Tomassowa Kronika Biegowa #31

BLOG
266V
Tomassowa Kronika Biegowa #31
Tomasso_34 | 23.01.2019, 07:01
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

"Fajny ten bieg. Taki nie za długi"- powiedziałby zapewne typowy Janusz o IV Biegu Powstania Wielkopolskiego w Poznaniu. A co powie o nim Wasz ulubiony bloger? Informację o tym znajdziecie poniżej.

Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Nie zawsze może być tak kolorowo, że człowiek zapisze się na bieg i będzie mógł pobiec. Czasami zdarza się tak, że bieg się nie odbywa. I tak właśnie było w przypadku IV Biegu Powstania Wielkopolskiego. Policja nie wydała zgody na bieg, gdyż trasa była źle zabezpieczona przez organizatora. Nie znaczy to jednak, że na tej nowinie zakończę swoją relację z tego biegu. Zawsze marzyłem, aby napisać o biegu, którego nie było. Teraz mam w końcu taką okazję.

Brałem udział w poprzedniej edycji i była ona na dobrym poziomie, dlatego postanowiłem pobiec po raz kolejny i tym samym zaliczyć kolejny bieg Powstania Wielkopolskiego w setną rocznicę jego wybuchu. Największym mankamentem tych zawodów jest zapis w regulaminie organizatora, który zezwala na odbiór pakietów startowych jedynie dwa dni przed świętami, a nie w dzień zawodów. Nie tyczy się to jedynie mieszkańców Poznania, ale wszystkich biegaczy. Jest to sporym nieporozumieniem. Nie zachęca to do udziału w zawodach biegaczy z innych regionów kraju. Przy liczbie 1918 zawodników biuro zawodów spokojnie wydałoby wszystkie pakiety startowe w dniu zawodów. Sam musiałem jechać po swój pakiet w sobotę przed świętami. Nie chciało mi się jechać, ale chcąc zaliczyć kolejne zawody, byłem do tego zmuszony. Dla kogo organizuje się bieg? Dla biegaczy! A nie dla wygody organizatora! Bieg ma promować wiedzę o Powstaniu Wielkopolskim, dlatego powinien być nastawiony głównie na biegaczy spoza Wielkopolski. Fakt, że pakietów nie można odebrać w dzień biegu, zdecydowanie temu nie pomaga, bo kto będzie pokonywał odległą trasę na zawody, aż dwukrotnie.

Nie żałuję, że zapisałem się na bieg, którego nie było. Może żałowałbym, gdyby nie przygoda, jaką miałem w pociągu powrotnym do Środy (już z odebranym pakietem). Pociąg był cały przepchany. Na 20 minut przed planowanym odjazdem stałem w korytarzu ściśnięty jak sardynka w puszce. Nie byłem jednak zły w związku z zaistniałą sytuacją, gdyż przypomniała mi ona czasy studiów. Powroty z piątkowych zajęć wyglądały podobnie. Nie szło się ruszyć, nie szło oddychać, ale było fajnie i zabawnie. Ludzie przeklinali PKP, a ja z kolegą Mirkiem śmialiśmy się i pocieszaliśmy, że zawsze mogło być gorzej, bo przynajmniej jedziemy i kiedyś tam będziemy w domu, a cały weekend będzie przed nami. Przyświecała nam myśl, że nie ważne jak jedziesz ważne, że w ogóle jedziesz! Wkurzali mnie te lata temu i wkurzają ludzie, którzy swoją złość i frustrację wyładowują na Bogu ducha winnym konduktorom. Ludzie wbijcie sobie w głowę, że to nie oni decydują o liczbie wagonów w składzie! Oni dbają o nasze bezpieczeństwo podczas podróży. Starają się, jak mogą. A krzyki i wyzwiska im w pracy nie pomagają! PKP żyję w innym świecie. Pogodziłem się z tym już dawno temu, bo szkoda nerwów na sprawy, na które nie mamy wpływu.

Dosyć narzekania. Obiecuje, że w dalszej części będzie tylko o pozytywach. Wielkim plusem był niewątpliwe pakiet startowy, który udało mi się kupić za kwotę około 50 zł. Zawierał on jednak piękną koszulkę techniczną z motywem powstańczym (zdobycie pruskiego samolotu z lotniska Ławica) oraz mały kotylion. Cena obejmowała również medal pamiątkowy, który organizator postanowił wręczyć biegaczom mimo nie odbycia się biegu. Był on piękny. Powiem Wam jedno...jego otrzymanie nie wprawiło mnie w radość. To nie to samo co zawieszenie medalu na szyi przez wolontariusza po przekroczeniu linii mety i pokonaniu danego dystansu. Każda nagroda smakuje lepiej, gdy musimy się wysilić, aby ją zdobyć.

Na bieg, którego nie było, a właściwie to po odbiór medalu udałem się do Poznania z Elżbietą - oblubienicą Tomaszową i jej pierworodnym dziecięciem - Danielem. Wycieczka należała do udanych, bo jak tu się nie cieszyć, gdy wieczerzę spożywa się w Burger Kingu i raczy się swe ciała przejażdżką na Diabelskim Młynie, który jak co roku stanął na Placu Wolności. W gondoli trochę trzęsło i wiało, ale widok był z góry na miasto niesamowity. W końcu mogłem się poczuć jak człowiek na poziomie. I to w dodatku na wysokim poziomie. Miło spędziliśmy razem czas. Młody trochę narzekał, ale taki jest prawo młodości. Każdy młodzieniaszek ma prawo wkurzać starszych. Oczywiście nie obeszło się taż bez pamiątkowych fotek, które uwielbiam. W końcu musiałem mieć jakąś pamiątkę z biegu, którego nie było. Nie co dzień zdarza się takie zjawisko.

Zanim udaliśmy się w podróż powrotną do domu, musieliśmy zahaczyć o Media Markt, aby kupić koledze Robertowi zremasterowane na konsolę PS4 przygody uroczego smoka imieniem Spyro, gdyż promocyjna cena obowiązywała jedynie do końca dnia. Mam nadzieję, że w przyszłości pożyczy mi tę płytę i też będę mógł czerpać frajdę z przygód małego gada, który nie stroni od ognia, a wody się boi jak kiła antybiotyku.

Nie udało mi się zaliczyć trzech biegów upamiętniających setną rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego, ale nadal miałem szanse na trzy medale z takich biegów. Ostatni bieg i zarazem ostatni start w sezonie miał miejsce na mojej rodzinnej, średzkiej ziemi. Poszło mi w nim całkiem nieźle, ale o tym w następnym wpisie. Relacja z I Biegu im. Średzkich Powstańców Wielkopolskich już niebawem. 

Oceń bloga:
14

Komentarze (17)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper