Retro Reanimacja - Naprawa myszki od Amigi 1200

BLOG
2612V
Retro Reanimacja - Naprawa myszki od Amigi 1200
Ciapo | 04.03.2018, 10:01
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dawno nic tutaj nie pisałem. Tym razem nie jest to nowy sezon Wozu Drzymały, bo jakoś nie mam weny ostatnio. Wkręciłem się za to w bardziej manualne zabawy i pomyślałem, że może ktoś by chciał poczytać o moich zabawach z elektroniką ;) Na początek coś łatwego, żeby nie rzucić się od razu na głęboką wodę i nie zniechęcić porażką ;) Dzisiaj naprawimy zmęczoną życiem myszkę od Amigi 1200. Zapraszam do środka.

Bohaterką tego tekstu jest stara, zmęczona życiem myszka od Amigi 1200, którą będę próbował przywrócić do stanu używalności.

Jako, że jestem posiadaczem kilkunastu retro sprzętów, to od pewnego czasu chciałem zabrać się za ich odnowienie i przywrócenie dawnemu blaskowi. Ze względu na to, że jestem początkujący w tej dziedzinie padło na wygrzebaną z szafy mysz, której przyciski są już tak powciskane, że nie działają najlepiej, a że do mojej Amisi posiadam inną mysz w znacznie lepszym stanie, to nawet jeśli coś pójdzie nie tak, obędzie się bez żalu i histerii ;) Dlatego uznałem, że będzie to najlepszy obiekt do nauki. Co planuję zrobić? Chcę rozebrać mysz, wymienić w niej mikro styki/mikro przełączniki/microswitche, czy jak tam jeszcze można je określić. Przy okazji, jak już będę miał ją rozebraną, to wyczyścić rolki wykrywające posuw myszy, które przez lata na pewno się zakleiły brudem zbieranym z kulki oraz spróbować wybielić pożółkły plastik.

Na początek przedstawię zestaw narzędzi, które mogą się przydać do tego zadania. Nie wszystko co widać na zdjęciu jest niezbędne, ale jak wiadomo mając odpowiednie narzędzie można daną pracę wykonać szybciej i mniej się przy tym zmęczyć. Na poniższym zdjęciu znajdują się następujące narzędzia:

Lutownica kolbowa z możliwie jak najcieńszym grotem. W moim przypadku jest to grot 0,5mm i myślę, że sprawdzi się naprawdę dobrze.

Lutownica szczypcowa. To narzędzie nie jest niezbędne i można sobie je odpuścić. Dzięki niej jednak, nasza praca będzie znacznie łatwiejsza, ze względu na to, że przy jej pomocy możemy wylutowywać jednocześnie dwie nóżki naszego mikroprzełącznika. Jeżeli zastosujemy dodatkowo odpowiednie końcówki (groty) to będziemy mogli wylutowywać nawet wszystkie cztery nóżki jednocześnie. W każdym razie tak jak pisałem na początku, nie jest to narzędzie niezbędne.

Tak zwana trzecia ręka, czyli stojak z dodatkowymi szczypcami, w których możemy zamontować naszą płytkę drukowaną żeby nie uciekała nam podczas lutowania. Również jest to narzędzie opcjonalne i nie jest konieczne do przeprowadzenia operacji. Zdecydowanie jednak pomaga.

Odsysacz do cyny. Narzędzie przydatne po wylutowaniu styków, aby oczyścić pola lutownicze z pozostałej cyny. Nie jest to konieczne, ale jeśli już się zabieramy za czyszczenie to lepiej usunąć starą cynę i dać nową. Tym bardziej, że narzędzie to kosztuje jakieś 5 zł ;)

Małe szczypce boczne, tnące. Również nie są konieczne do naszej operacji, ale dzięki nim możemy przyciąć nóżki starych przełączników, aby mieć mniej do wylutowania. Ewentualnie przyciąć nóżki nowych części jeśli będą za długie.

Cyna, wiadomo do czego ;) Najlepiej tradycyjna ołowiowa, bo jak wiadomo cyna bez zawartości ołowiu jest główną przyczyną tego, że obecne sprzęty RTV ledwo dożywają końca gwarancji. Po prostu zwykła cyna z domieszką ołowiu jest trwalsza.

Pęseta. To narzędzie również nie jest konieczne, można mikro styki trzymać w palcach podczas wylutowywania, jednak używając pęsety mamy mniejsze szanse żeby się poparzyć.

Śrubokręty. W sumie potrzebne będą trzy. Jeden jak najmniejszy płaski, do podważania zatrzasków, drugi większy płaski, też do podważania zatrzasków i niewielki krzyżak, aby odkręcić dwie śrubki trzymające konstrukcję w całości.

To w zasadzie wszystko co będzie nam potrzebne. Zaczynamy od wyciągnięcia kulki z myszki. Nie powinno to sprawić problemu, tym bardziej, że na obudowie jest strzałka z napisem open, więc od razu wiadomo jak to zrobić.

Kulkę możemy od razu wyczyścić. Oczywiście jeżeli jest taka potrzeba. Kiedy mamy wyciągniętą kulkę, odkręcamy dwie, widoczne od spodu śrubki krzyżakowe.

Teraz będzie potrzebny szerszy z płaskich śrubokrętów. Wkładamy go w szczelinę pomiędzy górną i dolną częścią obudowy, mniej więcej w tym miejscu, które widoczne jest na zdjęciu i delikatnie podważamy obracając śrubokrętem wokół własnej osi, jednocześnie lekko dociskając go w kierunku wnętrza myszki. Obudowa powinna odskoczyć. Powtarzamy operację z drugiej strony i mamy gryzonia otwartego.

Teraz możemy wyciągnąć swobodnie ze środka całą elektronikę i odłożyć na bok. Najpierw zajmiemy się obudową gdyż jej wybielanie zajmuje trochę czasu, który wykorzystamy na grzebanie przy elektronice. Najpierw małym śrubokręcikiem podważamy dwa zatrzaski pod przyciskami myszy aby rozdzielić dwie części obudowy. 

Kiedy mamy już trzy osobne kawałki plastiku, wrzucamy je najpierw do miski z wodą i mydłem, albo jakimś płynem do naczyń i zmywamy cały kurz i większe zabrudzenia przy okazji odtłuszczając powierzchnie.

Czasami nawet po tej operacji widać już różnicę w kolorze obudowy. Jeśli nadal jest ona pożółknięta, a pewnie tak będzie, to wytaczamy cięższe działa. Będziemy potrzebować wody utlenionej w kremie, o stężeniu 12%, 15% lub nawet 18% w zależności od tego jak bardzo pożółknięty jest plastik. Moja mysz nie była jakoś mocno zżółknięta, więc użyłem wody o stężeniu 12%. 

Specyfik ten można dostać w sklepach chemicznych, ewentualnie fryzjerskich, bo stosuję się go głównie do rozjaśniania włosów przed farbowaniem. Ja dostałem taki jak na zdjęciu, ale nie jest to żadna reklama, każdy o odpowiednim stężeniu będzie dobry. Kiedy nasza obudowa jest już umyta i wysuszona, nakładamy na nią nie za grubą warstwę kremu. W sumie w tym miejscu się na chwilę zatrzymam, bo słyszałem różne wersje. Jedni twierdzą, że należy nałożyć tego kremu grubo i nie oszczędzać, dzięki temu krem nie będzie szybko zasychał. Inni sugerują, że lepiej jest nałożyć krem cienką warstwą i ewentualnie co jakiś czas spłukiwać i nakładać nową warstwę, gdyż cienka będzie szybko twardniała. Prawdę mówiąc nie wiem, która opcja jest lepsza. Możliwe, że zależy to od tego czy będziemy wystawiać nasmarowane części na światło słoneczne, czy wstawimy pod lampę UV. Ja użyłem lampy UV i z moich obserwacji wynika, że cienka warstwa kremu sprawdza się lepiej. Wiosną/latem, jak będzie więcej słońca sprawdzę jak to wygląda przy wystawianiu na działanie promieni słonecznych. Jeżeli ktoś z Was już się w to bawił i ma jakieś doświadczenia na ten temat. To niech podzieli się nimi w komentarzu. Może ustalimy jakieś konkrety i wspólnie stworzymy konkretny schemat postępowania. Przy nakładaniu kremu warto pomyśleć o jakiejś ochronie na ręce i ewentualnie oczy gdyż nie jest to substancja zupełnie obojętna dla naszego organizmu. Trzeba pamiętać o tym, by krem był nałożony w miarę równomiernie, bo mogą wyjść smugi, albo nieodczyszczone miejsca. Najlepszym rozwiązaniem będzie chyba pędzel nylonowy. Dzięki niemu można krem w miarę równomiernie nałożyć.

Teraz pozostaje nam już tylko wystawić tak przygotowaną obudowę na działanie promieni słonecznych. Przy tej opcji też opinie są podzielone. Jedni twierdzą, że trzeba posmarowane części zostawić na cały dzień, na słońcu. Inni uważają, że powinno być to 4-5 godzin. Jeszcze inni twierdzą, że wystarczy godzina, dwie. Co prawda mam na ten temat pewną teorię, ale może ktoś z czytających podpowie. Otóż słońce potrzebne jest ponieważ wydziela promieniowanie UV, które aktywuje proces. Czy słusznie uważam, że promienie UV przechodzą przez chmury, dzięki czemu wcale nie musimy mieć pełnego słońca, żeby metoda zadziałała?
Drugim rozwiązaniem jest lampa UV. Ja użyłem właśnie tego rozwiązania, bo jak pewnie zauważyliście jest zima i światła słonecznego nie mamy za wiele. Zaletą tej metody na pewno jest to, że nie potrzebujemy światła słonecznego oraz nie musimy wystawiać plastików na zewnątrz. Można to spokojnie robić w domu. Należy pamiętać też aby nie dopuszczać do zaschnięcia kremu na naszych elementach, bo to oznacza, że krem stracił swoje właściwości i marnujemy tylko czas ;) Jeżeli do tego dojdzie, należy zmyć tę skorupę wodą i powtórzyć cały proces od nowa. Jeśli po wszystkim okaże się, że jakieś miejsca nie zostały wybielone, albo są jakieś smugi, można proces powtórzyć, pamiętając jednak o tym żeby znów smarować całą część, którą poprawiamy, a nie tylko miejsca pożółkłe. Po wszystkim zmywamy krem i osuszamy wybielone plastiki.

Kiedy nasze plastikowe elementy wygrzewają się już na słoneczku/w solarium, wracamy do wyciągniętej wcześniej elektroniki. Lekko zdejmujemy czarny plastik z rolkami. Nie jest w żaden sposób przykręcony i nie posiada zatrzasków więc powinien bez problemów zejść (jeżeli jeszcze do tej pory sam nie wypadł). Odkładamy na bok, zajmiemy się nim później.

Teraz odczepiamy kabel żeby nam nie przeszkadzał. Tę operację należy przeprowadzić ostrożnie, gdyż wtyczka jest dość ciasno spasowana i musimy uważać żeby nie wyrwać gniazda, nie powyginać pinów, albo nie połamać całej płytki drukowanej.

Po tej operacji zostanie nam już tylko płytka drukowana z kilkoma opornikami, diodami wykrywającymi ruch kulki no i oczywiście głównymi sprawcami całego zamieszania, czyli mikro przełącznikami, których chcemy się pozbyć i zamienić je nowymi. Raczej bez problemu można je zlokalizować, są to takie małe kwadratowe guziczki.

Ustalamy które luty musimy usunąć aby się ich pozbyć. Montujemy płytkę w trzeciej ręce, albo po prostu kładziemy lutami do góry i zaczynamy operację. Roztapiamy cynę (można teraz użyć odsysacza aby pozbyć się jej nadmiaru) i próbujemy lekko wyciągać cały przełącznik. Możemy to robić palcami, albo użyć pęsety. Kiedy uda nam się pozbyć niedziałających przełączników należy oczyścić miejsca lutownicze ze starej cyny używając odsysacza. Jeśli spoiwo nie chce schodzić można roztopić trochę nowej cyny i nałożyć na pola lutownicze. Większą ilość cyny łatwiej jest odessać. Oczywiście zachowajcie umiar i nie zalejcie wszystkiego.

Jeśli pola lutownicze mamy już czyste (oprócz odessania starej cyny, warto jest też je przemyć spirytusem, albo izopropanolem), możemy przystąpić do montowania nowych switchy. Dostępne są w większości sklepów elektronicznych. Jedyne parametry jakie będą nam potrzebne w tym przypadku to wymiary samego przełącznika. Nie podaje się żadnych amperów, Ohmów czy innych parametrów bo taki przełącznik powoduje tylko zamknięcie, obwodu. Nie ma też większego znaczenia, czy przełącznik, który dostaniecie będzie miał dwie, czy cztery nóżki, bo w przypadku czterech, dwie są po prostu dublowane. Dlatego jeśli traficie na przełączniki z dwoma nóżkami to należy pamiętać tylko o tym, żeby każda z nóżek była przylutowana do innej ścieżki na płytce. Jeśli chodzi o wymiary switchy zastosowanych w tej myszy to jest to 5x5x5 mm. Co prawda ja użyłem przełączników o wymiarach 6x6x5, które też pasują i działają jak należy. Jeśli w Waszym sklepie elektronicznym nie znajdziecie odpowiednich części, zawsze pozostaje znany portal aukcyjny gdzie można kupić takie przełączniki bez większych problemów.

Jeśli mamy już nasze nowe guziczki, to nie pozostaje nam nic innego jak przylutowanie ich na płytkę drukowaną w takim samym układzie jak poprzednie. Ważne jest, aby zanim je przylutujemy, sprawdzić czy plastikowy krzyżyk przycisku myszy trafia dokładnie w środek przełącznika. Jeśli tak nie jest, możemy obrócić mikro przełącznik o 45 stopni, albo odpowiednio dogiąć jego nóżki. Wypadałoby też sprawdzić, czy same przełączniki nie są za nisko, lub zbyt wysoko, aby nie blokowały nam kliku. Lutujemy i w zasadzie naprawę mamy za sobą.

Korzystając z tego, że mamy płytkę drukowaną na wierzchu, możemy wziąć patyczek do uszu, nasączyć Izopropanolem, albo zwykłym spirytusem i przeczyścić diody rejestrujące ruch rolek. Tak na wszelki wypadek.

Teraz możemy się skupić na renowacji i czyszczeniu plastikowego mechanizmu wykrywania ruchu myszy. Znajdziemy w nim trzy metalowe roleczki, na których przez te przeszło dwadzieścia lat na pewno nazbierało się trochę syfu. Niestety nie mam zdjęcia brudnych rolek, bo na pomysł spisania tej operacji wpadłem już po tym jak je wyczyściłem ;) Po raz kolejny przyda nam się płaski, mały śrubokręcik. Podważamy zatrzaski we wskazanym miejscu i roleczka nam ładnie wychodzi.

W sumie rolek mamy trzy. Dwie takie same przymocowane na trzpieniu do plastikowego kółka odpowiadają za wykrywanie ruchu kulki.

Trzecia odpowiada za docisk kulki, tak żeby nie latała ona za luźno w otworze i cały czas miała kontakt z pozostałymi dwoma rolkami. Aby wyciągnąć trzecią rolkę musimy cały element, w którym jest zamontowana podważyć i ostrożnie wyciągnąć do góry.

Przy wyciąganiu tej trzeciej rolki należy być ostrożnym gdyż docisk realizowany jest przy użyciu zwykłej sprężynki, więc jeśli nieostrożnie wyciągniemy plastik trzymający rolkę, wystrzeli nam ona (sam tak zrobiłem kiedy rozbierałem myszkę drugi raz i na zdjęciu jest dosztukowana sprężynka od długopisu ;) ), a wiadomo jak to jest z szukaniem sprężynek, które poleciały nie wiadomo nawet gdzie. Rolka sama w sobie osadzona jest też na luźnym trzpieniu, który wypada ze środka, więc również należy uważać żeby go nie zgubić.

Teraz należy zdrapać osadzony na rolkach brud, a następnie delikatnie zeszlifować powierzchnię, bo po tylu latach ten cały syf zdążył się już weżreć w metal. Ja użyłem gąbki polerskiej o oznaczeniu super fine, jednak równie dobrze można użyć papieru ściernego o gradacji 600 lub nawet 800. Po wszystkim można jeszcze przetrzeć wszystko wacikiem nasączonym jakimś spirytusem albo izopropanolem żeby usunąć tłuste zabrudzenia oraz pozostałości po szlifowaniu i można zacząć składać mechanizm z powrotem.

W tak zwanym międzyczasie nasza obudowa powinna już odzyskać swój dawny blask, więc pozostaje nam już tylko opłukać ją z kremu i osuszyć, a następnie złożyć myszę do kupy i cieszyć  się pięknie wyglądającą i działającą myszką.

Jest to pierwsza operacja tego typu jaką przeprowadziłem i muszę powiedzieć, że efekty jakie osiągnąłem przerosły moje oczekiwania. Gryzoń, który od lat leżał w szafie, bo nie nadawał się do używania, a jedynie moje zboczenie zbieracza nie pozwalało mi wynieść go na śmietnik, teraz stał się głównym manipulatorem, którego używam do obsługi amigowego systemu operacyjnego. Dzięki temu doświadczeniu nabrałem trochę pewności siebie w tej dziedzinie i następnym celem będzie odrestaurowanie amigowego zasilacza, który również należałoby wyczyścić, wybielić i sprawdzić, czy nie przydałaby mu się wymiana kondensatorów. Jeśli się za to zabiorę, to pewnie zapis tej operacji również pojawi się tutaj.

To już wszystko co chciałem Wam pokazać w tej relacji z operacji przywracania do życia starego gryzonia od Amigi. Na zdjęciach prawdopodobnie nie widać większej różnicy przed i po, jednak na żywo różnica jest zdecydowanie widoczna, jeśli nie wizualnie to w działaniu samego urządzenia.

 

Kliknij aby otworzyć nowe okno z obrazkami w pełnej wielkości

A może ktoś z Was będzie chciał przeprowadzić taką operację samemu i mu się przyda powyższy tekst. Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do tego momentu i dziękuję za poświęcony czas. Mam nadzieję, że nie uważacie go za stracony :)

Oceń bloga:
14

Komentarze (25)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper