E3 2018 z mojego punktu widzenia

BLOG
747V
E3 2018 z mojego punktu widzenia
DawidThePlayer18 | 25.06.2018, 01:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Jak co roku o tej porze obrodziło nam za sprawą targów E3 w zapowiedzi nowych gier, które zadebiutują na przestrzeni najbliższych kilku miesięcy lub lat. Skoro wszystkie konferencje dobiegły już końca, a emocje opadły nadeszła pora, by podsumować wystąpienia poszczególnych firm i wytypować najciekawsze produkcje. Oto moje subiektywne wrażenia z tegorocznych targów Electronic Entertainment Expo.

Oczekiwania

E3 jest uznawane za święto graczy. To właśnie podczas największych na świecie targów poświęconych elektronicznej rozrywce prezentowane są zupełnie nowe produkcje, wyczekiwane kontynuacje znanych i cenionych serii oraz mniejsze, lecz niekoniecznie mniej ciekawe tytuły od niezależnych deweloperów. Ostatnimi laty spełniło się wiele marzeń grającej części ludności. Sony zapowiedziało powstawanie kontynuacji uwielbianego przez wielu The Last of Us, platformówki wróciły do łask za sprawą odświeżonych przygód najbardziej rozpoznawalnego jamraja na świecie, Square Enix rozpoczęło prace nad Kingdom Hearts III oraz nową wersją ponadczasowego klasyka, jakim bez wątpienia jest Final Fantasy VII, Microsoft zaoferował swoim fanom wsteczną kompatybilność dla Xboksa One z Xboksem 360, a nawet z oryginalnym Xboksem, Nintendo przygotowało zupełnie nową konsolę, będącą połączeniem handhelda i sprzętu stacjonarnego, a wersje demonstracyjne lub otwarte beta testy towarzyszą dziś coraz większej ilości gier. Naprawdę jest z czego się cieszyć.

Jako, iż większość moich życzeń zostało spełnionych już podczas zeszłorocznych edycji tym razem nie oczekiwałem zbyt wiele. Najbardziej zależało mi na powrocie takich marek jak Prince of Persia, Skate, Rayman, czy Jak & Daxter. W końcu platformówki radzą sobie ostatnio bardzo dobrze, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by wskrzesić jeszcze kilka znanych serii należących do tego gatunku. Fani wirtualnego skateboardingu natomiast już od dłuższego czasu nie dostali naprawdę dobrej gry poświęconej temu sportowi. Miałem również nadzieję, że skoro postanowiono odświeżyć Shadow of the Colossus i pomysł ten okazał się sporym sukcesem to mogę liczyć na jeszcze jeden powrót do klasyki z czasów PS2 w postaci ICO. Z małym niedowierzaniem trzymałem również kciuki za potwierdzenie niedawnego wycieku głoszącego, jakoby przygotowywano możliwość odpalenia gier z bogatej biblioteki PlayStation 3 na PlayStation 4. Chciałem też dowiedzieć się, jak przebiegają prace nad Final Fantasy VII Remake, gdyż od dawna tylko mówi się nam, że te trwają, a mimo to Square Enix nie udostępnia żadnych materiałów na to wskazujących. Od Nintendo natomiast oczekiwałem zapowiedzi zremasterowanego Xenoblade Chronicles X oraz Super Mario Maker na Nintendo Switch. W końcu Wielkie N lubi ostatnimi czasy powracać do starych gier na swoim najnowszym sprzęcie.

Tylko tyle i aż tyle. Czy którekolwiek z moich życzeń się spełniło? Dziś mogę już ze spuszczoną głową oficjalnie powiedzieć, że nie, niestety. Nie znaczy to jednak, że same targi uważam za nieudane, gdyż oprócz tych wszystkich niespełnionych marzeń każda konferencja zaoferowała coś równie ciekawego, a czasem nawet ciekawszego. Zarówno na nowości, jak i kilka wyczekiwanych powrotów znalazło się miejsce podczas trwających kilka dni targów. Przejdźmy zatem do głównego dania dzisiejszego wpisu, czyli do krótkiego podsumowania każdej konferencji. Zaczynamy od EA Play, które oficjalnie nie jest częścią E3, chociaż fakt, że odbywa się ono dzień przed samymi targami nie może być cudownym zbiegiem okoliczności, prawda?

Electronic Arts

EA ponownie pokazało jak nie robić konferencji o grach wideo. Jako osoba żywo interesująca się wirtualną rozrywką nie odniosłem wrażenia, że ten pokaz ma zaspokoić moje oczekiwania, a raczej oczekiwania inwestorów. Zamiast skupić się na najważniejszym, czyli świeżych i ekscytujących zapowiedziach sporo czasu poświęcono gadaniu o streamingu i dobrze znanym wszystkim seriach, takich jak FIFA, Battlefield, czy Star Wars: Battlefront, gdzie na dobrą sprawę niewiele jest do powiedzenia, zwłaszcza, że samego Battlefielda V zaprezentowano już wcześniej, a podczas konferencji puszczono jedynie nowy zwiastun i potwierdzono tryb battle royale. Naprawdę można to było lepiej rozegrać. Pierwszą ciekawą rzeczą ogłoszoną na tej okropnie słabej imprezie była kontynuacja niezależnego hitu Unravel, czyli Unravel Two. Najbardziej rzucającą się w oczy nowością jest możliwość grania w trybie wieloosobowym (i to kanapowym!), ale jeśli ktoś nie posiada przyjaciela lub drugiej połówki grającej w gry to będzie mógł bez problemu całość przejść w samotności. Co ciekawe, Unravel Two zadebiutowało tego samego dnia, w którym zostało pierwszy raz zaprezentowane, czyli tuż po imprezie Elektroników. Nie będę ukrywał, że zaimponowało mi to posunięcie. Poczekać nam za to przyjdzie na Sea of Solitude, czyli kolejną produkcję powstającą w ramach inicjatywy EA Originals. Intrygująca zajawka nastawia pozytywnie i pozwala spodziewać się ciężkiej pod względem klimatu i pełnej emocji historii. Tę poznamy na początku przyszłego roku.

Poświęcono też trochę czasu na Gwiezdne Wojny. Po pierwsze, zapowiedziano długo wyczekiwane Wojny Klonów dla Star Wars: Battlefront II, które wprowadzą do gry mapę na Geonosis oraz czterech nowych bohaterów - Anakina Skywalkera, Obi-Wana Kenobiego, Generała Grievousa oraz Hrabiego Dooku. Po drugie, rzucono trochę światła na powstające powoli Star Wars: Jedi Fallen Order. Czego się dowiedzieliśmy? Że akcja gry została umiejscowiona między trzecim i czwartym epizodem sagi, a podczas rozgrywki będziemy używać miecza świetlnego. Nie żartuję. Nawet loga nie pokazali. Co najlepsze, to nawet nie jest największy zawód całej imprezy. Zanim jednak do niego przejdę wspomnę tylko o żenującym występie znanego gracza Maddena, którego nikt nie zna. Skoro EA postanowiło zapełnić sobie tym czas konferencji to ja wykorzystam ów pokaz, aby uczynić mój wpis bardziej obszernym, tudzież atrakcyjniejszym dla oka. Ale tylko wspomnę, bowiem w przeciwieństwie do Electronic Arts szanuję czas swoich odbiorców. Przejdźmy więc już do tej jednej z największych i najbardziej bolesnych porażek tegorocznych targów. Wierzcie mi lub nie, ale podczas konferencji przeznaczono niemały kawał czasu na prezentację... gry mobilnej. Zszokowani? Spytajcie tych, którzy widzieli to ze mną na żywo, a skiną żałośnie głową w ramach potwierdzenia. Jeśli myślicie, że po usypiających segmentach poświęconych produkcjom sportowym oraz okropnej zapowiedzi tytułu zmierzającego na telefony i tablety gorzej być już nie może to usiądźcie i weźcie głęboki oddech. Ów gra mobilna to nowy... Command & Conquer.

Zabolało? Mnie również, a nawet nie jestem fanem tej kultowej niegdyś marki. Mogę sobie jedynie wyobrażać jak wielki smutek dopadł ludzi, którzy autentycznie czuli sympatię do poprzednich odsłon serii i im współczuć. Na koniec EA zostawiło sobie obiecująco wyglądające Anthem, czyli prawdopodobnie ostatnią deskę ratunku dla BioWare. Deska ta jednak nie zapowiada się na solidną. Zwłaszcza po tym, co zobaczyłem na kończącym show gameplayu. Wszystko wskazuje na to, że 22 lutego 2019 roku do sprzedaży trafi kolejna gra w stylu Destiny i nie jest to powód do świętowania. Tak oto Electronic Arts otwarło tegoroczne E3. Być może faktycznie powinniśmy zacząć traktować EA Play jako coś, co nie ma żadnego związku ze świętem graczy? Coś jest nie tak, kiedy jedyne szczerze ciekawe tytuły, które zostały nam zaprezentowane to te, z którymi Elektronicy mają tyle wspólnego, że je wydają. No cóż, na szczęście Microsoft uratował następnego dnia katastrofalną kondycję 24. edycji targów.

Microsoft

Dobrze przeczytaliście. Gigant z Redmont faktycznie się przygotował i przeprowadził naprawdę udane wystąpienie, po którym wyraźnie widać, że Phil Spencer chce przekonać do Xboksa One osoby lubiące dobre gry, a nie, jak to było kiedyś fanów oglądania telewizji i przeglądania internetu. Problem w tym, że od dobrych (oraz wybitnych) gier jest też znacznie atrakcyjniejsze PlayStation 4, ale do tego jeszcze wrócimy. Microsoft zaczął swoją konferencję od niewiele zdradzającego teasera nowej odsłony Halo. Cyfrę "6" zastąpiono podtytułem "Infinite". Co to oznacza? Na chwilę obecną nie wiadomo, ale miejmy nadzieję, że nie postanowiono nam pokazać (bo ja wiem) Master Chiefa bawiącego się w popularne ostatnio battle royale, a faktyczną, kolejną odsłonę tej uznanej marki. Następnie puszczono nowy zwiastun przepięknego Ori and the Will of the Whisps. Troszkę zdziwił mnie napis "2019" kończący trailer. Spodziewałem się premiery jeszcze w tym roku. Chwilę później jednak zapomniałem całkowicie o Orim, gdyż na ekranie zademonstrowano logo From Software. Czyżby Shadows Die Twice? O dziwo, tak! Wygląda to naprawdę ciekawie, a świadomość, że pracują nad tym ludzie odpowiedzialni za chociażby Bloodborne napawa optymizmem.

Udany początek, czyż nie? Najlepsze, że to DOPIERO początek, po którym Microsoft nie zwolnił ani na chwilę i do samego końca niemal dwugodzinnej konferencji serwował same atrakcyjne dania, takie jak Metro: Exodus, NieR: Automata zmierzające na Xboksa One, Kingdom Hearts III, czy Devil May Cry 5, kilka razy jedynie tracąc czas na badziewia pokroju Crackdown 3 lub Gears POP! Miło było patrzeć, ile dobra przetacza się przez ekran podczas oglądania transmisji i mówię to ja, miłośnik PlayStation, który ze sprzętem Microsoftu ma niewiele wspólnego. Po prawdzie, pokazano tu tyle gier, że nie ma sensu, bym każdej poświęcał kilka linijek tekstu, zwłaszcza, że niektóre z nich pojawiły się również na innych, mniej treściwych konferencjach, więc jeszcze do nich wrócę. Pomińmy zatem dodatki do Sea of Thieves, darmowe The Awesome Adventures of Captain Spirit, będące częścią uniwersum Life is Strange oraz zapowiedziane jeszcze przed E3 Fallout 76 i przejdźmy od razu do Forzy Horizon 4, dobrze?

Zacznę od tego, iż spodziewałem się umiejscowienia gry w Japonii, więc fakt, że ostatecznie przyjdzie nam się ścigać po Wielkiej Brytanii niespecjalnie mnie zachwycił. Doceniam jednak pomysł ze zmianami pór roku, bo sam nie widziałem jeszcze ścigałki, która posiadałaby coś takiego. Gameplay rozwiał oczywiście jakiekolwiek wątpliwości jeśli chodzi o dopracowaną i szczegółową oprawę graficzną, choć jedna rzecz bardzo ukłuła mnie w oko. Mianowicie to, z jaką łatwością samochody przebijają się przez kamienne murki. Czy kontakt z czymś takim nie powinien uszkodzić pojazdu lub chociaż go spowolnić? Co ważniejsze, czy można będzie potrącić widoczną na rozgrywce owcę? Tego dowiemy się w październiku, gdy gra zadebiutuje. Tymczasem podsumujmy ostatnie zakupy Microsoftu, bowiem wyszło na jaw, że Gigant z Redmond uzbroił się w kilka nowych studiów. Od teraz The Initiative, Undead Labs, Playground Games, Compulsion Games oraz Ninja Theory(!) będą tworzyć dla Xboksa i jest to naprawdę ważna wiadomość. Każdy bowiem zdaje sobie sprawę, że konsola Amerykanów cierpi na niedobór porządnych gier ekskluzywnych, a teraz wszystko wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości się to zmieni.

Przyszłość to jednak wciąż przyszłość, a teraz mamy teraźniejszość, czyli m.in. "totalną niespodziankę" w postaci Gears 5. Tym samym uzbierał nam się komplet Xboksowych pewniaków - Halo, Forza i Gearsy. To niestety wszystko ze strony Microsoftu na tej imprezie. Usatysfakcjonowani? Ja nie, chociaż szanuję sposób, w jaki nowe Gears of War zostało zapowiedziane. Zaczęto bowiem od wyśmianego przeze mnie wcześniej mobilnego Gears POP!, następnie powiedziano o zmierzającym na pecety Gears of War Tactics i dopiero na samym końcu przyznano się do pełnoprawnej kontynuacji serii. Myślę, że jeszcze kilka sekund przeciągania i widownia zaczęłaby celować różnymi przedmiotami w stronę sceny. Tak czy siak to by było na tyle. Mimo faktu, że to właśnie konferencję Microsoftu uznaję za najlepszą w tym roku to jednak nie mogę powiedzieć, że Phil Spencer cokolwiek udowodnił i ponownie zostawił swoich sympatyków ze złudnymi nadziejami na lepsze jutro. Owszem pokazano masę świetnych gier, ale znaczna większość z nich to pozycje multiplatformowe, które zadebiutują także na konsoli konkurencji. Kupienie kilku studiów też niewiele nam na ten moment daje, a koniec aktualnej generacji coraz bliżej. Sam fakt, że na Xboksie One X gry będą wyglądać lepiej to dla mnie niewystarczający argument za posiadaniem ów konsoli. Cieszę się, że Microsoft wykonał krok w dobrą stronę, ale w ich obecnej sytuacji to powinien być skok. No cóż, pozostaje nam czekać na E3 2019, prawda?

Na sam koniec zostawiłem sobie dwie perełki z Polski, czyli Dying Light 2 oraz Cyberpunk 2077. I o ile ta pierwsza gra naprawdę robi wrażenie i wygląda na spory postęp względem oryginału z 2015 roku, tak wyczekiwany prawdopodobnie przez każdego Cyberpunk 2077 nie zachwycił mnie niczym. Po tylu latach czekania dostaliśmy niewiele mówiący trailer (podobno na silniku gry) i to wszystko. Nie przeszkadza mi kolorowa stylistyka oraz kamera z pierwszej osoby, ale fakt, że wciąż wszystko muszę sobie wyobrażać, bo CD Projekt RED postanowił pokazać gameplay jedynie wybranym, czyli dziennikarzom i ludziom z branży, a nie jestem tym, któremu wystarczy puścić powyższy zwiastun, abym zaczął podekscytowany przebierać nogami. Nadal czekam na konkrety. Jeśli natomiast chodzi o Dying Light 2 to naprawdę czuję malutką ekscytację. Może to dlatego, że o grze opowiadał sam Chris Avellone, który pracował przy takich klasykach jak Planescape: Torment, Knights of the Old Republic II: The Sith Lords, czy Fallout 2. A skoro o Fallout mowa...

Bethesda

Kolejna konferencja należała do Bethesdy, czyli studia, które dało nam w ostatnich latach całkiem sporo naprawdę udanych gier i to głównie takich przeznaczonych dla pojedynczego gracza, za co mają mój szacunek. Niestety ich wystąpienia na E3 przeważnie nie należą do najlepszych. Czy w tym roku było inaczej? I tak, i nie. Tak, bo pokazano nam kilka długo wyczekiwanych produkcji, a nie, bo cały pokaz nadal przyprawiał o ból głowy nadmiarem żenady. Zaczęło się właśnie od żenady, czyli prezentacją RAGE 2, które wyciekło tuż przed targami. Na scenę wbiegł niejaki Andrew WK i zaczął wydzierać się do mikrofonu ku uciesze(?) publiczności. Dopiero po tym występie zaprezentowano nam gameplay. Na pierwszy rzut oka gra wygląda jak połączenie DOOM-a z Mad Maxem i znacząco odbiega klimatem od wydanego w 2010 roku pierwowzoru. Po tej rozbudzającej prezentacji zaczęto nas usypiać gadką o karciance TES Legends i sieciowym TES Online. Sytuację uratował na szczęście wzbogacony charakterystyczną oprawą dźwiękową trailer DOOM Eternal. Tym razem protagonista będzie toczył bój z demonami na Ziemi. Można się więc spodziewać, że grę zainspirował klasyczny DOOM II: Hell on Earth. Ja się jaram, zwłaszcza, że aktualnie kończę nadrabiać poprzednią odsłonę serii i bawię się przy niej całkiem nieźle. Niestety, jakiekolwiek szczegóły odnośnie DOOM Eternal poznamy dopiero w sierpniu, podczas organizowanego wówczas QuakeConu.

Fani ostatniego Preya również powinni zacierać ręce, bowiem uznana produkcja Arcane Studios doczeka się rozszerzenia zatytułowanego Mooncrash oraz wieloosobowego dodatku o nazwie Typhoon Hunter. Nie zapomniano też o sympatykach B.J. Blazkowicza i zaprezentowano Wolfenstein: Youngblood, czyli produkcję, w której poznamy historię dwóch córek (bliźniaczek) głównego bohatera oraz Wolfenstein: Cyberpilot, będące tytułem przeznaczonym dla fanów wirtualnej rzeczywistości. Następnie Bethesda przeszła do głównej atrakcji swojego wystąpienia. Na scenę zawitał sam Todd Howard, zażartował z portowania Skyrima na dosłownie wszystko i przeznaczył spory kawał czasu na prezentację tajemniczego Fallout 76, który moim zdaniem zapowiada się naprawdę ciekawie.

Cztery razy większy świat niż w Fallout 4, poprawiona oprawa graficzna, rozgrywka nastawiona na sieciowy aspekt z możliwością zabawy solo, umiejscowienie akcji w Wirginii Zachodniej i podzielenie jej na kilka regionów, dedykowane serwery i wiele więcej. To wszystko jasno pokazuje, że sympatycy klasycznych odsłon serii nie mają tu czego szukać. Mimo wszystko, ja jestem zaintrygowany. Jeśli udałoby się zebrać odpowiednią ekipę znajomych to z pewnością potrafiłbym wyciągnąć z owej produkcji sporo frajdy. Raczej nie skuszę się na edycję kolekcjonerską, choć ta wygląda imponująco, ale będę miał Fallouta 76 na oku. Zadebiutuje on w listopadzie, a premierę poprzedzi beta.

Przyznaję, że imprezę Bethesda zakończyła konkretnie, potwierdzając przeniesienie Fallout Shelter na PS4 i Nintendo Switch oraz demonstrując nową odsłonę serii The Elder Scrolls - TES Blades, czyli małą grę przygotowywaną na wszystkie możliwe platformy. Od telefonów, przez konsole i pecety, po wirtualną rzeczywistość. Dobrze już, żarty na bok. Mówiąc o "konkretnym zakończeniu" mam na myśli pierwszy teaser nowego IP, czyli Starfield, który rozbudza wyobraźnię oraz małą zajawkę The Elder Scrolls VI. O "szóstce" wiemy tyle, że powstaje, ale Bethesda przynajmniej nie poskąpiła loga, jak EA, a nawet wzbogaciła teaser o przyjemną dla ucha muzykę. Pomimo wylewającego się tu i ówdzie poczucia żenady ostatecznie zakończyłem seans transmisji z uśmiechem na ustach. Nowy DOOM fascynuje, Fallout 76 intryguje, TES VI uruchamia hype, a filmik wyśmiewający mnogość wersji Skyrima bawi do dziś. Naprawdę dobra konferencja, która niestety potrzebowała czasu, by się rozkręcić.

Devolver Digital

W zeszłym roku Devolver Digital postanowiło przeprowadzić swoje wystąpienie w dość specyficzny i oryginalny sposób. Całe show opierało się na wyśmianiu panujących wówczas w branży trendów oraz głupoty graczy. Nie inaczej było podczas tegorocznej edycji. Niestety, to co bawiło za pierwszym razem, nie wypaliło już ponownie. Żarty ze znienawidzonych loot boksów, czy konsol typu NES Mini (dlaczego?) bardziej powodowały u mnie pełne zniesmaczenia przewroty oczami niżeli autentyczny śmiech. Ale co z grami? Pewnie oprócz bawienia się w kabaret pokazano też jakieś gry, czyż nie? Owszem, pokazano ze trzy, z czego tylko JEDNA zwróciła moją uwagę. My Friend Pedro to zdecydowanie najlepsza atrakcja imprezy.

I to tyle. Devolver Digital wystawiał się zaraz po Bethesdzie, więc gdybym wiedział jaki poziom będzie prezentować show to wykorzystałbym ten czas na dłuższe spanie. Naprawdę mogli już pokazać tego Serious Sama, zamiast bawić się w CD Projekt RED i ukrywać swoje "dzieło" przed zwykłymi śmiertelnikami. Ech...

Square Enix

Cenione przez mnie Square Enix nie organizowało konferencji na zeszłorocznych targach, więc myślałem, że decydując się na wystąpienie tym razem firma będzie miała sporo do pokazania. Posiadali oni przecież wiele zapowiedzianych już gier, takich jak Shadow of the Tomb Raider, czy Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age, a powinniśmy spodziewać się również kilku niespodzianek. O jakichkolwiek informacjach odnośnie Final Fantasy VII Remake oraz The Avengers Project nie wspominając. Wiele wskazywało na to, że otrzymamy jedno z ciekawszych show. Konferencję (będącą w istocie nagranym wcześniej materiałem w stylu Nintendo Direct) otworzył gameplay z najnowszej odsłony przygód znanej i uwielbianej Lary Croft. Rozgrywka nie odbiega specjalnie od poprzednich produkcji z serii, więc jeśli podobał wam się reboot z 2013 roku i wydana później kontynuacja to zamknięcie trylogii prawdopodobnie również przypadnie wszystkim zainteresowanym do gustu.

Uniwersum Life is Strange rośnie w siłę, co pokazano już podczas konferencji Microsoftu, kiedy to zaprezentowano The Awesome Adventures of Captain Spirit, czyli darmowy wstęp do powstającej, pełnoprawnej kontynuacji. Historia skupi się na chłopcu, którego marzeniem jest zostać superbohaterem. Zwiastun sugeruje zabawę z wyobraźnią, ale znając twórców na samej wyobraźni pewnie się nie skończy. Prawdę poznamy już 26 czerwca. Tymczasem zostaliśmy uraczeni trailerem Just Cause 4, więc jeśli komuś podobało się Just Cause 3 i chciałby więcej tego samego to jego marzenie właśnie się spełniło. Zaprezentowany materiał wygląda dokładnie jak "trójka". Nie mam nic więcej do dodania.

Mam natomiast coś do dodania jeśli chodzi o tajemnicze Babylon's Fall. Niby typowy zwiastun gry osadzonej w klimatach fantasy, a jednak jedna rzecz pozwala nastawiać się do owej produkcji pozytywnie. Mianowicie logo Platinium Games. Tak, ludzie odpowiedzialni za takie arcydzieła, jak NieR: Automata pracują nad nową grą. Z pewnością będę śledził kolejne informacje dotyczące tego projektu. Drugą niespodzianką był dosyć nietypowy trailer mieszający grafikę komputerową z nagraniami prawdziwych aktorów. Gra nazywa się The Quiet Man i wiemy o niej tyle, że zmierza na PC oraz PS4. Więcej natomiast wiemy (nareszcie) o niesamowicie wyczekiwanym Kingdom Hearts III, które zadebiutuje 29 stycznia 2019 roku. "Trzecia" część legendarnej serii wygląda wprost obłędnie, ale to trzeba zobaczyć na własne oczy, więc jeśli ktoś przegapił któryś z kilku(!) pokazanych trailerów niech poświęci te trzy minuty swojego życia i obejrzy poniższy materiał, bo naprawdę warto.

No to co? Skoro zademonstrowali nam Kingdom Hearts III to teraz pewnie przyszła pora na Final Fantasy VII Remake, prawda? W końcu już od dłuższego czasu o grze nie powiedziano nic nowego, a taka cisza budzi obawy, zwłaszcza po tym, co spotkało obiecująco wyglądające Final Fantasy Versus XIII. Niestety Square Enix postanowiło nie wspominać nawet słowem o odświeżonych przygodach Cloude'a i spółki. No to może równie, jak nie bardziej ambitne The Avengers Project? Też nic. Generalnie to już koniec konferencji, moi drodzy. Całe pół godziny i tylko dwie nowe gry, o których i tak praktycznie nic nie wiemy. Ktoś tu chyba bardzo chciał pokonać EA w konkursie na najgorszy występ tegorocznych targów. Nawet o powstających rozszerzeniach fabularnych do Final Fantasy XV nic nie powiedzieli. Po co w takim razie organizować tego typu show?

Ubisoft

Francuzi już jakiś czas temu wypracowali sobie przebieg swoich występów, więc i tym razem zabrakło niespodzianek, gdyż wszystko potoczyło się według typowego dla studia planu. Konferencję rozpoczęła (oczywiście) roztańczona grupka mająca promować kolejną edycję Just Dance. Następnie zaserwowano pierwszą bombę, w postaci nowego, prześlicznego trailera wyczekiwanego od lat Beyond Good & Evil 2. Na materiale pojawiła się nawet Jade! Pokazano też urywki gameplayu, ale jeśli gra faktycznie znajduje się aktualnie w takim stanie to nie wiem, czy nie wolałbym dostać jednak animowanego filmu pełnometrażowego od ludzi odpowiedzialnych za zwiastun. Czas pokaże, kiedyś...

Zaraz po usypiającym wywodzie na temat popularności Tom Clancy's Rainbow Six: Siege publiczność rozbudził ryk silnika motocykla, którym na scenę wjechał grubszy facet w stroju kaskadera. Gdyby tego było mało, koleś chwilę potem przewrócił się na mównicę, przy okazji ją niszcząc. Całość wypadła tak kuriozalnie, że nie wiedziałem, czy to miało być zabawne, żenujące, czy smutne. Okazało się, że ów występ stanowił zapowiedź Trials: Rising. Sama gra wygląda nawet ciekawie, jednak bądźcie świadomi, że to niestety jedyny zupełnie nowy tytuł zaprezentowany na tegorocznej konferencji Ubisoftu. Kiedy kaskader opuścił już scenę emocje znów opadły, za sprawą powrotu do marki Tom Clancy's. Tym razem jednak zademonstrowano nam kontynuację The Division. Osobiście nie grałem w pierwszą część, więc moje zdanie może tracić na znaczeniu, ale mimo wszystko uważam, że to wygląda tak samo jak pierwowzór. Jeśli powiedziano by mi, że gameplay, który widzę na ekranie pochodzi z kolejnego rozszerzenia do oryginału to uwierzyłbym na słowo. Nie mam pojęcia, czy tego oczekiwali fani, ale cieszyć powinien ich fakt, że zapowiedziane już do gry dodatki udostępnione zostaną całkowicie za darmo dla wszystkich. Zawsze coś.

Kolejną atrakcją konferencji okazał się być koncert. Jaka produkcja zasłużyła sobie na występ muzyków? Dodatek do Mario + Rabbids: Kingdom Battle. Zupełnie niespodziewany i chyba nieoczekiwany pokaz skończył się równie szybko, co zaczął, dzięki czemu Ubisoft mógł od razu przejść dalej i zaserwować publiczności nowy zwiastun Skull & Bones, produkcji, która wygląda jak brakujący tryb multiplayer do Assassin's Creed IV: Black Flag. Większości jednak bitwy morskie w owej produkcji przypadły do gustu, więc czy jest to coś złego, że powstaje osobna gra, w całości poświęcona tej tematyce? Myślę, że nie. Tak samo jak myślę, że oparte na kupowaniu akcesoriów-zabawek Starlink: Battle for Atlas okaże się niewypałem. Zarówno Disney Infinity, jak i LEGO Dimensions jasno pokazały, co ludzie sądzą o pomyśle wzbogacania zawartości gry poprzez nabywanie zbędnych gadżetów. Ciekawostką jest gościnny występ Star Foxa w wersji na Nintendo Switch, co potwierdziła nawet obecność samego Shigeru Miyamoto. Najwidoczniej Nintendo zaczyna wychodzić ze swojej strefy komfortu, najpierw pozwalając na kolaborację postaci Mario z Kórlikami, następnie użyczając Star Foxa dla Starlink: Battle for Atlas, a ostatecznie nawet pozwalając grać cross-platformowo swoim fanom z posiadaczami Xboksa One. Imponujące. Zanim przejdę do głównego dania konferencji wspomnę tylko, że ponoć For Honor jeszcze żyje i nawet otrzyma wkrótce nową zawartość.

I tak oto docieramy do końca, czyli do prezentacji kolejnej odsłony szalenie popularnej serii o skrytobójcach, która powoli odchodzi od tematu skrytobójców. Ktoś się spodziewał? Zapewne wszyscy, biorąc pod uwagę fakt, że Assassin's Creed Odyssey wyciekło spory kawał czasu przed prezentacją. Nie zmienia to jednak faktu, że osadzona tym razem w klimatach antycznej Grecji produkcja robi wrażenie. Akcja gry będzie miała miejsce przed Assassin's Creed: Origins podczas wojny peloponeskiej, a gracz wcieli się we wnuka Leonidasa - Alexiosa lub Kassandrę. Twórcy wyraźnie podkreślili, iż debiutujący w październiku tytuł wprowadzi do cyklu sporo mechanik znanych z RPG-ów, takich jak możliwość romansowania, czy podejmowania decyzji w kluczowych momentach fabularnych. Mimo to, pierwszy gameplay wzbudził sporo obaw, jakoby Assassin's Creed: Odyssey miał być zrobionym na szybko i lekko poprawionym Assassin's Creed: Origins, w którym zmieniono jedynie mapę. Nawet jeśli podobieństwa są widoczne, to wciąż jestem zdania, że twórcy wprowadzili tyle nowości, iż ciężko mi nie czekać na premierę, zwłaszcza, że antyczna Grecja to zdecydowanie moje klimaty. Edycja kolekcjonerska (jedna z kilku) zamówiona, chociaż mimo wszystko wolałbym wydać pieniądze na nową grę o Księciu Persji lub kolejną platformówkę z Raymanem w roli głównej. Cóż mogę rzec? Typowa konferencja Ubisoftu, na której niestety zabrakło niespodzianek.

PC Gaming Show

Zanim Sony wytoczyło swoje ciężkie działa, w postaci fenomenalnie prezentujących się tytułów ekskluzywnych noc umilono nam licznymi prezentacjami gierek pecetowych. Tak, "gierek", bo pełnowartościowe produkcje to przeważnie nie były. Niestety tegoroczne PC Gaming Show ponownie pokazało, iż rzucane przez niektórych odważne hasło "PC Master Race" nic tak naprawdę nie znaczy. Co z tego, że komputer stacjonarny jest najpotężniejszym sprzętem, skoro żaden deweloper nie próbuje nawet zaoferować miłośnikom "blachy" prawdziwie dopracowanej gry z przyprawiającą o zawrót głowy oprawą graficzną? Nie, Star Citizen nie jest taką grą. Star Citizen jest bezczelnym skokiem na kasę i dobitnym dowodem na to, że z rynkiem pecetowym stało się coś bardzo złego. No bo jak tu nie parsknąć śmiechem, kiedy ze wszystkich stron słyszy się o ogromnej mocy kolejnych generacji kart graficznych, pozwalających ponoć doświadczać wirtualnej rozrywki w najlepszej możliwej jakości, a potem zobaczyć zmierzające na PC gry i zrozumieć, że niemal wszystkie z nich to słabe próby zaistnienia w gatunku battle royale, survivalowe śmieci, które nigdy nie opuszczą bety, czy popierdółki indie tak nijakie, że na konsoli nie sprzedałyby się wcale, jeśli w ogóle trafiłyby najpierw do sklepu. Naprawdę ktoś na to wszystko czeka?

I żeby była jasność. Nie mam problemu z grami indie, o ile są pomysłowe i oferują to, czego wysokobudżetowe produkcje nie są w stanie z różnych powodów zaoferować. Limbo, Super Meat Boy, Owlboy, FEZ oraz wiele innych "indyków" to naprawdę cudowne gry, warte chociaż spróbowania. Co innego, jeśli mówimy o tytułach zaprezentowanych podczas PC Gaming Show. Produkcji nastawionych na battle royale, survival, crafting i early access jest już tyle, że przestałem zauważać, gdzie kończy się jedna gra, a gdzie zaczyna druga. Pogoń za tym, co aktualnie modne stała się wręcz przytłaczająca, powodując wysyp projektów robionych niskim kosztem i skazanych na wieczny wczesny dostęp. Podczas gdy na innych konferencjach prezentowane jest np. The Last of Us: Part II tutaj najciekawszą zajawką okazał się być... mod do Skyrima. Szkoda gadać. Rynek pecetowy to jednak na tyle ciekawe zjawisko, że zasługuje na osobnego bloga. Nie przedłużając zatem przejdźmy do drugiego najbardziej wyczekiwanego przeze mnie wystąpienia.

Sony

Panie i panowie, to już ten moment, w którym możecie wyciągnąć szampana. Za chwilę Sony po raz kolejny pozamiata wszelką konkurencją, prezentując najwybitniejsze, najznakomitsze, najcudowniejsze produkcje tworzone od samego początku z myślą o PlayStation 4. Prawdopodobnie nie zabraknie również kilku niespodzianek. Powrót jeszcze jednej, zapomnianej przez czas klasycznej serii? A może coś całkowicie świeżego? Cokolwiek by się nie stało jedno jest pewne - Sony znów "wygra" E3 i jeszcze bardziej napędzi sprzedaż swojego sprzętu. W końcu już kilka lat z rzędu japoński producent oferował najlepsze pokazy na targach, więc czemu mieliby teraz zwalniać? Cóż, szczerze mówiąc jeden powód by się znalazł. Mianowicie niezaprzeczalna dominacja na rynku konsol. I wiecie, co? Chyba właśnie ta dominacja ich w tym roku trzymała w ryzach, nie pozwalając zaszaleć, jak za dawnych lat. Nie znaczy to jednak, że sama konferencja wypadła słabo. Co to to nie! Już na samym początku otrzymaliśmy bombę, jaką bez wątpienia był gameplay z The Last of Us: Part II.

Kiedy widownia ochłonęła przyszła pora na kolejny murowany hit - Ghost of Tsushima od Sucker Punch. To, w jak idealny sposób ów gra oddaje atmosferę klasycznych filmów o samurajach jest wręcz nie do opisania. Klimat wylewał się z każdej sekundy zaprezentowanego materiału, sprawiając, że momentalnie zakochałem się w tym dziele i zacząłem zniecierpliwiony wyczekiwać premiery. Dla takich właśnie produkcji mam PlayStation 4, a to wciąż dopiero początek! Wkrótce wyszło na jaw, iż Ghost of Tsushima nie jest jedyną grą czerpiącą garściami z tematu feudalnej Japonii. Krótki zwiastun zdradził bowiem powstawanie Nioh 2. Zaiste przyszłość rysuje się w jasnych barwach dla miłośników tego typu tytułów.

Z innej beczki, pamiętacie może Quantum Break? Na konferencji poświęcono chwilkę, by zademonstrować nową produkcję od Remedy, która w widoczny sposób inspiruje się ich poprzednim dziełem. Control wygląda niemal jak sequel i tylko tyle aktualnie o grze wiemy. Konkrety natomiast przedstawił Capcom, który chyba nauczył się, czego żądają ich fani. Najpierw genialny Monster Hunter: World, potem zapowiedź wyczekiwanego Devil May Cry 5, a teraz prezentacja Resident Evil 2 Remake! I to z datą premiery ustaloną na 25 stycznia 2019 roku. Pozostając w temacie "japońszczyzny" przejdźmy do Death Stranding, czyli aktualnego projektu Hideo Kojimy (wywindowanego już na tym etapie kariery chyba do rangi boga branży) i kolejnego exclusive'a dla PS4. Oczywiście, mimo zobaczenia fragmentów gameplayu wciąż niewiele wiemy o grze, a nawet dostaliśmy więcej dziwnych scen, prowokujących równie dziwne pytania. O co chodzi z tymi niemowlakami?

Imprezę Sony zwieńczyło solidnym gameplayem z mającego premierę już we wrześniu Spider-Mana od Insomniac Games. Cóż mogę rzec? Gra wygląda obłędnie i prawdopodobnie okaże się spełnieniem snów grającej części fanów Człowieka-Pająka. Cieszy fakt wykorzystania kilku klasycznych złoczyńców, a wiele wskazuje na to, że wciąż nie poznaliśmy wszystkich. Już nie mogę się doczekać zwiedzania Nowego Jorku tak, jak robi to jeden z najpopularniejszych superbohaterów na świecie. Z podobnym entuzjazmem wyczekiwałem tegorocznej konferencji Sony i niestety trochę się jednak zawiodłem. Nie zrozumcie mnie źle, nadal uważam występ Japończyków za bardzo udany, ale znów zabrakło mi jakichś niespodzianek. Niestety (albo stety) Microsoft załatwił sobie prezentację niemal wszystkich nowości od innych studiów zostawiając Sony samo sobie. Warto jednak pamiętać, że przed nami jeszcze kilka imprez growych, które firma z Tokio zaszczyca swoją obecnością oraz samo PlayStation Experience. Tam też muszą przecież coś pokazać. Może i tym razem Sony nie "zamiotło", ale na pewno utrzymało pozycję lidera.

Nintendo

Ostatnia konferencja należała do Nintendo, które ponownie postanowiło zaprezentować typowe dla siebie, nagrane wcześniej show zamiast standardowego wystąpienia. Jak zawsze, spodziewać mogliśmy się więc zwięzłego, acz treściwego pokazu zmierzających na Nintendo Switch hitów, pokroju ostatniej Zeldy lub Mario. Ponadto, w produkcji znajduje się przecież potwierdzone wcześniej Metroid Prime 4, Bayonetta 3, a nawet zupełnie nowe, pełnoprawne Pokémony. Czy Wielkie N zakończyło zatem tegoroczne E3 z hukiem? Jeśli jesteście fanami Super Smash Bros. to tak, ale jeśli nie...

Praktycznie całe show zostało poświęcone wyczekiwanemu, nowemu Super Smash Bros. O grze powiedziano już chyba wszystko, co na pewno ucieszy miłośników serii, acz niekoniecznie zachwyci całą resztę. Dla tych, którzy nie dostają napadu (pozytywnego) szału na widok samego loga owej marki zostało zaledwie kilka, i tak niezbyt interesujących zapowiedzi. Mnie na pewno cieszy potwierdzenie sporego rozszerzenia do Xenoblade Chronicles 2. Dostanie ono nawet wersję pudełkową! Ale co dalej? Overcooked 2? Niestety "dalej" oznacza właśnie Super Smash Bros. Ultimate, którego niespecjalnie wyczekiwałem. Fani serii powinni być jednak zadowoleni. Najnowsza odsłona ma bowiem zebrać wszystkich bohaterów, jacy kiedykolwiek zaszczycili swoją obecnością rooster postaci, oferować nowe areny, a nawet wspierać oryginalny kontroler do GameCube'a. Jakkolwiek by się jednak ta gra dobrze nie zapowiadała, tak wciąż niedopuszczalne jest opieranie całej konferencji na jednym tylko tytule. Wielkie N całkowicie zlekceważyło wagę E3 i potraktowało swoje wystąpienie, jak typowy, organizowany bez żadnego konkretnego powodu Nintendo Direct, za co zdecydowanie nie powinni być chwaleni.

Podsumowanie

I tak oto dotarliśmy do końca tegorocznej edycji targów Electronic Entertainment Expo. Muszę przyznać, że całościowo impreza wypadła bardzo dobrze. Po pierwsze, otrzymaliśmy sporo zapowiedzi wyczekiwanych gier, a po drugie, większość wystawców zaoferowała naprawdę ciekawe konferencje i wystąpienia. Produkcje takie jak Ghost of Tsushima, Devil May Cry 5, Kingdom Hearts III, czy nawet Cyberpunk 2077 to z całą pewnością tytuły, które robiły największe wrażenie, zarówno pod względem oprawy audiowizualnej, jak i samego pomysłu na siebie. Zabrakło niestety prawdziwych niespodzianek, a większość potencjalnych zaskoczeń wyciekła na kilka dni przed oficjalną prezentacją. Poza tym, dostaliśmy typowe E3, na którym Electronic Arts całkowicie zawodzi, Microsoft próbuje wstać z kolan, a Sony dumnie pokazuje swoje dzieła sztuki. Tylko tyle, i aż tyle. Jako gracz, czuję się usatysfakcjonowany mnogością nadchodzących tytułów i niecierpliwie czekam na ich premiery. Oficjalnie uznaję zatem tegoroczne targi za udane i rozpoczynam odliczanie do kolejnej edycji, zaplanowanej na 11-13 czerwca 2019. Być może przyszły rok spełni chociaż część z moich życzeń? Oczyma wyobraźni widzę już nowego Księcia Persji, remake ICO oraz Skate 4. Ech, marzenia...

Oceń bloga:
15

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper