Jak pracowałem wszędzie, ale nie tam gdzie chciałem - czyli historia człowieka leniwego.

BLOG
390V
WildGee | 12.04.2018, 18:53
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Czytelnicy PPE stanowią niezmiernie ciekawą i różnorodną mieszankę osób wieku wszelakiego. Jako przedstawiciel grupy, gdzie zwyżki ubezpieczeniowe na samochód już mnie nie dotyczą, postanowiłem, że napiszę za pomocą bagażu moich zawodowych doświadczeń poradnik dla tej części, która już niedługo wkroczy na rynek zawodowy i wojować będzie o wysokie stanowiska, stawki czy satysfakcję z pracy. Jednakże jest to poradnik CZEGO NIE ROBIĆ, BY ROBIĆ TO CO LUBISZ.

Początki mojej "kariery" zawodowej datowane są na czas kiedy ubiegałem się (i to skutecznie) o tytuł Technika Informatyka. Silnie wątpię w to by komuś obca była wiedza na temat tego prestiżowego tytułu szkoły średniej, ale jest to taki technik, który jak go bardziej kumaty kolega w szkole nie nauczył to nic nie potrafi zrobić w swojej dziedzinie bo omnibusy będące nauczycielami miały wiedzę nie wychodzącą za czasy Eniaca. Wówczas odkryłem firmę zwaną Adobe i okradłem ich z mienia intelektualnego by trenować obróbkę zdjęć, filmów, efektów specjalnych i rysunków wektorowych (nie polecam, naciągajcie rodziców na pakiety szkoleniowe lub używajcie programów darmowych - iść do więzienia/poprawczaka za kilkaset megabajtów?). Przede wszystkim mocno eksploatowałem swoją kreatywność przy przeróbkach Daewoo Tico na Ferrari Scuderia Novitec Rosso pod szyldem "Wirualnego Tuningu". Wszędzie słyszałem, że to nie znajomości, a ciężka praca sprawia, że osiąga się zawodowy sukces. Łatwo to powiedzieć będąc już na rynku, komuś kto na ten rynek próbuje się dostać. Jaki byłem zdziwiony kiedy negowałem te słowa i... oczywiście miałem absolutną rację!

Podszkoliwszy swoje umiejętności z obsługi w/w programów poznałem szkolnego Barona biznesu, który zgarnął mnie na kilka projektów do swojego portalu informacyjnego, abym im kilka grafik przygotował. Później ten sam człowiek załatwił mi praktyki w agencji Marketingowej (luksusowej, bo mi nawet zapłacili i to nie mało), której debiut na rynku tak szybko się rozpoczął jak zakończył. Okazało się, że jak masz bogatego męża, który firmę Ci otwiera bo siedzisz w domu i piłujesz ucho to możesz otworzyć co chcesz... do momentu w którym nie zajdziesz w ciążę i zamykasz biznes, gdyż Twoja podzielność uwagi kończy się na 2 czynnościach jednocześnie, a oddychać trzeba. Pozbawiony środków na uciechy z życia nastoletniego poskarżyłem się Baronowi na swoją niedolę, a jeszcze Technikum dobiegło końca i chciałem iść na Juniwersiti Wrocławski by zostać światowej klasy programistą pralek i suszarek. W taki oto sposób otrzymałem propozycję pracy jako promotor produktów marki X w sklepie Y.

Pozwolę sobie zaznaczyć wagę tego rozwoju zawodowego osobnym akapitem z racji całkowitej zmiany stylu życia. Sama promotorka nie wystarczyła mi do spełnienia zawodowego i po krótkiej znajomości z portalami forza.pl i forzamotorsport.pl rozpocząłem produkcję własnego e-czaspisma poświęconego serii Forza. Szło mi na tyle dobrze, że właściciel pierwszego portalu wysyłał mi wszystkie nowe gry z odsłony serii, a właściciel drugiego portalu zrobił mnie Krzysztofem Jarzyną ze Szczecina wszystkich adminów i jak dostał od Microsoftu coś co już miał to byłem pierwszy na liście do pozbycia się odpadów. Będąc dopiero co świeżo upieczonych technikiem nie można wyobrazić sobie większego prestiżu. Wziąłem więc to wszystko rzuciłem w pi. i wyjechałem w bieszczady... na równinę wrocławską by programować i inżynierem zostać. 

Odłożone pieniądze szybko zaczęły mi się kończyć, ale w zasadzie to i dobrze, bo po półtora semestru patrzenia się na ciągi znaków na monitorze miałem ochotę nagrać nową, ostatnią płytę Paktofoniki za czasów pełnego składu, a przeświadczenie o tym, iż lepiej byłoby mi na kasie w biedronce niż suszeniu sobie głowy programowaniem stało się silniejsze niż kiedykolwiek indziej. Właśnie tak rozpoczął się początek historii o tym jak rzuciły mnie studia. Nawet nie chodziło o wyniki w nauce, gdyż szło mi Pandą równo i przechodziłem. Oprócz samych perspektyw finansowo-zawodowych zadajcie sobie jedno, bardzo ważne pytanie: Co chcecie w życiu robić i później nie studiujcie kierunków, które wam tego nie zaoferują. "Kim Pan jest z wykształcenia? Torreadorem".

Baron biznesu znów okazał się ostoją ludzi bezrobotnych, jednakże z moim wpisem w CV jedynie mogłem liczyć na handel. Trafiłem więc do jednej z firm telekomunikacyjnych, gdzie pracowałem kosmiczne dwa miesiące by zamknęli mój punkt i znów nadgryzałem tynk ze ściany. Zanim zaczepiłem się na kilka lat w pewnej wielkiej, polskiej spółce akcyjnej, która trudni się sprzedażą elektroniki... i wszystkiego innego, przebrnąłem przez kilka prac pobocznych jak choćby pucowanie toalety w Lidlu na czarno. Odradzam wszystkim prace z szarego sektora, gdzie twój pracodawca nie odprowadza składek, ale szczególnie wtedy kiedy znasz go bo syn sąsiada, brata, córki, szwagra, siostry coś tam o kimś wspominał i oprócz braku odprowadzonych składek zapomina odprowadzić Twojej wypłaty ze swojej kieszeni do Twojej. Wspominałem o naukach na pakiecie Adobe, gdyż do tego momentu stałem się mistrzem grafiki Pro-Bono i nikt tak jak ja nie potrafił nie zarabiać na całkiem sensownych projektach. 

Wracając do spółki akcyjnej, praca straszliwie absorbująca, niby w elektronice, ale jedyną zaletą była możliwość testowania wszystkich rynkowych nowości zaraz po premierze. System pracy 12h + 2,5h na transport w tą i z powrotem oraz sprawy organizacyjne sprawiły, że przestałem być grafikiem ze względu na brak czasu. Kiedy trafiał się dzień wolny nie marzyłem o niczym innym jak łupaniu na Xboxie w odmóżdżacze tak bardzo, aż mi oczy zaczną krwawić. Wielokrotnie przebąkiwałem coś o otwarciu firmy, raz miałem zrobiony cały wizual, jednakże doktryna życiowa "zrobię to, ale jutro bo dzisiaj trzeba wygrać kilka wyścigów" mi nie pomogła. Postanowiłem na stałe odkleić się od handlu, jednak ten kto ma prawie sam handel w CV wie, iż łatwiej w totka wygrać niż przestać sprzedawać. Kiedy pracodawca widzi sklepy w życiorysie nie ma poszanowania dla kandydata bo handlarzem może być każdy. Nie pomagała nawet firma w której pracowałem i która wymagała całej palety umiejętności. Czytacie wpis bankiera, leasingodawcy, marketingowca, handlowca, serwisanta, człowieka z supportu i telefonicznego i face to face jak i sprzątaczkę i magazyniera... wszystko w ramach jednego etatu. Mijały miesiące, a ja coraz bardziej uwsteczniałem się graficznie i zawodowo. Dopiero rok 2015 przyniósł zmiany i zostałem mobilnym Marchandiserem. Brzmi wspaniale, prawda? Otóż nie. Jeździłem po kilkanaście godzin dziennie pseudo-dostawczakiem i wykładałem chemię damską w biedronce zbierając autografy tamtejszych celebrytek. Wróciłem do spółki akcyjnej. Otworzyłem firmę. Zamknąłem firmę po trzech miesiącach. TRZECH. Żeby biznes prowadzić czasu wolnego mieć powinieneś pod dostatkiem - Yoda 2016, koloryzowane. 

Akutalnie jestem specjalistą od czegokolwiek, gdzie zakres obowiązków wygląda zupełnie inaczej niż przedstawiało mi to trzech rosłych Panów z menedżmentu. Walczę dalej i dalej nie mam czasu uporządkować portfolio bo wszystkie ostatnie realizacje robiłem dla Januszy więc to ładne co im zaprezentowałem musiałem zmienić na takie co im się podoba, a to totalne bezguścia są więc 10 projektów poszło sobie gdzieś, a ja dalej mam prehistoryczne zasoby rozsiane po czeluściach dysku i internetów. Zanim przejdę do podsumowania, aby tytuł miał sens nadmienię tylko, że wszelakie wzmianki o braku czasu należy przeczytać jako "NIE CHCE MI SIĘ". Jestem leniwy, znam ścieżkę w stronę sukcesu, ale wybieram Xboxa i kebab.

Podsumowując, wciąż jestem na początku kariery zawodowej, chociaż już wiele lat pływam po wodach rynku pracy i powiem wam jedno, jeśli zbliżacie się do swoich początków, nie ważne ile błędów popełnicie, nie umrzecie (chyba, że umrzecie, to przepraszam - nie miałem racji), możecie cofnąć się o kilka kroków by później iść do przodu, ale nie bójcie się podejmować ryzyka. Błędy bolą mniej niż wszyscy was straszą, a to z nich wyciągniecie najwięcej. Mówi wam to człowiek superleniwy co od roku remontuje mieszkanie, bo przecież jest już w takim stanie, że da się w nim żyć.

No i wybaczcie przydługi tekst, ale akurat miałem wylew... słów z głowy na palce. I traktujcie proszę ten anty-poradnik z dystansem, nie jest to totalitarna biblia prawdy życiowej ;)

 

Oceń bloga:
23

Komentarze (14)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper