Tomassowa Kronika Biegowa #46_2019/14

BLOG
424V
Tomassowa Kronika Biegowa #46_2019/14
Tomasso_34 | 19.06.2019, 07:14
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dlaczego I.Bieg Wolności był dobrym biegiem?

Jest kilka powodów, które w mojej opinii świadczą o sukcesie tego biegu. Choć w internecie znalazłem kilka niepochlebnych opinii odnośnie do organizacji I. Biegu Wolności. Przytoczę jedną z nich i odniosę się do zupełnie nietrafionych w mojej opinii argumentów jednego biegacza.

"Zastanawiam się, dlaczego w tak dużym parku organizatorzy zdecydowali się na tak ciasną trasę. [...]

W tym miejscu warto przytoczyć stare ludowe przysłowie znane już w czasach pierwszych Piastów - "w dupie byłeś, gówno widziałeś." Trasa była wąska, ale nie była ciasna. Tłok panował jedynie na pierwszych 300 metrach trasy. Przez cały czas biegu mogłem biec swobodnie. Nie musiałem się przeciskać pomiędzy innymi biegaczami. Było nawet luźniej niż na trasach wielu innych biegów. Wiem, co mówię, bo jak wiecie, startuje często i jeśli na zawodach jest zbyt tłoczno, to zawsze to krytykuje. W przypadku Biegu Wolności nie mam na co narzekać. Było zdecydowanie luźniej, niż na trasie Krakowskiego Biegu Nocnego, gdzie szło się pozabijać na trasie, która była zbyt wąska na tak dużą liczbę biegaczy.

[...] No i przebieganie 4 razy przez metę było kiepskim rozwiązaniem. Serio nie można było zrobić większych pętli? [...]

Przebieganie kilka razy przez linię startu i mety jest nieakceptowalne w terenie miejskim, gdzie mamy zazwyczaj do wykorzystania sporą przestrzeń. W przypadku Biegu Wolności Chodziło o to, aby zawody rozegrać na jak najmniejszej przestrzeni lasu nad Maltą, gdyż jest to teren rekreacyjny, z którego korzysta mnóstwo osób. Wiadomo, że liczba rowerzystów, spacerowiczów i biegaczy wzrasta w dni wolne od pracy. Zapewne celem organizatora było zawłaszczenie jak najmniejszej przestrzeni lasu. Kilkukrotne przebieganie przez linię startu i mety miało taki plus, że biegacze mogli liczyć na sporą dawkę dopingu. Ułatwione było też korzystanie z punktów z wodą do picia.

[...]Na 2 km trasy można było się pozabijać z tymi, co biegli już z powrotem. Dodam, że ścieżka w tym miejscu miała max 2 m.[...] 

Organizator wielokrotnie i wyraźnie podkreślał, że biegacze będą się mijać na trasie, dlatego trzeba się zawsze trzymać prawej strony trasy. Nie należę do osób o wątłej posturze. Potrzebuję zatem trochę więcej przestrzeni niż inni zawodnicy. Nie odniosłem wrażenia, że trasa była zbyt wąska. Zmieściłem się na niej idealnie i miałem jeszcze sporo wolnego miejsca.

[...] No i z tego filmiku promującego wynikało, że meta miała być na kopcu, miał być finisz na samej górze. A tutaj dziwne rozwiązanie. Biegnę przez metę, potem na kopiec i zaraz znowu przez metę. Kiepsko to ktoś przemyślał.[...]

Meta była w tym miejscu, w którym miała być. Wszystko zgadzało się z tym, co podał przed biegiem organizator. Kłania się tutaj czytanie ze zrozumieniem i dokładne studiowanie regulaminów. Jak ktoś ma naturę narzekacza, to wszędzie znajdzie powód, aby wylać wiadro pomyj na Bogu Ducha winnych organizatorów.

Powyższy komentarz znalazłem na popularnym serwisie społecznościowym. Celowo nie podaje imienia i nazwiska autora.

Co to jest ten Kopiec Wolności?

W zdefiniowaniu tego pomoże nam ciocia Wikipedia:

Kopiec Wolności – kopiec znajdujący się w Poznaniu, na prawym brzegu Warty w dzielnicy Malta, na osiedlu administracyjnym Chartowo; pierwotnie usypany dla uczczenia zwycięskiego powstania wielkopolskiego i przyłączenia regionu do niepodległej Polski. Odbudowany ma symbolizować szeroko rozumianą wolność jako największą wartość człowieka.

Zamiar budowy kopca powstał już w 1917, kiedy to planowano w tajemnicy przed zaborcą budowę wielkiego Parku Ludowego na obecnych terenach maltańskich, które były najpopularniejszym miejscem rekreacji Polaków poznańskich – można tu było swobodnie rozmawiać po polsku, ćwiczyć, a ponadto mieszkało tu niewielu Niemców. Planowano boiska, łazienki i domy gimnastyczne.

Uroczysta inauguracja budowy Kopca Zmartwychwstania (bo tak początkowo był nazywany) przypadała w dniu święta narodowego – 3 maja 1919 roku. Przez miasto przeszedł pochód, w którym uczestniczyli między innymi: prezydent, prymas Polski oraz ministrowie, a przemówienie wygłosił jeden z inicjatorów budowy – ksiądz kanonik Łukomski. W pracach budowlanych, oprócz mieszkańców Poznania i Wielkopolski, udział brali także – przybywający indywidualnie – goście z innych terenów Polski. Ostateczna bryła kopca uformowała się w 1922 roku. Pomnik osiągnął wysokość 94 metrów n.p.m., co pozwoliło mu wznieść swój szczyt 17 metrów nad poziom szosy Kobylepolskiej (obecnie ul. abpa. Baraniaka). Został rozebrany w czasie okupacji hitlerowskiej, poprzez niewolniczą pracę; często tych samych ludzi, którzy go usypywali.

Usytuowanie kopca odbiegało nieco od dzisiejszego, który jest częściową repliką poprzedniego.

I.Bieg Wolności odbył się równo 100 lat po jego oficjalnej inauguracji Kopca Wolności. Była to fantastyczna inicjatywa i genialny pomysł, bo czy bieganie nie jest kwintesencją wolności. Biegamy, bo chcemy. Nikt nas do tego nie zmusza. Sam bieg to istota wolności. Nigdy nie czujemy się bardziej wolni, niż podczas biegu. Nie liczy się wtedy nic dla nas nic. Kajdany codzienności, które pętają nasze ręce i nogi, nagle się poluźniają, opadają i zostają za nami daleko w tyle. Nie ma dla nas żadnych barier i ograniczeń. Z każdym kolejnym krokiem sięgamy nieba radości. Stajemy się coraz to bliżsi mitycznym bóstwom i herosom. Nie ma dla rzeczy niemożliwych. Wolność to szczęście. Wolność to radość z życia. Wolność to sposób na radzenie sobie z problemami. Dopóki biegniemy, jesteśmy wolni. Boimy się zatrzymać, aby znów rzeczywistość nie zakuła nas w kajdany, dlatego biegamy ciągle, bo tylko wtedy tak naprawdę jesteśmy wolni. 

Aby, otrzymać kolejny medal do kolekcji musiałem zaliczyć dwie pętle po 5 km każda i dwa razy wbiec na szczyt Kopca Wolności. Nie było to łatwe zadanie. Kopiec dał mi ostro po dupie. Był stromy jak cholera. Pierwszy raz pokonałem go biegiem, ale za drugim razem musiałem maszerować. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie pomogło nawet wsparcie Sylwestra, który po ukończeniu biegu pobiegł ze mną ostatni kilometr. Przekazał mi, także swoją flagę, z którą biegł całe zawody. Dzięki temu gestowi miałem cudowny finisz i ładne zdjęcia.

Trasa biegu miała urozmaicone ukształtowanie terenu. Były długie i szybkie fragmenty z górki i kilka stromych podbiegów (na Kopiec i nie tylko). Nie należała do najłatwiejszych. Śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, że była to najtrudniejsza trasa na "dyszkę" jaką przyszło mi w tym roku pokonywać. Bieg ostatecznie ukończyłem z wynikiem 53m59s. Był to satysfakcjonujący dla mnie wynik. Trasa była jednak krótsza, o jakieś 400 m niż powinna być. Do mojego wyniku należy zatem dodać ok. 2 min, aby był on wiarygodnym czasem na 10 km.

Jedno co mi się nie podobało to brak choćby drobnych statuetek dla zwycięzców poszczególnych kategorii. Dostali oni nagrody rzeczowe kiepskiej jakości. Zdecydowanie lepszą dla nich pamiątką byłby, chociażby dyplom niż kolejny pendrive, czy powerbank z logo jakiegoś sponsora.

Oceń bloga:
12

Komentarze (24)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper