Przejażdżka po piszczącym w sercu

BLOG O GRZE
463V
Przejażdżka po piszczącym w sercu
Hizamowaty | 24.10.2015, 19:30
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Prawdopodobnie każdy gracz - lub osoba przynajmniej niegdyś grająca w gry komputerowe - ma takie tytuły, z którymi coś utożsamia. Spektrum tego utożsamiania jest szerokie - od wydarzeń w życiu przez uczucia po same gamingowe wrażenia i wspomnienia. W tej notce będzie o starusieńkim Warcraft III Reign of Chaos wraz z dodatkiem oraz młodziusieńkim The Witcher 3.

Rządy chaosu i "to, to, a potem to na <>"

Niestety nie wiem, który konkretnie był rok - przypuszczam jednak, że były okolice 2003, kiedy to Warcraft III Reign of Chaos ujrzał światło dzienne. Nie wiem również, jaka była reakcja świata - musiała być jednak gromka, huczna, bowiem mój starszy o wiele wiosen i zim brat zaopatrzył się w kopię tego programu. Program, rzecz jasna, był w angielskiej wersji językowej, ale nie robiło mi to wielkiej różnicy. Żebyśmy mieli jasność - wciąż znajdujemy się w Polsce. Zaznaczam też, że absolutnie nie znałem języka Wyspiarzy. Ja po prostu nie potrafiłem czytać. Byłem za młody, by porzucić analfabetyzm, ale nie przeszkodziło mi to w takiej czy innej zabawie w świecie W3.

Nad produkcją Blizzarda spędziłem około 9 lat swojego życia, przechodząc wątek fabularny w podstawie i dodatku - no, dobra, w dodatku chyba nie udało mi się przejść ostatniej misji - mijając po drodze kolejne etapy życia. W nie tak głębokich odmętach pamięci świeci wspomnienie, w którym brat uczy mnie sztuki tworzenia zapisów gry, pokazując mi, że trzeba wejść w "to, to, a potem to na <>". Owo "o" rozpoczynało słowo "Overwrite", po polsku "Nadpisz". Było to na długo przed zakupem gry w polskiej wersji językowej, już umiejąc czytać.

Dzisiaj nie mam już na komputerze W3, choć pudełko gdzieś jeszcze leży, jakiś czas temu odkurzone po to, by zobaczyć, jak to było bawić się, prowadząc armie Nieumarłych przeciwko całemu światu Azeroth. Zobaczyłem wówczas, że mój ekran ma zdecydowanie za dużą rozdzielczość. Grafika - gdyby się już czepiać po całości - również mogłaby dostać swoje baty (nieuzasadnione). Ale nie ode mnie. Dla mnie Warcraft III pozostanie skarbem dzieciństwa, który znacząco wpłynął na moje zamiłowania, szczególnie te z półeczki fantastyki. Jaina Proudmoore, Arthas i spółka zdecydowanie zostaną ze mną do grobowej deski, a znając samego siebie - kto wie - może nawet pojawią się w opowiadaniach najpierw ojca, a potem dziadka. Cóż, opowieści będą zdecydowanie piękne.

Niespodziewany zbieg okoliczności

Pisząc poprzednią część, zauważyłem pewną zbieżność - zarówno blizzardowski Warcraft jak i najnowsza produkcja CD Projekt RED mogą świecić pod tym samym skrótem "W3". The Witcher 3 Dziki Gon zagościł u mnie najwcześniej, jak mógł - już osiemnastego maja wraz z kolegą czekaliśmy jak na szpilkach na swoje kody do InPost. O 22:50 zebrałem się z mieszkania i powędrowałem do najbliższego paczkomatu, ciesząc się jak dzieciak z otrzymanego o 23:00 kodu. Wspominam miejską ciszę, pogodę, swoje emocje, mężczyznę, którego widziałem na przejściu dla pieszych, a który właśnie odebrał swoją pecetową wersję tego programu. Pamiętam, jak uczyłem się używać paczkomatu - to nie takie trudne - jaki byłem ucieszony, jak zrobiłem w mieszkaniu ołtarzyk dla Geralta i jego towarzyszy, w krąg których miałem się wkupić już nie tyle pieniędzmi, ile szczerą wiernością kogoś, kto od siedmiu lat czekał na to, by dorastające z nim postacie były choć trochę bardziej namacalne, niż to się miało w ulubionej lekturze składającej się na serię o wiedźminie nakładem SuperNOWY.

Wyobraźcie to sobie - na swoje dziesiąte urodziny otrzymujecie od starszego brata książkę, która zaczyna się wyśmienicie. Owszem, sam fakt otrzymania od starszego brata uświęca tę pozycję, ale na tym nie mogło się skończyć, bowiem przez następne lata układało się wręcz biznesplany, ażeby zaopatrzyć się w następną i następną część, by czytać i czytać o tym, co wyprawia Geralt z Rivii, jak się ma Yennefer i jakie cuda wiążą się z losami Ciri. Po siedmiu latach, kiedy jesteście już wystarczająco duzi, by choć troszkę zrozumieć pojęcia "związku", "nienawiści" i im podobnych, otrzymujecie coś, gdzie wszystkie te postacie są zmaterializowane, mają swoją posturę, charakter, głos - to, co w prozie było do wyobrażenia, tutaj jest gotowe na odbiór przez zmysły, jak to się dzieje przy spotkaniu z drugim człowiekiem.

Gra REDziaków jest majstersztykiem z punktu widzenia gry jako takiej. Nie jestem specjalistą, by rozpisywać się, co jest tam świetne - fakt czytania recenzji, oglądania i słuchania postaci z YT, które wypowiadają się na temat tej gry pozwala mi stwierdzić, że zgadzam się z ich głosami. Dla mnie jednak mówienie o Wiedźminie jedynie z punktu widzenia gry byłoby swoistą zdradą, bezeceństwem, występkiem. Dlatego ja skupię się na swoich odczuciach odnośnie opowieści, w którą wsiąknąłem. I z której otrząsałem się przez trzy dni po napisach końcowych.

Unikał będę spoilerów, zatem przejdę od razu do meritum. Opowieść, podczas której nie dowierzałem, cieszyłem się, biadałem przeciwnikom i zagrożeniom, wzruszałem się - słowem, taka, w wyniku której w moim organizmie stworzony został istny koktajl mikstur z reguły będących śmiertelnymi dla człowieka. Ja jednak ten specyfik wypiłem i stwierdzam, że albo mi on okropnie zaszkodził, albo przyniósł mi nieogarnione skutki pozytywne. Wiem jedno - przeżywanie jej było wspaniałe. A zakończenie jej - okropne. Chciałbym wręcz móc nie wychodzić z tego uniwersum, dowiedzieć się, że tak naprawdę wszystkie światy z książek są prawdziwe, zupełnie prawdziwe, że można do nich wejść przy pomocy jeszcze niestworzonego urządzenia, ale nie na zasadzie wirtualizacji,a faktycznego przejścia między światami, jak robi to Ciri w opowieści. Po zakończeniu głównego wątku fabularnego chciałem wejść do tego świata, choćby nie wiem, jak brudny i brutalny byłby. Jedyne, czego bym pragnął, to móc stać się częścią wydarzeń - i nie umrzeć za szybko - dotyczących Cirilli, Geralta, Triss i Yennefer. Nawet jeśli mogłoby wydawać się to chore, to Wiedźmin III zajął w moim serduchu wielkie miejsce. Jestem wdzięczny, bo będę mógł opowiadać swojemu potomstwu, że "miałem coś takiego". Miałem dzieło sztuki, które tak na mnie zadziałało. A Geralt, Cirilla, Yen i Triss, niezależnie od wyników w grze, stali się monarchami w państwie zwanym Sercem Hizamowatego. A ono nie jest z kamienia.

Oceń bloga:
11

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper