Tomassowa Kronika Biegowa #17

BLOG
338V
Tomassowa Kronika Biegowa #17
Tomasso_34 | 20.08.2018, 07:02
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

W dzisiejszej kronice oddam głos swojej wiernej fance i podzielę się z Wami listem, jaki od niej otrzymałem po zawodach o nazwie III Nocna Dycha Kopernika, które odbyły się w Toruniu w pewną sierpniową sobotę.

Drogi Panie Tomaszu,

zaczynam swój list w bardzo formalny sposób, gdyż nie chciałabym Pana w żaden sposób urazić oraz chciałabym okazać należny Panu szacunek. W dalszej części listu pozwolę sobie zwracać się do Pana po imieniu. Jeśli poczuję się Pan tym faktem w jakikolwiek sposób urażony, to z góry Pana przepraszam i proszę o wybaczenie mojego lekkomyślnego zachowania. A więc Tomku :-) Zapewne tego nie wiesz, ale śledzę rozwój Twojej kariery biegowej od pierwszego Twojego startu. Już kilka lat temu dostrzegłam nie tylko Twój talent, ale i nieprzeciętne piękno, przy którym uroda greckich herosów to wręcz szkaradna szpetota. Nie wiesz z pewnością, że w miarę możliwości udaję się na wszystkie zawody, aby Ci kibicować, a nie raz i nie dwa zdarzało mi się ukradkiem obserwować Twoje treningi realizowane na średzkich trasach biegowych. Gdy doszły mnie słuchy, że zamierzasz wystartować w nocnym biegu w Toruniu nie wahałam się nawet chwili i szybko podjęłam decyzję, aby pojechać do miasta Rydzykowego i kibicować Ci na trasie biegu. 

Tak się akurat złożyło, że nasz ukochany ksiądz proboszcz Janusz organizował wycieczkę do siedziby mojej ulubionej rozgłośni radiowej, która powstała i dobrze funkcjonuje dzięki mądrości i roztropności w działaniu Ojca Dyrektora Tadeusza. Niebiosa nade mną czuwały. Postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i połączyć zwiedzanie Radia Maryja z kibicowaniem Tomaszowi. Nie czas tu ani nie miejsce, aby opowiadać ile dobra i łask bożych dostąpiłam składając obowiązkową dla wszystkich zwiedzających radio ofiarę. 100 złotych to niewygórowana opłata za możliwość przebywania w świętym miejscu. Czułam tam jak łaski Pana naszego wypełniają moją duszę. Pielgrzymka do Ziemi Świętej oraz do sanktuarium w Medziugorie ani nawet nawiedzenie Kościoła Ścięcia Głowy św. Jana Chrzciciela w Pyzdrach w ubiegły weekend nie dały mi takiego uczucia obcowania z naszym Stwórcą, jakie zapewniła mi wizyta w toruńskiej rozgłośni. Miałam pisać o biegu, a nie o mojej pasji jaką jest nawiedzanie miejsc świętych. O moim hobby opowiem Ci Tomaszu, gdy Przenajświętsza Panienka zorganizuje nam spotkanie w cztery oczy przy pysznej kawie. Proszę ją o to już od dawna. Liczę, że szczera modlitwa oraz post ofiarowany w tej intencji przyniesie zamierzone efekty. Nie niepokój się Tomaszu. Mam wobec Ciebie szczere intencje. Chciałabym Cię po prostu poznać. Jest to moje marzenie. Niezbyt często zdarza się, aby jedna osoba łączyła w sobie urodę, urok osobisty i uroczy wdzięk oraz talent do szybkiego biegania, jak ma to miejsce w Twoim Tomku przypadku.

Nie wiedziałam kiedy będziesz na miejscu, dlatego już od godziny 15.00 czekałam cierpliwie w centrum handlowym Atrium Copernicus, gdzie mieściło się biuro zawodów. Na moje szczęście była to niedziela wolna od handlu. W całym centrum nie było ludzi. Ze spokojem mogłam udać się do mieszczącego się tam sklepu z dewocjonaliami, którego zakaz handlu, zgodnie z wolą prawodawcy, nie obowiązuje. Mieli duży wybór asortymentu. Nie wiedziałam na co się zdecydować. Ostatecznie nabyłam butelkę na wodę święconą w kształcie Maryi zawsze dziewicy z nakrętką w kształcie korony. Mam kilka takich w swojej kolekcji, ale w dobie wszechobecnego szatana pojemników na wodę święconą nigdy za wiele. Kupiłam także mały drobiazg dla Ciebie - medalik ze świętym Dyzmą - patronem złodziei, gdyż czuję, że gdy zobaczyłam Cię po raz pierwszy w pełnej i spoconej krasie na trasie biegu skradłeś moje serce Tomaszu. 

Cierpliwie czekałam na Twój przyjazd odpoczywając sobie w cieniu sędziwej brzozy. Czas oczekiwania umilała mi lektura Apokalipsy Św. Jana. "I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza, mającą dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jej dziesięć diademów, a na jej głowach imiona bluźniercze" - to mój ulubiony fragment. W moim odczuciu nie ma bardziej bluźnierczego imienia niż Donald chociaż pewnie cała ta PO pełna jest bluźnierców. Dobry z Ciebie człowiek, widać to po Twoich oczach, dlatego z pewnością podzielasz moje zdanie. Tak cudowny człowiek jak Ty nie splamiłby grzechem ciężkim swej duszy głosując na Platformę.

Godziny cierpliwego oczekiwania opłaciły się. Tuż po godzinie 18.00 Twoja piękna sylwetka wyłoniła się z auta. Dostrzegłam, że w podróży towarzyszyli Ci Aneta i Sylwester. Na liście startowej ujrzałam jeszcze Twojego kolegę klubowego Kamila, ale on pewnie przyjechał własnym środkiem lokomocji. Gdy wychodziłeś z biura zawodów z już odebranym pakietem, który z daleka wydawał się bardzo sowity, gdyż worek z zawartością był cały wypchany, świat na chwilę się dla mnie zatrzymał. Widziałam jedynie Twoją smukłą, lecz muskularną sylwetkę. Poruszałeś się pięknie i dostojnie niczym Św. Jerzy, który jak zapewne wiesz, zasłynął tym, że pokonał najprawdziwszego smoka. W tamtej chwili marzyłam jedynie o tym, byś zabrał mnie kiedyś na Nieszpory lub Ciemną Jutrznię. Nabożeństwo w Twoim towarzystwie Tomku nabrałoby rangi duchowego przeżycia. Nawet nie wiesz, ile bym dała za możliwość wspólnego dzielenia z Tobą ławki w mojej parafii. Po cichu liczyłam, że dostrzeżesz mnie, gdzieś tam w tłumie i poczęstujesz smakołykami z pakietu. Tak się jednak nie stało. Widziałam jak sam pałaszujesz pierniki, batony i popijasz je smoothie. Przyznam, że zrobiło mi się smutno na sercu i duszy. Po chwili refleksji zdałam sobie sprawę, że Ty jeszcze nie masz pojęcia o moim istnieniu i wtedy właśnie wpadłam na pomysł napisania do Ciebie listu. Czekałam bardzo długo w ukryciu na parkingu na moment, w którym zdecydujesz się przymierzyć koszulkę z pakietu. Już raz było mi dane oglądać Twoją muskularną klatkę piersiową na jakichś zawodach i przyznam się, choć mówię to trochę nieśmiale, ale masz o wiele piękniejszy tors niż sam Jezus Zbawiciel, którego ukrzyżowana sylwetka z nagą klatką piersiową zdobi naszą średzką świątynię. Nie obawiaj się jednak, że żyję w grzechu. Moja dusza jest czysta. Wyspowiadałam się ze swojego pożądania przed samym wyjazdem do Torunia, aby odbyć tę duchową podróż z czystym sercem i duszą.   

Tak, jak nagle się pojawiłeś, tak też nagle mi zniknąłeś. Tylko na chwilę spuściłam Cię z oczu, aby nacieszyć swój wzrok nowym różańcem, który kupiłam od Ojca Dyrektora, a Ty już wraz ze znajomymi odjechałeś w nieznanym mi kierunku. Do startu biegu pozostało jeszcze kilka godzin. Czas wolny postanowiłam wykorzystać na chwilę zadumy w jednym z licznych toruńskich kościołów. Mój wybór padł na parafię PW Św. Katarzyny. Spędziłam tam kilka dłuższych chwil na modlitwie w intencji Twojego udanego startu. Prosiłam św. Ritę, patronkę spraw beznadziejnych, o dar nowego rekordu życiowego na dystansie 10 km oraz o wzmożoną opiekę anioła stróża, aby Ci się Tomku żadna kontuzja nie przypałętała podczas nocnego biegu po świętej ziemi toruńskiej. Niebiosa muszą mieć jakiś większy plan w stosunku do nas dwojga, bo gdy wychodziłam z kościoła dostrzegłam Twoją sylwetkę na parkingu usytuowanym naprzeciwko. Teraz postanowiłam być bardziej czujna i nie spuścić Cię z oczu aż do samej mety biegu.

Udałeś się wraz ze swoimi znajomymi na ulicę Szeroką, aby się posilić dobrą strawą przed biegiem. Nie obraź się, ale śledziłam Cię cały czas. Włoska sałatka, którą spożywałeś w restauracji "Metropolis" wyglądała na pyszną. Widziałam również, że uraczyłeś się sokiem wyciskanym z buraka i jabłek. Podziwiałam Twoją odwagę, aby jeść ciężkostrawne danie przed biegiem i w dodatku popić je sokiem z buraka. Musisz mieć Tomku jelita ze stali. Ja z pewnością po takiej kolacji miałabym na trasie biegu niezłą rewolucję. Można powiedzieć, że byłaby to gastryczna rzeź niewiniątek.

Na starcie biegu, który miał miejsce przed Centrum Handlowym Atrium Copernicus, byłam chwilę przed Wami. Udało mi się Was wyprzedzić jedynie dzięki uprzejmości siostry Hortensji, która pożyczyła mi swój rower. Inaczej nie udałoby mi się tak szybko przemieścić. W mieście to rower ma przewagę nad autem. Nie trzeba stać w korkach tylko szybko sunąć do celu. Nie wiem Tomku czy w Twoim przypadku też wystąpił ten problem, dlatego pytam, aby przekonać się czy tylko ja miałam takiego pecha, że w toalecie w centrum handlowym nie miałam światła? Strasznie to utrudniło korzystanie z kabin, gdyż w ich wnętrzu panowały egipskie ciemności. Trochę się bałam, że nie trafię do muszli i wyjdę na niezłą gogę. Otuchy dodała mi pieśń religijna, którą pod wpływem stresu zaczęłam śpiewać na głos: "Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnia". Myślałam, że inni ludzie przyłączą się do wspólnego śpiewania, jak ma to miejsce na pieszych pielgrzymkach do miejsc świętych, ale widocznie nikt nie znał tekstu. Zmuszona byłam zatem do śpiewania solo. Pieśń podziałała, bo ani jednak kropla moczu nie splamiła mojego odzienia wierzchniego.

Nawet nie zdajesz sobie sprawy Tomaszu, jak cudnie wyglądałeś podczas rozgrzewki, którą przeprowadzałeś wewnątrz centrum, aby uniknąć wychłodzenia organizmu. Pot spływał Ci po czole w majestatyczny sposób. Chciałam niczym Weronika otrzeć Ci go z czoła, lecz nie miałam chusteczki, a papier toaletowy pożyczony z miejskiego szaletu z toruńskiej starówki średnio się do tego nadawał.  Nie licował on z powagą tak doniosłej chwili, jak start Tomasza w III Nocnej Dyszce Kopernika.

Punktualnie o godzinie 22.45 rozpoczął się bieg. Start poprzedził krótki pokaz fajerwerków. Biegacze wyruszyli na trasę biegu przy motywie muzycznym z filmu "Rydwany ognia". Trasa była płaska i szybka. Sprzyjała osiąganiu dobrych czasów. Meta usytuowana była na Przystani Toruń w innej części miasta. Aby nie tracić z Tobą Tomku kontaktu wzrokowego czym prędzej, zaraz po tym, jak wyruszyłeś na trasę, wsiadłam na rower pożyczony od wspaniałomyślnej siostry Hortensji z zakonu sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa, którą poznałam podczas chwili zadumy w kościele Św. Katarzyny. Jechałam chodnikami, aby nie przeszkadzać innym, którzy biegli ulicami miasta. Widziałam, że zacząłeś bieg ostrożnie. Dopiero na drugim kilometrze przyśpieszyłeś i biegłeś w swoim optymalnym tempie. W granicach 5 kilometra dostrzegłam w Twoich oczach oznakę zmęczenia. Jednak żel, który chwilę później zażyłeś, w sposób widoczny gołym okiem dodał Ci mnóstwo sił. Znacznie ruszyłeś do przodu. Nie nadążałam pedałować na swoim rowerze. Odmówiłam w myślach litanię do wszystkich świętych w intencji zwiększenia moich umiejętności kolarskich. Po skończonej modlitwie nagle poczułam ogromny zastrzyk energii, który pozwolił mi dotrzymać Ci Tomku kroku.

Nagle na 8 kilometrze, nie wiedząc czemu, zatrzymałeś się i zamiast biec do mety zacząłeś iść. Moją pierwszą myślą było to, że może zaszkodziła Ci kolacja i miałeś jakieś problemy żołądkowe, ale to było niemożliwe, bo jesteś doświadczonym zawodnikiem i takie przygody Ci się na zawodach nie przytrafiają. Był to pewnie chwilowy skurcz spowodowany brakiem magnezu w mięśniach, co było skutkiem trwających już od dłuższego czasu upałów. Jednak tak, jak szybko się zatrzymałeś, tak też szybko wróciłeś do biegu. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałeś problem ze skurczami, a nie ze strawionym pokarmem, który próbował wydostać się na zewnątrz. Zatrzymywałeś się i zaczynałeś biec jeszcze kilka razy. Było mi Ciebie żal. Strasznie mocno musiały Cię łapać te skurcze.

Ostatecznie na metę dotarłeś z czasem 58m30s. Byłeś ostatni wśród zawodników Polonii, ale pamiętaj, że ostatni będą pierwszymi jak rzecze Pismo Święte. Na mecie zebrałam się na odwagę i chciałam do Ciebie podejść, przedstawić się, ale Ty nie usłyszałeś mojego wołania, bo od razu po odebraniu medalu udałeś się do Toi - Toi-a. Nie chciałeś nawet wody ani piernika od obsługi technicznej. To chyba nie były jednak skurcze. Trudno. Widocznie taki był plan boży. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze na jakimś biegu lub na jakimś nabożeństwie i będzie nam w końcu dane poznać się i zamienić kilka słów w cztery oczy.

Z wyrazami szacunku Twoja wierna fanka - Perpetua.

Ps. Moja koleżanka Felicyta zdradziła mi kiedyś w prywatnej rozmowie, że w jej opinii Sylwek jest od Ciebie przystojniejszy. Przypadkiem nie wierz w to. Ta głupia suka na niczym się nie zna.

 

Przyznam się, że nie wiem, co myśleć o liście od Perpetuy. Włożyła wiele trudu, aby mnie poznać. Z pewnością odpiszę na jej list, bo tego wymagają dobre maniery. Ale kiedy to nastąpi czas pokaże. Trzeba jej jednak przyznać, że w ciekawy sposób opisała przebieg zawodów w Toruniu tym samym oszczędziła mi sporo czasu, który będę mógł spożytkować na napisanie innego teksu. Aby dopełnić obraz zawodów dodam, że w klasyfikacji drużynowej zajęliśmy 7 miejsce na 15 ekip, a Sylwek i Aneta ustanowili nowe rekordy życiowe. 

Oceń bloga:
17

Komentarze (18)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper