graczowi bardzo dobrze. Za panowania PSP i NDS'a stało się prawdziwą zmorą. W przypadku Nintendo wystarczyło kupić specjalny kardridż tzw. R4 z miejscem na kartę SD lub  microSD, na nią zgrać program i gry i można było śmigać. W przypadku maszynki Sony trzeba było złamać system. Ileż wtedy otwierało się możliwości! Nie tylko można było "oszczędzić" na grach ale także zainstalować różne aplikacje czy wersje beta nieukończonych produkcji. Dzięki mocy sprzętu i złamanemu systemowi był to swego czasu ulubiony sprzęt... hakerów. Niestety, ogromne piractwo przyczyniło się do szybkiej śmierci PlayStation Portable, twórcom nie opłacało się po prostu wykładać ogromnych sum na tworzenie gry którą duża część potencjalnych odbiorców prawdopodobnie ściągnie z internetu (i nie mam tu na myśli PS Store, które na PSP było). Swoją drogą, Sony wydało edycję GO urządzenia pozbawionego napędu UMD, chcąc zachęcić ludzi do kupowania wersji cyfrowych. Można to też potraktować jako "wiemy że piracicie więc po co wam UMD? Kupcie chociaż nową konsolę".

        Twórcy walkmana zaczeli jako pierwsi pracę nad kolejną generacją sprzętu: "next generation Portable" czyli jeszcze potężniejszym i lepszym handheldzie. Takim który zachowa zalety poprzednika i będzie mniej podatny na piractwo...

 

 

 

Oceń bloga:
6

Komentarze (9)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper