Kącik czytelniczy cz.7

BLOG
277V
Kącik czytelniczy cz.7
Pieknykapec | 26.06.2019, 18:31
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Zawiodłem się na was. Nikt w komentarzu nie napisał, że w ostatnich Muzycznych Wypocinach i Wymiocinach dałem zły obrazek. Jesteście z siebie dumni? 


Miałem już właściwie tu nie pisać blogów… Ale mam jakieś niewidzialne połączenie z tą stroną, no więc jestem. Karmazynowe Imperium miałem przeczytać już bardzo dawno temu- w końcu podobno to jeden z najlepszych komiksów Star Wars (tak słyszałem). No i rzeczywiście mimo tego, że prawie wszystkie pozycje od Dark House trzymają poziom, to ta się wyróżnia. Do sedna- jest sobie imperialny gwardzista o imieniu Kir Kanoss. Jego zadaniem przez całe życie było chronienie Imperatora. A tu taki klops- władca Imperium umarł. Zanim jeszcze w ogóle pozostali przy życiu gwardziści naradzili się co w takiej sytuacji robić jeden z nich, Carnor Jax, postanowił, że to on zostanie nowym Imperatorem, więc by osiągnąć ten cel zabił wszystkich gości w czerwonych strojach. Wszystkich poza Kirem, który ucieka teraz przez galaktykę, jednocześnie ciągle trzymając się tego, że jest całkowicie lojalny wobec Palpatine'a. Splot okoliczności doprowadza do tego, że bohaterem zaczyna interesować się Nowa Republika- oczywiście chodzi im o to, żeby wstąpił w ich szeregi. Dochodzi więc w końcu do tego, że Rebelianci chcą za wszelką cenę go chronić- no bo w końcu zabija szturmowców? Zabija. Czyli jest dobry. Ani trochę go nie słuchają, gdy ten im mówi, że mają tylko wspólnego wrogi i że wcale nie chce dołączać do Nowej Republiki. Nie wiem jak wy sądzicie, ale według mnie pomysł na fabułę świetny. Kir jest świetnym bohaterem i nie zmienia tego dość głupia decyzja podjęta w finale- ja wiem, że jest to człowiek honorowy, ale to była już lekka przesada. Komiks jest wypełniony małymi smaczkami co do funkcjonowania Imperium, które mi się bardzo podobają- wielu historiach w świecie Star Wars trochę mi tego brakowało. Dobra, no to rysunki. Trochę nie wiem co o nich sądzić- w wielu momentach są fenomenalne, a wielu bardzo proste. Większość to jednak chyba ten pierwszy typ, więc obiór jest przyjemny. W praniu wychodzi z tego jeden z lepszych komiksów Star Wars. Planuję przeczytać dwa następne tomy i mam nadzieję, że się nie zawiodę.        

Pisanie Kąciku Czytelniczego nie jest takie proste jak się zdaje. Bo często mam taką sytuację (np. teraz), że patrzę na komiks i kompletnie nie wiem co o nim napisać, bo za dużo to z niego nie zrozumiałem. Żeby nie było- pierwszą część “Wojen Darkseida” przeczytałem. Oj przeczytałem. I tak samo nic nie przeczytałem. Jasne, komiksy Geoffa Johnsa zawsze były skomplikowane i głównie skierowane do stałych czytelników. Fanserwis, tak zwany. Ale o ile “Flashpoint: Punkt Krytyczny” był dość trudny, ale właśnie w tym leżał jego urok, a “Uniwersum DC: Odrodzenie” miało wiele szczegółów dla fanów, ale jeśli się ich nie zrozumiało nic się nie traciło, tak myślę, że tutaj Geoff Johns trochę już przesadził. Historia w wielu momentach była baaaardzo naciągana, wydarzenia niespójne i słabo wyjaśnione. I nie, nie jestem kimś zupełnie nowym w komiksach DC. Wiem skąd te lustra w siedzibie Shazama, wiem co to tron Mobiusa, wiem w końcu kim jest ten Darkseid skubany. Uważam się za fana DC i czytam w wiele komiksów z tego uniwersum, co potwierdza nawet repertuar Kącika Czytelniczego. Więc proszę tu z niczym nie wyjeżdżać, historia nie ma sensu.  No cóż, ale są to jednak chociaż te same postaci, które autor scenariuszu doskonale rozumie. Rysunki są ładne, przyjemne i bardzo szczegółowe (szczególnie w jednej scenie, hehe). Czy jest to komiks zły? Jasne że nie, czuć że gdyby się go zrozumiało to byłby na pewno dobry. No właśnie. Gdyby.  

Średniego lub słabego komiksu z Lucky Lukiem zbytnio nie kojarzę- może poza najnowszą “Ziemią Obiecaną”. Ale tak to wszystkie były spoko. Serio. I nie inaczej jest z “Skarbem Daltonów”. W roli rysownika występuje tu legendarny Maurice de Bevere. Co? Nic wam to nie mówi :D? Chodzi oczywiście o twórcę postaci, czyli Morrisa. Co więcej, w tym komiksie tworzył on również scenariusz. Nie pamiętam bym wcześniej czytał jakiś komiks z fabułą tworzoną przez niego, albo nie zwróciłem na to uwagi. Mniejsza. Scenariusz jest naprawdę dobry- mamy tu charakterystyczne dla serii burzenie czwartej ściany (Jolly Jumper komentujący napisy narracyjne nad kadrami), jak i inne bardzo zabawne żarty (taka sytuacja- Luke i wspomniany koń zatrzymują się przed saloonem i mówią:
-Mój wierny Jolly Jumperze, zasłużyliśmy na wiadro wody i kufel piwa! 
-Unikajmy nieścisłości, kowboju: dla mnie wiadro wody, a dla ciebie kufel piwa!
#mnietobawi). Autor też doskonale rozumie Daltonów. Czym tu się właściwie dziwić, to on ich wymyślił. Właśnie, w ogóle nie wspomniałem o czym traktuje fabuła. Daltonowie ponownie trafiają do więzienia. Szybko jednak postanawiają je opuścić- ich “kolega” z celi pozoruje wygadanie miejsca ulokowania swojego bogactwa. Oczywiście pieniądze nie istnieją, a on chciał się ich pozbyć z więzienia… Ponieważ Daltonowie za głośno chrapali. Bracia uciekają więc z więzienia i wyruszają do rzekomego miejsca pobytu bogactwa. Szybko uświadamiają sobie, że skarb leży… W innym więzieniu. Daltonowie wpadają więc na doskonały pomysł by popełnić jakieś przestępstwo i dostać się do zakładu karnego. W mieście sędzią jest jednak wyjątkowo pobłażliwy człowiek- tak się przynajmniej zdaje. Rysunki, jak to u Morrisa, są świetne, lepsze niż innych rysowników Lucky Luke'a. Dostajemy więc naprawdę solidny komiks z znanym bohaterem, zarówno dla młodszych, jak i dla starszych. 
 

 

Oceń bloga:
8

Komentarze (0)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper