It's tail time!

BLOG RECENZJA GRY
585V
It's tail time!
Szataniarz | 03.09.2016, 10:39
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Od ostatniego spotkania minęło już prawie 16 lat. Bardzo obawiałem się tego pojednania, nie wiedziałem czy żar, kiedyś tak mocno płynący, po tylu latach może rozpalic się na nowo. Jak to mawiają starzy górale - stara miłosc nie rdzewieje. Cóż, parę rdzawych rys się znalazło tu i ówdzie, jednak pierwotny ogień pozostał...

Z Gex 3D wiąże się ciekawa historia. Od czasu wejścia w posiadanie PSP i uruchomieniu PS Store, moją uwagę przyciągnął dział z klasykami na PSX'a. Pierwsza myśl jaka zakołatała się w mej głowie to powrót do ulubionego bohatera, dzięki któremu poznałem cudny gatunek gier zwanych platformowymi. Po szybkim internetowym rekonesansie i przelaniu paru groszy, internetowy portfel był grubszy o 20 wirtualnych dolców. Kilka chwil oraz browara później, gra już mnie witała znakiem developera - Crystal Dynamics. Pokręcone intro przedstawia jak nasz główny protagonista oddaje się przyjemnościom dnia codziennego - żre fast foody na potęgę, ogląda telewizje i pochłania hektolitry napojów nie-tak-całkiem-wyskokowych. Jednak sielanka nie trwa długo, bo gdy świat wymiaru telewizyjnego, zwanego tu The Media Dimension, staje w obliczu niebezpieczeństwa, a głównym prowodyrem tego całego zmieszania jest REZ - odwieczny nemezis Gex'a, to wiedz, że coś się dzieje.

Pierwszy raz z Gex’em zetknąłem się około 16 lat temu, wtedy to mój dobry znajomy, który posiadał PSX’a, wprowadził mnie w ten cudowny świat jaszczurzego agenta. Gra zauroczyła mnie natychmiastowo swoją swobodą, kolorową grafiką i wypełnionym po brzegi płyty humorem najwyższego sortu. Gex to swoista parodia popkultury, seriali czy filmów tamtego okresu. Znajdziemy w niej wiele odniesień do znanych dzieł jak chociażby do James’a Bonda, Gwiezdnych Wojen czy filmów z Godzillą. Sam Gex to niezły gagatek, sypie żartami na lewo i prawo jak z rękawa w zależności od danej sytuacji. Nie ma co się dziwić, bo w rolę Gex’a wcielił się komik, a w zasadzie dwóch - Dana Gould w wersji US oraz Leslie Philips w wersji na Europę. Obaj panowie podeszli inaczej do swojego bohatera, ale każdy z nich zdał egzamin i nadał postaci ostateczny, bardzo humorystyczny sznyt. Słychać to zresztą w komentarzach Gex’a, teksty typu: "Screw the Force, who's got a grenade? albo "500 channels and still nothing on" sprawiają, że uśmiech mimowolnie pojawia się na twarzy. Gex to także niezły strojniś, w niektórych levelach, nawet i tych bonusowych, przywdziewa inne fantazyjne fatałaszki. W jednym np. udaje królika i unika strzelających do niego klonów Elmera Fudda znanego z kreskówek Looney Tunes. W zasadzie cała gra jest utrzymana w podobnym humorze co dzieło Warner Bros.

Dobrze, ale jak się w to gra? W każdym z poziomów mamy do zebrania 3 czerwone piloty plus dwa srebrne, jeden jest gdzieś misternie ukryty na planszy natomiast do drugiego dobierzemy się uprzednio zbierając 100 pierdółek. Plansze są dość rozległe, a niektóre i nad wyraz wymagające. Otóż aby zebrać dany pilot musimy wykonać określoną czynność, czasem trzeba przejść planszę z punktu A do B, innym razem trzeba rozwalić określoną ilość rzeczy albo uruchomić rakietę, która zabierze nas w niedostępną cześć mapy gdzie znajduje się wymagany pilot. Jak wspominałem plansze są dosyć rozbudowane, a w niektórych można się nawet pogubić. Trzeba przygotować się na dużo skakania, biegania, wdrapywania się po ścianach i jeszcze więcej skakania, i to czasem w odpowiednim tempie. Gex potrafi czasem zajść za skórę swoim poziomem trudności, jest to iście test dla zatwardziałych fanów platformówek. Oprócz tego, nasz zielony protagonista ma także inne, przydatne umiejętności. Podczas swojej wędrówki nie raz natrafimy na muchy uwięzione w telewizorze – są to swoiste power-upy lub dodatkowe życia. Dzięki power-upom możemy strzelać ognistą lub lodową śliną  co jest przydatne na niektórych planszach i pomaga nam kontynuować podróż. Oprócz zwykłego ataku z ogona możemy też wykonać, tzw. karate kick niczym Bruce Lee, który jest przydatny podczas potyczek z wrogami lub do dalszych skoków. Bardzo ważnym aspektem każdej gry platformowej to kamera, w Gexie dano nam trzy możliwości podejścia do tematu. Mamy kamerę automatyczną, półautomatyczną i manualną. Każdej z nich coś brakuje, a to pokaże nie to miejsce, a to będziemy zmuszeni oglądać plecy naszego bohatera, a czasem pokaże świat poza teksturą. Do kamery trzeba się przyzwyczaić i często samemu dostrajać, kwestia przyzwyczajenia.

Jak to wszystko prezentuje się graficznie? W czasie kiedy Gex wyszedł mało która  gra miała start do niej. Bardzo kolorowa, z dużą ilością zróżnicowanych tekstur. Co prawda mgła i dorysowywanie jest wszechobecne, ale nie można mieć wszystkiego. Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Przepych graficzny odbił się na prędkości gry. Gex cierpi na czkawki podczas bardziej karkołomnych sytuacji na ekranie. Nie zdarza się to często jednak jest to na tyle widoczne, że niektórych może zniechęcić do dalszej gry. Jest to irytujące zwłaszcza w sytuacjach wymagających pełnego skupienia. Od strony audio gra praktycznie nie zestarzała się. Cała ścieżka dźwiękowa dalej przyjemnie pobrzmiewa podczas przemierzania leveli, każda ma swój niepowtarzalny charakter i podkreśla klimat danego poziomu. Voice acting też zasługuje ma pochwałę. Sam Gex jak już wspominałem wypada świetnie, główny Szwarc charakter, czyli REZ brzmi tak jak na typa spod ciemnej gwiazdy przystało, mi przypominał trochę Darth’a Vader’a. Generalnie bez zastrzeżeń.

Ściągając okulary nostalgii i odstawiając je na bok trzeba w końcu zadać sobie pytanie - jak się w to gra w 2016 roku? Jak wspominałem, Gex’a ogrywałem na PSP podłączonym do telewizora, także obraz był ostry jak żyleta. PSP generalnie bardzo dobrze odtwarza gry z PSX’a na dużym ekranie i, według mnie, jest to jeden z lepszych sposobów na cieszenie się klasykami szaraka na dzień dzisiejszy. Wracając do tematu, w oczy od razu rzucają się dropy animacji oraz nieznośna kamera, nawet bardziej niż kiedyś. Samo sterowanie też nie zachwycało precyzyjnością. Pomijając te mankamenty grało mi się świetnie i nie przeszkodziło w wymasterowaniu gry na 100%

Wspomnień czar oczywiście wrócił. Przypomniałem sobie jak zagrywałem się razem z ojcem na małym 14 calowym telewizorku i zapisywałem passwordy w zeszycie, których był z kilka kartek. Właśnie, passwordy! Gex to jedna z niewielu gier stosująca ten pradawny, teraz już całkowicie zapomniany, patent, a zaznaczyć warto, że w tamtym okresie memorki nie miałem, więc to rozwiązanie to była dla mnie zbawienie i pozwalało na kontynuowanie zabawy po wyłączeniu konsoli.

Czy warto? Na to pytanie trzeba samemu sobie odpowiedzieć. Ja wiem jedno na pewno, niedługo mój wirtualny portfel znów zapełni się dolarami i trzecia odsłona Gex’a powędruje do koszyka. Viva la Nostalgia!

Oceń bloga:
1

Atuty

  • Zwariowany humor, który nic się nie zestarzał
  • Masa grania i skakania

Wady

  • Nieznośna kamera
  • Niewyrabiający engine
Szataniarz

Szataniarz

Gex 3D to klasyka gatunku i pozycja obowiązkowa dla fanów skakania, zbierania i biegania. Klimat nie do podrobienia!

8,0

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper