Journey – Dłuższy spacer. Recenzja gry

BLOG RECENZJA GRY
1723V
Journey – Dłuższy spacer. Recenzja gry
PrzemQ | 17.12.2020, 22:16
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

W czasach siódmej generacji, rynek gier niezależnych dopiero co raczkował. Za sprawą kolejnych indyków, twórcy próbowali bawić się z rozgrywką na sposoby wcześniej nieopłacalne. Z czasem, przez wycięcie całej rozgrywki, powstał gatunek symulatorów chodzenia. W ten sposób wynoszono gry poza bezpieczną strefę i określano je mianem sztuki. Czy dzisiaj, po tylu latach i znaczącym wzroście reprezentantów, tamte gry wciąż potrafią być wyjątkowe?

Journey to produkcja z 2012 roku, od amerykańskiego thatgamecompany, którzy w asyście Santa Monica Studio, stworzyli grę dla Sony Interactive Entertainment Europe. Tytuł został pierwotnie wydany na PlayStation 3, by po trzech latach dorobić się portu na PlayStation 4. Ostatecznie, w 2019 gra oficjalnie odłączyła się od platform Sony i powędrowała na Epic Games Store, Steam oraz platformy mobilne.

Wyjazd nad morze 

Zaczynając rozgrywkę, otrzymujemy tak mało informacji, jak tylko się da. Nasz bohater budzi się na pustyni i tak jak my, nie orientuje się co właściwie ma teraz zrobić. Już za pierwszą wydmą na horyzoncie znajdujemy nasz cel. Ogromna góra jasno wskazuje kierunek wycieczki. Nie potrzeba do tego znaczników, czy kompasu stale przypominającego nam drogę. Jest to coś co Journey, robi bardzo dobrze. Mała ilość informacji i symbolika w nich zawarta jest wystarczająca. Z czasem, dzięki szczątkowo opowiadanej historii, w końcu dowiemy się jaki jest sens całej tej podróży.

W ciągu, tych zaledwie dwóch godzin, potrzebnych na dotarcie do napisów końcowych, odwiedziemy poziomy, które mimo bycia utrzymanym w jednym, pustynnym tonie potrafią być na tyle oryginalne, że zapamiętanie ich nie będzie problemem. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele, wspomnę tylko o tym pierwszym, jakim jest budowanie mostu. Niby coś prostego. Mapa na której spędzimy pięć do dziesięciu minut, ma w sobie coś takiego, że aż chce się wracać. Oczywiście, dużą zasługę ma tutaj strefa artystyczna, do której jeszcze później przejdę, ale sam design poziomów, jest czymś, na co warto rzucić okiem. Gdyby nie to, że grę można skończyć szybciej niż niektóre półtoragodzinne animacje Disneya, to dałbym inne, o wiele bardziej imponujące przykłady. Lepiej jednak, jeżeli jak najwięcej, pozostanie w strefie pierwszego wrażenia. Wtedy Podróż wchodzi najlepiej.

Jeżeli chodzi o rozgrywkę, to tak jak już zdążyłem napisać, mamy tutaj typowy przykład rezygnacji z co bardziej zaawansowanych mechanik, by całość mogła skupić się na historii, i sposobie jej przekazania. Nie ma tutaj nic, ponadto co standardowe, wszystko koncentruje się na ciągłym parciu do przodu. To właściwie jedyne czego się od nas oczekuje. Za małe urozmaicenie można wziąć sobie znajdźki, zwiększające długość noszonego przez nas szala. Wpływa on na odległość jaką możemy pokonać w trakcie jednego skoku, ale przez większość gry, jest to zwyczajna kosmetyka, i nie sądzę, by jakimkolwiek problemem było dotarcie do finału bez zbierania ani jednego symbolu.

Nieznajomy przyjaciel

Istnieje jednak jeden element, który sprawia, że doświadczenie, jakim jest Journey zapada w pamięć, na długo. Jest to coś, z czym na początku nawet nie chciałem mieć do czynienia. Mowa o trybie wieloosobowym. A przynajmniej tak to nazwijmy. Multiplayer działa cały czas w tle, a my jeżeli tylko natrafimy na dobry moment i zbijemy się postępem z innym graczem, otrzymujemy współdzieloną rozgrywkę. Od tego momentu, aż do samego końca istnieje możliwość, by ten długi spacer przeżyć z nowym kompanem. Gwarantuję wam, że jeżeli chociaż trochę zainteresuje was ten element, to nie będziecie chcieli rozstawać się ze swoim towarzyszem. Już za moim pierwszym podejściem, trafiłem na takiego idealnego. Od mostu, aż do samego końca graliśmy razem i muszę przyznać, że jest to bardzo zaskakujące. Nie sądziłem, że będzie mi zależeć, by jakiś losowy gracz, którego nicku nawet nie zdążyłem jeszcze poznać, nie oddalał się zbyt bardzo. Nie wątpię, że pewne trofea mogą być wystarczającym motywatorem, ale nie sądzę, że to tylko to. Za drugim razem do wędrówki otrzymałem już takiego eksperta, że po drodze pokazał mi lokalizacje prawie wszystkich znajdziek, i to na tyle płynnie, że moje korzystanie z YouTube’a zwyczajnie marnowało czas. Musi być więc tutaj coś takiego, że ludzie wracają, pomimo tej samej, nie zmieniającej się historii, której chce się doświadczać na nowo.

Malowanie piaskiem

Oczywiście, duża też w tym zasługa stylu artystycznego, bo Journey, pomimo swojego wieku wciąż stanowi jeden z najładniejszych reprezentantów symulatorów chodzenia. Prosta grafika jest nam rekompensowana świetnie wyglądającym powiewającym piaskiem, czy dobrze dopasowanym oświetleniem. Na zrzutach ekranu ciężko to zobaczyć, warto więc spróbować samemu. Zaskoczeniem, nie powinien być fakt, że ścieżka dźwiękowa, za którą odpowiada Austin Wintory, daje radę. Nascence, Apotheosis i I was Born for This, to tylko niewielka część, prawie godzinnego zestawu przyjemnych i wpadających w ucho melodii, które dobrze dopasowane są do wydarzeń dziejących się na ekranie.

We wstępie zadałem pytanie "Czy klasyczny symulator chodzenia potrafi dzisiaj jeszcze zaskoczyć?" Zdecydowanie tak, mimo bycia jednym z prekursorów gatunku, Podróż do dzisiaj ciężko jest pobić w jakimkolwiek aspekcie gry. To tytuł przygotowany z pasją. Żałuję jedynie, że nie starczyło jej na trochę więcej, albo na chociaż jedną dodatkową mechanikę. Mimo tego, nie przeszkodzi mi to, wspominać grę i pewnie jeszcze wielokrotnie przyrównywać konkurentów do niej. Dla mnie, jest to gra 8,5/10, co i tak jest dosyć niskim wynikiem. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, to spróbujcie, bo okazji było i wciąż jest bardzo wiele, a to będą naprawdę dobre dwie godziny.

Oceń bloga:
15

Atuty

  • Kreatywne projekty poziomów
  • Historia i sposób jej opowiadania
  • Tryb wieloosobowy
  • Styl artystyczny, efekty wiatru
  • Wciąż potrafi zapierać dech w piersi
  • Ścieżka dźwiękowa

Wady

  • Fabuła starczy maksymalnie na dwie godziny
  • Brak jakiegokolwiek wyzwania
PrzemQ

PrzemQ

Czy Journey to sztuka? Moim zdaniem, tak. To gra która mimo bardzo prostej rozgrywki, wie jak zrekompensować to wrażeniami na tyle nowymi czy interesującymi, że te dwie godziny potrzebne na dotarcie do końca się nie wydłużają. Taki spacer to dobra rzecz, szczególnie z jakimś kompanem.

8,5

Komentarze (26)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper