Z wizytą w Arkade Hry 13.09.2014 - relacja

BLOG
2867V
Z wizytą w Arkade Hry 13.09.2014 - relacja
Ojciec-Gracz | 13.10.2014, 00:54
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Czechy to nie tylko most Karola, knedliczki i Operacja "Dunaj". To także miejsce gdzie znajduje się największe w Europie muzeum gier arcade.

Dokładnie miesiąc temu we wrześniu odwiedziłem Muzeum Gier Arcade w Czechach. Decyzja o wyjeździe zapadła jeszcze w lipcu ale różne przypadki losowe przesunęły wyjazd na wrzesień. W sumie stwierdziłem, że 430 kilometrów to nie tak daleko ale jak się później okazało mocno się pomyliłem. Nasz czteroosobowy skład wyruszył o szóstej nad ranem z Międzyrzecza.

Droga miała być prosta, łatwa i przyjemna ale po włączeniu GPS-a okazało się, że nie działa (karta SD uległa uszkodzeniu). W Polsce nawigowaliśmy telefonem. Na granicy trzeba było zaopatrzyć się już w papierowego gps-a ponieważ telefon z mapą odmówił współpracy i stwierdził, że download czeskich włości ściągnie sobie w późniejszym terminie. Papier był jedynym naszym ratunkiem ale mapę trzeba umieć czytać. Szło nam to całkiem sprawnie dopóki ekipa nie zaczęła delektować się browarami zakupionymi w Libercu. Jako kierowca zdałem się na los podchmielonych kompanów, którzy jak się później okazało zrobili mi krajoznawczą wycieczkę po północnych Czechach, przez co nasz przyjazd na miejsce opóźnił się o prawie dwie godziny. Do granicy szło jak po maśle ale za Libercem zaczęły się schody :D alkoholowe schody. Koledzy źle odczytywali kierunki na mapie (podejrzewam, że oglądali ją do góry nogami). Krążyliśmy tak przez około 50 kilometrów zwiedzając przepiękne skądinąd tereny. Prawdziwa apokalipsa miała dopiero nadejść i dopadła nas na obwodnicy Pragi. Jest to dość długi bo około stukilometrowy odcinek autostrady, dzięki której mijamy sobie stolicę od południa. Wszystko szło gładko do pierwszego rozwidlenia dróg. Otóż na rzeczonej obwodnicy droga z numerem 55 rozgałęzia się w drugą drogę z numerem 55. Po trzecim takim rozwidleniu straciliśmy zupełnie orientację i bez pomocy tubylców się nie obeszło. Na szczęście nasza pomyłka ograniczyła się do kilkuset metrów więc tak źle nie było. Liczne remonty na autostradzie i drogach pobocznych nie ułatwiały jazdy i wprowadzały nie mały zamęt. Oznakowanie dróg było bez sensu, a drogowskazy tak skonstruowane, że sami Czesi się na nich gubili (serio). Na szczęście intuicja poprowadziła nas do celu.

Po 9 godzinach jazdy dotarliśmy w końcu na miejsce. Gustowna drewniana szopa, w której kryły się owe maszyny arcade nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dopiero po przekroczeniu progu można było poczuć się jak w latach 80' i 90' za razem. Pierwsza reakcja to wielkie oczy i dylemat w co tu zagrać, za co się brać. Automaty z lewej, z prawej, z przodu i z tyłu, ciężko zacząć. Przeszliśmy się dookoła, weszliśmy na piętro, zobaczyliśmy jakie są maszynki i zaczęliśmy grać. Koledzy od razu dopadli Metal Slug. Ja miałem nieco inne preferencje i poszukałem Time Crisis i House of the dead :). Celowniczki to mój ulubiony arcadeowy gatunek zaraz obok ścigałek. Z automatów wartych uwagi był jeszcze ogromny automat Jurrasic Park i Crisis Zone. Później przyszła pora na nieśmiertelne Pole Position i Hang On, dalej Enduro Racer i Out Run. Kiedy już się najeździłem, postrzelałem trochę do obcych w Alien 3 – świetny automat z mocarnymi wibracjami. Był też niezapomniany hit z C-64, w którego zagrywałem się dniami i nocami - KLAX. Przed końcem udało mi się pograć jeszcze w Segowskie Rad Mobile - wyścigi z dobrze skalibrowaną kierownicą. W rzeczonym przybytku było też kilka innowacyjnych maszyn jak na tamte czasy. Laser Ghost – delikatnie mówiąc gra inspirowana słynnymi pogromcami. Innowacyjność tego automatu polega na tym, że patrząc przez specjalny wizjer widzimy wiązkę lasera po naciśnięciu spustu, nie powiem niezły bajer. Drugą grą z gatunku dziwnych eksperymentów była gra wyścigowa Continental Circus z opuszczanymi na wielkich metalowych prętach okularami 3D. Niestety byłem za wielki do tego automatu, żeby poczuć feeling 3D rodem z Avatara. Czułem się pokrzywdzony bo automat gabarytowo przystosowany był do pryszczatych czternastolatków o wzroście metr pięćdziesiąt. Trzecią grą ze specyficznym kontrolerem była Battle Shark. Kontroler konstrukcyjnie przypominał peryskop. Patrzyliśmy przez wizjer i widzieliśmy powiększony ekran kineskopu, kontroler posiadał również wbudowane głośniki stereo ale z racji hałasu nie wiele było słychać. Niestety najciekawsze automaty były w naprawie:). Nie poskakaliśmy w Dance Dance Revolution Extreme, nie pograliśmy na fliperze Star Wars był tylko fliper Creature from Black Lagoon. Nie postrzelaliśmy również do czołgów w wektorowej strzelaninie Battlezone. Po rekonesansie i odstresowaniu po podróży przyszła pora na wywiad z pomysłodawcą projektu Janem Orną.(po środku).

Niski, napakowany gość (przy mnie każdy jest niski, no dobra prawie każdy:)) oprowadził mnie po przybytku i odpowiedział na wszystkie nurtujące mnie kwestie.

Ł.B. - Jak podzielona jest przestrzeń w budynku? Widzę, że po lewej stronie od wejścia są najstarsze maszyny.

J.O – W tej części budynku znajdują się najstarsze automaty jakie udało się nam pozyskać i naprawić. Tutaj mamy na przykład automat Ponga z 1974 roku – nazywa się Challenge. To najstarsza maszyna w naszej kolekcji. Wszystkie te najstarsze automaty zakupiliśmy głównie w Niemczech ale kilka z nich pochodzi również z Polski. Wszystkie automaty musieliśmy sami naprawić ponieważ posiadały dość poważne uszkodzenia.

Ł. B. - Czy wszystkie te najstarsze maszyny posiadają oryginalne obudowy?

J.O. - Tak, wszystkie maszyny zakupiliśmy w oryginalnych obudowach. Kiedy już mamy kupić automat to tylko z oryginalnym hardwearem i softwearem. Jestem kolekcjonerem i zależy mi na tym aby przynajmniej te najstarsze maszyny były w stu procentach oryginalne.

Ł. B. - Kiedy zdecydowałeś się, że będziesz kolekcjonował stare automaty?

J.O. - Marzyłem o tym od dziecka. Zostałem graczem bardzo wcześnie i początkowo chciałem otworzyć muzeum gier video z konsolami i starymi komputerami. Chciałem, żeby było to muzeum interaktywne tak jak to miejsce ale wydaje mi się, że byłoby po pierwsze trudno przyciągnąć ludzi do takiego miejsca, a po drugie zadbać należycie o setki dyskietek, kaset, płyt CD i DVD, także o sprzęt. Gdybym miał powiedzmy 20 konsol i komputerów to musiałbym przy każdym sprzęcie postawić pracownika do pilnowania bo pewnie z czasem pozbyłbym się połowy nośników. Po przeanalizowaniu sobie tego wszystkiego stwierdziłem, że prościej będzie otworzyć muzeum automatów arcade, które będzie przygotowane na przyjęcie wielu ludzi. W wypadku maszyn arcade nie musimy specjalnie pilnować sprzętu ponieważ wszystko co cenne jest schowane wewnątrz maszyny i taki sposób prezentacji gier jest wygodniejszy dla mnie i przyjemniejszy dla odwiedzających.

Ł. B. - Tutaj umieściłeś z kolei najstarsze gry wojenne.

J.O. - Tak akurat w tym kącie mamy cztery kultowe gry – Green Beret, Commando, Jackal, 1943. W przypadku tych gier używamy automatów uniwersalnych ponieważ nie zdobyliśmy jeszcze dedykowanych maszyn. Wszystkie gry, które znajdują się w takich uniwersalnych obudowach arcade czekają aż zdobędziemy oryginalny automat. Gdyby udało nam się znaleźć powiedzmy oryginalny automat Commando, wtedy wszystkie bebechy przełożymy do oryginału, a w tego włożymy inną grę.

Ł. B – Czy poszukiwania oryginalnych obudów są trudne?

J.O – W Europie znaleźć taki stary oryginalny automat to prawdziwa rzadkość. Takich oryginałów szukamy zazwyczaj w Wielkiej Brytanii i USA. Transport z tak daleka to bardzo kosztowne przedsięwzięcie.

Ł. B – Czy masz jakiś klucz układania automatów?

J. O. - Tak, automaty układamy od najstarszych do najmłodszych. Tutaj na parterze znajdują się najstarsze maszyny, natomiast na piętrze już te nowsze. Przeważnie są to gry 3D.

Ł. B. - Jak wygląda liczba odwiedzających?

J.O – W tamtym roku mieliśmy mniej więcej pięć tysięcy odwiedzających. W tym roku szacujemy, że skończy się na około 7 tysiącach. Z każdym rokiem odwiedzających przybywa.

Ł. B. - Jak więc wygląda sprawa z reklamą, w jaki sposób się reklamujecie aby przyciągnąć ludzi?

J.O – Wszelki rodzaj reklamy jest kosztowny, trudno również zachęcić nie graczy do odwiedzenia naszego miejsca. Obracamy się raczej w specyficznym kręgu graczy oldschoolowych i każdy gracz, który nas odwiedza poleca nas innym. W ten sposób dowiaduje się o nas coraz więcej ludzi.

Ł. B. - Koszty utrzymania takiego miejsca z pewnością są bardzo wysokie. Czy starasz się pozyskać pieniądze z innych źródeł niż bilety wstępu?

J.O. - Nie finansujemy naszej działalności z publicznych pieniędzy. Nie sponsoruje nas żadna firma. Póki co pięć osób sprezentowało nam pięć automatów, poza tym wszystkie zgromadzone tu automaty zostały zakupione z biletów i fantów (koszulki, breloczki itp.). W Stanach, skąd pochodzi większość automatów sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Gry arcade to część ich kultury. Jest tam wiele takich miejsc jak to, gdzie możesz pograć sobie za darmo, a główne źródło dochodów to na przykład drinki serwowane przez barmana.

Ł. B. - Dlaczego sprzedajesz bilety a nie żetony ?

J.O. - Ze względów praktycznych. Znacznie łatwiej jest nam sprzedawać bilety, ponieważ codziennie musielibyśmy wyciągać żetony z automatów co byłoby czasochłonne i przyznasz, że nieco uciążliwe. Bilety są praktyczne i funkcjonalne.

Ł. B. - Kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten drewniany budynek zastanowiło mnie to. Czy nie boisz się pożaru ?

J.O. - Jesteśmy przygotowani na wszystko. Budynek podłączony jest do systemu przeciwpożarowego, posiada również zabezpieczenie antywłamaniowe i nowoczesną instalację elektryczną. Wszystko po to aby zminimalizować ryzyko pożaru.

Ł. B. - Który automat był najdroższy ?

J.O. - automat Scramble sprowadzony z USA. Opłata za transport kosztowała jakieś kosmiczne pieniądze plus podatki ale jako kolekcjoner uważam, że bardziej cenny jest ten stary automat do Ponga czy też Space Invaders, Galaxion, Asteroids. Bardzo cenną maszyną jest oryginalny automat Battle Zone, którego kupiliśmy w Niemczech. Niestety PCB(obwód drukowany) jest w tej chwili uszkodzone. Planujemy naprawić go do końca września (2014). Battle Zone jest o tyle wyjątkowym automatem, ponieważ posiada specjalny monitor do grafiki wektorowej tak jak konsola Vectrex. Nasz darczyńca, który był wielkim fanem Battle Zone powiedział mi, że jeśli znajdę taki automat to on zapłaci każdą cenę i w ten sposób rzeczony automat znalazł się tutaj.

Ł. B. - Ile średnio kosztuje jedna maszyna ?

J.O. - od 10 tysięcy do 30 tysięcy koron ( w przeliczeniu na złotówki od 1500 do 5000 tyś) plus części.

Ł. B. - Czy większość kupionych maszyn nie działa i trzeba je naprawiać ?

J.O. - Ogromna większość automatów nie działa i musimy poświęcać dużo czasu na naprawę. Niektóre z automatów kupujemy kompletnie rozmontowane na przykład bez paneli sterujących ( gałki i przyciski). To właśnie robimy, przywracamy tym starym maszyną dawną świetność.

Ł. B. - Czy renowacje robi wam ktoś za darmo ?

J.O. - Nasza grupa składa się z kilku osób ale nikt nie robi niczego za darmo. Za wkład swojej pracy i czasu otrzymują wynagrodzenie.

Ł.B. - Czy wynajmujesz ten budynek czy należy do Ciebie?

J.O. - Budynek jak i okoliczny teren należy do moich rodziców. Znajduje się tu mały zamek, dziś jest to muzeum, w którym mój ojciec pokazuje eksponaty związane z historią Czech. Muzeum gier znajduje się zaraz przy wjeździe na teren zamku.

Ł. B. - Co zrobisz kiedy zabraknie Ci miejsca na kolejne automaty ?

J.O. - To się dzieje właśnie teraz (śmiech). Szukamy partnera w innym czeskim mieście, z którym będziemy mogli stworzyć mniejszą filię...

W tym momencie poprosiłem Jana o stworzenie takiego miejsca w Libercu :) znacznie skróciłoby to dojazd polskich graczy.

… Jak pewnie zauważyłeś niektóre automaty się dublują. Związane jest to z dalszymi planami rozbudowy. Zdublowane automaty przeniesiemy do innego miasta i zrobi się miejsce na kolejne. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem podbijemy całą Europę (śmiech).

Ł. B. - Jaki jest twój wymarzony automat?

J.O. - Zdecydowanie – Discs of Tron, to jest gra przy której spędziłem wiele godzin jako dzieciak. Ten automat zdecydowanie jest moim numerem jeden na liście poszukiwanych. Zakupiłem już wiele maszyn, o których marzyłem np. Space Invaders, Asteroids i wierzę, że kiedyś zdobędę i ten automat.

Ł. B. - Czy planujesz wystawić się kiedyś z automatami w innym mieście?

J. O. - Nie. Ze względu na wiek automatów i ich podatność na wstrząsy nie jesteśmy w stanie ich przetransportować w inne miejsce. Te najstarsze są najbardziej delikatne i dlatego ich eksponowanie w innych miastach jest niemożliwe. W ten sposób na pewno przetrwają i będą cieszyć następne pokolenia graczy.

Ł. B. - Jak myślisz, czy Twoje dzieci będą kontynuować twoje dzieło?

J.O. - Zdecydowanie tak.

Ł. B. - W Polsce tak zwana kultura gier arcade, że się tak wyrażę jest wysoko rozwinięta. Prawie każdy 30 latek wychował się na automatach. Gracze oldschoolowi stanowią w Polsce duży procent ogółu growej społeczności. Twoja sława powoli dociera do Polski, jesteś tam coraz bardziej znany. Myślę, że w przyszłości możesz spodziewać się wielu graczy z Polski.

J.O. - W Czechach jest zupełnie inaczej. U nas retro graczy jest stosunkowo mało. Dla nas to wielki sukces, że przetrwaliśmy i rozwijamy się w kraju gdzie dopiero tworzy się społeczność oldschoolowych graczy. Wielu graczy przyprowadza swoje rodziny aby pokazać im to miejsce. Oczywiście ogromna większość to mężczyźni 30 plus. Przyjeżdżają do nas z wielu krajów. Mieliśmy gości z Polski, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii. Jesteśmy z tego bardzo dumni. Z wypowiedzi ludzi z innych krajów dowiadujemy się, że podobnych projektów jest bardzo mało i właściwie jesteśmy wyjątkiem na skalę europejską.

Ł. B. - Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

J.O. - Również dziękuję za wizytę i do zobaczenia.

 

Podsumowanie.

Moja konkluzja na zakończenie i po samej rozmowie jest taka, że jest to wspaniałe miejsce nie tylko dla kogoś kto interesuje się grami od czasów najdawniejszych ale dla kogoś kto nigdy nie grał na automatach. Dziś stare automaty w Polsce można spotkać przede wszystkim w ośrodkach wypoczynkowych lub w miejscowościach nadmorskich ale z roku na rok liczba takich miejsc maleje. Biznes automatowy wcale nie ma się dobrze. Moim zdaniem wynika to przede wszystkim z braku inwestycji. Automaty powstają przecież do dziś ale w Polsce mam wrażenie, że biznes ten stanął w miejscu na przełomie wieków. W pobliskim ośrodku wypoczynkowym mogę sobie pograć na automatach ale są to już automaty muzealne – przede wszystkim Time Crisis, House of The Dead oraz wiele innych gier z lat dziwięćdziesiątych. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Osobiście sam bym pograł na jakimś nowym automacie chociażby na Mario Kart Arcade GP DX albo w Aliens Armageddon Arcade – problem to cena, wszystkie najnowsze automaty kosztują około 25 tys. zł. plus dodatkowe opłaty. Dlatego właśnie w Polsce nie inwestuje się w salony gier.

Jeśli chcecie wybrać się do Arkade.hry to zaopatrzcie się w sprawnego GPS-a. Do tego miejsca naprawdę ciężko trafić. Bez pomocy tubylców się nie obyło. Drugą istotną kwestią jest ogrom automatów i praktycznie brak możliwości zagrania we wszystko w jeden dzień. Dlatego nie nastawiajcie się na granie we wszystko po trochu. Warto sprawdzić automat 3D i inne dziwne wynalazki. Jeśli się tam wybieracie obierzcie sobie jakiś konkretny automat i męczcie go, a w inne pograjcie kilkanaście minut. Nie ma sensu grać w Mortal Kombat albo Tekken skoro macie to na konsoli. Lepiej pograć w te gry, z którymi nie miało się styczności w dzieciństwie. No i warto pamiętać, że nie ma tam wszystkiego co byśmy chcieli – niestety nie było Samurai Shadown czy też Alpine Racer. Ku mojemu niezadowoleniu automat Dance Dance Revolution nie działał, a szkoda bo jechałem tam właśnie z myślą o poskakaniu po strzałkach. No trudno, może innym razem się uda. Na zakończenie kupiliśmy sobie po breloczku do kluczy na pamiątkę tej przygody – koszt około 7 złotych, a więc znośnie. Przyszła pora na pamiątkowe zdjęcie (właściciel to ten po środku) i odjazd.Z czysto technicznych faktów warto wspomnieć jeszcze, że można zamówić tam pizzę ( na bardzo, bardzo, bardzo cienkim cieście), którą to można skonsumować na miejscu.

Z czystym sumieniem mogę polecić to miejsce polskim graczom zwłaszcza tym, którzy mają rodziny. Taki sentymentalny powrót do przeszłości może jednak zaszkodzić co bardziej wrażliwym, więc robisz to na własne ryzyko. Powodzenia :).

Foty pochodzą ze strony muzeum link tu

Oceń bloga:
40

Jedziesz

Jak nie jak tak
93%
jak tak jak nie
93%
byłem
93%
Pokaż wyniki Głosów: 93

Komentarze (28)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper