"YAKUZA: LIKE A DRAGON" - czy warto obejrzeć?

BLOG
768V
"YAKUZA: LIKE A DRAGON" - czy warto obejrzeć?
Moonloop | 11.04.2018, 09:36
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Film "Yakuza: Like A Dragon" ukazał się w 2007 r. więc już kawałek czasu temu. Jest to oczywiście produkcja japońska. Zasiadłem do tego filmu z dużym poślizgiem, ale lepiej późno niż wcale, prawda? Miałem nadzieję, że będzie to jedna z tych nielicznych adaptacji gier, które da się obejrzeć bez krzywienia się, ale niestety nie jest tak kolorowo.

"Yakuza: Like a Dragon", to w dużym skrócie: film poplątany, momentami kompletnie bez sensu, niezrozumiały, ale na swój sposób czarujący i mający swoje walory. Jest to oficjalna adaptacja gry i podpisała się pod nią Sega.

W rolach pierwszoplanowych, czyli Kiryu i Majimy, występują odpowiednio Kazuki Kitamura i Goro Kishitani. W Japonii są to znani i szanowani aktorzy. Cała obsada jest zresztą niemal gwiazdorska, jak na tamten rynek. Scenariusz napisał Masashi Sogo, a całość wyreżyserował Takashi Miike - popularny twórca, znany z bardzo bogatej i różnorodnej filmografii. Jak to zatem wypadło?

Historia opowiedziana w filmie bazuje oczywiście na pierwszej grze z serii „Yakuza” (w Japonii „Ryu Ga Gotoku”). Kazuma Kiryu wychodzi po 10 latach z więzienia i z miejsca wplątuje się w intrygę związaną z małą Haruką i poszukiwaniem jej matki. Jednocześnie, jest na celowniku swojego byłego klanu Tojo, który właśnie został obrabowany na 10 bilionów jenów. Do tego, z najgorszymi intencjami, poszukuje go jego szalony rywal Goro Majima. Ostateczną walkę, Kiryu musi jednak odbyć ze swoim dawnym przyjacielem - Akirą Nishikiyamą. Już kiedy o tym piszę, robi się z tego potworny burdel, ale w grze opowiedziano to doskonale. Pytanie brzmi, czy da się to zaadaptować na film? Już tutaj twórcy podjęli się niemożliwego. Jak większość z Was zapewne wie, „Yakuzy” to gry, które fabularnie rozwijają się długo, a czas jaki musimy poświęcić na ich ukończenie, to przynajmniej kilkadziesiąt godzin. Jak zmieścić to wszystko w 110 minutach? Nie da się, ale można próbować upychając kolanem. I tak to niestety tutaj wygląda. Scenariusz obejmuje lwią część wątków z gry, ale wszystko to skompresowano w taki sposób, że będzie Wam bardzo trudno nadążyć za tym, co i jak się dzieje na ekranie.

Jeżeli graliście w pierwszą „Yakuzę”, jesteście na świeżo po „Yakuza Kiwami”, a do tego obejrzeliście 40tominutowy prequel omawianego filmu (z 2006 roku, polecam), to być może dacie radę to ogarnąć. Jeżeli nie macie takiego przygotowania, to szczerze odradzam seans, bo zrozumiecie tylko to, że jakiś facet wyszedł z pierdla i wszyscy chcą go zabić. Do tego, naćkano pełno osobnych, pobocznych wątków, które nie splatają się ze sobą, a czasami nawet same w sobie nie mają sensu. To film skierowany do fanów „Yakuzy”, którym nie trzeba pewnych postaci i zależności tłumaczyć, ale i fani mogą mieć momentami problemy. Z tego powodu, obraz po prostu męczy. Przyjrzyjmy się temu, co zawarte jest w "Like A Dragon":

- wątek Kiryu i Haruki (bez wyjaśnień, jak się ich znajomość zaczęła i o co w ogóle chodzi),
- wątek Goro Majimy (który ściga Kiryu dla lolzów),
- wątek Satoru i Yui (kompletnie osobna i nie mająca związku z resztą, historia pracownika sklepu Poppo i jego dziewczyny, która namawia go do wkroczenia na przestępczą drogę),
- wątek rabusiów Imanashiego i Nakanishiego (którzy napadli na bank, ale nic z tego nie wynika),
- wątek detektywa Makoto Daty (który prowadzi swoje śledztwo w sprawie zaginionych pieniędzy),
- wątek koreańskiego zabójcy (który ma na celowniku Jingu (odpowiedzialnego za kradzież pieniędzy yakuzy))
- wątki Jingu, Nishikiego, matki Haruki, itd.

i to CHYBA wszystko, ale nie mam pewności. Zaznaczam, że wszystkie te historie dzieją się w filmie równolegle, ale większość nie krzyżuje się na żadnym etapie "Like a Dragon". Polecam analizę Yakuza Fana, którą zamieszczę na końcu tekstu (są SPOILERY, więc najpierw obejrzyjcie film). Jak widzicie, jest gęsto i jakoś trzeba to wziąć na klatę, aby dotrwać do końca.

Jako, że jest to "Yakuza", to trzeba wspomnieć o walkach. Przez większą część filmu są dosyć dobre, ale specyficzne i trochę komiksowe. Choreografia może nie powala na ziemię, ale ogląda się miło. Oczywiście te najlepsze walki toczą się z udziałem Majimy.
Niestety klimaks "Like a Dragon" nie podwyższa ostatecznej noty, bo jest dosyć mało emocjonujący, a końcowa walka schematyczna i krótka. O tym, że Nishiki w ogóle istnieje w tym filmie, dowiadujemy się na 15 minut przed końcem.

Ponarzekałem srogo, więc czas zadać sobie pytanie, czy są jakieś plusy? Są!

Przede wszystkim Kamurocho. Oj, jak to miodnie wygląda. Film nakręcono w dzielnicy Kabukicho w Tokyo, która była główną inspiracją dla yakuzowego Kamurocho. Dzięki temu, lokacje wyglądają w 100% tak jak w grze, a ich klimat jest niesamowity. Naprawdę, nie można się tutaj do niczego przyczepić. Świat znany z „Yakuzy” ożywa na naszych oczach. Aż ma się ochotę tam jechać.

Po drugie, Goro Kishitani jest po prostu rewelacyjny w roli Majimy! Nie mam absolutnie żadnych „ale” względem kreacji stworzonej przez tego aktora. Myślę, że fani Yakuzy zgodzą się ze mną, że facet spisał się doskonale. Kazuki Kitamura w roli Kiryu jest ok. Udało mu się odwzorować tę wiecznie nieobecną minę Kazumy, ale ostatecznie aktor nie robi takiego wrażenia, jak Kishitani. Pozostali wykonują solidną aktorską robotę. Tylko tyle i aż tyle.

W filmie pojawia się czasami znany yakuzowy humor, np. kiedy Majima nokautuje przeciwnika piłką, która długo wiruje mu w czole, albo kiedy powalony Kiryu wypija energetyka (słynne Stamina X) i budzi popłoch wśród oprawców. Te sceny są mocno przerysowane, ale dzięki temu „Like A Dragon” wyróżnia się na tle innych tego typu produkcji.

Na koniec warto wspomnieć o całkiem niezłej muzyce autorstwa Koji Endo. To są te same klimaty, co w grach, zatem wszyscy powinni się poczuć, jak w domu.

Jak to wszystko podsumować…
Niestety całość jest ciężkostrawna, narracja niechlujna, a konstrukcja chwiejna. Seans jest po prostu mało przyjemny, trzeba włożyć w to sporo wysiłku i z przykrością muszę stwierdzić, że ten wysiłek się nie zwraca. Jeżeli znacie dobrze serię gier „Yakuza”, to będzie Wam trochę łatwiej, ale jednocześnie będzie Was irytowało, to jak pewne kwestie rozwiązano w tym filmie.
Jeżeli kompletnie olejecie fabułę i skupicie się na scenach akcji, to "Like a Dragon" może się spisać jako podkład pod spotkanie z kumplami przy piwku. Jest kilka naprawdę fajnych momentów, a oglądanie Majimy to czysta przyjemność. Fanów serii, zachwyci wygląd miasta (Kamurocho istnieje!) i typowo japoński klimat. Nie da się ukryć, że „Yakuza: Like a Dragon” cieszy oko.

Zresztą, sympatycy „Yakuzy” i tak nie odpuszczą i sprawdzą. Pozostali – oglądacie na własne życzenie! Powstało wiele gorszych adaptacji gier, jak i wiele lepszych. Film plasuje się gdzieś po środku. Jeśli wyłączycie myślenie i skupicie się na stronie wizualnej, to może Wam się spodobać!


          

Oceń bloga:
5

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper