Realms of the Haunting (Gremlin Interactive, 1997)

BLOG
616V
Realms of the Haunting (Gremlin Interactive, 1997)
lghost | 15.10.2016, 20:22
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Przed nami najbardziej z ponurych tygodni, więc równie dobrze mogę odkopać pewien stary tytuł na PC, i to z epoki tuż zanim kształt horroru w grach na dobre nadał cykl Resident Evil. Jesteście ciekawi, co straszy w pewnym angielskim domostwie? Gospodarz gierkowego lamusa zaprasza...

Prawdę mówiąc, niewiele stylistyk tak mi się przejadło jak horror. W ostatnich paru latach przeszedłem metamorfozę, od miłośnika gatunku chodzącego na nocne maratony i zbierającego dzieła kinematografii typu "Zombie z Berkeley" (swoją drogą, fantastycznie "zły" film, polecam na wieczór w towarzystwie kumpli i dowolnego napoju wyskokowego), po wywracanie oczami na kolejne warianty tych samych fabuł. Podobnie zresztą jest z grami w tych klimatach - w ciągu nieco ponad dekady ilość tytułów określanych mianem horroru urosła o co najmniej rząd wielkości, i obecnie poza pojedynczymi sezonowymi sensacjami typu Slender czy Five Nights at Freddies albo inny Outlast niewiele tytułów przebija się do świadomości graczy, a jeszcze mniej tych z "Dead" w tytule.

A było kiedyś przecież zupełnie inaczej. Jeszcze dwie dekady temu dobry horror na PC był rzadszy niż znaleźne 100zł na chodniku, i chyba jeszcze bardziej cieszący. Oczywiście, różne studia *próbowały* przenieść atmosferę literatury i powieści grozy na poczciwe blaszaki - kultowe Alone in the Dark zamierzało odtworzyć zatęchły klimat filmów z wytwórni Hammer już w 1992 r., ale dzisiaj widok detektywa w staromodnym garniturze kopiącym się z ożywionymi rycerskimi zbrojami może raczej śmieszyć niż straszyć. Nie pomógł też fakt, że scenariusze kolejnych odsłon cyklu bardziej zaczęły przypominać odcinki Scooby-Doo, z nieumarłymi piratami oraz nawiedzonymi miasteczkami z Dzikiego Zachodu, niż szlachetne czarno-białe filmy. Rok późniejsze The 7th Guest reklamowano jako horror, ale chyba nikt tego nie brał na poważnie, skupiając się na fenomenalnej oprawie graficznej i dźwiękowej. Reszta gier albo próbowało zamaskować braki fabularne wiadrami krwi i drastycznymi scenkami (Waxworks, Phantasmagoria), wszechobecnym surrealizmem (Bad Day on the Midway, The Nine, Dark Seed) albo po prostu otwarcie wkraczała w rejony kina klasy B (Harvester, Bloodwings). Gdzie lokuje się dzisiejsza pozycja? Jeżeli nie obce są wam klimaty Deadly Premonition, i macie ochotę na nieco mniej typową grę - czytajcie dalej.

Adam Randall, odkąd rozwiedli się jego rodzice, nie dogadywał się z ojcem najlepiej. Popularny w swojej wsi pastor zyskał przychylność wszystkich - z wyjątkiem swego syna. Kiedy jednak ojciec umiera, młodego Randalla zaczynają nachodzić więcej niż tylko wyrzuty sumienia - sny o tajemniczym domostwie gdzieś, gdzie nawet diabeł nie jeździ z gospodarską wizytą. A potem do tego napatacza się pewien paskudny ksiądz, który wciska Adamowi paczkę rzekomo od jego ojca. Księża byli znajomymi, wymieniając się korespondencją, głównie na temat pewnego domu na granicy wsi, gdzie urzędował padre Randall. Pomimo towarzyszącej mu przez cały czas nieufności - kłamstwa księdza są oczywiste dla znającego swego rodziciela dobrze syna - Adam Randall decyduje się zbadać zawartość przesyłki, oraz gdy znalezione w niej kamienne pieczęci, pokryte dziwacznymi wzorami kompletnie go zaskakują - w końcu pojechać do przeklętego dworu i przyjrzeć się całości z bliska. Zgodnie jednak z tradycją gatunku, zaraz po przekroczeniu progu domostwa, drzwi zamykają się za Randallem, i od tego momentu zaczyna się gra.


Skeletons have pursued me all my life
(screen z Super Adventures in Gaming - polecam bloga!)

Z czysto technicznej strony, Realms of the Haunting bardzo mocno przypomina gry firmy Origin, tj. Ultima Underworld czy System Shock. Cała akcja dzieje się z oczu bohatera, którym możemy dowolnie poruszać w trójwymiarowej przestrzeni, jednocześnie dysponując niezależnym kursorem, którym wskazujemy interesujące nas obiekty w środowisku albo majstrujemy w menusach. Pomimo że strzela się, i to dość sporo, z niewielkiego arsenału broni (o tym za chwilę), RotH zdecydowanie bliżej do przygodówki niż typowego "strzelanego survival horroru". Zagadek jest bardzo dużo, zaczynając od prozaicznych typu "zapal świeczki przy obrazie, by ten się odsunął i ujawnił ukryty klucz", po bardziej złożone kombinowanie z znalezionymi artefaktami i dedukowanie znaczenia znalezionych manuksryptów i notatek. Nawiedzona posiadłość jest bardzo, bardzo obszerna, i to zanim jeszcze zaczniemy mierzyć jej rozległe lochy, z gustownym mauzoleum o nieco złowrogim wykończeniu. Ze ścian łypią na nas posępne portrety facetów ubranych w okultystyczne szaty, na drzwiach świecą się pentagramy, a w gabinecie pełnym mitologicznych znalezisk za regałem z książkami kryje się zejście do podziemi wypełnionych lawą. Czego tu nie lubić? Czesania kursorem po ekranie, ot czego. Niestety, wraz z szlachetnym przygodówkowym spadkiem kombinowania RotH przejął też niechlubny zwyczaj przeszukiwania każdej lokacji w poszukiwaniu przedmiotów do podniesienia, przełączników do aktywowania i rozmaitych obiektów do obejrzenia. Kilka razy zdarzyło mi się głośno zazgrzytać zębami nad niektórymi "puzzlami", bo choć są mapy w grze, to są one sporządzone w sposób dość zawikłany i niewygodnie się je przegląda w trakcie kolejnej godziny spacerowania po rozległym świecie gry.


ważne, żeby w miejscu pracy była odrobina kojącej zieleni

Szczęśliwie Randall nie jest w ciemię bity, i pomimo że nie pozuje na typowego kozaka (co za miła odmiana), początkowy strach przekuwa w determinację, równie chętnie zwiedzając kolejne krypty, jak i dziurawiąc hordy potworów, bo oczywiście, domostwo tylko pozornie jest puste. Pomijając ducha ojca Randalla i nękające go upiory, nie zabraknie też dziwacznych potworów, ale pojawią się też przyjazne postacie, którym zależy by Randall posunął się dalej w swym paranormalnym śledztwie. Taką postacią jest choćby Rebecca Trevisard - panna specjalizująca się w mocach psychicznych, która ściągnęła Randalla do posiadłości przez sen (jest to wątek w intrze, don't worry, nie będe spojlerował ponad to, co jest w instrukcji i pierwszych 20 minutach gry). Jej obecność podczas gry pozwala na dyskusję na temat nowych znalezisk oraz wymianę opinii o zdarzeniach - szczęśliwie jest ona cały czas za plecami Randalla, i nie wymaga typowego dla takich sytuacji niańczenia apteczkami - ginie Adam i ona wraz z nim. Poza Rebeccą pojawią się też inne postacie - w dużej mierze jako duchy i inne byty niefizyczne - by pomóc bohaterowi rozwikłać kolejne zagadki i przetrwać. Cutscenki są, zgodnie z obowiązującym w 1997 r. standardem, w formie full-motion video, i niestety widać że nadgryzł je ząb czasu - obraz jest ziarnisty, komputerowo wygenerowane tła wyglądają dość sterylnie, a aktorstwo generalnie nie wznosi się ponad klasę B, choć bólu zębów też nie wywołuje. Szkoda jedynie, ża czasem mowa zdaje się być źle zmiksowana, i postać zaczyna zdanie szeptem, a dalej mówi już gromkim głosem. Generalnie jednak fabuła "trzyma się kupy", i można całkiem przyjemnie się wkręcić w rozgrywkę. Znajdzie się też miejsce dla paru humorystycznych momentów, niektóre rozmówki Adama i Rebeki przypominają nieco te z sitcomu, a i niektóre NPCe potrafią zaskoczyć. Tu zespojleruję jeden z takich fragmentów: w pewnym momencie Randall spotyka potężnego demona-wyrocznię, który każe przejść bohaterowi "próbę", by ten dostał potężny artefakt. Kiedy przejęty Randall mówi "W takim razie jestem gotowy!", demon odpowiada "Już, po wszystkim. Nudzą mnie konwenanse..." i daje wspomniany dynks Adamowi. Urocze, nie?


ten przyjemniaczek - o wdzięcznym imieniu "Belial" - jest jednym z najlepszych "villains" w komputerowym horrorze. I jest tu "tylko" prawą ręką Głównego Złego...

Wspomniałem o strzelaniu do upiorów - tego tu jest sporo. Już w jednej z pierwszych lokacji znaleźć można pistolet (co to za stare angielskie domostwo bez przynajmniej jednej sztuki broni palnej?), niedługo potem w łapki wpadnie nam strzelba (która, odniosłem wrażenie, robi nieco więcej huku niż efektu), a potem arsenał zacznie się wzbogacać o magiczne artefakty. Pewną wadą może być fakt, że potwory wskrzeszają się w już odwiedzonych lokacjach, co może być nieco irytujące gdy je zwiedzamy w poszukiwaniu czegoś, co by pchnęło nas do przodu w fabule, i rozmyślania przerywa kolejny pojedynek z golemem czy innym straszydłem. Pomijając stratę czasu, takie pojedynki kosztują gracza amunicję oraz punkty zdrowia, a tej zawsze brakuje - sprawę ratują nieco magiczne bronie, ale najlepiej i tak jest uciekać przed niepotrzebnymi starciami.

Grafika jest zaskakująco dobra - choć na screenach wygląda nieco jak podrasowany Duke3D, to program może działać nawet w rozdzielczości 800x600 (śmiejcie się, jak na program DOSowski to naprawdę rzadkie osiągnięcie!), i wygląda bardzo ładnie - tekstury są całkiem szczegółowe, lokacje w domostwie są pełne dekoracji (mebli, świeczników, rozdartych malowideł, okultystycznych figur, sarkofagów - sic! - etc.), i po czasie można przyzwyczaić się do pikseli. Muzyka jest w MIDI, i do tego dynamicznie zmienia się w zależności od tego, co się dzieje na ekranie - co biorąc pod uwagę ciągłe walki w domostwie, czasem bywa irytujące. Co mnie zaskoczyło, to zaskakująca duża ilość tekstu mówionego - pomijając dialogi między postaciami, to wszystkie opisy przedmiotów, dokumenty etc. są czytane przez Randalla! A jest tego naprawdę bardzo dużo, a jeżeli dodamy jeszcze różne "sytuacyjne" odzywki - to naprawdę chylę czoła przed developerami, że "chciało się".

I dlatego szkoda, szkoda wielka że ta gra jest praktycznie nieznana, bo jest to naprawdę unikatowy, wręcz eksperymentalny tytuł - jeszcze nie survival horror pełnym pyskiem, a już nie przygodówka, i poziom napracowania się autorów widać na każdym krokiem - może z wyjątkiem ostatnich 30% gry, kiedy to nad zagadkami zaczynaja górować kolejne irytujące labirynty. Ale zanim się do nich dojdzie, czeka kilka godzin solidnej, klasycznej zabawy, dlatego polecam bez większych zastrzeżeń tym, którzy szukają czegoś na ponure jesienne wieczory.

Oceń bloga:
8

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper