Czy jestem piratem? Czy nie szanuję ulubionego artysty?

BLOG
503V
Czy jestem piratem? Czy nie szanuję ulubionego artysty?
WuHaPe | 06.08.2019, 21:10
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Tak, zrobiłem to. W czasach, gdy za uczciwą pracę zdobywam godziwą zapłatę, gdy nie zauważam nawet comiesięcznego przelewu z tytułu abonamentu na Spotify. Zrobiłem to. Mojemu ukochanemu zespołowi, który jest ze mną od ponad 16 lat. Zrobiłem to. Ściągnąłem piracką wersję najnowszego albumu Slipknota, na trzy dni przed premierą. 

Wróciłem do tych czasów. 16 lat. Pirackie gry pożyczane od kumpla i przegrywane na jeden, względnie dwa cedeki. Pirackie filmy w wersji kinowej, podczas oglądania których człowiek ledwo widział zarys postaci. I wreszcie piracka muzyka, której chłonąłem tony megabajtów. Ściągane z Kazaa, później eMule, DC++, wreszcie torrentów. Byłem wtedy szczylem, domorosłym punkiem, weekendowym skaterem, osiedlowym dżakasem, rzygającym do wanny kumpla, którego starzy wyjechali na weekend, więc zrobiliśmy mix w blenderze ze wszystkiego, co miał w lodówce. Słuchałem ściągniętego z neta Slipknota i blinka-182 i biegałem z kumplami po okolicy na golasa, przyspieszając, gdy zaczęli ścigać nas wezwani przez zatroskanych sąsiadów policjanci. Starzy, którzy wiązali jako tako koniec z końcem, ale nowobogackimi nazwać się nie mieli podstaw, podrzucali co miesiąc kieszonkowe, ale starczało ono na oszczędne zachcianki. Kulturę i rozrywkę ściągało się z Internetu. Wróciłem do tych czasów.

 

Dopiero w czerwcu tego roku, po 16 latach słuchania Slipknota byłem na ich koncercie w Krakowie. Skacząc i drąc się wróciłem do tych gówniarskich lat. Wstyd przyznać, ale nigdy nie miałem żadnej oryginalnej płyty ekipy z Des Moines. Naprawiłęm swój błąd. Najpierw po powrocie kupiłem ich pierwsze trzy płyty. Miesiąc później kolejne, wraz z dostępną w przedsprzedaży najnowszą - "We Are Not Your Kind". Dwa single - "Unsainted" i "Solway Firth" sprawiły, że ani chwilę się nie wahałem. Czekam, aż 9 sierpnia premierę będzie mieć szósty studyjny album szatanistów, wtedy wyślą do mnie brakujące cedeki. Będę mieć całą dyskografię. Następnie kupię ich BluRay'e koncertowe, a jak tylko pokażą się w sprzedaży bilety na ich przyszłoroczny koncert w Łodzi, biorę z miejsca dwa, bo i dziewczyna się skusiła (w Krakowie zabrakło jej odwagi ;)

I właśnie. Ten koncert, te single. Nie mogłem się doczekać premiery nowego albumu i płyty w swoich dłoniach. W internecie wyczytałem, że album lata już po warezach i torrentach. 3 dni przed premierą. I tak długo udało się przetrzymać. Walczyłem z sobą, ale uległem. Jestem po trzecim odsłuchu i szykuję się do kolejnego. Pewnie będą katować pirackiego relka do czasu, aż wyjdzie na Spotifaju i będą katować im statystyki odtworzeń aż będę rzygać wrytym w pamięć każdym uderzeniem Clowna bejsbolem o metalową beczkę, każdą niesamowicie szybką dwustopą Jay'a, skretchem Sida i niezastąpionym darciem mordy Corey'a. W tzw. międzyczasie dotrze fizyczny nośnik, który odfoliuję z namaszczeniem godnym sacrum, obejrzę płytę, przejrzę książeczkę i starannie odłożę na półkę obok reszty CDsów ekipy z Iowa.

 

Na grupie założonej przez i dla fanów Slipknota spotkałem się z krytycznymi komentarzami do wpisów innych osób, którzy ściągnęli już album. "Jak to, kurwa, pirata słuchasz?", "Ludzie, za 3 dni premiera, nie mogłeś poczekać?", "Nie jesteś prawdziwym fanem, ściągasz z neta od kutasów, którzy wrzucili album przed premierą", Ruchasz na kasę muzyków". Wywołało to u mnie tytułowy dylemat. Czy faktycznie jestem piratem? Przecież zamówiłem już jakiś czas temu w ciemno ten album na płycie. Przecież kupiłem uczciwie wszystkie ich płyty. Przecież byłem i będę na ich koncertach. Katuję ich albumy na Spotify, gnębię single z "We Are Not Your Kind" na tej platformie, to samo będę czynić z całym albumem. Czy te trzy dni i kilkanaście odtworzeń albumu przez pozbawionego cierpliwości człowieka każą go jednomyślnie piętnować za kradzież dzieła? Uważam, że działam w granicach uczciwości. Może nie jest to wzorowe zachowanie, które kazałoby grzecznie czekać na premierę, ale przecież nie będę latać na piracie przez kilka lat. Za wszystkie sekundy ich muzyki będę płacić jeszcze wiele razy, kiedy tylko nadarzy się okazja. Bez mrugnięcia okiem, bez sekundy żalu, bez mokrego od potu banknotu ściskanego w drżącej dłoni, bo mogłem za to kupić 5 piw. Bez januszowania. Bez cebulactwa. Mając świadomość, że ta ekipa była ze mną 16 lat i mam nadzieję, że będzie przynajmniej 16 kolejnych. Na dobre i na złe. Przy kasie i bez. Zawsze będę mógł spojrzeć na te płyty, zaśpiewać w myślach wspólnie z Corey'em tekst "Wait and Bleed", "Left Behind" lub "Snuff", ponapieprzać w powietrzu łapami imitując piekielne tempo perkusji we wstępie do "Eyeless" czy drzeć mordę do zdarcia strun głosowych i skakać do nieprzytomności wręcz przy "Heretic Anthem" na żywo.

Co decyduje o tym, czy jestem prawdziwym, uczciwym fanem czy piratem niezasługującym na splunięcie, mianującym się oddanym się fanem? Jakie jest Wasze zdanie? Czy Wam też zdarza się ukraść film przed jego premierą, a potem lecicie do kina albo kupujecie Bluray'a? Czy ściągnięcie pirackiego relka jakiegoś albumu w oczekiwaniu na CD albo winyla po premierze? Tak czy inaczej - Stay sick.

Oceń bloga:
11

Komentarze (51)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper