Tomassowa Kronika Biegowa #32

BLOG
297V
Tomassowa Kronika Biegowa #32
Tomasso_34 | 04.02.2019, 08:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Z tekstu pewnego powszechnie znanego utworu z repertuaru Kabaretu Starszych Panów  wiemy, że w czasie deszczu dzieci się nudzą. Spytacie pewnie, co robi zatem Tomasz, gdy za oknem plucha? Tego dowiecie się z mojej kolejnej kroniki biegowej. Ostrzegam, jednak że nie będę oryginalny, bo co mogłem robić innego niż bieganie?   

Każdy początek ma swój koniec. To bardzo odkrywcza i niezwykle głęboka myśl, ale trzeba jej przyznać, że jest prawdziwa. Nie tak dawno temu rozpoczynałem sezon biegowy  roku 2018, a ten już się kończy. Cieszę się, że cały rok intensywnych startów mogłem zakończyć u siebie w domu. Zakończyć na Średzkiej Ziemi, która wydała mnie ze swego łona na oblicze ziemi, tej ziemi. Tej mojej ukochanej. Zakończyć na zawodach o nazwie I Bieg im. Średzkich Powstańców Wielkopolskich.

Grzech było nie wziąć udziału w tych zawodach. Były one bez opłaty startowej. Jedynie przy odbiorze pakietu startowego należało wrzucić do puszki symboliczne 10 zł na renowację mogił Średzkich Powstańców Wielkopolskich. Pakiet był bogatym w swojej zawartości dzięki dofinansowaniu miejscowych władz samorządowych. Każdy biegacz znalazł w nim oprócz numeru startowego, flagę Powstania Wielkopolskiego oraz losowo wybraną książkę na temat naszego powiatu i udziału jego mieszkańców w walkach powstańczych. 

A teraz pora na krótką notkę historyczną, żeby coś Wam po lekturze tego tekstu zostało w głowach, oprócz moich głupich dowcipów, których dziś będzie jak na lekarstwo, bo temat niezbyt wesoły i aura nie taka, która sprzyja żartom. Na więcej uśmiechu musicie poczekać do wiosny. Pozwolę sobie skorzystać z pomocy Wikipedii, która w kilku zdaniach opisuje wkład Średzian w walki powstańcze:

Wielki wysiłek zbrojny włożyła Środa w powstanie wielkopolskie. Ogółem w trakcie walk sformowano kompanię ochotniczą i batalion średzki w sile 4 kompanii, które wzięły aktywny udział w walkach, w tym: pod Zbąszyniem, w łuku Noteci, pod Szubinem, Rynarzewem, Kcynią i Nakłem. Niebagatelną rolę w organizacji władz powstańczych i samego powstania odegrał kolejny z wielkich, średzkich duszpasterzy, ks. M. Meissner (1877–1938), który w listopadzie 1918 r. stanął na czele proklamowanej Rzeczypospolitej Średzkiej.

Dowódcą I Kompanii Średzkiej był major Alfred Milewski, którego szlachetny żywot od niedawna upamiętniony został pięknym muralem zlokalizowanym w okolicy Wieży Ciśnień i Szkoły Podstawowej nr 2. Od wielu lat istnieje jednak w Środzie ulica, której nadano imię Średzkiego bohatera. Z pomocą przyjdzie nam po raz kolejny Wikipedia:

1 Kompania Średzka – ochotnicza kompania piechoty biorąca udział w powstaniu wielkopolskim; najsłynniejsza jednostka ze Środy Wielkopolskiej z okresu tego powstania. 1 Kompania Średzka została sformowana 28 grudnia 1918 roku, do 1 kwietnia brała udział w powstańczych walkach m.in. pod Zbąszyniem, na jednym z najtrudniejszych odcinków frontu.

Start zawodów wyznaczony został na godzinę 12.00. Trasa liczyła sobie dwie pętle wokół jeziora, co dawało nam łączny dystans 12 km. Warunki atmosferyczne nie zachęcały do biegania. Było zimno, jak to w grudniu bywa, ale padał też rzęsisty deszcz, a to raczej dla grudnia typowe nie jest. Choć, jeśli brać pod uwagę ostanie szaleństwa klimatu, to deszcz w grudniu można uznać za normalny. Zimno potęgował dodatkowo chłodny wiatr, który zawsze wieje wokół Średzkiego Jeziora. Trzeba było jednak biec, nie można było wymiękać. Tym bardziej, że, był to ostatni bieg  sezonie, a zarazem trzeci bieg w wątku Powstania Wielkopolskiego. 

Ubrałem się ciepło, ale nie za ciepło, aby się nie zgrzać podczas biegu. Zarzuciłem na ramię flagę powstańczą i ruszyłem w bój na trasę. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale nie spodziewałem się, że będzie, aż tak trudno. Deszcz siąpił mocno, ale dało się biec. Nie przeszkadzał zbytnio, aż do początku drugiego okrążenia, gdy przez chwilę nastąpiło oberwanie chmury. Lunęła na mnie spora dawka wody. Czułem się jak panna na wydaniu, którą rezolutny kawaler postanowił oblać obficie wodą, aby zgodnie z ludowym wierzeniem zgodziła się zostać jego wybranką na resztę życia. Głupi obyczaj, ale takie są zwyczaje ludowe. Przez chwilę pomyślałem sobie, że może sam władca mórz, oceanów i wszelkich innych cieków wodnych - Posejdon upatrzył sobie moją śliczną osóbkę na partnera  życiowego. Wiedziałem jednak, że to niemożliwe. Bogowie nie są, aż tak głupi. Żaden z nich nie zaryzykowałby gniewu mojej Elżbiety, która za nic nie oddałaby mnie nawet bóstwu greckiemu z Olimpu. Niby to małe, słodkie i niegroźne, ale waleczne jak trzeba być, to potrafi. 

Cieszę się bardzo, że dzień przed biegiem byłem w kinie na filmie "Aquaman". Pozwoliło mi to przetrwać cało I Bieg im. Średzkich Powstańców Wielkopolskich. Dobrze, że jestem uważnym widzem i wiele wyciągam z seansów. Po chwili zastanowienia stwierdzam, że mógłbym zagrać ,postać Aquamana w kolejnej części filmu. Mam w końcu wszystko, czego mi potrzeba - wyjątkowa uroda, piękna i muskularna klata oraz bujna i mieniąca się w blasku słońca broda. Lepszego aktora w całym Hollywood nie znajdą. Z pływaniem u mnie jeszcze nie najlepiej, ale od czego są dublerzy i kaskaderzy. Nie mam trójzębu, ale myślę, że jakiś rolnik z mojej gminy użyczy mi swoje wypasione widły. Zawsze to coś. Wiadomo bowiem, że jak nie ma oryginału, to szuka się zamiennika, a na nic lepszego niż widły moja bujna wyobraźnia nie wpadła.

W mojej krótkiej, ale dość intensywnej amatorskiej karierze biegowej jeszcze nigdy nie zdarzyło mi  się, aby silny wiatr porwał mi numer startowy z koszulki. Był on cały mokry od deszczu, wystarczył zatem, jeden mocniejszy powiem, abym się go pozbył. Na całe moje szczęście udało mi się go złapać i schować do rękawa, aby mieć pamiątkę z tego  biegu. Zbieram wszystkie numery startowe. Żałuję, że wyrzuciłem numery z pierwszych swoich startów. Nie wiedziałem, wtedy jednak, że będę biegał regularnie i takowe pamiątki będą dla mnie ważne. Od teraz zbieram wszystkie numery startowe i skrupulatnie je kataloguje. Wraz z medalami stanowią one cudowne pamiątki, a ich przeglądanie stanowi świetną okazję do wspomnień.

Czy nie wspominałem już, że biegłem z flagą? I chyba pisałem też, że wiało tak mocno nad Średzkim jeziorem, jakby kręcono tam drugą część "Przeminęło z wiatrem"? W miarę rozgarnięty odbiorca (a za takich Was do tej pory wszystkich uważałem i chciałbym tak uważać dalej) będzie w stanie połączyć te dwie informacje w jedną spójną całość i dojść do wniosku, którego za żadne skarby tego pierwszego i trzeciego świata, nie da się podważyć, a wniosek to taki, że...miałem przejebane niczym nazista na froncie radzieckim w zimie. Dałem radę przebiec całą trasę z flagą, która na wietrze zachowywała się niczym żagiel. Nie taki żagiel, który dodawał mi prędkości w biegu, ale taki który mnie hamował, hamował jak jasna chol... (tutaj nazwa żadnej tropikalnej choroby).   

Najważniejsze zdarzenie na biegu, które niewątpliwe wymaga skrupulatnego odnotowania, miało miejsce w połowie drugiego okrążenia. Tam właśnie dogonił mnie mój niedoszły szwagier Mariusz "Kosa" Kos... (Dane utajnione, RODO i te sprawy). Przez chwilę miałem deja vu. Myślałem, że powtórzy się sytuacja z III. Biegu Żołnierzy Wyklętych z lutego 2018 roku, gdy Mariuszek wyprzedził mnie na mecie, a ja nie miałem siły nawet podjąć z nim walki na trasie. Stan ten spowodowany był małą ilością spożywanych przeze mnie kalorii, gdyż w tamtym czasie zbijałem wagę. Nie chciałem, aby i tym razem skubany był ode mnie lepszy. Mogłoby top grozić trwałym uszkodzeniem mojej psychiki i wręcz lękiem przed Mariuszem spotkanym na trasie. Na początku zamierzałem zupełnie zignorować fakt, że po raz kolejny z nim przegrywam. Miałem już w głowie nawet dobrą wymówkę na tę okoliczność. Zawsze mogłem powiedzieć, że przegrałem, bo biegłem z flagą, a że strasznie wiało to miałem trudniej niż on. Postanowiłem jednak, że lepsze od durnych wymówek będzie zwykłe wyprzedzenie go. Przyśpieszyłem i o dziwo miałem sporo sił do biegu. Chyba moja urażona męska duma dodawała mi skrzydeł. Dość szybko dogoniłem Mariusza, a jeszcze szybciej go przegoniłem. Na mecie zameldowałem się kilka minut przed nim. Uratowałem swój honor i co najważniejsze zmazałem plamę na honorze, która szpeciła go od sławetnej porażki z lutego.

Na metę dotarłem z czasem netto 1:12:35. Na początku byłem delikatne zły na siebie, że nie pobiegłem szybciej, ale później walnąłem się mocno w swoją piękną głowę. Wiało, lało, z flagą  się mocowało. Zwyczajnie nie mogłem pobiec szybciej. Dałem z siebie wszystko, bo na mecie myślałem, że zejdę na zawał. Tlenu brakowało, nogi napieprzały, a powiewająca flaga uderzała mnie co jakiś czas w twarz. Miałem to jednak gdzieś. Pewnie wiecie, gdzie. Najważniejsze, że dobiegłem do mety i skończyłem ten cały długi sezon.

Misja zdobycia trzech medali z biegów upamiętniających setną rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego zakończyła się sukcesem. Podobnie jak sukcesem zakończył się cały rok biegowy 2018, w którym udało mi się ukończyć, aż 31 biegów. W kolejnym wpisie podsumuję cały mój rok startów. Już teraz zapraszam.

Oceń bloga:
12

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper