Piątkowa GROmada #250 - O torbaczu polującym na Łowcę, czyli recenzja Świata Kangurka Kao

BLOG RECENZJA GRY
981V
Piątkowa GROmada #250 - O torbaczu polującym na Łowcę, czyli recenzja Świata Kangurka Kao
BZImienny | 16.07.2021, 00:36
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dwieście pięćdziesiąty odcinek Piątkowej GROmady będzie niejako patriotyczny - bo wracamy do tytułu od polskiego dewelopera. Tylko tym razem zamiast strzelać do bandytów czy zastanawiać się nad pewnymi wydarzeniami, będziemy ratować zwierzaki z opresji. Przygotujmy więc rękawice bokserskie i wyruszmy na podróż z najbardziej polskim platformowym pupilem - australijskim kangurem. A czego się spodziewałeś, wróbla (pun intended :P) lub gołębia? 

Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady sekcji recenzenckiej, gdzie przybliżę Świat Kangurka Kao - trylogię opowiadającą o Kao, przedstawiając odsłony wydane na Windowsa. Są to przedstawiciele gatunku platformówek w 3D, gdzie gracz kieruje losami poczciwego kangura z rękawicami bokserskimi, który poluje na Łowcę. A przy okazji skacze po gzymsach, pojedynkuje się z miejscową fauną/florą, zbiera monety i wykonuje takie tam typowe platformowe aktywności. Tytuł wzięty na platformie GoG.com, gdzie dostępna jest cała trylogia (Kangurek Kao: Runda 2 osobno jest także na Steam - i tak ograłem najbardziej znanego kangurka). Ma on pełną polską wersję językowa, ale tą umieściłbym w kategorii "Nie jest zła, ale jakaś szczególnie wybitna też nie", bo pod tym względem dużo lepiej wypada np. Rayman 3 (z gatunku) czy Twierdza (nie z gatunku). Za dystrybucję wersji PC-towych najpierw odpowiadał LEM, a później Cenega Poland. Ta druga firma odpowiada na ten moment za ostatnie fizyczne wydanie czegoś w uniwersum Kao, czyli recenzowany Świat Kangurka Kao (w ramach reedycji znany jako Kao the Kangaroo Trilogy).

Nota - Każdy tytuł recenzuję osobno, bo są to jakby nie patrzeć 3 różne gry. ;)
Nota 2 - Źródło okładek oraz zrzutów ekranu, czyli niezawodne pod tym względem mobygames.com;

Kto chciałby się zaopatrzyć, link do sklepu - GoG.com, domyślna cena to 25 zł. Jak ktoś czeka na wersję na Steam, to takowej nie ma i raczej nie będzie. Jak przyznali twórcy, na przystosowanie gier do platformy Gabena nie mają ani sił ani środków. No i robią teraz kolejnego kangurka Kao. A co do jego wyglądu, to mamy taki, już mający kilka miesięcy materiał wideo. Po obejrzeniu go, zapraszam do lektury.

  

I informacja - Kao tak mi przypadł do gustu, że miejsce zwycięzcy zeszłotygodniowej ankiety zajmuje odcinek opowiadający o powstawaniu Kangurka Kao jako serii. ;)

Gdzie leziesz, ma przepustkę?! 3000 dukatów albo spadaj.

Pewien Pirat-Gromadnik o tym blogu

O torbaczu polującym na Łowcę

[img]1432457[/img]

Fabularnie gra opowiada losy Kao, zabranego siłą z rodzimej Australii - przy okazji los ten spotkał jego rodzinę. Zadaniem Kao jest więc zarówno odnaleźć ewentualnie uprowadzonych bliskich, jak i przepędzić wszystkich nieproszonych gości. A ci nieproszeni goście to nie powiem, są z zasięgu dość osobliwych, ale nie będę z oczywistych względów ich spoilerował (jak scenerii, różnorodnych i tak oderwanych jedna od drugich niczym w Dark Souls II). Nawet jeśli ci są raczej dodatkiem niż czymś, co stanowi o sile tytule - a jeden z nich prędzej wpadałby w sekcję wad. Niestety nie jedynej i niestety nie najpoważniejszej.

Kangurek Kao to przedstawiciel gatunku gier platformowych w popularnym wtedy w gatunku trójwymiarze - że wymienię Crasha Bandicoota, Spyro czy Raymana jako przykłady z okresu. Gracz kontroluje więc sympatycznego torbacza, gdy ten porusza się po liniowych mapach i wykonuje typowe aktywności: zbiera monety (50 daje nowe życie) czy tymczasowe wzmocnienia, walczy z innymi zwierzakami (tych jest sporo), ucieka przed kulami i takie tam. Wśród wzmocnień są także punkty zapisu w trakcie gry, których jest mniej niż poziomów. Wskutek czego poziom trudności jest podbijany, a i tak mamy do czynienia z tytułem dość trudnym. Nie wsadziłbym jednak Kangurka do kategorii gier "dobrze trudnych" (jak np. Soulsborne),  a tych "źle trudnych". A to ze względu na to, jak ewentualne kary za dość drobne przewinienia połączone z tym, że z takim a nie innym poruszaniem, sprawiają, że ewentualna nauka na błędach jest dość utrudniona. O ile nie dojdzie się do momentu, gdy po 2 mapach będzie się potrzebowało 2 dni odpoczynku. No chyba, że ma do czynienia z etapem "bieganym", czyli Kao wsiada na np. krokodyla i pędzi przed siebie uważając na pułapki. Ten zrealizowany osobliwie element jest zdecydowanie najjaśniejszym momentem w rozgrywce Kao.

 Właśnie, mechanika poruszania się, czyli coś co z perspektywy platformówki jest rzeczą absolutnie kluczową. W przypadku pierwszego Kao mamy do czynienia ze schematem, któremu najbliżej do sterowania czołgiem (plus taki, że wystarczy jedna ręka, a myszka jest zbędna). O ile w okolicach 2000 roku coś takiego by przeszło, tak z perspektywy 2021 mamy do czynienia z czymś, do czego ciężko się przyzwyczaić, a o precyzji ruchów - przynajmniej ja - mogłem pomarzyć. Ten schemat rozgrywki dałbym bez skrupułów do minusów, ale przypomniał mi dzieciństwo i obcowanie z zapomnianą serią od Argonaut - mowa o Crocu. I tylko z tego powodu zamiast ten element do minusów dałem go do sekcji "mieszanych". W sumie to zagrałbym ponownie w Croca, nawet jeśli przeprawa miałaby być taka sama jak w przypadku Kangurka, gdzie robiłem sobie przerwy.

To wszystko powyżej mogło się jednak nie mi nie przytrafić, bo niestety gra jest przestarzała technologicznie - i to widać, oj widać. Już samo odpalenie jej było dla mnie dość problematyczne, bo po pierwszym załączeniu moim oczom ukazał się tytuł pozbawiony grafiki (jakkolwiek głupio to nie brzmi). Próby odpalania w trybie zgodności na niewiele się zdały i wtedy, za sprawą kogoś z kanału Tate Multimedia na Discordzie, przypomniałem sobie o dgVodoo. I dzięki niemu udało mi się z drobną interwencją odpalić grę i ją bez problemu ukończyć. Napawając się przy tym tytułem z dość sympatyczną muzyką i warstwą wizualną, która to zestarzała się z wdziękiem. No i ma głównego bohatera, co wygląda niezwykle słodko, choć potrafi przydzwonić ogonem. :)

Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki tytułowi przyznaję 7/10, choć dla wielu pewnie i tak będzie to ocena zawyżona. Niestety w odróżnieniu od dwóch następnych produkcji w pakiecie, tytuł zestarzał się okrutnie i już sama próba uruchomienia go wymaga nadzwyczajnych środków. Ale to, w odróżnieniu od przystosowania do przestarzałej mechaniki rozgrywki czy niewybaczalności błędów, jest wykonalne.

[img]1432458[/img]

Skoro pierwszego Kao mamy za sobą, zajmijmy się odsłoną serii która dla wielu jest tą najlepszą - Kao the Kangaroo: Round 2, w wersji na PC znane u nas Kangurek Kao: Runda 2. A w jej ramach kangur z rękawicami musi powstrzymać Łowcę, zanim ten zrealizuje swój niecny plan. Ale jak to bywa, dość szybko pojawia się przeszkoda w postaci pewnego pirata i jego słynnej frazy. Tak więc mamy nowy poziom platformówkowania, gdzie typowa dla gatunku mechanika staje się elementem fabularnym. A postacie uzyskały głos, choć jak wspomniałem we wstępie, nie jest to element z jakiego Kao będzie pamiętany. A będzie ze względu na rozgrywkę i warstwę audiowizualną. Bo w obu departamentach tytuł zaliczył progres i to na tyle zauważalny, że pominięcie go byłoby co najmniej nie na miejscu.

Runda 2, to tak jak poprzednik, przedstawiciel gatunku gier platformowych 3D gdzie gracz jako Kao przemierza różnorodne lokacje (pod kątem motywu przewodniego). Dodatkowo walczy on z miejscowymi, ratuje innych miejscowych czy zbiera potrzebne piratowi monety. Korzystając przy tym zarówno z zaimplementowanych wcześniej ruchów jak i nowych, gdzie wyszczególnić można turlanie. Największą zmianą w sekcji poświęconej rozgrywce jest jednak niewątpliwie schemat sterowania - minus, bo trzeba korzystać z pomocy ze strony myszki i klawiatury. Plus, bo jest znacznie płynniej względem poprzednika, dzięki czemu gra jest znacznie bardziej przystępna. I jak czasem element ten frustrował mnie w Kao 1, tak nie odczułem jego wpływu w Kao 2. A skakanie przez platformy, używanie rękawic czy turlanie (wspomniana nowość) sprawiały przyjemność taką, że czas gry mijał sympatycznie. Nie za krótki, nie za długi, taki trochę w sam raz. Oczywiście jak na tytuł ze średniej półki, bo 5 godzin jakoś średnio napawa optymizmem w przypadku AAA. ;)

Graficznie gra zaliczyła względem poprzednika dość widoczny progres zarówno w wyglądzie postaci (zwłaszcza Kangurek prezentuje się bardziej okazale) jak i lokacji. Wszystko zrobione tak, że nawet dzisiaj wygląda przyjemnie dla oka, a przy okazji brzmi przyjemnie dla ucha. Kangurka Kao: Runda 2 ogrywałem w wersji ze Steam (początkowo rozdawanej, dzisiaj sprzedawanej za grosze) w okolicach jej premiery. Pod względem technicznym jej twórca się postarał, bo jest to produkcja pod tym względem absolutnie bezproblemowa. Biorąc całość pod uwagę, tytułowi przyznaję 8/10 (remis z Tajemnicą Wulkanu na liście ze wskazaniem na Rundę drugą). Bo choć czuć, że jest to pozycja budżetowa, to jak na przedstawiciela swojej sekcji jest to bardzo kompetentna produkcja z klimatem i nostalgią w prezencie.

[img]1432459[/img]

Trzecią i ostatnią częścią pakietu Świat Kangurka Kao jest Kao: Mystery of Volcano - wydane w Polsce jako Kao: Tajemnice Wulkanu przez Cenega Poland. W jego ramach opowiedziana została przygoda Kao i jego "dziobowego przyjaciela", który to wskutek własnej głupoty wpada do wulkanu (nie pytajcie, jak przeżył). Kao nie chce ryzykować i obiera więc okrężną drogę i przy pomocy miejscowych stara się znaleźć drogę do celu przy okazji skacząc, walcząc czy turlając się. A to wszystko w jedyne trzy (no chyba, że chce zrobić grę na 100 procent i gdzieś zagubił tą jedną znajdźkę) godziny i to jest chyba największy problem tej gry, czyli czas zabawy. Przy obecnej cenie około ~8 zł to jest to cena dobra, ale jak przypomnę sobie premierową cenę (czy późniejsze kopie na Allegro, zanim Tate Mutlimedia wskrzesił markę), to pozostaje mi uśmiechnąć się z politowania. Dobrze chociaż, że inne elementy rozgrywki wypadają lepiej. No i sam kangurek, tutaj przypominający podróżnika (kangurzy Indiana Jones), a nie jak w poprzednich częściach boksera. Jeden z lepszych projektów tej postaci, choć konkurencji w tej materii zbytnio nie ma, zarówno jakościowo jak i ilościowo.

Wspomniane 3 godziny niestety nie pozwalają się w pełni nacieszyć się mechaniką rozgrywki (nie pomaga też poziom trudności, trochę upodabniający tytuł do gry dla dzieci). A w jej ramach to, co było w poprzednich odsłonach cyklu - skakanie (wsparte przez wyglądającą na spadochron paralotnię), tory przeszkód z pojazdami. Wkomponowanie tego w sposób sugerujący jakiś rozwój postaci w wersji skromnej jest bardzo przyjemny w obsłudze, zwłaszcza w kilku momentach pokazujących go z jak najlepszej perspektywy. Ale z drugiej strony nie ma czasu na momenty w stylu wyścigu - nie wiem, kto wymyślił ten element, ale niech lepiej konsultuje bardziej osobliwe pomysły z innymi. Bo jak reszta wypada nieźle, tak ten doprowadził pewnie nie jednego do szewskiej pasji (ja byłem jednym z nich i zamiast czerpać z niego radość, uczyłem się go na pamięć tylko po to, by przejść i zapomnieć). 

Tak jak w przypadku poprzedniego tytułu z serii, także tutaj postawiono na niejako bajkową scenerię. Niezależnie od przyczyn takiego podejścia, twórcy uzyskali efekt przyciągający do siebie nawet w 2021 roku. To wszystko umila sympatyczna warstwa dźwiękowa dopełniająca bajkowego klimatu całości. Jeśli chodzi o aspekt techniczny, to Tajemnice Wulkanu - tak samo jak Runda 2 - były dla mnie pozycją absolutnie bezproblemową.

Mimo wspomnianych mankamentów przyznaję tytułowi 8/10, bo choć jest to podróż na jeden wieczór, tak wieczór ten będzie bardzo klimatyczny i przyjemny. Nawet jeśli czuć, że to gra za zgrzewkę Coca-Coli, paczkę Monster Munch i opakowanie Leibniz Minis "Pełne Ziarno" (kiedy ja je ostatnio widziałem). Czyli tanio i nostalgicznie, co niewątpliwie ratuje sytuację.

Podsumowanie

I tak dotarliśmy do końca naszej przygody z recenzowaniem przygód polskiego torbacza z rękawicami i groźnym ogonem. Jak widać, tytuł choć ma swoje mankamenty, jest w swej starości i brakach niezwykle sympatyczny. I o ile kilka lat temu odradzałbym brać się z nim na bary zważając na wysoką cenę wersji z wtórnego obiegu, tak dzisiaj jest tani jak barszcz. Który choć nie jest najlepszy, bo z zastosowaniem nieidealnego zakwasu, tak wciąż nadaje się do niedzielnego śniadanka.

Ankieta

Najpierw wyniki poprzedniej ankiety - remis, potem wygrana, potem remis, a finalnie Kasia musiała uznać wyższość Jacka. Kaśka będzie musiała poczekać, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi.

Ankieta na nowych zasadach, dotycząca nie następnego, a następująco po nim odcinka. Tak jak zapowiadałem, dane zbieram do następnego odcinka Piątkowej GROmady. Jeśli macie propozycje na tytułu, jakie warto ograć na Windowsie, dajcie znać. ;)

  • Historia pewnego niekończącego się cyklu, czyli recenzja Dead Cells

Recenzja tytułu, jaki trochę „na przypadek” wybrałem z czwórki przy PPE Awards. No i miło się zaskoczyłem tym, jak on jest dobry – jak ktoś chce posłuchać o losowości, warto wybrać.

  • Lords of the Fallen w XXII wieku, czyli recenzja The Surge: Augmented Edition

Jeśli komuś mało Souls-litów, dorzucam do ankiety kolejnego - tym razem z naszej zachodniej granicy od twórców Lords of the Fallen.

  • Kosmiczne Soulsy za paczkę czipsów oraz kilogram kawy, czyli recenzja Hellpoint

Recenzja świeżo ukończonego przeze mnie tytułu będące "klonem Soulsów" w kosmosie z bardzo skromnym budżetem. Bo skoro były klony DOOMa, to są i klony Soulsów. :)

  • Gdy do Elasto Manii dodasz „syndrom jeszcze jednej tury”, czyli recenzja Trails: Rising

Czyli kilka słów o symulatorze przyjemnego zdenerwowania, gdzie bohater porusza się na dwóch kółkach. A przy okazji ma tyle kontuzji, że stał się chyba stałym gościem wszelkich miejsc, gdzie składają szaleńców w całość.

  • Recenzja Serious Sam 4, czyli Sam w Papamobile

Recenzja wydanej we wrześniu 2020 roku kolejnej odsłony serii Serious Sam 4. Czyli co wyjdzie z tego, gdy przy indyczym budżecie chcesz zrobić AAA.

  • Bracia rewolwerowcy ścigający legendy, czyli recenzja Call of Juarez: Więzy Krwi

Skoro był CoJ: Gunslinger czy pierwsza odsłona cyklu, pora na trzecią przygodę spod szyldu "Wezwanie of Juarez". Nie licząc The Cartel najgorszą, ale wciąż dobrą.

Oceń bloga:
30

Atuty

  • Mechanika rozgrywki (Kao 2, Kao 3)
  • Urozmaicenia przedstawiane w osobliwy sposób
  • Warstwa audiowizualna
  • Klimat
  • /- Mechanika rozgrywki (Kao 1)
  • /- Polska wersja językowa

Wady

  • (Kao 1) Problemy techniczne grubej wagi, dodatkowo jest to "źle trudna" gra
  • (Kao 2) Poza skakaniem średnio jest co robić
  • (Kao 3) Czas gry, dodatkowo wyścig
BZImienny

BZImienny

Trzy ciekawe platformówki - jedna dla wytrwałych, jedna dla antyfanów negatywnego zaskakiwania, jedna dla fanów Kao. Za niską cenę warto się z nimi zapoznać, bo mimo swoich bolączek są przyjemnymi kawałkami kodu. Z nostalgią w prezencie w pierwszym przypadku.

8,0

O którym temacie mam napisać w ramach następnym recenzenckim odcinku Piątkowej GROmady? (ankieta zakończona)

Historia pewnego niekończącego się cyklu, czyli recenzja Dead Cells
86%
Lords of the Fallen w XXII wieku, czyli recenzja The Surge: Augmented Edition
86%
Kosmiczne Soulsy za paczkę czipsów oraz kilogram kawy, czyli recenzja Hellpoint
86%
Gdy do Elasto Manii dodasz „syndrom jeszcze jednej tury”, czyli recenzja Trails: Rising
86%
Recenzja Serious Sam 4, czyli Sam w Papamobile
86%
Bracia rewolwerowcy ścigający legendy, czyli recenzja Call of Juarez: Więzy Krwi
86%
Pokaż wyniki Głosów: 86

Komentarze (53)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper