Recenzja Battlefield 1

BLOG RECENZJA GRY
454V
Recenzja Battlefield 1
ShotgunMesssiah | 20.03.2017, 20:52
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Czy nowy Battlefield odkupi winy poprzednika i przywróci należyty blask serii?

 

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

 

Nie ukrywam, że jestem wielkim fanem Battlefielda i zawsze z niecierpliwością wyczekuję na informacje dotyczące kolejnej części tego wojennego shootera. Niestety ostatnio seria ta trochę podupadła. Średnia „Czwórka" i Hardline, który był dla mnie kompletnym nieporozumieniem jeszcze bardziej zaostrzyły mój apetyt na powrót prawdziwego „Batka". Takiego, którego nie odstawię w kąt po kilku tygodniach, chcąc o nim jak najszybciej zapomnieć. Byłbym wniebowzięty, gdyby była to trzecia część zapomnianego przez Dice Bad Company. Dość marzeń. Co zaserwowała nam twarda rzeczywistość i gdzie będzie nam dane teraz walczyć?Jak wiadomo seria Battlefield przenosiła nas na przeróżne cyfrowe pola walk poczynając od II Wojny Światowej, przez kampanię w Wietnamie czy fikcyjne współczesne konflikty na dalekiej przyszłości kończąc. Tym razem szwedzkie studio postanowiło cofnąć się w czasie o przeszło sto lat racząc nas realiami I Wojny Światowej. Wielka Wojna nie jest wdzięczną bazą do stworzenia dynamicznej i napakowanej akcją strzelaniny wieloosobowej, głównie ze względu na pozycyjny charakter tego konfliktu. To trochę tak jakby próbować zrobić z "M jak Miłość" film sensacyjny. Byłem zdziwiony i dość sceptycznie nastawiony, kiedy dowiedziałem się, że akcja nowej gry będzie miała miejsce w 1914 roku. Gdy pojawiły się pierwsze wzmianki o powrocie do przeszłości podobnie jak większość graczy byłem przekonany, że Dice będzie chciało wrócić do korzeni i jako główny temat swojej produkcji obierze po raz kolejny II Wojnę Światową.Decyzja ta wydała mi się dość ryzykowna zwłaszcza, że 2016 rok obfitował w premiery fenomenalnych fpsów, które bez trudu mogłyby pogrążyć nowe dziecko Dice, gdyby to znowu się potknęło. Niezbyt urzekała mnie wizja walki w klaustrofobicznie ciasnych okopach po brzegi wypełnionych błotem, zwłokami i fekaliami. Tak to była wyjątkowo okrutna i mało urokliwa batalia. Z drugiej jednak strony I Wojna Światowa to temat bardzo niszowy w świecie elektronicznej rozrywki, a jedynym konkurentem jest kładący mocny nacisk na realizm "Verdun". Tak więc decyzję deweloperów można uznać za logiczną.  Jest to też ukłon w stronę graczy, którzy znudzeni futurystycznymi konfliktami domagali się powiewu świeżości. Jak więc twórcy postanowili poradzić sobie z niedogodnościami jakie stawiała przed nimi I Wojna Światowa? Otóż postanowili potraktować ją z przymrużeniem oka, może nawet obu. Zgodność historyczna poszła w odstawkę, a cały konflikt unowocześniono. Dodano karabiny półautomatyczne i samopowtarzalne, samonaprawiające pojazdy i samoloty oraz wyciągnięto żołnierzy z okopów, aby gra stała się dynamiczna i przyjęła bardziej arcade’owy charakter. To wszystko przyprawiono jeszcze modną ostatnio w produkcjach EA poprawnością polityczną. W skrócie seria nie przeszła rewolucji tylko lifting, rozgrywka nie została postawiona do góry nogami. To stary dobry Battlefield w przebraniu sprzed lat.

 

 

KONIEC HISTORII RAMBO

 

Nowy Battlefield nie jest opowieścią o super żołnierzu, pilocie śmigłowca, czołgiście i saperze w jednym, ani protagoniście, dla którego walka ze złem i ratowanie świata przed zagładą to chleb powszedni. Tym razem historia dla pojedynczego gracza została podzielona na pięć osobnych rozdziałów opowiadających o losach pięciu odmiennych postaci walczących na różnych frontach. Mamy kampanię pilota samolotu, młodego czołgisty, włoskiego terminatora odzianego w zbroję płytową, australijskiego gońca oraz arabską republikankę walczącą u boku sławnego Lawrenca z Arabii. Dzięki temu starcia prowadzimy w kompletnie odmiennych lokacjach poczynając od Francji przez Alpy oraz półwysep Gallipoli na pustyni Bliskiego Wschodu kończąc. Historie są krótkie, każdą z nich ukończymy w czasie około jednej godziny. To faktycznie niedługo i wielu graczy będzie z tego powodu niepocieszonych, choć jak na przystawkę przed sporym daniem głównym w postaci trybu wieloosobowego powinno wystarczyć. Osobiście nie lubię sztucznie wydłużonych kampanii, preferuję krótszy tryb fabularny w zamian za wciągającą oraz pełną akcji opowieść a w tej produkcji tak jest. Wypada też wspomnieć, że to pierwszy Battlefield posiadający pokaźną ilość sekcji ze skradaniem, które możemy przejść nie oddając ani jednego wystrzału. Zapewne ucieszy to fanów cichego podrzynania gardeł. W ogólnym rozrachunku to solidne opowieści, które z przyjemnością chce się przejść do końca.

 

 

WOJNA TOTALNA

 

Tryb dla pojedynczego gracza jest tylko fabularnym samouczkiem, wstępem do prawdziwej zabawy. Nie ma co ukrywać, że kupowanie Battlefielda dla samego singla jest tak samo logiczne jak zakup auta terenowego do poruszania się po zatłoczonych miejskich arteriach. Nowe dzieło Dice w trybie dla wielu graczy zapiera dech swoją spektakularnością. To zaprawdę wojna totalna. Mamy do dyspozycji samoloty, pojazdy opancerzone, konie, sterowce i okręty. Do tego na mapie ściera się ze sobą 64 graczy, to idealna recepta na niezłą zadymę. Wszechobecny chaos dopełniają zmienne warunki pogodowe i destrukcja otoczenia, które potrafią całkowicie zmienić pole bitwy. Wszystko to podsyca fenomenalny dźwięk, który daje najlepszy efekt, kiedy gramy w słuchawkach. Echo oddawanych w oddali wystrzałów pomiędzy członkami naszej drużyny a przeciwnikami oraz wybuchy, które wprost rozrywają bębenki powodują, że czujemy się jakbyśmy byli w samym sercu batalii. Wszystkie te smaczki nadają omawianej produkcji bardzo unikatowy i urzekający charakter, którego próżno szukać u konkurencji. Fani serii szybko odnajdą się w chaosie bitwy jak i w samej grze głównie dlatego, że model rozgrywki pozostał bez zmian w stosunku do poprzednich części. Do naszej dyspozycji tradycyjne oddano cztery klasy postaci. Szturmowiec, klasycznie już dla serii uzbrojony w broń maszynową, która ma tutaj wyraźnie większy rozrzut jak w przypadku np. czwartej części. Dodatkowo klasa ta specjalizuje się w likwidowaniu wrogich pojazdów. Żołnierz wsparcia z kolei posługuje się ciężkimi karabinami i zaopatruje członków drużyny w amunicję. Otrzymał również moździerz, dzięki któremu może prowadzić ostrzał wrogich pozycji nie narażając się na ogień nieprzyjaciela. Jest też Medyk ze swoimi niezastąpionymi apteczkami, uzbrojony w półautomat, który świetnie sprawuje się na średnim dystansie. Ostatni jest Zwiadowca, czyli po prostu snajper z karabinem wyborowym, który idealnie sprawdza się na dużych odległościach. Dostępne tryby rozgrywki to już standard dla Battlefielda. Główne skrzypce ponownie gra Dominacja, nie zapomniano o Szturmie czy zespołowym Deatchmatchu. Nowością jest zaś tryb o nazwie Gołębie Wojenne, w którym drużyny starają się odnaleźć na mapie tytułowego ptaka i za jego pomocą nadać wiadomość do artylerii, która następnie ostrzela wrogie pozycje. Do mnie ten typ rozgrywki niezbyt przemawia, co innego Operacje będące połączeniem szturmu i podboju, w których celem drużyny jest przesunięcie linii frontu i zdobywanie kolejnych sektorów tak by zmusić przeciwnika do wycofania się. Drużyna atakująca ma trzy szanse i jeżeli nie poradzi sobie w pierwszym ataku to jako wsparcie otrzyma tak zwanego „Behemota" - olbrzymią maszynę bojową, która różni się w zależności od mapy. Może to być sterowiec, opancerzony pociąg bądź naszpikowany działami okręt. Jeżeli zaś obrońcy stracą wszystkie punkty to akcja przenosi się na drugą i zarazem ostatnią mapę w danej operacji. To zdecydowanie jedna z najciekawszych nowości w BF1. Wspomniałem już o trybach rozgrywki i klasach występujących w grze więc wypadałoby omówić wirtualne pola bitwy. Same mapy są dobrze zbalansowane i nie faworyzują żadnej ze stron. W grze jest 9 plansz, głównie to olbrzymie otwarte i zróżnicowane tereny. Jest dżungla, pustynia oraz piaszczyste wydmy. Nie zabrakło też map dla fanów ciasnych lokacji i wąskich uliczek, tu na ratunek przybywa "Amiens". Zróżnicowane lokacje powodują, że każdy znajdzie coś dla siebie. Od strony technicznej prezentują naprawdę wysoki poziom, są przepakowane detalami i obiektami, które można zrównać z ziemią. Najlepiej wyglądają mapy w Europie, wyróżniające się na tle pozostałych nieco mniej dopracowanych lokacji. Są niebywałą ucztą dla oczu. Porównanie grafiki do dzieł Michała Anioła byłoby lekką przesadą, nie zmienia to jednak faktu, że sama gra wizualnie prezentuje się fenomenalnie i bez wątpienia jest to jeden z najładniejszych shooterów na rynku.

 

 

WADY

 

Wystarczy tego słodzenia, nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł czegoś, na co można by trochę ponarzekać. Zacznę od tego, że całkowicie nie trafia do mnie system wyboru pojazdów z poziomu mapy wzorowany na tym z Battlefronta. Wolę klasyczny parking maszyn na respie, jak przystało na prawdziwego Battlefielda. Na lincz zasługuje również całkowicie nieprzemyślany system odblokowywania broni. Nie dość, że musimy spełniać wymagania konkretnego poziomu danej klasy, to jeszcze musimy zapłacić za przedmiot zdobytymi punktami. To sztucznie wydłużony proces zdobywania arsenału tak porywający i przyjemny jak kanałowe leczenie zębów. Następną wadą są koszmarne skrzynie rodem z Counter-Strike: Global Offensive czy Overwatcha z losowymi skórkami do broni, które możemy dokupywać za prawdziwą gotówkę. Taki zabieg może pasuje do gier mobilnych z modelem „free to play”, ale tutaj nie ma prawa bytu. Do tego dochodzi jeszcze przepustka sezonowa, dająca nam dostęp do nadchodzących dodatków, której cena jak to już przystało na produkcje EA jest niedorzecznie wysoka.

 

 

POLE BITWY ZNOWU W FORMIE

 

Nowy Battlefield nie jest może wybitnym arcydziełem. To kawał bardzo dopracowanego i dobrego shootera, który wciąga jak woźny ćwiartkę. Jest wielką produkcją na tygodnie, miesiące a nawet lata, która sprawia wrażenie dobrze zainwestowanych pieniędzy. Przyznam, że nie do końca odnajduję się w klimacie IWŚ. Nie zmienia to faktu, że śmiało mogę ją postawić na równi z Battlefieldem 3 pod względem przyjemności jaką daje mi Multiplayer. Niestety do odebrania korony Bad Company 2 jeszcze trochę brakuje i raczej nieprędko się to zmieni. Cieszy się, że moje obawy co do niskiej jakości kolejnego BFa, czy złego doboru konfliktu były mylne. Dice odkupiło grzechy Hardline'a i Battlefont'a. Jeżeli ich następne produkcje będą na tym samym poziomie to będę wniebowzięty.

Oceń bloga:
0

Atuty

Wady

ShotgunMesssiah

ShotgunMesssiah

Battlefield znowu w formie!

8,5

Komentarze (4)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper