Gdzie się podziały tamte poradniki...

BLOG
405V
Gdzie się podziały tamte poradniki...
CharyChelak | 21.10.2018, 14:32
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jako wychowanek prasy wspominam z rozrzewnieniem każdy numer PSX Extreme, po który latałem za małolata do kiosku. To były piękne czasy, kiedy to ulubiony periodyk oraz ramówka w TV stanowiły jedyne przejście do świata elektronicznej rozrywki. Prócz miesięcznika, sen z powiek spędzał mi jeszcze Poradnik Extreme - to już było dla mnie coś egzotycznego.

Poradniki spod szyldu PSX'a z oczywistych względów już się nie ukazują, aczkolwiek same w sobie jako forma publikacji nie wymarły i pojawiają się gdzieniegdzie przez cały czas. Zdecydowanie jednak nie są tym, czym były dla nas jeszcze dekadę temu i maksyma, że to znak czasów zdaje się trafnie określać ich bieżącą kondycję. Z drugiej zaś strony nie musimy gdybać o ich wymarciu, gdyż one najzwyczajniej w świecie ewoluowały odkąd w naszych przeglądarkach internetowych zaczęło figurować hasło walkhthrough, ale tak jak w przypadku wielu innych aspektów w branży,  konsekwencje tych zmian nie zawsze nam sprzyjają.

Obserwując to wszystko z zapałem maniaka, od lat uważam, że pokrewieństwo losów encyklopedii pokrywa się w pełni z kodami do gier  - na samą myśl łapię się za głowę, jak dawno nie używałem podobnych terminów w odniesieniu do swojego hobby, równocześnie wpadając w szpony nostalgii i przypominając sobie ile czasu spędziłem ucząc się ich na pamięć, a ile z nich potrafiłbym jeszcze wyrecytować z marszu niczym paciorek o trzeciej nad ranem. Dzisiaj kody to archaizm i zamiast wstukiwać odpowiednią komendę by ukradkiem wprowadzić do rozgrywki ciekawą funkcję, zaimplementowano je w postaci wszelakich dodatków, DLC, czy innych rozszerzonych wersji, których nabycie wiąże się z określonymi wymogami, a krótko mówiąc; trzeba wyłożyć ekstra gotówkę. Dodatkowo, pochodną kodów stały się także zniesławione mody, będące niegdyś głównie domeną PC i z racji swojej inwazyjności  - niespecjalnie lubiane. Często i gęsto zamiast urozmaicić gameplay, wywracają całą konwencję do góry nogami, pozwalając na oszustwa (pomijam graficzne mody do gier, które pięknie potrafią tchnąć nowe życie w leciwy tytuł, ale to już inna bajka aniżeli wspomniane kody).

Z poradnikami jest trochę inaczej, ponieważ nie tylko potrafią przetrwać próbę czasu, ale i stają się pewnego rodzaju rarytasem, symbolem ogromu i złożoności świata w danej grze i co najważniejsze - w skali limitowanej. Fizyczne wydania takowych leksykonów są rozchwytywane i część wydawców zdaje sobie z tego sprawę, tak jak Rockstar, który szykuje obszerną encyklopedię do Red Dead Redemption II. Oznacza to, iż poradniki nabywają status kultowych i obrazują zarazem czym mogą stać się same gry, kiedy to dystrybucja cyfrowa totalnie zmarginalizuje pozycję pudełek do zera - dla wielbicieli edycji kolekcjonerskich nadciągają w przyszłej dekadzie wspaniałe czasy.

Co natomiast z tym całym walkthrough? Wyrosło to, jak grzyby po deszczu, wkraczając razem z całą falą youtuberóww w świat cyfryzacji i tworząc nową mitologię. Można by rzecz, iż pełnią dla nas rolę wideo poradników, ale to nie prawda, gdyż zdarza się, że osoby z nich korzystające są oskarżane  o oszustwo. Dzieje się tak dlatego, że w przeciwieństwie do poradnika wskazują nam zazwyczaj konkretne, wybierane przez grającego ścieżki. Czytając opis do danego tytułu, jesteśmy zalewani szczegółowymi informacjami i detalami na temat świata przedstawionego, postaci, mnogości rozwiązań i dostępnych funkcji. Pieczołowicie rozpisane drobiazgi nie kolidują nam z solucją, jak zaliczyć główny wątek i przede wszystkim nie narzucają nam konkretnej drogi, dając jedynie więcej pola do popisu i powiększając immersję. Z kolei oglądając walkthrough występuje relacja jednostronna - jesteśmy obserwatorami, śledzimy rozgrywkę, by zobaczyć, gdzie popełniliśmy błąd, co należało tam zrobić żeby ten cholerny kamień zsunął się ze wzgórza, czy którędy dostać się do zamkniętego pomieszczenia. Często okazuje się, że level można zaliczyć szybciej, użyć ciekawszych narzędzi, bądź sprytniejszych patentów, lecz koniec końców chodziło nam tylko o to, by przedostać się w końcu dalej. To trochę niczym dziennikarstwo - te rzetelne nakazuje żeby pozostać ukrytym, bezstronnym podczas opisywania relacji, nie dorzucać od siebie i nie zadawać pytań na końcu akapitu. A z tym błahym to już wiecie, o chodzi.

Walkthrough jest po prostu fajny jeśli chcemy zapoznać się z produkcją, oszacować mniej więcej długość kampanii, poznać mechaniki albo posłuchać interesującego komentarza (o ile jest oczywiście interesujący). Nie wymagają też tyle starannej pracy, co poradniki, których składanie zajmuje szmat czasu, a płynące z nich profity nie odzwierciedlają z kolei włożonej pracy. Fizyczne solucje będą natomiast przyjemną ciekawostką, bo osobiście nie wierzę w ich renesans na skalę płyt vinylowych, które po dekadach wróciły do łask. Ale z racji bycia wychowankiem papieru ,bardzo bym nam tego życzył.

Oceń bloga:
13

Komentarze (19)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper