Blood - czyli o co chodzi z tym "szczelaniem"?

BLOG
584V
Pgrus | 24.07.2017, 16:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Drugi numer "Retro" zachęcił mnie do ponownego wypróbowania starych fps-ów. Na pierwszy ogień poszedł "Blood", w którym mierzymy się z hordami demonów z piekła rodem. Pominę tutaj historię tej krawej i demonicznej serii, a skupię się na tym, co ją wyróżnia na tle dzisiejszych strzelanin. 
 

Wydaje mi się, że większość dzisiejszych fps-ów gra się oczami. Miodność rozgrywki schodzi na dalszy plan. Mamy przede wszystkim chłonąć jak to akcja nakręca się dzięki skryptom, jakie to epickie widoczki nam zaserwowano, jak oświetlenie upiększa nam wykreowany świat. Tymczasem w takim "Blood" skupiasz się tylko na rozgrywce. Cała reszta jest umowna(z uwagi na mniejsze możliwości technologiczne), i właśnie to stanowi jej atut. W praktyce, gdy skupiasz się wyłącznie na pokonywaniu przeciwników bądź szukaniu przejścia do następnych etapów, czyli po prostu na samej grze, to reszta stanowi tylko otoczkę. Wiele elementów jest tylko zasugerowane. W takich grach uruchamiana jest u gracza wyobraźnia. Grając, wyobrażałem sobie zwiedzane lokacje jako poprawione, czy to pod względem oświetlenia, czy ilości szczegółów. Tak samo z przeciwnikami, w głowie tworzyłem sobie ich ulepszone wersje. Dlatego w czasach, gdy gra wyszła na rynek, zdobyła sporą popularność, ponieważ gracze nie dostrzegali jej ułomności w wielu aspektach, bo lepszych gier w tym gatunku nie było, co najwyżej z tej samej półki, może za wyjątkiem pierwszego Quake'a. Dlatego poprawiali tę grę za pomocą swojej wyobraźni. A jak coś stymuluje owe narzędzie, to musi to być dobre. Dzisiaj natomiast wszystko mamy podane na tacy, a gracz jest w większości tylko konsumentem. 


Jeśli chodzi o gameplay, to we współczesnych fps-ach jest on dla mnie często irytujący. Mamy do dyspozycji wiele rodzajów broni, ale wszystkie są do siebie podobne. W starych grach, każda broń była zupełnie z innej beczki. Nie miałeś czterech rodzajów karabinków szturmowych. Tu masz strzelbę, tu rewolwer, wyrzutnię rakiet i nie trzeba było się zastanawiać, którą zapakować do ekwipunku. Ktoś może powiedzieć, ale przecież w grach wojennych to właśnie duży plus, te oddanie szczegółów. Ok, jeśli tego właśnie fan militarii szuka w grach, proszę bardzo. Ale ja w strzelankach szukam przede wszystkim nastawienia na akcję, na elementy, które są na tyle dobre i użyteczne, że nie potrzebują pięciu zamienników. Czasem mniej znaczy lepiej.


Kolejna ważna kwestia. W starszych grach można poczuć moc. Mimo dużej dawki umowności, jaką jest gra komputerowa, to pozwala ona w niektórych przypadkach poczuć potęgę broni trzymanej w rękach postaci. Najbardziej w pamięci utkwiła mi pierwsza część Soldier of Fortune, gdzie posyłanie kul w kierunku wroga i efekt, jaki wywoływało, było bardzo...soczyste. Dodajmy do tego odpowiedni dźwięk i miodność rozgrywki wzrasta. Tymczasem w najnowszych strzelankach, najbardziej kuleje...strzelanie. Nie czuć tego odrzutu, dźwięki nie są zbyt imponujące. Gdy przeciwnik obrywa, to nie robi to na nas większego wrażenia, również wtedy, gdy pada na glebę. Myślę, że jest to wynikiem postawienia na realizm, co wielu graczom psuję zabawę. 


W "Blood" mogę się poczuć jak bohater kina akcji z lat osiemdziesiątych - wpadam, skaczę, strzelam, istna rozwałka. Przeciwnicy to debile, akcje ze skakaniem i waleniem we wszystko, co sie rusza, nie mają za grosz realizmu, zwłaszcza, gdy nasz bohater zarobi parę kul, ale w praktyce nic to mnie nie obchodzi. Właśnie to oderwanie od rzeczywistości stanowi istotę funu tych starych gier. Spróbujcie, nie pożałujecie, może nawet wpadniecie w syndrom "jeszcze jednej planszy".

Oceń bloga:
2

Komentarze (9)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper