Pamiętnik Początkującego Łowcy #1

BLOG O GRZE
524V
Pamiętnik Początkującego Łowcy #1
DawidThePlayer18 | 23.02.2018, 03:36
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Monster Hunter: World to gra, która nie potrzebuje świetnie poprowadzonej kampanii fabularnej do prowokowania niezwykle widowiskowych pojedynków na śmierć i życie. Epickie starcia z ogromnymi bestiami są tu chlebem powszednim, a ciekawe historie piszą się same, więc rozsiądźcie się wygodnie i poznajcie perypetie pewnego początkującego łowcy z Piątej Floty, który właśnie dotarł do Nowego Świata, w celu odkrycia tajemnicy emigracji Starszych Smoków.

Część I: Nie aż tak trudne początki

Minął już pierwszy tydzień odkąd zawitaliśmy w Asterze, głównej bazie wypadowej łowców ulokowanej w Starodrzewie. Sama podróż nie należała do najprzyjemniejszych, gdyż natrafiliśmy na jednego ze Starszych Smoków, który skutecznie uniemożliwił nam spokojne przybycie i zmusił do krótkiego spaceru po nowym lądzie. Mogłoby się wydawać, że przechadzka z uroczą towarzyszką należeć będzie do tych przyjemniejszych chwil, lecz nagłe wtargnięcie na szlak dwójki walczących ze sobą bestii szybko zrewidowało to wrażenie. Na szczęście udało nam się bez szwanku wydostać z opresji i przekroczyć bramę, za którą czekała bezpieczna przystań. Przywitał nas Dowódca Zespołu Polowego i postanowił oprowadzić po najważniejszych punktach Astery. Podczas zwiedzania dotarło do mnie jednak, że ludzie nie są tu mile widziani.

Spokój nie trwał długo, bowiem szybko przydzielono nam pierwsze zadanie. Mieliśmy upolować grupę Jagrasów. Brzmi jak banał, ale będąc świadomym niebezpieczeństw czyhających w Starodrzewie postanowiłem się odpowiednio przygotować. Spośród czternastu różnych rodzajów broni wybrałem owadzią glewię i po krótkim treningu zaprosiłem mojego koleżkota, Karen na wspólną wyprawę. Tę, z pewnością mogę zaliczyć do udanych, gdyż bez najmniejszych problemów udało nam się wytropić poszukiwaną grupkę i kilka minut później było już po wszystkim. Pierwszy sukces zmotywował nas do podjęcia się kolejnego zadania. Wróciliśmy do Astery, gdzie dostrzegłem małą, uroczą świnkę przechadzającą się w tę i we w tę. Postanowiłem podejść i spróbować pogłaskać urodziwego prosiaka. Nie był to jednak dobry pomysł.

Druga misja nie różniła się zbytnio od poprzedniej. Przynajmniej na początku. Mieliśmy upolować ustaloną liczbę Kestodonów. Wszystko szło jak z płatka, dopóki nie pojawiło się pierwsze realne zagrożenie - Wielki Jagras, którego również kazano nam ubić. Lekko zaniepokojony rozwojem wydarzeń przyjąłem rozkaz i ruszyłem na bestię. Po dłuższej serii ciosów potwór zaczął uciekać, więc pobiegłem za nim. Drugie starcie przebiegło bez większych problemów, a podczas walki udało mi się nawet na Wielkiego Jagrasa wskoczyć i zaaplikować mu kilka razów ostrzem w okolice gęby. Zwycięstwo było już praktycznie moje, kiedy bestia koślawo poczłapała w stronę leża. Tam spadł na nią istny grad ciosów, który przypieczętował jej los. Zadanie zostało wykonane, Wielki Jagras był już historią, a ja miałem pierwszego dużego potwora na koncie.

W drodze powrotnej napotkaliśmy rozjuszonego Pukei-Pukei. Co go rozjuszyło? Tajemniczy obiekt, będący najprawdopodobniej sprawką Zoraha Magdarosa, Starszego Smoka, który przeszkodził nam, zanim jeszcze zdążyliśmy postawić stopy na nowym lądzie. Byłem przekonany, że dowództwo z jakiegoś powodu (zapewne w celach badawczych) rozkaże odesłać rozdrażnione zwierzę na wieczny spoczynek, lecz nic takie nie miało na szczęście miejsca. Uznaliśmy natomiast, że należy zdać raport, bowiem zaobserwowane zjawisko z pewnością zainteresowałoby osoby wyżej postawione. Tak zrobiliśmy.

Ślad pozostawiony przez Zoraha Magdarosa faktycznie wywołał niemałe zamieszanie. Zostawiony w spokoju Pukei-Pukei również. Uniemożliwiał on zbadanie tajemniczego obiektu, więc zlecono nam pozbycie się go. Przed wyruszeniem na polowanie uznaliśmy jednak, iż warto najpierw przygotować nowy obóz w Starodrzewie, co wymagało udania się na małą ekspedycję. Zdążyłem wstąpić do kowala, gdzie ulepszyłem glewię oraz pancerz, aby być przygotowanym na kolejne niespodzianki, wpadłem do kantyny i zastałem tam, jak zawsze zresztą moją Przewodniczkę, zebrałem odpowiednie przedmioty do sakwy, po czym razem z Dowódcą Zespołu Polowego udaliśmy się na kolejną misję.

Na tym etapie wiedziałem już, że wszystko może się przydać, więc zbierałem po drodze wszelkie możliwe rośliny, kamienie, owady, czy nawet gnój. W odnajdywaniu cennych surowców pomagała Karen. Błądziliśmy tak chwilę, aż w końcu dotarliśmy do celu. Miejscówka idealnie nadawała się na nowy obóz, lecz, jak się okazało miała już swojego lokatora. Niejaki Kulu-Ya-Ku, gdy tylko nas zobaczył wydarł się i uciekł. Mowy nie było o pozwoleniu mu odejść, więc od razu zaczęliśmy tropić niezbyt urodziwą kreaturę. Wkrótce bestia poczuła pierwsze smagnięcie glewią. Uskoczyła, a ja starałem się przewidzieć, jak odpowie na zadany cios. Rzuci się na mnie? Zaatakuje dziobem? Uderzy ogonem? Spodziewałem się wszystkiego, co mogłoby zrobić rozdrażnione zwierzę. Tymczasem Kulu-Ya-Ku zaczął grzebać łapami w ziemi, wydobył z niej spory kamień i po chwili skoczył z nim w moim kierunku. Oberwałem kamulcem od, wydawać by się mogło niezbyt rozgarniętego potwora. Podczas, gdy dochodziłem do siebie Karen bohatersko ruszyła na bestię z bronią przygotowaną do ataku. Ów atak został jednak odparty tym samym kamieniem. Sytuacja zaczęła robić się poważna.

Szybko doszliśmy do wniosku, że lepiej jest wyprowadzać ciosy z boku, tak, aby zwierzę nie było w stanie się zasłonić. Tym sposobem udało nam się zmusić Kulu-Ya-Ku do upuszczenia wydobytej z ziemi "tarczy". Potwór przyjął następnie sporą dawkę bólu, która zmusiła go do ucieczki w stronę leża, gdzie udał się na spoczynek. Na miejscu posłałem w jego stronę owada, po czym zaczęliśmy wykańczać zmęczoną już walką bestię. Tak oto kolejne łowy dobiegły końca. Choć podczas walki musiałem parę razy ratować się miksturą, zadanie nie sprawiło mi większych trudności. Powoli zacząłem się zastanawiać, ile jest prawdy w tym, co mi mówiono o Nowym Świecie. Wielokrotnie uświadamiano mnie, że tutaj nie wybacza się najmniejszych błędów, a ubicie każdego z napotkanych potworów stanowi nie lada wyzwanie. Tymczasem ja, początkujący łowca radzę sobie całkiem nieźle. Być może polowanie na tutejszą faunę jest moim powołaniem?

Skoro Kulu-Ya-Ku nie stanowił już problemu, założenie nowego obozu pozostało kwestią czasu. Teraz przyszła pora na Pukei-Pukei, który również panoszył się w Starodrzewie i nie pozwalał zbadać śladu pozostawionego przez Zoraha Magdarosa. Udaliśmy się z Karen do pierwszego obozu, gdzie czekała na nas Przewodniczka. Pomogła nam ona zatwierdzić łowy, a następnie przygotowała pyszny posiłek. Uzupełniwszy puste brzuchy i sakwę ruszyliśmy ponownie w teren z nadzieją na szybkie złapanie tropu.

Znalezione odciski łap zaprowadziły nas do gęstej dżungli. Wiedzieliśmy już jak wygląda nasz cel, więc zauważenie go wśród otaczającej nas roślinności nie powinno stanowić większego wyzwania. W końcu dostrzegliśmy charakterystyczny ogon, w który wymierzyłem pierwszy cios, a następnie wybiłem się w powietrze i wylądowałem na grzbiecie Pukei-Pukei. Ten, chcąc mnie stracić zaczął się szarpać, podczas gdy ja wbijałem ostrze w skórę ujeżdżanej bestii. Potwór szybko się zmęczył, więc wyprowadziłem atak, który powalił zwierzę. Oszołomiony leżał tak przez chwilę, po czym zaczął się miotać. To była idealna okazja na zadanie masywnych obrażeń. Po serii ciosów Pukei-Pukei wstał i uciekł, a my pobiegliśmy za nim.

Świetliki zwiadowcze ponownie zaprowadziły nas do będącej celem wykonywanej misji bestii i nie tylko. Na naszych oczach Pukei-Pukei walczył z Wielkim Jagrasem! Cóż to było za widowisko. Dwa potwory w szalonym pojedynku na śmierć i życie, który nie tylko wyglądał obłędnie, to jeszcze stanowił dla nas niemałą pomoc w osłabieniu tropionej zwierzyny. Szybko jednak Wielki Jagras poddał się i zostawił powalonego Pukei-Pukei nam. Najprawdopodobniej uznał, że sam nie da rady i wolał odpuścić. Cóż, my odpuścić nie zamierzaliśmy i po oddaniu kilku strzałów z procy wyszliśmy z ukrycia. Nim zaczęliśmy atak, potwór wstał i zaczął pluć w naszą stronę jadem. Nie spodziewając się takiego obrotu spraw przyjąłem na siebie sporą dawkę fioletowego śluzu, co zmusiło mnie do natychmiastowego podjęcia ucieczki i zażycia antidotum. Na szczęście miałem Karen, której udało się na chwilę odciągnąć uwagę bestii. Doszedłem do siebie, a Pukei-Pukei zmierzał już w moim kierunku, gdy nagle uruchomił pułapkę. Wykorzystałem tę okazję w najlepszy możliwy sposób, zasypując potwora silnymi ciosami i kładąc go ostatecznie trupem. To były wyjątkowo udane łowy.

Zadowoleni z siebie wróciliśmy do Astery, gdzie zostaliśmy wezwani na rozmowę z Dowódcą, który pochwalił nas za dobrze wykonane zadanie i poinformował o odkryciu kolejnego śladu Zoraha Magdarosa. Ów ślad znajduje się w Pustkowiach Dzikowieży. Naszą kolejną misją jest ochrona badaczy, którzy muszą ten tajemniczy obiekt zbadać. Nowy teren działań oznacza nowe wyzwania, więc zaraz po zakończeniu rozmowy wpadłem do kowala i znów ulepszyłem wyposażenie, a przy okazji lekko zmieniłem wygląd za sprawą nowego nakrycia głowy. Następnie udałem się do kantyny, aby trochę odpocząć i w spokoju spisać moje pierwsze przygody. Wkrótce wyruszam do nowego miejsca, gdzie czeka mnie zapewne jeszcze więcej potworów do ubicia, surowców do zebrania, śladów do odkrycia oraz osób do poznania. Na razie jednak planuję udać się do pokoju, chwilę odsapnąć, a przed wyruszeniem do Pustkowi Dzikowieży jeszcze raz spróbować pogłaskać napotkaną wcześniej świnkę. Coś w niej takiego jest, że chce się ją przytulić. Może to przez ten uroczy sweterek, który ma na sobie?

Dalsze perypetie początkującego, acz żądnego przygód łowcy poznacie wkrótce. Tymczasem chciałbym podziękować wszystkim za miłe słowa pozostawione pod moim pierwszym wpisem. Naprawdę nie spodziewałem się tak ciepłego przyjęcia. Wygląda na to, że mam nareszcie dla kogo tworzyć, a to najlepsza motywacja do pisania kolejnych tekstów. :D

Oceń bloga:
13

Komentarze (10)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper