Ta gra wymaga leczenia...
The Inpatient to kolejny duży i szumnie reklamowany tytuł na PlayStation VR. Zapowiedzi klimatu, genialnej immersji i ciężkich moralnie wyborów nijak się jednak mają do tego co dostajemy.
The Inpatient jest prequelem, wydanej w 2015 roku przez Supermassive Games, gry Until Dawn i pokazuje nam wydarzenia mające miejsce w Sanatorium Blackwood. Sama gra nie jest jednak, na wzór poprzednika, typowym slasherem a dreszczowcem, który historię opowiada otoczeniem i bardzo powolną akcją.
Wcielamy się tutaj w cierpiącego na amnezję pacjenta. Kim jesteśmy, jak tutaj trafiliśmy i co się właściwie dzieje, musimy odkryć sami w czym pomaga nam ciągnące się w nieskończoność interaktywne intro a faktyczna rozgrywka zaczyna się po opuszczeniu celi, gdy drzwi się otwierają a my, skuszeni niepokojącymi odgłosami i wabieni tajemnicą, ruszamy w ciemne korytarze zagadkowego budynku... Wtedy zaczyna się prawdziwy koszmar.
Przede wszystkim gra jest bardzo ciemna. Dominuje kolor czarny, który w goglach VR idealny nie jest i kto kiedykolwiek miał ten sprzęt na głowie, pewnie kojarzy to charakterystyczne ziarno. Kolory w grze się zlewają tak więc często blokujemy się na drzwiach i meblach. Mamy co prawda latarkę ale jest ona bezużyteczna w bliskim kontakcie z przedmiotami, bo snop światła ucieka nam wtedy gdzieś na boki. Sterowanie za pomocą PS Move do najwygodniejszych nie należy. Ręce wyginają się groteskowo co psuje immersję a sterowanie padem, ogólnie wygodniejsze, każe nam trzymać go w nienaturalny sposób jeśli chcemy korzystać z latarki.
Po sanatorium nasza postać porusza się ślamazarnie. Czasami obserwujemy akcję stojąc, innym razem siedząc. Z reguły słuchamy dialogów, chodzimy, czasami podniesiemy jakiś przedmiot. Dialogi (częściej monologi) są długie i nudne. Ot taki symulator chodzenia. Jest możliwość szybkiego obrotu o 180°, który bardzo często można wykonać przypadkiem, i wyboru kąta o jaki przeskoczy nam kamera przy obracaniu. Jest to dobre wyjście, bo niweluje w pewien sposób nudności. Graficznie gra nie odstaje od innych pozycji na PlayStation VR i tyle w kwestii mechaniki...
Charakterystyczny dla Until Dawn efekt motyla chciano przenieść i do tego tytułu. W zależności od naszych wyborów, których w grze jest dosłownie kilka, grę zakończymy na jeden z możliwych sposobów. Historia zmieni się też delikatnie w zależności od płci, którą wybierzemy we wstępie. Samych wyborów dokonujemy wybierając jedną z dwóch opcji dialogowych a możemy tego dokonać zarówno "klikając" w odpowiednią odpowiedź jak i odpowiadając fizycznie do mikrofonu, co jest moim zdaniem strzałem w dziesiątkę. Gra nie ma problemu ze zrozumieniem języka polskiego, nawet jeżeli zmienimy delikatnie formułę odpowiedzi. Genialny i najjaśniejszy element tej gry. Swoją drogą na oprawę dźwiękową też nie można narzekać. Problem jest jednak taki, że w odróżnieniu od Until Dawn, The Inpatient to gra na 2,5-3 h. Nie ma tu czasu na poznanie postaci i wydarzeń, przez co wybory stają się nieistotne a śmierć kolejnych postaci obojętna. Prawdę mówiąc po pierwszym i ostatnim przejściu odetchnąłem z ulgą, że nie muszę już w to dzieło grać...
Gra recenzowana była na PlayStation 4 Pro.