Wiedźmińskie zwoje #6

BLOG
627V
cosmos22 | 10.10.2014, 18:14
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Tekst może zawierać obraźliwe zwroty, przekleństwa, czy fragmenty erotyczne

Wiedźmińskie zwoje #1
http://www.pssite.com/blog-10020-792-wiedzminskie_zwoje.html
Wiedźmińskie zwoje #2
http://www.pssite.com/blog-10020-794-wiedzminskie_zwoje__2.html
Wiedźmińskie zwoje #3
http://www.pssite.com/blog-10020-795-wiedzminskie_zwoje__3.html
Wiedźmińskie zwoje #4
http://www.pssite.com/blog-10020-825-wiedzminskie_zwoje__4.html
Wiedźmińskie zwoje #5
http://www.pssite.com/blog-10020-830-wiedzminskie_zwoje__5.html

Dzwonki zadźwięczały, zasłony zatrzepotały. Wielkie stało otworem. Wiatr wydawał piękną melodię. On się zaciągnął świeżym powietrzem. W tym powietrzu było coś co kochał. Nie chodziło o poranną rosę, czy nawet owsiankę. Tak, uwielbiał to. Kochał zapach bzu i agrestu. Westchnęła. Przeciągnęła się mocno. Poruszali się powoli i zwinnie, a jasne promienie uwydatniały ich ciała. Uśmiechnął się gładząc ją po piersi i dotykając jej sztywnych już sutków. Również ich odgłosy wydawały się spajać w jedno i tworzyć wspaniałą balladę. Tym razem oboje wydali z siebie okrzyki błogiego szczęścia. Ułożyła się na boku tuż obok niego. Pogłaskał ją po kruczoczarnych włosach i objął. Uśmiechnęli się.
- Długo to w sobie trzymałeś. - Powiedziała przekomarzając się. Białowłosy nic nie odpowiedział, ale na twarzy wymalowane miał lekkie zakłopotanie. 
- Co się stało tamtej nocy? - Zapytała otulając się mocniej kocem.
- Byłem w Vegenbergu. Szukałem cię, wiesz?
- Przestań, bo się zarumienię. - Wiedział ile było w tym ironii.
- Na rynku leżały ciała. Oczywiście twego nie znalazłem i odszedłem z placu.

  •  

Pod koronami drzew schylającymi się ku ziemi ze zmęczenia jechał wiedźmin. Droga z przodu rysowała się coraz ciemniej. Im bardziej się zbliżał tym lepiej rozpoznawał kształty. To byli jacyś ludzie. Wszyscy w ciemnych, a jednakowych szatach. Nie miał gdzie zakręcić. Wytężył wzrok. Zatrzymał się. Nie jest tak głupi by pakować się na uzbrojoną bandę bandytów. Gorzej jeśli to oni wybili lud Vegenbergu. Natychmiast pociągnął za wodzę. Wzniósł się wysoki kurz, a Płotka stanęła na dwóch tylnych kopytach. Zaparskała i zawróciła czym prędzej. Nawet się nie obrócił. Nastał spory gwar. Wszyscy popędzili swe konie galopem. - Mam znacznie lepszy wzrok w tych okolicznościach. Powinienem ich szybko zgubić. - Pomyślał. Możliwe, że miał rację, ale nie miał jak tego sprawdzić. Świat zawirował. Koń wierzgał, a Geralt już włosami dotykał ziemi, a piasek już przesłaniał mu oczy - Szlag by to. - Błoto spływało po jego bladej twarzy. Leżał na ziemi. Przeciwnicy jeszcze byli za nim. Wstał, przetarł czoło rękawem, a w głowie usłyszał wielkie bicie dzwonów. Już wie co się stało. Pomasował skronie i przeszedł obok martwego już konia z wielką strzałą w udzie i zdeformowaną szyją. - Ach, Płotka. Wziął jedną fiolkę z sakwy uczepionej konia i pomaszerował w las. Szedł nisko na poobijanych nogach. Maź lała się po szyi i ramionach. Było bardzo zimno, a wyobrażenie sporej chmury pary przy każdym oddechu utwierdzało go przy tym. Zostawiał za sobą nieliczne malowidła w postaci plam krwi na ogołoconych z kory drzewach. Pewnie i tak by ich nie zauważyli. Kolejne domysł. Wypił szybko z flakonika. Gałęzi było coraz więcej. Konary stawały większe, że trudem było je omijać. Zimno. Drży i chucha. Nie dawał już rady. Zimno. Złapał się za głowę i padł na ziemię. Puste naczynie tuż obok niego.
Leżał nieprzytomnie, niedługo. Wiele chwil nie minęło zanim począł otwierać oczy. Ciężkie powieki miały niemały problem z podniesieniem. Pisk. W głowie mu huczało. Jedyne co widział to rozmyte pejzaże drzew. Gwar w głowie jak w karczmie stawał się głośniejszy. Las stał się wielkim labiryntem spowitym w paradoksalnym blasku księżyca, a on jego więźniem. Nawet nie wiedział co się stało, zapomniał. Pisk. Tym razem nie wytrzymał i rzucił się na ziemie krzycząc niemo. Nie miał siły wydać jakiegokolwiek odgłosu. Gwałtownie się wyprostował i spojrzał w niebo niczym wilkołak. Oczy miał nieludzko otwarte. Na bokach mieniły się ostrą czerwienią. Pisk. Już nic z niego nie robił. Było gorąco. W końcu. Wreszcie napój zaczął działać. Jaskółka. Jest najmocniejszym wiedźmińskim tworem. Liście wzniosły się w powietrze jak ptaki, a ziemia zatrzęsła. Jego już tu nie było. Białowłosą sylwetkę widać już pędzącą na skraju mrocznego lasu.
Biedny Geralt. Hana wyprostowała nogi. Cechował ją niski wzrost co podkreślały wysokie kozaki wizualnie skracające nogi. Wyglądem przypominała nastolatkę, która wyrwała się z pod rąk ojca. Właściwie taka jest prawda. Mówiła inaczej. W mgle mieniły się jej zielone oczy. Uwielbiała to, bo ofiara widziała je przed śmiercią. Tylko je, potem już nigdy nic nie widziała. Jej kochankami byli Tresus i Mager. Szalała na ich punkcie. Zadawały głębokie rany i były niezwykle skuteczne. Dwa sztylety Tresus i Magner. Jej towarzysz podniósł się i już brał oręż. Spokojnie go dotknęła dłonią, usiadł. Poszła uśmiechając się bardzo szeroko. Tresus i Magner również. Oj, biedny Wiedźmin.

A on wciąż biegł. Nie zawracał sobie głowy tym, że ciągnie serpentynę krwi, której źródłem były plecy i w niewielkim stopniu głowa. Wiatr uderzał go niemiłosiernie. Skubał igłami drzew, a tornado liści w tym domagało. Twarz wyglądała nie tylko strasznie, ale i dziwnie przez odciski po dłuższym leżeniu na ziemi. Nie czuł żadnego bólu. Jedyne co chciał to walczyć, jednak nawet w takim stanie starał się nad sobą panować. Biegł. Spadła. Wpatrzony jeszcze chwilę w górę posuwał się do przodu. Pokiwała z niedowierzaniem i wyjęła z bocznych kieszeni broń. On swoje. Już lekko poirytowana wystawiła nogę. Przeskoczył. Była szybsza. Zrobiła tą samą sztuczkę dalej. Stanął i przeanalizował sytuację. Walczy na krótki dystans i jest niesamowicie szybka. Jest jednak młoda. Za pewne mniej doświadczona niż on i słabsza fizycznie. Zaczął obmyślać taktykę. Zrobił szybki piruet bez miecza. Niespodziewanie zniknął za drzewem. Wyskoczył i przebiegł tuż obok niej. Wryta w ziemie i oszołomiona została muśnięta białymi włosami. Co się dzieje? Wargi Geralta były lekko wygięte. Cieszył się. Gdy się otrząsnęła ruszyła za nim. Natychmiast złapał się wyższej gałęzi rzucającej cień na dwa i pół metra w dół. Chce pójść górą bądź zakręcić? Nie. Podciągnął się i rzucił w dół. Wszystko wyszło. Dziewczyna leżała, a jej lewa ręka spoczywała w mękach pod jego nogą. Giętko zarzuciła nogami do tyłu. Zanim dotknęła ziemi sztylet był już w łydce wojownika. Gdzie ona jest do jasnej cholery? Pomyślał gdy jego oczy błądziły po drzewach w poszukiwaniu wroga. Wyjął miecz i przyjął pozycję bojową. Dobrze, bo inaczej dostałby drugi raz. 
- Już słabniesz, hę? - Głos zaśpiewał z górnych warstw drzewostanu. Nóż wylądował za nim. Popatrzył na niego. Źle! Spóźnił się. Broni nie było już obok nogi i przed nim. Jest za szybka. To nie ma sensu. Aard!
- Kurwa! Opętało cię wieśniaku? - Aard!
- Nosz przymknij się! Psia kość, nie słyszałeś?! - Ma ją. 
Wyskoczył wysoko z mieczem. Wylądował obok niewiasty. 
- Co ty trafić nawet nie potrafisz, pokrako? Przed nim ukazała się spora gałąź. Już ją trzymał. Miał mało energii. Jak ją spożytkować? Prosta sztuczka. Rzucił badylem, a ona uchroniła się. Igni! Nie zdążyła się obejrzeć, a wszystko wokół płonęło. Prosta sztuczka, a jak skuteczna. Wojownik zniknął jej z oczu.

Zaklął i nie wiedział już co zrobić. 
- Niech cię piorun walnie i jaja usmaży! Patrz co zrobiłeś z moimi włosami! - Jej postać niczym nie skalana wyszła cała z pobojowiska, z którego Geralt ledwo żywy uciekł. 
- Co się tak długo przeciąga? - Głos usłyszany przez nich był gromki i subtelny. Należał zapewne do postaci niezwykle dobrze zbudowanej.
- Biedny Wiedźmin. Co nie, Aler? 
To było pozbawione sensu. W przygotowaniu miał ostatni atak, mimo, że nie miał żadnych szans. 
- Ach skurczybyk jeden! Co on tu robi? - O kogo może chodzić? Poczuł. Silny zapach siarki prawie doprowadził go do omdlenia. Wielka bestia ukazała się trojgu patrząc jedynie na białowłosego, co wszystkich zdezorientowało. 
- Kojarzysz go? Hana? - Kojarzysz go? O co w tym wszystkim chodzi? 

  •  

- Ten smok powalił tamtą dwójkę, a ja w tym czasie uciekłem. Biegnąc długo napotkałem na ten budynek. Resztę znasz. Jednak słowa "kojarzysz go?" trochę mnie zdziwiły. Myślisz, że...
- Wiem do jakiej chcesz dojść konkluzji. Nie wmawiajmy sobie, iż takie pachołki mogłyby kumać się ze smokami. Brakowało mi cię. Uścisnęła go mocna i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej. Palce wbiła lekko w plecy jakby chciała go jeszcze więcej. On na karku odczuwał drobny chłód, lecz przeciągu już nie było. Wielki, żelazny młot uśpił go natychmiastowo, a on jak wąż zaczął się zsuwać z łoża. Przed Yennefer rozpościerała się postać Argonianina z narzędziem w ręku i połyskującą łuską.

- Proszę, bądź delikatny. - Wymusiła się by to powiedzieć. Łza poleciała z jej oka, a ona obróciła się w stronę okna, za którym słońce dopiero wschodziło. W szybie odbijał się Argonianin ciągnący ciało Geralta. Żałosny obraz.
- Przepraszam. 

 

 
Oceń bloga:
0

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper